Jak oddać Bibliotekę Pruską, jak odzyskać zbiory Ossolineum?
Prezydent Aleksander Kwaśniewski w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Der Tagesspiegel" oznajmił, że Polska byłaby gotowa do zwrotu Biblioteki Pruskiej przechowywanej w Bibliotece Jagiellońskiej i że mogłoby to nastąpić w ramach wzajemnego zwrotu mienia kulturalnego. Kilka dni później prezydent oświadczył, że skoro Ukraińcy nie chcą oddać Polsce zbiorów Ossolineum, powinni jej przekazać mikrofilmy zbiorów.
Oba wystąpienia podyktowane były zapewne dążeniem do pojednania z Niemcami i z Ukrainą. Jedno i drugie leży w żywotnym interesie Polski. Niezależnie jednak od motywów prezydenta, oba wystąpienia były poważnym błędem, który może zaciążyć na szansach odzyskania bezcennych dóbr naszego kulturalnego dziedzictwa.
Istnieje ścisły związek między sprawą Biblioteki Pruskiej a zbiorami Ossolineum, które w dwóch trzecich pozostały we Lwowie. Biblioteka Pruska jest takim samym skarbem dla Niemców, jak Biblioteka Jagiellońska i Ossolineum dla Polski. Założył ją w 1661 r. wielki elektor pruski Fryderyk Wilhelm. W ciągu trzech wieków zgromadziła najstarsze niemieckie inkunabuły sięgające VII w., olbrzymią kolekcję rękopisów, wśród nich Goethego, Schillera i Heinego, listy 9 tys. historycznych osobistości niemieckich oraz rękopisy nut Bacha, Beethovena, Mozarta, Schuberta, Mendelssohna, Schumanna i innych niemieckich kompozytorów. Serce niemieckiej kultury, które biło przez stulecia w Berlinie, znajduje się dziś w Krakowie.
Dokładnie to samo można powiedzieć o zbiorach Ossolineum.
Pozostały we Lwowie zbiory nie tylko ostatniego z Ossolińskich, ale kilkunastu rodów magnackich z całej Polski: najstarsze inkunabuły i pierwodruki polskie, księgi z początków XVI w., w tym kronika Jana z Oświęcimia z 1507 r., Jana z Łańcuta i Sebastiana z Felsztyna (obie z 1517 r.), kronika Miechowity z 1511 r. Wszystkie z najstarszych drukarni Krakowa.
Pozostały we Lwowie najstarsze zabytki języka polskiego i rękopisy największych pisarzy i poetów, poczynając od XVIII w. - w tym Trembeckiego i Naruszewicza, Mickiewicza i Słowackiego, Fredry, Reymonta, listy obu Śniadeckich, Czackiego, Niemcewicza, korespondencja polskich królów i mężów stanu, księgi metryki koronnej, największy i jedyny zbiór prasy polskiej z całego kraju i z emigracji z epoki rozbiorowej i prawie kompletny zbiór prasy II Rzeczypospolitej, do niedawna niszczejący w wilgotnym, nie ogrzewanym kościele Jezuitów we Lwowie.
Sporządzenie z tego wszystkiego mikrofilmów przekraczałoby możliwości finansowe Polski i Ukrainy. Nie mówiąc już o tym, że zdjęcia nie zastąpią odzyskania największych polskich pamiątek narodowych. Co nam przyjdzie ze sfotografowania medalionów z puklami włosów Kościuszki, Bema i Słowackiego albo fajki Mickiewicza czy też zdobytego w 1831 r. sztandaru rosyjskiego, daru Joachima Lelewela?
