"Nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy/ przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie" - te słowa wiersza Zbigniewa Herberta wpisano do księgi pamiątkowej wystawy "Winni? Niewinni?", prezentowanej niedawno we wrocławskim Arsenale. Znalazły się na niej 44 zdjęcia stalinowskich oprawców - sędziów i prokuratorów wojskowych - oraz portrety ich ofiar.
Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zgromadziła akta już prawie 2500 spraw z lat 50., w których orzeczono - często z naruszeniem prawa - wyroki śmierci. Prokuratorzy z komisji będą oskarżać stalinowskich prawników, którzy przyczynili się do wydania tych wyroków. Rozpoczęło się również usuwanie z wymiaru sprawiedliwości ludzi niegodnych miana sędziego, prokuratora czy adwokata. Polska wystąpiła o ekstradycję Heleny Wolińskiej, odpowiedzialnej za aresztowanie gen. Augusta Emila Fieldorfa. To ostatnia żyjąca osoba, odpowiedzialna za popełnienie tej klasycznej "zbrodni sądowej". Rok temu, podczas procesu, zmarła Maria Gurowska, oskarżona o zabójstwo Nila. Uważała ona, że jako wroga narodu "należy go całkowicie wyeliminować ze społeczeństwa".
Zasada nieprzedawniania zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości pojawiła się po raz pierwszy w historii współczesnej demokracji podczas procesu norymberskiego. W 1968 r. została ona zapisana w Konwencji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, ratyfikowanej także przez Polskę. Konwencja stanowi: "Zbrodniami ludobójstwa są nawet takie czyny, jakie nie stanowią naruszenia prawa wewnętrznego kraju, w którym zostały popełnione". Z reguły jednak (tak jest w wypadku zbrodni stalinowskich, funkcjonujących - jak podkreśla Sąd Najwyższy - jako "element zbrodniczego systemu") czyny, jakich dopuszczali się ówcześni sędziowie i prokuratorzy, były przestępstwami nawet w chwili ich popełnienia.
Adama Humera oraz innych funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oskarżono o stosowanie tortur podczas przesłuchań. Sędzia Helena Wolińska jest podejrzana także o aresztowanie Wojciecha Borzobohatego, szefa sztabu kieleckiego okręgu AK, chociaż odsiedział już za to samo przestępstwo karę więzienia. Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu natrafiła na akta sprawy, w której orzeczono wyrok śmierci za udział w tajnej organizacji mającej na celu obalenie ustroju państwa. Wina polegała na tym, że podczas napadu na państwowe gospodarstwo rolne oskarżony krzyczał: "Porozpędzam wszystkie kołchozy w Polsce". Uznano to za deklarację działalności w tajnej organizacji.
Jedną z najtragiczniejszych spraw był sfingowany proces gen. Stanisława Tatara i grupy polskich oficerów (1951 r.), którym zarzucono szpiegostwo. Oskarżał w nim - wyjątkowo skutecznie, bo sąd orzekł ponad dwadzieścia wyroków śmierci - naczelny prokurator wojskowy gen. Stanisław Zarakowski. Materiały, które doprowadziły gen. Tatara na ławę oskarżonych, przygotowywał natomiast płk Antoni Skulbaszewski, zastępca szefa Informacji Wojskowej. Skulbaszewski mieszka obecnie w Kijowie. Ponieważ Ukraina uznała, że jego przestępstwa uległy przedawnieniu, znalazł się on poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości. To pozwala mu - w rozmowie z "Życiem" - wypowiadać takie poglądy: "Tatara i jego kompanów uważano za przysłanych z Anglii do Polski do zorganizowania i przeprowadzenia przewrotu. I tak było w rzeczywistości. Wysłano go przeciwko tamtej władzy. Teraz macie tę władzę, za którą Tatar przyjechał walczyć".
Zdaniem prof. Witolda Kuleszy, dyrektora Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, tzw. zabójstw sądowych dopuszczali się sędziowie i prokuratorzy posługujący się prawem instrumentalnie, "jako narzędziem pozbawienia życia człowieka, w którym rozpoznawali politycznego przeciwnika władzy". Odmiennego zdania byli dwaj prokuratorzy z okręgowej komisji we Wrocławiu: Władysław Pyclik oraz Krzysztof Jezierski. W audycji telewizyjnej poświęconej wystawie "Winni? Niewinni?" zakwestionowali istnienie pojęcia zbrodni sądowej. "Byłem zaszokowany tym, co usłyszałem" - skomentował całe zdarzenie prof. Kulesza, występując do ministra sprawiedliwości o odwołanie podległych mu prokuratorów. Publiczny protest zgłosił także Edward Gomulski, jeden ze stalinowskich prokuratorów, a do niedawna adwokat, którego portret zawisł we wrocławskim Arsenale. Parę tygodni temu Okręgowa Rada Adwokacka we Wrocławiu podjęła uchwałę o wykreśleniu go spośród członków palestry. "Nie był to osąd historii ani ocena PRL. Podstawą naszej decyzji było zachowanie Edwarda G. jako prawnika" - komentował Wojciech Krzysztoporski, dziekan tamtejszej rady.
