Żona Dariusza Michalczewskiego uratowała karierę bokserskiego mistrza wagi półciężkiej, Mariola Gołota skończyła zaocznie prawo i dziś wspiera męża nie tylko prowadząc dom w Chicago, lecz także doradzając mu w interesach.
Agnieszka Korzeniowska sprzedaje agencjom reklamowym wizerunek swojego męża chodziarza, a Agnieszka Guzy - dziewczyna Mateusza Kusznierewicza - przerwała studia, wyjechała ze swoim żeglarzem na pół roku do Australii i została jego menedżerem, stawiając sponsorom twarde warunki podczas negocjacji. Czy towarzyszki życia polskich mistrzów sportu zasłużyły na złote medale?
Pozostają w cieniu, ale bez nich nie byłoby sukcesów na igrzyskach w Atlancie, na lekkoatletycznych mistrzostwach świata i na zawodowych ringach. Jolanta Wielicka, małżonka zdobywcy wszystkich czternastu ośmiotysięczników Ziemi, obliczyła, że przez wyprawy męża Krzysztofa ich związek jest krótszy o osiem lat. - Często byłam sama, ale nigdy samotna, nawet wówczas, gdy na mojej głowie pozostawały dzieci i mieszkanie na trzynastym piętrze. Dziś, gdy mąż wyrusza w Himalaje na kolejne ekspedycje, prowadzę swoje interesy i jednocześnie doglądam bliźniaczej firmy Krzysztofa produkującej odzież turystyczną. Choć nigdy nie pomagałam mu w górach zdobywać najtrudniejszych ścian, myślę, że należy mi się co najmniej jeden ośmiotysięcznik - mówi Jolanta Wielicka.
Polska lekkoatletyka do światowych potęg jeszcze nie należy, ale w Europie muszą się z nią liczyć. To zasługa kilku profesjonalistów, wśród których ważną postacią jest Artur Partyka, zawodowy zdobywca medali, przywozi je niemal z każdej poważniejszej imprezy. - Odciążam Artura, by nie musiał się zajmować sprawami, które mogłyby utrudnić mu przygotowania do startu - mówi Agnieszka Partyka, żona najlepszego od lat polskiego skoczka wzwyż. - Większość czasu nie ma męża w domu, a i tak całe nasze życie jest podporządkowane jego karierze. Staram się pomagać i nie być balastem. Chyba mi się to udaje, bo mąż wciąż skacze wysoko.
Joanna Nastula, małżonka mistrza dżudo, sprawiła, że mąż w ekspresowym tempie zaczął nadrabiać zaległości w edukacji. Dzięki niej skończył liceum, dziś jest na drugim roku studiów. Agnieszka Guzy, dziewczyna Mateusza Kusznierewicza - mistrza olimpijskiego i mistrza świata w żeglarskiej klasie Finn - zrewolucjonizowała prawie całe swoje życie. - Jestem menedżerem Mateusza, zajęłam się organizacją regat, sesji zdjęciowych, pozyskiwaniem sponsorów, dzięki mnie Mateusz podpisał dwa nowe kontrakty. Mam swój udział także w naszej czasowej emigracji do Australii. Wyjechaliśmy tam na pół roku, by móc trenować przed letnimi igrzyskami w Sydney. Do tego pomysłu namówiłam nie tylko Mateusza, ale też jego tatę i Polski Związek Żeglarski, który początkowo nie był przekonany do tego kosztownego przedsięwzięcia. Krzysztof Hołowczyc - trudno dziś stwierdzić, czy lepiej sprawdzający się jako kierowca rajdowy, czy telewizyjny showman - po każdej imprezie wsiada do auta i bije rekordy na trasie Warszawa - Olsztyn. - Decydując się na związek z Krzysztofem, wiedziałam, że prędzej czy później pochłonie go kariera, a ja będę musiała sobie z tym poradzić. Dziś męża nie ma w domu średnio przez sześć miesięcy w roku - przyznaje Danuta Hołowczyc, która sama nie pracuje, prowadzi dom i działa społecznie przy organizacji regionalnych olimpiad dla dzieci niepełno- sprawnych. - Odpowiada mi ten model życia, brakowało by mi dziś powrotów męża. Nie narzekałam nawet wówczas, gdy po długiej i kosztownej budowie domu Krzysztof go sprzedał i kupił mazdę, a rodzina przez kolejne lata musiała pozostać na 30 m2 w bloku. Dziś, gdy sukcesy są coraz większe, a pieniądze pozwalają znów myśleć o przeprowadzce, nie jestem na Krzysztofa zła za to, że często nas zostawia, lecz za to, że na przykład wypadł z trasy podczas ważnego rajdu. Na zawody wybieram się rzadko, wolę śledzić jego karierę przez telefon, bo gdy nie widzę auta na ostrych zakrętach, strach jest mniejszy. Myślę, że moja akceptacja dla jego trybu życia dodaje Krzyśkowi skrzydeł.