Polska nie może stosować dwóch sprzecznych standardów moralnych i prawnych. Nie można odmawiać zwrotu Biblioteki Pruskiej dlatego, że przez przypadkowe losy wojny znalazła się na ziemiach wcielonych do Polski, a równocześnie domagać się od Ukraińców zwrotu skarbów Ossolineum znajdujących się we Lwowie, który należy dziś do Ukrainy. Nie można wysuwać moralnych roszczeń zwrotu polskiego dziedzictwa od Ukraińców i odmawiać tego samego prawa Niemcom. Odmowa zwrotu największej skarbnicy niemieckiej kultury groziłaby na dłuższą metę konfliktem podważającym historyczne osiągnięcie, jakim stało się pojednanie z Niemcami, przez które prowadzi droga do wspólnoty europejskiej i atlantyckiej. Z kolei Polska jest taką samą drogą na Zachód dla Ukrainy. Odrzucenie moralnego prawa Niemców do odzyskania największego skarbu ich dziedzictwa przekreśliłoby raz na zawsze możliwości odzyskania Ossolineum. Błąd Kwaśniewskiego polega na pominięciu zasadniczego aspektu sprawy. Wysuwając wobec Niemców postulat zwrotu dóbr zabranych, pominął prezydent dobra zniszczone. Stracił niepowtarzalną okazję przypomnienia Niemcom celowego i planowego zniszczenia przez nich bezcennego Muzeum Krasińskich i częściowego Biblioteki Narodowej w Warszawie, a także zniszczenia dwóch trzecich wszystkich polskich zbiorów bibliotecznych w całym kraju.
Narzuca się prosty wniosek. Polska w dobrowolnym geście przyjaźni wobec zachodniego sąsiada powinna uznać, że Biblioteka Pruska jest własnością narodu niemieckiego. Ale mamy prawo potraktować tę własność jako zastaw. Zwrot tych bezcennych zbiorów musi być uzależniony zarówno od oddania mienia zabranego, jak i odszkodowania za dobra zniszczone. Jeśli nie pełnego, to co najmniej odpowiadającego wartości zastawu. Sprawa odzyskania Ossolineum przedstawia się inaczej. Argumenty prawne są tak wątpliwej natury, że na nic się nie przydadzą. Muszą się znaleźć racje przemawiające do poczucia własnego interesu Ukraińców we Lwowie. Już w 1996 r. wysunąłem taką koncepcję na łamach prasy, w rozmowach z przedstawicielami trzech ministerstw i w listach do prezydenta. O ile mi wiadomo, tylko Kwaśniewski podjął kilkakrotnie sprawę Ossolineum w rozmowach z prezydentem Kuczmą.
Ossolineum musi się stać sprawą narodową. Powinien powstać Związek Muzeów i Bibliotek Polskich na rzecz odzyskania zbiorów, na którego czele stanąłby dyrektor Zamku Królewskiego, prof. Andrzej Rottermund. W rozmowie ze mną wyraził on już na to zgodę - pod warunkiem, że będzie działał jako pełnomocnik szefa rządu i trzech ministerstw: spraw zagranicznych, edukacji i kultury. W liście do prezydenta z 19 sierpnia 1997 r. pisałem: "Spora część ukraińskiego dziedzictwa pozostała w granicach Rzeczypospolitej i jest rozproszona w 31 miastach, regionalnych muzeach i zbiorach. Są wśród nich najstarsze arcydzieła unickiej sztuki kościelnej, jak również malarstwa i rzeźby ukraińskiej, księgi liturgiczne z XI w. z soboru św. Zofii w Kijowie, archiwa biskupów Kościoła unickiego, który uosabia tożsamość narodową zachodniej Ukrainy, inkunabuły i rękopisy sięgające XVI w. i XVII w., kolekcje szabel kozackich, dzieła polskich malarzy o tematyce ukraińskiej, archiwum z czasów wojen kozackich, a nawet kozacka czajka z czasów wojen szwedzkich, wyciągnięta z dna Zatoki Gdańskiej, są wreszcie bezcenne zbiory folkloru i ceramiki ludowej". Jest jedyny portret Chmielnickiego z jego czasów.
Należy więc zacząć od zorganizowania we Wrocławiu pod egidą Ossolineum, w osobnym pomieszczeniu, wystawy kultury ukraińskiej, skupiającej pod jednym dachem eksponaty z całej Polski. Otwarcie wystawy można by połączyć z uroczystym aktem zawiązania braterskiego partnerstwa miasta Wrocławia z Lwowem. Reszta zależałaby już tylko od decyzji miasta Lwowa. Czy wolą mieć u siebie pamiątki dziejów polskich, czy ukraińskich. Rozwiązanie takie przyczyniłoby się walnie do scementowania przyjaźni polsko-ukraińskiej i zamknięcia bolesnego rachunku przeszłości. Proponowane rozwiązanie wymaga czasu i cierpliwości. Nie łudźmy się, by przyniosło je planowane na koniec stycznia posiedzenie prezydenckiej polsko-ukraińskiej komisji mieszanej. Chyba że zadowolimy się oglądaniem zdjęć i mikrofilmów.
