W radiu, telewizji i prasie trudno doszukać się przejawów zadowolenia z tego, co już osiągnęliśmy
Za granicą nas chwalą i mówią, że oby tak dalej. Chwalą nas niemal za wszystko -za odporność na kryzys rosyjski, za przyzwoity wzrost gospodarczy, za staranną politykę pieniężną i budżetową zapewniającą spadek inflacji, za wzrost stopy inwestycji itd. Oczywiście, nie ma mowy o "zawrocie głowy od sukcesów". Doskonale sami widzimy plany na tym jasnym obrazie, jak choćby trudne problemy strukturalne i społeczne górnictwa, rolnictwa czy "zbrojeniówki".
Chodzi jednak o to, że znaczna część, a może nawet większość Polaków w ogóle nie uważa tego obrazu za jasny, że gotowa jest negować najoczywistsze sukcesy i głosować na "lewicę", tęskniąc do większej "sprawiedliwości społecznej". To prawda, że przywilejem demokracji jest możliwość otwartego demonstrowania niezadowolenia, że protesty przeciw takim czy innym dysproporcjom i patologiom należą w wielu krajach do obrazu życia codziennego. Ale obawiam się, iż w Polsce przejawy negacji tego, co mamy, wykroczyły poza racjonalne granice i zaczynają być groźne dla kondycji państwa, które odbudowaliśmy po dziesięcioleciach zniewolenia.
W wielu mediach, w tym pretendujących do miana katolickich, kontynuowany jest wizerunek naszego państwa jako instytucji obcej, a nawet wrogiej, z którą nie wypada się utożsamiać. Krąg ludzi związanych z Radiem Maryja zachowuje się niekiedy tak, jakby poszukiwał powodów i sposobów negacji państwa i prawa, jakby posłannictwem katolików miało być męczeństwo, znoszenie prześladowań, a nie wzbogacanie naszego życia. W zasadzie nikt nie pracuje nad odbudową i upowszechnianiem tego, co nazywamy "instynktem państwowym", poczuciem więzi z państwem, nad rozwojem zachowań pozytywnych, obywatelskich.
Państwo nieustannie jest adresatem najbardziej nieuzasadnionych pretensji, ostatnio choćby o zamarzanie pijaków. Państwo, jego urzędnicy, policja (przypomnijmy, że w Niemczech policjantów nazywa się urzędnikami - Beamte) prezentowani są jeszcze zbyt często jako aparat ucisku, a nie jako instytucje, które sami powołaliśmy do życia. Czy w rocznicę tragicznej śmierci młodego chłopca w Słupsku należało ponownie pokazywać w telewizji sceny z ówczesnych zajść, których głównym winowajcą uczyniono policję? Czy strajk górników z powodu zbyt niskich emerytur pomostowych, negujący powszechność reformy emerytalnej, powinien zajmować aż tyle miejsca w dziennikach telewizyjnych?
W poszukiwaniu "newsów" za wszelką cenę media pomijają zwykle istotę problemów i zdarzeń, ograniczając się do tworzenia atmosfery sensacji i niepokojenia widza czy słuchacza. Mówi się, że mądre teksty i audycje nudzą. Ludzie rzekomo nie chcą rozumieć. Ludzie chcą pieniędzy - oczywiście od państwa. Taka płycizna informacji umacnia mentalność roszczeniową. Na pierwszy plan wysuwa się podział, a nie tworzenie produktu społecznego, warunków dla jego wzrostu. Panuje klimat wyszarpywania pieniędzy z budżetu, a nie troska o to, żeby było co dzielić. Najgłośniej krzyczą przy tym ci, którzy otrzymują i tak najwięcej: darmowe emerytury rolnicze, astronomiczne odprawy górnicze. Zarabiające 500 zł pielęgniarki strajkują najrzadziej.
Ten niekorzystny klimat niepokoju i niepewności, jest w znacznej mierze - wypada to powtórzyć - zasługą mediów. W radiu, telewizji i wielu gazetach trudno doszukać się przejawów zadowolenia, dumy z tego, co już osiągnęliśmy. Strach przed oskarżeniem o "propagandę sukcesu" w stylu lat 70. zamyka usta, uniemożliwia jakąkolwiek afirmację tego, co mamy.
Czas najwyższy przestać wszystko widzieć wyłącznie w tak krzywym zwierciadle. I powiedzieć sobie, że egzamin z transformacji zdaliśmy lepiej niż inni, że powinniśmy być podporą państwa, a nie jego podgryzaczami. To zadanie dla polskiej inteligencji, w tym także dla odnowionej Akcji Katolickiej.