Zupełnie inaczej radzą sobie Izabela Scorupco i zawodowy hokeista ligi NHL Mariusz Czerkawski. Oboje zajmują się własnymi karierami. Żyją między Nowym Jorkiem a Szwecją, gdzie się poznali i gdzie mieszkają rodzice aktorki. Miedzy lodową taflą a planem filmu "Ogniem i mieczem". Gdy pierwszy Polak w zawodowej lidze Ameryki wyrusza w tzw. wyjazdową sesję i przez miesiąc podróżuje z meczu na mecz, żona wsiada z córeczką do samolotu i leci przeczekać ten czas do Szwecji.
Prawie całkowicie karierą męża pochłonięta jest Agnieszka Korzeniowska. - Czasem czuję się jak jego sekretarka; umawiam spotkania, dzwoniąc do ośrodka przygotowań olimpijskich, najpierw pytam, co robił dziś na treningu i czy forma rośnie - mówi żona mistrza olimpijskiego, mistrza świata i Europy, najlepszego polskiego sportowca ostatnich lat. - Czasem na obóz jedziemy całą rodziną, by Robert mógł pracować w komfortowych warunkach - bez wyrzutów sumienia, że zostawił nas samych na cały miesiąc.
Mieszkająca w Krakowie Agnieszka Korzeniowska ma spory udział nie tylko w sportowych sukcesach swego męża. Prowadzi dwie firmy: niedawno otwarty duży sklep ze sprzętem sportowym, gdzie mają się spotykać najlepsi polscy zawodnicy, oraz rodzinną spółkę Korzeniowski i Sport Promocja, której zadaniem jest sprzedaż wizerunku najszybszego chodziarza. - Punktem zwrotnym w naszym życiu był złoty medal wywalczony w Atlancie. Stanęliśmy wówczas na nogi, pojawiły się nagrody w plebiscytach i umowy ze sponsorami. W przyszłym roku planujemy przeprowadzkę do powstającego od dwóch lat domu.
Jeszcze kilka miesięcy temu firma chcąca zaangażować mistrza chodu do reklamowania swych produktów (ograniczając się wyłącznie do reklam prasowych), musiała zapłacić 35 tys. zł. Dziś - po kolejnym złotym medalu przywiezionym z mistrzostw Europy - stawka wzrosła o kilka procent. - Każdy sportowy sukces ma swoją wartość. Jeśli ktoś chce skorzystać z wizerunku Roberta Korzeniowskiego, by poprawić rynkową pozycję chipsów o smaku sera, dzwoni do mnie, negocjujemy warunki kontraktu i podpisujemy umowę. Agencja reklamowa chcąca dziś wykorzystać męża w dużej kampanii telewizyjnej powinna być przygotowana na wydanie 150 tys. zł rocznie - mówi Agnieszka Korzeniowska.
Polski piechur udowodnił, że nawet z chodu można nieźle żyć, nigdy jednak nie dorówna najlepszym zawodowym bokserom. - Bez wpływu Doroty moja kariera przebiegałaby dziś zupełnie inaczej, bez atmosfery, którą stwarza w domu, nigdy nie odniósłbym takich sukce- sów - przyznaje Dariusz Michalczewski, od dawna nie wychodzący na ring za mniej niż milion marek. Ostatnią walkę roku planuje w grudniu, by zebrać gotówkę na zapłacenie podatku. Głównie dzięki żonie Michalczewski zdecydował się przed dziesięciu laty na ucieczkę ze zgrupowania kadry i stanął wraz z Dariuszem Kosedowskim na autostradzie pod Karlsruhe. Wyjechał jako mistrz i reprezentant kraju, a rozpoczynał od sprzątania i noszenia skrzynek. Dziś przyznaje, że gdy mieszkał z żoną i dzieckiem w jednym pokoju, a za pierwsze walki dostawał po 500 DM, ich związek przeszedł największy kryzys. Po trzech latach, gdy zdobył pas zawodowego mistrza świata, zdzierał gardło, krzycząc z ringu: Dorota, Ich liebe dich!
