"A gu gu" Arki Noego: przebój płytowy lata 2000
Największą sensacją muzyczną tego lata okazał się album "A gu gu" formacji Arka Noego, który wyprodukowała niezależna wytwórnia. W ciągu dwóch miesięcy sprzedano ponad 300 tys. płyt i kaset (więcej niż z nagraniami śpiewu Jana Pawła II). Sukces zespołu jest wart zauważenia zwłaszcza ze względu na zapaść przemysłu fonograficznego, spowodowaną brakiem nowych twarzy i pomysłów.
Piosenka chrześcijańska zyskała w Polsce popularność dopiero kilka lat temu. Przed pięciu laty międzynarodowa wspólnota ekumeniczna Młodzież z Misją zorganizowała w Giżycku festiwal Slot, a od trzech lat w Toruniu odbywa się Międzynarodowy Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej. Głównym reprezentantem tego nurtu w polskim rocku jest formacja 2TM2,3, zwana Tymoteuszem, która odnosi sukcesy zarówno w kręgach miłośników muzyki metalowej, jak i młodzieży oazowej. W zespołach tych grają artyści wcześniej związani z punk rockiem i thrash metalem, gatunkami uchodzącymi za ekspozycję "kultury śmierci". Zanim Robert Friedrich zaczął wykonywać muzykę chrześcijańską, przez dziesięć lat grał na gitarze i śpiewał pod pseudonimem Litza w najsłynniejszym polskim zespole thrashmetalowym Acid Drinkers. Poza krajem formacja osiągnęła sukces również w zachodniej Europie, gdzie za sprawą wytwórni Music For Nations ukazały się jej wczesne płyty. Friedrich miał znaczący udział w nagraniu niemal dwudziestu płyt, w tym ogromnie popularnych albumów Kazika na Żywo, grupy będącej rockowym alter ego Kazika Staszewskiego.
Podobny rodowód muzyczny ma Darek Malejonek - niegdyś grający w punkowej kapeli Moskwa, a od dziesięciu lat lider formacji Houk. Trzeci członek 2TM2,3, Tomek Budzyński, wywodzi się z zespołu Armia. Każdy z nich przeżył jednak moment nawrócenia i zdecydował się dzielić wiarą z innymi. Malejonek za przełom uznaje pobyt na festiwalu w Jarocinie w 1988 r.: "Tam zobaczyłem amerykańską grupę chrześcijańską No Longer Music grającą przed kościołem, bo nie pozwolono jej na występ na głównej scenie. W czasie jej koncertu poczułem coś niesamowitego, w tej muzyce była niezwykła moc. W 1993 r. ochrzciłem się w Kościele katolickim i oddałem życie Jezusowi". Budzyński z kolei zdawkowo informuje, że odkrył wiarę "za sprawą głębokiego przeżycia w 1993 r.", a Friedrich zauważa, że żyjąc od sześciu lat we wspólnocie neokatechumenalnej, wraz z całą rodziną znalazł się na drodze do odnalezienia odpowiedzi na pytania o sens życia. "Ważnym momentem w szukaniu wiary był dla mnie sakrament małżeństwa, a kluczowym przeżyciem - operacje serca przed sześciu laty" - dodaje Friedrich.
Żaden z muzyków nie zdradza ambicji nawracania rówieśników, choć podkreślają, że spełniają swego rodzaju misję religijną. "Teksty formacji Armia czy Houk zawierają elementy chrześcijańskiego przekazu, a na pewno prezentują świat z chrześcijańskiego punktu widzenia - tłumaczy Darek Malejonek. - Natomiast to, co robimy z Tymoteuszem, śmiało można nazwać ewangelizacją ze sceny". Tomek Budzyński dodaje: "Ani ja, ani żaden z moich kolegów nie czujemy się kaznodziejami. Nikogo do niczego nie namawiamy, a tym bardziej nie zmuszamy. Śpiewamy fragmenty Pisma Świętego i to głównie ono działa na naszych słuchaczy". Trzy albumy 2TM2,3 ("Przyjdź", "2TM2,3" i "Pascha 2000") sprzedały się w nakładach ponad 20 tys. egzemplarzy każdy. Grupa zyskała pochlebne recenzje za wykonywanie trudnej, niekomercyjnej muzyki, w której agresywny metalowy rock przeplata się z reggae i brzmieniami etnicznymi. "Gramy bardzo czadową muzykę, radykalną do trzeciej potęgi" - ocenia Tomek Budzyński. Fani często jednak odbierają ją wybiórczo. Ci, dla których ważniejsze jest brzmienie, koncentrują się na mocnych gitarowych riffach, przypominających brzmienie takich amerykańskich grup, jak Marilyn Manson czy Danzig. Przesłanie religijne jest im obojętne. Odbiorcy nastawieni religijnie wsłuchują się w biblijny przekaz i utożsamiają z etosem młodych muzyków, którzy bez trudności godzą bycie rockmanem z żarliwą wiarą. Podziw budzi też ewangelizacyjny entuzjazm całej trójki. Łączenie chrześcijańskiego przesłania z ostrym rockiem nie jest polskim pomysłem - w Stanach Zjednoczonych nie brakuje podobnych zespołów. Niedawno w Katowicach wspólnie z grupą Korn zagrało P.O.D, a w latach 80. duże sukcesy odnosiła amerykańska formacja Stryper.