Podobne postanowienia podjęła w trzech wypadkach Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie, a także w Katowicach. Z listy adwokatów skreślono Bolesława K., byłego sędziego wojskowego, który w latach 40. i 50. wydał ponad 30 wyroków śmierci na działaczy podziemia niepodległościowego. Również Ministerstwo Sprawiedliwości podjęło działania zmierzające do przywrócenia elementarnych zasad sprawiedliwości - odebrania przywilejów emerytalnych prokuratorom.
Powołano specjalny zespół, który bada ponad 2,5 tys. akt emerytowanych sędziów i prokuratorów, sprawdzając, czy pracowali oni wcześniej w NKWD, UB, Informacji Wojskowej lub innych organach represji PRL czy ZSRR (wstępne szacunki mówią o ok. 200 takich osobach). Minister sprawiedliwości Hanna Suchocka, korzystając z nowego przepisu o ustroju sądów powszechnych, podpisała 13 wniosków o cofnięcie przywilejów emerytalnych skompromitowanym prokuratorom.
- Do Krajowej Rady Sądowniczej skierowano 33 wnioski dotyczące sędziów - mówi Barbara Mąkosa-Stępkowska, rzecznik prasowy Ministerstwa Sprawiedliwości. Zdarzają się jednak sytuacje kuriozalne: Salomon Morel, komendant obozu pracy dla Niemców w Świętochłowicach, ścigany międzynarodowym listem gończym za zbrodnie ludobójstwa, otrzymuje na przykład nadal polską emeryturę (w wysokości 2,5 tys. zł).
Po wielu nieudanych próbach pojawia się wreszcie szansa na odwołanie sędziów, którzy w czasach PRL sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej, orzekając w procesach "będących formą represji politycznej". - W Polsce nie było systemowej dyspozycyjności sędziów, pod tym względem byliśmy wyjątkiem w świecie komunistycznym. Świadomość tego faktu zapewne stała się przyczyną wysunięcia tezy, że sądownictwo potrafi się samo oczyścić. Tak się jednak nie stało i w związku z tym doprowadzenie tej sprawy do końca jest niesłychanie ważne. Być może najważniejszy problem w Europie Środkowej stanowi właśnie przywrócenie sądownictwu rangi prawdziwej władzy - mówi Marek Nowicki, prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Pozbawienie godności sędziego będzie możliwe po przeprowadzeniu rozprawy. Takie rozwiązanie przewiduje ustawa "o nieprzedawnianiu do końca 2002 r. odpowiedzialności dyscyplinarnej za sprzeniewierzenie się sędziowskiej niezawisłości". Poprzednia próba podobnego rozwiązania - poprzez nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych - została zakwestionowana (wskutek skargi prezydenta) przez Trybunał Konstytucyjny. Powodem było jednak naruszenie przepisów proceduralnych, a nie kwestie merytoryczne. Podczas rozprawy przed TK przedstawiciele Sejmu - posłowie Jerzy Wierchowicz oraz Kazimierz Ujazdowski - powołali się na rezolucję nr 1096 Rady Europy, która mówi, że okres transformacji ustrojowej i budowa zrębów demokratycznego systemu politycznego usprawiedliwia podejmowanie w niektórych wypadkach szczególnego postępowania.
W ten sam sposób dostrzega nasze problemy europejska opinia publiczna. "W Polsce pozwolono wielu sprawom dotyczącym najgorszych przestępstw reżimu leżeć odłogiem. Przelew krwi w 1956 r. i 1970 r. nigdy nie doczekał się rozstrzygnięcia sądowego. Gen. Jaruzelski, który w 1981 r. rozkazał czołgom wyjechać na ulice, obecnie przebywa na - właściwie pełnej dostojeństwa - emeryturze" - donosi brytyjski "Independent". Dotychczas gen. Jaruzelski z powodu stanu zdrowia nie stawiał się na proces w sprawie Grudnia ’70. Teraz Sąd Wojewódzki w Gdańsku zadecydował o skierowaniu go - wraz z trzema innymi oskarżonymi - na badania lekarskie.