Pozostają w cieniu, ale bez nich nie byłoby sukcesów na igrzyskach w Atlancie, na lekkoatletycznych mistrzostwach świata i na zawodowych ringach. Jolanta Wielicka, małżonka zdobywcy wszystkich czternastu ośmiotysięczników Ziemi, obliczyła, że przez wyprawy męża Krzysztofa ich związek jest krótszy o osiem lat. - Często byłam sama, ale nigdy samotna, nawet wówczas, gdy na mojej głowie pozostawały dzieci i mieszkanie na trzynastym piętrze. Dziś, gdy mąż wyrusza w Himalaje na kolejne ekspedycje, prowadzę swoje interesy i jednocześnie doglądam bliźniaczej firmy Krzysztofa produkującej odzież turystyczną. Choć nigdy nie pomagałam mu w górach zdobywać najtrudniejszych ścian, myślę, że należy mi się co najmniej jeden ośmiotysięcznik - mówi Jolanta Wielicka.
Polska lekkoatletyka do światowych potęg jeszcze nie należy, ale w Europie muszą się z nią liczyć. To zasługa kilku profesjonalistów, wśród których ważną postacią jest Artur Partyka, zawodowy zdobywca medali, przywozi je niemal z każdej poważniejszej imprezy. - Odciążam Artura, by nie musiał się zajmować sprawami, które mogłyby utrudnić mu przygotowania do startu - mówi Agnieszka Partyka, żona najlepszego od lat polskiego skoczka wzwyż. - Większość czasu nie ma męża w domu, a i tak całe nasze życie jest podporządkowane jego karierze. Staram się pomagać i nie być balastem. Chyba mi się to udaje, bo mąż wciąż skacze wysoko.
Joanna Nastula, małżonka mistrza dżudo, sprawiła, że mąż w ekspresowym tempie zaczął nadrabiać zaległości w edukacji. Dzięki niej skończył liceum, dziś jest na drugim roku studiów. Agnieszka Guzy, dziewczyna Mateusza Kusznierewicza - mistrza olimpijskiego i mistrza świata w żeglarskiej klasie Finn - zrewolucjonizowała prawie całe swoje życie. - Jestem menedżerem Mateusza, zajęłam się organizacją regat, sesji zdjęciowych, pozyskiwaniem sponsorów, dzięki mnie Mateusz podpisał dwa nowe kontrakty. Mam swój udział także w naszej czasowej emigracji do Australii. Wyjechaliśmy tam na pół roku, by móc trenować przed letnimi igrzyskami w Sydney. Do tego pomysłu namówiłam nie tylko Mateusza, ale też jego tatę i Polski Związek Żeglarski, który początkowo nie był przekonany do tego kosztownego przedsięwzięcia. Krzysztof Hołowczyc - trudno dziś stwierdzić, czy lepiej sprawdzający się jako kierowca rajdowy, czy telewizyjny showman - po każdej imprezie wsiada do auta i bije rekordy na trasie Warszawa - Olsztyn. - Decydując się na związek z Krzysztofem, wiedziałam, że prędzej czy później pochłonie go kariera, a ja będę musiała sobie z tym poradzić. Dziś męża nie ma w domu średnio przez sześć miesięcy w roku - przyznaje Danuta Hołowczyc, która sama nie pracuje, prowadzi dom i działa społecznie przy organizacji regionalnych olimpiad dla dzieci niepełno- sprawnych. - Odpowiada mi ten model życia, brakowało by mi dziś powrotów męża. Nie narzekałam nawet wówczas, gdy po długiej i kosztownej budowie domu Krzysztof go sprzedał i kupił mazdę, a rodzina przez kolejne lata musiała pozostać na 30 m2 w bloku. Dziś, gdy sukcesy są coraz większe, a pieniądze pozwalają znów myśleć o przeprowadzce, nie jestem na Krzysztofa zła za to, że często nas zostawia, lecz za to, że na przykład wypadł z trasy podczas ważnego rajdu. Na zawody wybieram się rzadko, wolę śledzić jego karierę przez telefon, bo gdy nie widzę auta na ostrych zakrętach, strach jest mniejszy. Myślę, że moja akceptacja dla jego trybu życia dodaje Krzyśkowi skrzydeł.