Życzmy sobie w roku 1999 zdolności do jaśniejszego, a nie katastroficznego spojrzenia na naszą rzeczywistość. Tak będzie po prostu zdrowiej i prawdziwiej.
Chodzi jednak o to, że znaczna część, a może nawet większość Polaków w ogóle nie uważa tego obrazu za jasny, że gotowa jest negować najoczywistsze sukcesy i głosować na "lewicę", tęskniąc do większej "sprawiedliwości społecznej". To prawda, że przywilejem demokracji jest możliwość otwartego demonstrowania niezadowolenia, że protesty przeciw takim czy innym dysproporcjom i patologiom należą w wielu krajach do obrazu życia codziennego. Ale obawiam się, iż w Polsce przejawy negacji tego, co mamy, wykroczyły poza racjonalne granice i zaczynają być groźne dla kondycji państwa, które odbudowaliśmy po dziesięcioleciach zniewolenia.
W wielu mediach, w tym pretendujących do miana katolickich, kontynuowany jest wizerunek naszego państwa jako instytucji obcej, a nawet wrogiej, z którą nie wypada się utożsamiać. Krąg ludzi związanych z Radiem Maryja zachowuje się niekiedy tak, jakby poszukiwał powodów i sposobów negacji państwa i prawa, jakby posłannictwem katolików miało być męczeństwo, znoszenie prześladowań, a nie wzbogacanie naszego życia. W zasadzie nikt nie pracuje nad odbudową i upowszechnianiem tego, co nazywamy "instynktem państwowym", poczuciem więzi z państwem, nad rozwojem zachowań pozytywnych, obywatelskich.
Państwo nieustannie jest adresatem najbardziej nieuzasadnionych pretensji, ostatnio choćby o zamarzanie pijaków. Państwo, jego urzędnicy, policja (przypomnijmy, że w Niemczech policjantów nazywa się urzędnikami - Beamte) prezentowani są jeszcze zbyt często jako aparat ucisku, a nie jako instytucje, które sami powołaliśmy do życia. Czy w rocznicę tragicznej śmierci młodego chłopca w Słupsku należało ponownie pokazywać w telewizji sceny z ówczesnych zajść, których głównym winowajcą uczyniono policję? Czy strajk górników z powodu zbyt niskich emerytur pomostowych, negujący powszechność reformy emerytalnej, powinien zajmować aż tyle miejsca w dziennikach telewizyjnych?
W poszukiwaniu "newsów" za wszelką cenę media pomijają zwykle istotę problemów i zdarzeń, ograniczając się do tworzenia atmosfery sensacji i niepokojenia widza czy słuchacza. Mówi się, że mądre teksty i audycje nudzą. Ludzie rzekomo nie chcą rozumieć. Ludzie chcą pieniędzy - oczywiście od państwa. Taka płycizna informacji umacnia mentalność roszczeniową. Na pierwszy plan wysuwa się podział, a nie tworzenie produktu społecznego, warunków dla jego wzrostu. Panuje klimat wyszarpywania pieniędzy z budżetu, a nie troska o to, żeby było co dzielić. Najgłośniej krzyczą przy tym ci, którzy otrzymują i tak najwięcej: darmowe emerytury rolnicze, astronomiczne odprawy górnicze. Zarabiające 500 zł pielęgniarki strajkują najrzadziej.
Ten niekorzystny klimat niepokoju i niepewności, jest w znacznej mierze - wypada to powtórzyć - zasługą mediów. W radiu, telewizji i wielu gazetach trudno doszukać się przejawów zadowolenia, dumy z tego, co już osiągnęliśmy. Strach przed oskarżeniem o "propagandę sukcesu" w stylu lat 70. zamyka usta, uniemożliwia jakąkolwiek afirmację tego, co mamy.
Czas najwyższy przestać wszystko widzieć wyłącznie w tak krzywym zwierciadle. I powiedzieć sobie, że egzamin z transformacji zdaliśmy lepiej niż inni, że powinniśmy być podporą państwa, a nie jego podgryzaczami. To zadanie dla polskiej inteligencji, w tym także dla odnowionej Akcji Katolickiej.
Życzmy sobie w roku 1999 zdolności do jaśniejszego, a nie katastroficznego spojrzenia na naszą rzeczywistość. Tak będzie po prostu zdrowiej i prawdziwiej.
Więcej możesz przeczytać w 1/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.