Zawrotne kariery młodych dziennikarzy TVN
"Robimy telewizję!". Te słowa wypowiedziane dwa lata temu przez Mariusza Waltera, prezesa TVN, podziałały jak magnes na kilkudziesięciu młodych ludzi, którzy marzyli o uprawianiu profesjonalnego dziennikarstwa telewizyjnego. Eliminacje i trzymiesięczny intensywny kurs "utelewizyjnienia" przetrwało kilkunastu. Dziś mają jeden cel: przybliżyć dzień, w którym ich "ukochane" dziecko - "Fakty" - przyciągnie uwagę większej liczby widzów niż "Wiadomości". - To specyficzna menażeria. Chociaż każdy jest inny, łączy nas jedno: dla naszej stacji, a "Faktów" w szczególności, dalibyśmy się pokroić - mówi Marcin Wrona, dziennikarz "Faktów" i autor programu "Pod napięciem".
Najlepsi z grona młodych i obiecujących dziennikarzy wiedzą, że praca w TVN to możliwość spełnienia zawodowych ambicji. By móc doskonalić warsztat pod okiem profesjonalistów, nie wahali się rzucić pracy w dużych rozgłośniach radiowych czy lokalnych oddziałach telewizji publicznej. Większość radiowców czuła się zresztą spełniona po kilku latach dziennikarstwa radiowego, a telewizja otworzyła przed nimi niepowtarzalną szansę zrealizowania się w zupełnie innych warunkach. To dla nich nowy standard dziennikarstwa - naciskani przez Tomasza Lisa, który jest opętany wizją "warsztatu idealnego", dają z siebie wszystko, by robić najlepszy program informacyjny w Polsce. Młoda ekipa dziennikarzy TVN ("nestorzy" mają niewiele ponad trzydzieści lat) to nie grupa ambitnych amatorów, którym zamarzyło się zrobienie telewizji w amerykańskim stylu. Większość z nich ma na swoim koncie bogate doświadczenie zawodowe. Magii i nieograniczonym możliwościom szklanego ekranu niełatwo się oprzeć. - Prawie każdy dziennikarz marzy o pracy w telewizji. Nawet jeśli się do tego nie przyznaje - mówi Tomasz Sekielski, który zanim trafił do TVN, użyczał głosu i doświadczenia między innymi warszawskim rozgłośniom Wawa i Radio dla Ciebie. - To naturalna kolej rzeczy. Dziennikarz radiowy, szukający dodatkowych wyzwań, prędzej czy póęniej trafi do telewizji - mówi Edward Miszczak, dziś dyrektor programowy TVN. - Zawsze wydawało mi się, że urodziłem się po to, by być radiowcem. Po ośmiu latach pracy w radiu uznałem, że zrobiłem już wszystko i już tylko siedzę i tyję. Telewizja dała mi ogromnego kopa. Dziś wiem tylko jedno: że jeszcze niewiele wiem - mówi Marcin Wrona.
- Praca w radiowej Trójce była dla mnie spełnieniem wszystkich ambicji radiowych. Kolejnym krokiem mogła być tylko telewizja - mówi Mirosław Rogalski, który zanim trafił do TVN, tworzył jedną z pierwszych komercyjnych rozgłośni w Polsce (Radio Toruń) oraz pracował m.in. w bydgoskim oddziale TVP. Telewizja zmusza do kreatywności, a ja bardzo lubię takie wyzwania - mówi Roman Młodkowski. - Dużo łatwiej zaistnieć w telewizji dziennikarzowi radiowemu niż człowiekowi z ulicy - mówi Tomasz Sianecki. Nie ukrywa jednak, że na początku trudno pozbyć się radiowych nawyków: - W radiu cisza jest zabójcza, w telewizji może być środkiem artystycznego wyrazu. Z przyzwyczajenia więc mówiłem za dużo, machałem mikrofonem, patrzyłem w kartkę, ruszałem niepotrzebnie głową. - Radio daje komfort, w nim sprzedaje się tylko głos. Każde wystąpienie w telewizji na początku przypominało psychiczny striptiz - mówi Mirosław Rogalski. - Telewizja to dla mnie ogromne wyzwanie i możliwość realizacji ambicji zawodowych. Tę szansę daje mi nie tylko prowadzenie "Faktów regionalnych", ale również realizacja reportaży dla "Wizjera TVN" - mówi Martyna Aftyka.