Zupełnie inaczej radzą sobie Izabela Scorupco i zawodowy hokeista ligi NHL Mariusz Czerkawski. Oboje zajmują się własnymi karierami. Żyją między Nowym Jorkiem a Szwecją, gdzie się poznali i gdzie mieszkają rodzice aktorki. Miedzy lodową taflą a planem filmu "Ogniem i mieczem". Gdy pierwszy Polak w zawodowej lidze Ameryki wyrusza w tzw. wyjazdową sesję i przez miesiąc podróżuje z meczu na mecz, żona wsiada z córeczką do samolotu i leci przeczekać ten czas do Szwecji.
Prawie całkowicie karierą męża pochłonięta jest Agnieszka Korzeniowska. - Czasem czuję się jak jego sekretarka; umawiam spotkania, dzwoniąc do ośrodka przygotowań olimpijskich, najpierw pytam, co robił dziś na treningu i czy forma rośnie - mówi żona mistrza olimpijskiego, mistrza świata i Europy, najlepszego polskiego sportowca ostatnich lat. - Czasem na obóz jedziemy całą rodziną, by Robert mógł pracować w komfortowych warunkach - bez wyrzutów sumienia, że zostawił nas samych na cały miesiąc.
Mieszkająca w Krakowie Agnieszka Korzeniowska ma spory udział nie tylko w sportowych sukcesach swego męża. Prowadzi dwie firmy: niedawno otwarty duży sklep ze sprzętem sportowym, gdzie mają się spotykać najlepsi polscy zawodnicy, oraz rodzinną spółkę Korzeniowski i Sport Promocja, której zadaniem jest sprzedaż wizerunku najszybszego chodziarza. - Punktem zwrotnym w naszym życiu był złoty medal wywalczony w Atlancie. Stanęliśmy wówczas na nogi, pojawiły się nagrody w plebiscytach i umowy ze sponsorami. W przyszłym roku planujemy przeprowadzkę do powstającego od dwóch lat domu.
Jeszcze kilka miesięcy temu firma chcąca zaangażować mistrza chodu do reklamowania swych produktów (ograniczając się wyłącznie do reklam prasowych), musiała zapłacić 35 tys. zł. Dziś - po kolejnym złotym medalu przywiezionym z mistrzostw Europy - stawka wzrosła o kilka procent. - Każdy sportowy sukces ma swoją wartość. Jeśli ktoś chce skorzystać z wizerunku Roberta Korzeniowskiego, by poprawić rynkową pozycję chipsów o smaku sera, dzwoni do mnie, negocjujemy warunki kontraktu i podpisujemy umowę. Agencja reklamowa chcąca dziś wykorzystać męża w dużej kampanii telewizyjnej powinna być przygotowana na wydanie 150 tys. zł rocznie - mówi Agnieszka Korzeniowska.
Polski piechur udowodnił, że nawet z chodu można nieźle żyć, nigdy jednak nie dorówna najlepszym zawodowym bokserom. - Bez wpływu Doroty moja kariera przebiegałaby dziś zupełnie inaczej, bez atmosfery, którą stwarza w domu, nigdy nie odniósłbym takich sukce- sów - przyznaje Dariusz Michalczewski, od dawna nie wychodzący na ring za mniej niż milion marek. Ostatnią walkę roku planuje w grudniu, by zebrać gotówkę na zapłacenie podatku. Głównie dzięki żonie Michalczewski zdecydował się przed dziesięciu laty na ucieczkę ze zgrupowania kadry i stanął wraz z Dariuszem Kosedowskim na autostradzie pod Karlsruhe. Wyjechał jako mistrz i reprezentant kraju, a rozpoczynał od sprzątania i noszenia skrzynek. Dziś przyznaje, że gdy mieszkał z żoną i dzieckiem w jednym pokoju, a za pierwsze walki dostawał po 500 DM, ich związek przeszedł największy kryzys. Po trzech latach, gdy zdobył pas zawodowego mistrza świata, zdzierał gardło, krzycząc z ringu: Dorota, Ich liebe dich!
Więcej możesz przeczytać w 1/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.