W Polsce muzyka chrześcijańska, zwłaszcza wykorzystująca rockowe instrumentarium, ciągle budzi sensację. Przyczyną spychania jej na margines było to, że w PRL funkcjonowała wyłącznie w kręgach przykościelnych, jako wzbogacenie liturgii. W 1968 r. Katarzyna Gaertner skomponowała słynną mszę bitową "Pan przyjacielem moim". Na początku 1969 r. wykonali ją w kościele w Podkowie Leśnej Czerwono-Czarni, ale później, przez 25 lat, artyści głoszący Słowo Boże nie przenikali na rynek komercyjny.
Złoty okres muzyka religijna przeżywała w latach 70., co wiązało się z rozwojem ruchu oazowego. Opracowane na gitarę proste utwory utrzymane były w klimacie piosenki turystycznej i świetnie sprawdzały się w trakcie górskich wędrówek po Podhalu. Wiele z nich, na przykład kompozycje Zofii Jasnoty, zyskało rangę przebojów równie popularnych jak piosenki Anny Jantar czy Maryli Rodowicz. W następnym dziesięcioleciu artyści śpiewający pod auspicjami Kościoła stworzyli wewnętrzny rynek, prezentując podczas Tygodnia Kultury Katolickiej czy festiwali tak zwane sacro songi. Niestety, zapóźnienie aranżacyjne tej muzyki było wyraźne. Wykonawcy adaptowali rozwiązania stosowane jeszcze przez Skaldów i Czerwone Gitary w latach 60. Sytuację w niewielkim stopniu poprawiło uwolnienie na początku lat 90. rynku muzycznego spod kontroli państwa. Piosenkarze posługujący się ubogim instrumentarium stworzyli nawet osobny gatunek muzyki pop, zwany katopolo (z racji podobieństwa do ówczesnych szlagierów dancingowych).
Przykłady osiągnięć artystycznych w tej dziedzinie zdarzały się nader rzadko. Jako chlubny wyjątek należy przypomnieć płytę Stanisława Sojki "Matko, która nas znasz" z wykonaną z niezwykłym wyczuciem pieśnią "Królowej Anielskiej śpiewajmy". Obecny repertuar jest już dużo bogatszy, na co miało wpływ powstanie studiów specjalizujących się w nagrywaniu tego typu muzyki, a także radiowych stacji katolickich. Dzisiaj nawet na antenie konserwatywnego Radia Maryja można usłyszeć pełen repertuar - od rocka po reggae.
Arka Noego swój sukces zawdzięcza nastawieniu na odbiorcę rodzinnego - gra muzykę familijną. "Myśleliśmy przede wszystkim o ewangelizacji naszych dzieci - mówi Robert Friedrich. - Może w tym tkwi tajemnica sukcesu, że potrzeby wszystkich rodzin są podobne". Pomysł płyty zrodził się zresztą przy okazji nagrywania oprawy muzycznej dziecięcego programu telewizyjnego "Ziarno". Powstało wówczas sporo lekkich i wpadających w ucho piosenek z utworem "Nie boję się, gdy ciemno jest" na czele, który przygotowano specjalnie na wizytę papieża w Polsce. Utwory tak często przegrywano domowym sposobem, że postanowiono przygotować płytę. Friedrich wydał ją własnym kosztem. Jej sukces potwierdza rosnące zainteresowanie występami Arki Noego (tylko w czerwcu grupa dała ich 30). "Zespół nigdy nie miał prób, spotykaliśmy się od razu na koncercie, graliśmy spontanicznie" - przypomina Friedrich. Dzieci występujące z muzykami miały prawo ingerencji w teksty, komponowały także fragmenty melodii. Koncerty w większości były darmowe, a dobrowolne ofiary słuchaczy przeznaczano na dziecięce hospicja lub misje w Afryce.