Wszyscy zgodnie podkreślają, że koordynowana przez Tomasza Lisa trzymiesięczna musztra, jaką TVN zaapli- kowała przyszłym dzienni- karzom "Faktów" przed uruchomieniem stacji, przekształciła ich w "istoty telewizyjne". Radiowca w dżinsach i powyciąganym swetrze zastąpił elegancki dziennikarz w markowym garniturze, którego twarz zdobi perfekcyjny makijaż. Oczywiście celem nadrzędnym kursu przygotowawczego było dopracowanie warsztatu dziennikarskiego, zgranie słowa i gestu. - Na początku Tomasz Lis często musiał strofować kolegów: "To nie radio!", gdy zdarzało im się myśleć kategoriami dęwięku, nie obrazu - opowiada Tomasz Sianecki, który swoją przygodę z dziennikarstwem rozpoczął jedenaście lat temu w radiowej Trójce. W telewizji, początkowo publicznej, imał się już chyba każdego zajęcia - od prowadzenia teleturniejów dla dzieci do realizacji programów informacyjnych i publicystycznych. - W wypadku publicystyki ekonomicznej łatwiejszy żywot ma jednak dziennikarz prasowy lub radiowy. Wiele firm po prostu boi się wpuścić na swój teren kamerę telewizyjną - tłumaczy Roman Młodkowski, który redaguje między innymi program "Fakty, ludzie, pieniądze - Wprost". Wcześniej pracował w RMF i Telewizji Wisła.
Chyba największy zwrot dokonał się w życiu Marka Nowickiego. Dziennikarz "Faktów", odpowiedzialny za informacje z dziedziny służby zdrowia i religii, przez sześć lat pracował w warszawskim katolickim Radiu Józef (mającym być swoistą konkurencją dla Radia Maryja), w którym, obok bieżą- cej publicystyki, prowadził programy stricte religijne. - Obawiano się, że sklerykalizuję "Fakty". Na pytanie, czy zrobiłbym audycję o księdzu, który ma dziecko, odpowiedziałem: "Tak. Wszystko jest kwestią odpowiedniego komentarza". To przekonało komisję - opowiada Nowicki. Jolanta Hajdasz, poznańska korespondentka "Faktów", pierwsze kroki jako dziennikarka stawiała w poznańskim Radiu Merkury, współpracowała też z polską sekcją Radia Wolna Europa, póęniej z lokalnym oddziałem TVP, gdzie odkrył ją Grzegorz Miecugow. W gronie reporterów jest jedną z nielicznych kobiet. - Ogromny stres, mordercze tempo narzucone przez specyficzny tryb pracy w telewizji mogą wykończyć każdego. Jest to szczególnie trudne, gdy ma się rodzinę - mówi Jolanta Hajdasz, mama pięcioletniej Natalii i dwa lata starszej Agnieszki. I natychmiast dodaje: - Ale warto stanąć na głowie, by pogodzić macierzyństwo z dziennikarstwem. Czasem słychać opinię, że intensywna praca w telewizji wyciska z ludzi wszystkie soki: talent, motywację, wenę twórczą. Roman Młodkowski ripostuje: - Każde zajęcie, jeśli chce się w nie zaangażować serio, wypala. Obojętnie, czy jest się prawnikiem w międzynarodowej firmie, lekarzem na stażu, czy dziennikarzem telewizyjnym. - Cały czas żyję świadomością, że moje pięć minut może się skończyć. Telewizja najczęściej jest jak kochanka: wykorzysta i porzuci. Ale na szczęście i tu, jak w życiu, zdarzają się długie i udane związki - mówi Mirosław Rogalski. Wierzy, że w Polsce, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, najlepsi dziennikarze telewizyjni, gdy zawód przestanie dawać im satysfakcję, staną się komentatorami rzeczywistości, którą jako reporterzy poznali od podszewki - zaczną pisać książki, felietony. - Ekipa "Faktów" to w większości młodzi ludzie, którzy dwa, trzy lata temu przychodzili do TVN często bez doświadczenia telewizyjnego. Dzisiaj mają nazwiska, twarze, istnieją na tym rynku. Widzowie niemal codziennie oglądają materiały Tomasza Sekielskiego, Tomasza Sianeckiego, Grzegorza Kajdanowicza, Marka Nowickiego, Romana Młodkowskiego, Marcina Pawłowskiego, Mirosława Rogalskiego i innych. Nie ma w Polsce drugiego takiego programu informacyjnego, w którym tak eksponowani byliby reporterzy - uważa Tomasz Lis.
Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.