Zarówno nowa konstytucja, jak i kodeks karny wprowadziły zasadę nieprzedawniania zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Zupełną nowością jest natomiast zapis o tym, że najpoważniejsze przestępstwa popełniane przez funkcjonariuszy państwowych z upływem czasu nie przestają być ścigane. - Są one moralnie wyjątkowo naganne, ponieważ tym ludziom powierzono ochronę praw i wolności obywateli. Mam nadzieję, że zapis ten może być przestrogą i wpłynąć hamująco na katów, wykonujących zadania zlecone przez mocodawców. Zwłaszcza że, jak pokazuje historia, znacznie łatwiej jest ukarać bezpośrednich wykonawców zbrodni niż ich mocodawców - komentuje Marek Nowicki. Już dzisiaj taką przestrogą dla wszystkich rządzących niech będzie sprawa chilijskiego generała - Augusto Pinocheta.
Zbrodnia i kara
Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu od 1989 r. ściga nie tylko zbrodniarzy hitlerowskich, ale także stalinowskich. Od czerwca 1991 r. do czerwca 1998 r. wszczęto przeciwko nim 1112 śledztw, a 693 z nich zakończono, ustalając 407 osób odpowiedzialnych za popełnienie przestępstw. GKBZpNP (która może prowadzić tylko postępowanie w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie) w stosunku do 240 żyjących sprawców zbrodni stalinowskich wystąpiła do prokuratury z wnioskiem o przedstawienie zarzutów, a w 171 wypadkach o umorzenie postępowań ze względu na śmierć podejrzanych. Przed polskimi sądami stanęło 75 osób, nadal toczy się 40 procesów. Prawomocnie skazano 20 stalinowskich zbrodniarzy: najgłośniejsza była sprawa Adama Humera, wicedyrektora Departamentu Śledczego Ministerstwa Publicznego.
KRZYSZTOF PIESIEWICZ
senator AWS, adwokat, scenarzysta filmowy
Sędzia oprócz tego, że powinien mieć wykształcenie prawnicze, aplikację, winien jeszcze dawać rękojmię do wykonywania takiej funkcji. Fundamentalną zasadą, którą powinien się kierować człowiek nakładający togę i łańcuch z orłem, jest zasada niezawisłości. Nie może on krzywdzić kogokolwiek na czyjekolwiek polecenie, a szczególnie na polecenie polityczne. W historii naszego sądownictwa mamy wiele przestępczych poczynań osób w togach. Były to zbrodnie popełnione przez ludzi, którzy mieli wymierzać sprawiedliwość. Mam na myśli procesy "kiblowe", sądy wojskowe, wyroki wydawane na polecenie ubeków, wyroki na podstawie sfingowanych dowodów itd. Takie sprawy nie ulegają i nie mogą ulegać przedawnieniu. Niech więc żaden dyktator, policjant czy tajniak nie liczy na to, że nie przyjdzie chwila, kiedy będzie musiał rozliczyć się ze swej zbrodniczej działalności. Oczywiście może zaistnieć taka sytuacja, że mądre, roztropne sądy odstąpią od wymierzenia kary. Każda sprawa powinna być jednak zbadana. Jest to konieczne, ponieważ jeszcze niedawno na posiedzeniach zgromadzeń ogólnych sądów wojewódzkich widziałem twarze znane mi z mroźnych, zimowych miesięcy stanu wojennego.
ADAM STRZEMBOSZ
Iprezes Sądu Najwyższego w latach 1990-1998
Jeżeli osoba ferująca wyroki jest świadoma, że przed nią staje niewinny człowiek i mimo to uznaje go za winnego, wówczas popełnia zbrodnię sądową. Każdy sędzia, który dopuścił się takiego czynu, powinien ponieść odpowiedzialność karną. Nie działał bowiem w zgodzie z własnym sumieniem i elementarnymi zasadami moralnymi. One zawsze powinny obowiązywać. Jeżeli odstąpi się od podstawowego dekalogu moralnego, czym właściwie będzie się różnić państwo prawa od państwa bandyckiego? Liczbę takich sędziów oceniam na 20-30 osób. Oczywiście pojęcie zbrodni sądowej nie dotyczy wyłącznie czasów stalinowskich, ale rozciąga się również na okres późniejszy. Już obowiązują przepisy umożliwiające pozbawienie uprawnień tych sędziów w stanie spoczynku, którzy w latach 1944-1956 byli w NKWD, UB, SB, Informacji Wojskowej oraz orzekali w sądach wojskowych, sądach tajnych i doraźnych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.