Piosenka chrześcijańska zyskała w Polsce popularność dopiero kilka lat temu. Przed pięciu laty międzynarodowa wspólnota ekumeniczna Młodzież z Misją zorganizowała w Giżycku festiwal Slot, a od trzech lat w Toruniu odbywa się Międzynarodowy Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej. Głównym reprezentantem tego nurtu w polskim rocku jest formacja 2TM2,3, zwana Tymoteuszem, która odnosi sukcesy zarówno w kręgach miłośników muzyki metalowej, jak i młodzieży oazowej. W zespołach tych grają artyści wcześniej związani z punk rockiem i thrash metalem, gatunkami uchodzącymi za ekspozycję "kultury śmierci". Zanim Robert Friedrich zaczął wykonywać muzykę chrześcijańską, przez dziesięć lat grał na gitarze i śpiewał pod pseudonimem Litza w najsłynniejszym polskim zespole thrashmetalowym Acid Drinkers. Poza krajem formacja osiągnęła sukces również w zachodniej Europie, gdzie za sprawą wytwórni Music For Nations ukazały się jej wczesne płyty. Friedrich miał znaczący udział w nagraniu niemal dwudziestu płyt, w tym ogromnie popularnych albumów Kazika na Żywo, grupy będącej rockowym alter ego Kazika Staszewskiego.
Podobny rodowód muzyczny ma Darek Malejonek - niegdyś grający w punkowej kapeli Moskwa, a od dziesięciu lat lider formacji Houk. Trzeci członek 2TM2,3, Tomek Budzyński, wywodzi się z zespołu Armia. Każdy z nich przeżył jednak moment nawrócenia i zdecydował się dzielić wiarą z innymi. Malejonek za przełom uznaje pobyt na festiwalu w Jarocinie w 1988 r.: "Tam zobaczyłem amerykańską grupę chrześcijańską No Longer Music grającą przed kościołem, bo nie pozwolono jej na występ na głównej scenie. W czasie jej koncertu poczułem coś niesamowitego, w tej muzyce była niezwykła moc. W 1993 r. ochrzciłem się w Kościele katolickim i oddałem życie Jezusowi". Budzyński z kolei zdawkowo informuje, że odkrył wiarę "za sprawą głębokiego przeżycia w 1993 r.", a Friedrich zauważa, że żyjąc od sześciu lat we wspólnocie neokatechumenalnej, wraz z całą rodziną znalazł się na drodze do odnalezienia odpowiedzi na pytania o sens życia. "Ważnym momentem w szukaniu wiary był dla mnie sakrament małżeństwa, a kluczowym przeżyciem - operacje serca przed sześciu laty" - dodaje Friedrich.
Żaden z muzyków nie zdradza ambicji nawracania rówieśników, choć podkreślają, że spełniają swego rodzaju misję religijną. "Teksty formacji Armia czy Houk zawierają elementy chrześcijańskiego przekazu, a na pewno prezentują świat z chrześcijańskiego punktu widzenia - tłumaczy Darek Malejonek. - Natomiast to, co robimy z Tymoteuszem, śmiało można nazwać ewangelizacją ze sceny". Tomek Budzyński dodaje: "Ani ja, ani żaden z moich kolegów nie czujemy się kaznodziejami. Nikogo do niczego nie namawiamy, a tym bardziej nie zmuszamy. Śpiewamy fragmenty Pisma Świętego i to głównie ono działa na naszych słuchaczy". Trzy albumy 2TM2,3 ("Przyjdź", "2TM2,3" i "Pascha 2000") sprzedały się w nakładach ponad 20 tys. egzemplarzy każdy. Grupa zyskała pochlebne recenzje za wykonywanie trudnej, niekomercyjnej muzyki, w której agresywny metalowy rock przeplata się z reggae i brzmieniami etnicznymi. "Gramy bardzo czadową muzykę, radykalną do trzeciej potęgi" - ocenia Tomek Budzyński. Fani często jednak odbierają ją wybiórczo. Ci, dla których ważniejsze jest brzmienie, koncentrują się na mocnych gitarowych riffach, przypominających brzmienie takich amerykańskich grup, jak Marilyn Manson czy Danzig. Przesłanie religijne jest im obojętne. Odbiorcy nastawieni religijnie wsłuchują się w biblijny przekaz i utożsamiają z etosem młodych muzyków, którzy bez trudności godzą bycie rockmanem z żarliwą wiarą. Podziw budzi też ewangelizacyjny entuzjazm całej trójki. Łączenie chrześcijańskiego przesłania z ostrym rockiem nie jest polskim pomysłem - w Stanach Zjednoczonych nie brakuje podobnych zespołów. Niedawno w Katowicach wspólnie z grupą Korn zagrało P.O.D, a w latach 80. duże sukcesy odnosiła amerykańska formacja Stryper.