Oba wystąpienia podyktowane były zapewne dążeniem do pojednania z Niemcami i z Ukrainą. Jedno i drugie leży w żywotnym interesie Polski. Niezależnie jednak od motywów prezydenta, oba wystąpienia były poważnym błędem, który może zaciążyć na szansach odzyskania bezcennych dóbr naszego kulturalnego dziedzictwa.
Istnieje ścisły związek między sprawą Biblioteki Pruskiej a zbiorami Ossolineum, które w dwóch trzecich pozostały we Lwowie. Biblioteka Pruska jest takim samym skarbem dla Niemców, jak Biblioteka Jagiellońska i Ossolineum dla Polski. Założył ją w 1661 r. wielki elektor pruski Fryderyk Wilhelm. W ciągu trzech wieków zgromadziła najstarsze niemieckie inkunabuły sięgające VII w., olbrzymią kolekcję rękopisów, wśród nich Goethego, Schillera i Heinego, listy 9 tys. historycznych osobistości niemieckich oraz rękopisy nut Bacha, Beethovena, Mozarta, Schuberta, Mendelssohna, Schumanna i innych niemieckich kompozytorów. Serce niemieckiej kultury, które biło przez stulecia w Berlinie, znajduje się dziś w Krakowie.
Dokładnie to samo można powiedzieć o zbiorach Ossolineum.
Pozostały we Lwowie zbiory nie tylko ostatniego z Ossolińskich, ale kilkunastu rodów magnackich z całej Polski: najstarsze inkunabuły i pierwodruki polskie, księgi z początków XVI w., w tym kronika Jana z Oświęcimia z 1507 r., Jana z Łańcuta i Sebastiana z Felsztyna (obie z 1517 r.), kronika Miechowity z 1511 r. Wszystkie z najstarszych drukarni Krakowa.
Pozostały we Lwowie najstarsze zabytki języka polskiego i rękopisy największych pisarzy i poetów, poczynając od XVIII w. - w tym Trembeckiego i Naruszewicza, Mickiewicza i Słowackiego, Fredry, Reymonta, listy obu Śniadeckich, Czackiego, Niemcewicza, korespondencja polskich królów i mężów stanu, księgi metryki koronnej, największy i jedyny zbiór prasy polskiej z całego kraju i z emigracji z epoki rozbiorowej i prawie kompletny zbiór prasy II Rzeczypospolitej, do niedawna niszczejący w wilgotnym, nie ogrzewanym kościele Jezuitów we Lwowie.
Sporządzenie z tego wszystkiego mikrofilmów przekraczałoby możliwości finansowe Polski i Ukrainy. Nie mówiąc już o tym, że zdjęcia nie zastąpią odzyskania największych polskich pamiątek narodowych. Co nam przyjdzie ze sfotografowania medalionów z puklami włosów Kościuszki, Bema i Słowackiego albo fajki Mickiewicza czy też zdobytego w 1831 r. sztandaru rosyjskiego, daru Joachima Lelewela?
Polska nie może stosować dwóch sprzecznych standardów moralnych i prawnych. Nie można odmawiać zwrotu Biblioteki Pruskiej dlatego, że przez przypadkowe losy wojny znalazła się na ziemiach wcielonych do Polski, a równocześnie domagać się od Ukraińców zwrotu skarbów Ossolineum znajdujących się we Lwowie, który należy dziś do Ukrainy. Nie można wysuwać moralnych roszczeń zwrotu polskiego dziedzictwa od Ukraińców i odmawiać tego samego prawa Niemcom. Odmowa zwrotu największej skarbnicy niemieckiej kultury groziłaby na dłuższą metę konfliktem podważającym historyczne osiągnięcie, jakim stało się pojednanie z Niemcami, przez które prowadzi droga do wspólnoty europejskiej i atlantyckiej. Z kolei Polska jest taką samą drogą na Zachód dla Ukrainy. Odrzucenie moralnego prawa Niemców do odzyskania największego skarbu ich dziedzictwa przekreśliłoby raz na zawsze możliwości odzyskania Ossolineum. Błąd Kwaśniewskiego polega na pominięciu zasadniczego aspektu sprawy. Wysuwając wobec Niemców postulat zwrotu dóbr zabranych, pominął prezydent dobra zniszczone. Stracił niepowtarzalną okazję przypomnienia Niemcom celowego i planowego zniszczenia przez nich bezcennego Muzeum Krasińskich i częściowego Biblioteki Narodowej w Warszawie, a także zniszczenia dwóch trzecich wszystkich polskich zbiorów bibliotecznych w całym kraju.
