Swoim wiernym czytelnikom, swoim czytelnikom niewiernym i wszystkim tym, którzy mnie w ogóle nie czytają, pragnę przekazać tradycyjne życzenia: wszystkiego najlepszego. Od razu nasuwa się jednak pytanie, co to jest to najlepsze. Politycy głowią się nad tym mocno, lecz to, co jest najlepsze dla czytelników, nie zawsze jest i nie musi być najlepsze dla polityków. Ale ja spróbuję swej własnej recepty. Wydaje mi się, że dla Polski najlepszym byłoby zwiększenie czytelności sceny politycznej.
Dzisiaj w naszym kraju panuje model bipolarny, dwubiegunowy. Scena polityczna rozdwoiła się na część postkomunistyczną i postsolidarnościową. Zwracałem kilkakrotnie uwagę, że ten rok jest rokiem specjalnym, bo rocznicowym. Dziesiąta rocznica zmian w naszym rejonie skłania do refleksji, jakie szanse zostały wykorzystane, a jakie przeszły nam koło nosa. Myślę, że dwubiegunowy model należy sytuować po stronie strat, nie po stronie zysków. Są kraje przywiązane do systemu dwupartyjnego, ale miały one (jak USA) ponad dwieście lat demokracji albo też (jak Zjednoczone Królestwo) o wiele więcej - od Wielkiej Karty Wolności licząc. My ze swoją dekadą prób i błędów (z przewagą tych ostatnich) jeszcze się do tego nie nadajemy. Dlatego u nas połowa uprawnionych do głosowania nie chodzi na wybory. Wyborcy mają za ubogą ofertę polityczną, nie mają na kogo głosować.
To błąd, a jak ma być coś najlepsze, trzeba to poprawić. Następną rzeczą do poprawki, jeśli mam życzyć najlepszego, jest rola związków zawodowych. Związki zawodowe są do obrony praw pracowniczych przed pracodawcą. W kraju - jak w naszym - gdzie państwo jest ciągle największym pracodawcą, związki nie mogą brać władzy wykonawczej, gdyż uwikłają się nieuchronnie w rozdwojenie jaźni, które to schorzenie nie rokuje najlepiej ani obronie pracowniczego interesu, ani sprawowaniu władzy. Zresztą związki zostały wymyślone nie jako narzędzie sprawowania władzy, ale jako narzędzie kontroli. Jedyny znany mi wypadek sprawowania przez nie władzy, to - oprócz naszej ojczyzny - czasy Perona. Z nie najlepszym skutkiem. Ale nie płaczmy za Argentyną.
Ponieważ "Solidarności" udało się odzyskać zagrabione w stanie wojennym mienie, zgłosiłem postulat, by te fundusze przekazać na instytut czy też muzeum "Solidarności". Wtedy NSZZ miał dziesięć milionów członków, dziś ma ich półtora miliona. Składki tych ośmiu milionów powinny iść na upamiętnienie ich nadziei i ich walki. Powinno się też pomyśleć o ofiarach represji tamtego okresu. Łamano przecież ludzi, łamano czasem ich kariery, czasem ich charaktery. Nie wszyscy uzyskali zadośćuczynienie. Panowie ministrowie Pałubicki i Kropiwnicki uzyskali rekompensatę. Ale są działacze bez tak zwanych nazwisk, którzy byli poszkodowani, a dzisiaj żyją z goryczą zapomnienia i odtrącenia. Wydałem nawet oświadczenie w tej sprawie, wskazując, że najlepszym miejscem dla tak pomyślanej instytucji powinna być druga brama Stoczni Gdańskiej lub też sama BHP. Pisałem dalej: Inne wykorzystanie tego majątku byłoby niesprawiedliwe i wprost niemoralne. Ale organizacje nie lubią wydawać pieniędzy na cele społeczne.
Życzę wszystkim, by te niedociągnięcia zostały usunięte, aby przyszło nam żyć, mieszkać i pracować w jak najbardziej normalnym kraju. Są wzory, na których można się oprzeć. Polska scena polityczna powinna być bardziej czytelna, żeby każdy obywatel znalazł ugrupowanie polityczne, do którego nie musi należeć, ale na które będzie głosował, uważając, że ono reprezentuje właśnie jego interesy. Scena polityczna powinna odzwierciedlać stan społeczeństwa i przylegać doń jak rękawiczka. Tego wszystkiego Państwu życzę, ale nie tylko Państwu, bo i sobie też.
Najlepszego!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.