W Polsce muzyka chrześcijańska, zwłaszcza wykorzystująca rockowe instrumentarium, ciągle budzi sensację. Przyczyną spychania jej na margines było to, że w PRL funkcjonowała wyłącznie w kręgach przykościelnych, jako wzbogacenie liturgii. W 1968 r. Katarzyna Gaertner skomponowała słynną mszę bitową "Pan przyjacielem moim". Na początku 1969 r. wykonali ją w kościele w Podkowie Leśnej Czerwono-Czarni, ale później, przez 25 lat, artyści głoszący Słowo Boże nie przenikali na rynek komercyjny.
Złoty okres muzyka religijna przeżywała w latach 70., co wiązało się z rozwojem ruchu oazowego. Opracowane na gitarę proste utwory utrzymane były w klimacie piosenki turystycznej i świetnie sprawdzały się w trakcie górskich wędrówek po Podhalu. Wiele z nich, na przykład kompozycje Zofii Jasnoty, zyskało rangę przebojów równie popularnych jak piosenki Anny Jantar czy Maryli Rodowicz. W następnym dziesięcioleciu artyści śpiewający pod auspicjami Kościoła stworzyli wewnętrzny rynek, prezentując podczas Tygodnia Kultury Katolickiej czy festiwali tak zwane sacro songi. Niestety, zapóźnienie aranżacyjne tej muzyki było wyraźne. Wykonawcy adaptowali rozwiązania stosowane jeszcze przez Skaldów i Czerwone Gitary w latach 60. Sytuację w niewielkim stopniu poprawiło uwolnienie na początku lat 90. rynku muzycznego spod kontroli państwa. Piosenkarze posługujący się ubogim instrumentarium stworzyli nawet osobny gatunek muzyki pop, zwany katopolo (z racji podobieństwa do ówczesnych szlagierów dancingowych).
Przykłady osiągnięć artystycznych w tej dziedzinie zdarzały się nader rzadko. Jako chlubny wyjątek należy przypomnieć płytę Stanisława Sojki "Matko, która nas znasz" z wykonaną z niezwykłym wyczuciem pieśnią "Królowej Anielskiej śpiewajmy". Obecny repertuar jest już dużo bogatszy, na co miało wpływ powstanie studiów specjalizujących się w nagrywaniu tego typu muzyki, a także radiowych stacji katolickich. Dzisiaj nawet na antenie konserwatywnego Radia Maryja można usłyszeć pełen repertuar - od rocka po reggae.
Arka Noego swój sukces zawdzięcza nastawieniu na odbiorcę rodzinnego - gra muzykę familijną. "Myśleliśmy przede wszystkim o ewangelizacji naszych dzieci - mówi Robert Friedrich. - Może w tym tkwi tajemnica sukcesu, że potrzeby wszystkich rodzin są podobne". Pomysł płyty zrodził się zresztą przy okazji nagrywania oprawy muzycznej dziecięcego programu telewizyjnego "Ziarno". Powstało wówczas sporo lekkich i wpadających w ucho piosenek z utworem "Nie boję się, gdy ciemno jest" na czele, który przygotowano specjalnie na wizytę papieża w Polsce. Utwory tak często przegrywano domowym sposobem, że postanowiono przygotować płytę. Friedrich wydał ją własnym kosztem. Jej sukces potwierdza rosnące zainteresowanie występami Arki Noego (tylko w czerwcu grupa dała ich 30). "Zespół nigdy nie miał prób, spotykaliśmy się od razu na koncercie, graliśmy spontanicznie" - przypomina Friedrich. Dzieci występujące z muzykami miały prawo ingerencji w teksty, komponowały także fragmenty melodii. Koncerty w większości były darmowe, a dobrowolne ofiary słuchaczy przeznaczano na dziecięce hospicja lub misje w Afryce.
Więcej możesz przeczytać w 32/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.