Narzuca się prosty wniosek. Polska w dobrowolnym geście przyjaźni wobec zachodniego sąsiada powinna uznać, że Biblioteka Pruska jest własnością narodu niemieckiego. Ale mamy prawo potraktować tę własność jako zastaw. Zwrot tych bezcennych zbiorów musi być uzależniony zarówno od oddania mienia zabranego, jak i odszkodowania za dobra zniszczone. Jeśli nie pełnego, to co najmniej odpowiadającego wartości zastawu. Sprawa odzyskania Ossolineum przedstawia się inaczej. Argumenty prawne są tak wątpliwej natury, że na nic się nie przydadzą. Muszą się znaleźć racje przemawiające do poczucia własnego interesu Ukraińców we Lwowie. Już w 1996 r. wysunąłem taką koncepcję na łamach prasy, w rozmowach z przedstawicielami trzech ministerstw i w listach do prezydenta. O ile mi wiadomo, tylko Kwaśniewski podjął kilkakrotnie sprawę Ossolineum w rozmowach z prezydentem Kuczmą.
Ossolineum musi się stać sprawą narodową. Powinien powstać Związek Muzeów i Bibliotek Polskich na rzecz odzyskania zbiorów, na którego czele stanąłby dyrektor Zamku Królewskiego, prof. Andrzej Rottermund. W rozmowie ze mną wyraził on już na to zgodę - pod warunkiem, że będzie działał jako pełnomocnik szefa rządu i trzech ministerstw: spraw zagranicznych, edukacji i kultury. W liście do prezydenta z 19 sierpnia 1997 r. pisałem: "Spora część ukraińskiego dziedzictwa pozostała w granicach Rzeczypospolitej i jest rozproszona w 31 miastach, regionalnych muzeach i zbiorach. Są wśród nich najstarsze arcydzieła unickiej sztuki kościelnej, jak również malarstwa i rzeźby ukraińskiej, księgi liturgiczne z XI w. z soboru św. Zofii w Kijowie, archiwa biskupów Kościoła unickiego, który uosabia tożsamość narodową zachodniej Ukrainy, inkunabuły i rękopisy sięgające XVI w. i XVII w., kolekcje szabel kozackich, dzieła polskich malarzy o tematyce ukraińskiej, archiwum z czasów wojen kozackich, a nawet kozacka czajka z czasów wojen szwedzkich, wyciągnięta z dna Zatoki Gdańskiej, są wreszcie bezcenne zbiory folkloru i ceramiki ludowej". Jest jedyny portret Chmielnickiego z jego czasów.
Należy więc zacząć od zorganizowania we Wrocławiu pod egidą Ossolineum, w osobnym pomieszczeniu, wystawy kultury ukraińskiej, skupiającej pod jednym dachem eksponaty z całej Polski. Otwarcie wystawy można by połączyć z uroczystym aktem zawiązania braterskiego partnerstwa miasta Wrocławia z Lwowem. Reszta zależałaby już tylko od decyzji miasta Lwowa. Czy wolą mieć u siebie pamiątki dziejów polskich, czy ukraińskich. Rozwiązanie takie przyczyniłoby się walnie do scementowania przyjaźni polsko-ukraińskiej i zamknięcia bolesnego rachunku przeszłości. Proponowane rozwiązanie wymaga czasu i cierpliwości. Nie łudźmy się, by przyniosło je planowane na koniec stycznia posiedzenie prezydenckiej polsko-ukraińskiej komisji mieszanej. Chyba że zadowolimy się oglądaniem zdjęć i mikrofilmów.
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.