Czy w Polsce działa wietnamska mafia?
W Polsce, w zamkniętych społecznościach - niemalże gettach - żyje ponad 30 tys. Wietnamczyków. Większość działa legalnie, bogaci się, inwestuje. Część, czerpiąca zyski z nielegalnych interesów, obraca dziesiątkami milionów dolarów. W ostatnich dwóch latach praktycznie zmonopolizowali tłoczenie pirackich płyt CD: zarówno muzycznych, jak i z programami komputerowymi. Kontrolują też produkcję odzieży oraz butów, szczególnie sportowych podróbek znanych marek, a także handel tymi towarami. 90 proc. z nich wytwarza się w Polsce: w zakamuflowanych fabryczkach (dotychczas odkryto, lecz jeszcze nie zlikwidowano, dwanaście tłoczni płyt, sześć szwalni i cztery zakłady wytwarzające buty) kierowanych przez wietnamskich "przedsiębiorców". Towary te są następnie rozprowadzane przez współziomków i przybyszów z krajów byłego ZSRR. Roczna wartość produkcji tych fabryczek przekracza 300-400 mln dolarów.
Na ślad tej działalności trudno było trafić, gdyż polskie Viettown są ciągle niedostępne dla urzędów skarbowych, policji czy chociażby rodzimych biznesmenów. Porachunki między grupami przestępczymi, pomoc sąsiedzka i uroczystości są wewnętrzną sprawą hermetycznych grup. Już w 1994 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski powiedział w Sejmie: "Odnotowaliśmy powstanie gangów jednolitych narodowościowo, tworzonych przez obywateli wietnamskich, ściśle powiązanych z istniejącymi już na terenie Europy wietnamskimi organizacjami przestępczymi". Mimo to próżno dziś szukać w policyjnych statystykach śladów przestępstw popełnianych przez Wietnamczyków. Wyjątkiem było odkrycie przez szczecińską policję nielegalnej wietnamskiej centrali telefonicznej, która łączyła z całym światem rezydentów najważniejszych polskich gangów.
Oficjalnie w 1997 r. w całej Polsce zarzuty popełnienia różnych przestępstw postawiono 71 obywatelom Wietnamu. Wśród sprawców zabójstw był tylko jeden Wietnamczyk, pięciu podejrzewano o udział w rozboju, dwóch o udział w bójce, również dwóch - o uszkodzenie ciała. - Mimo że Wietnamczycy należą w tej chwili do najliczniejszej grupy migracyjnej w Polsce, nie figurują w statystykach kryminalnych. Należy bowiem pamiętać, że wewnętrzne - wręcz rytualne - organizacje i mechanizmy mają tworzyć pozytywny obraz wietnamskiej społeczności - mówi dr Teresa Halik z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, autorka pracy "Emigracja wietnamska w Polsce".
Policja i UOP największe kłopoty mają z rozpracowaniem międzynarodowej sieci powiązań przestępczej części diaspory wietnamskiej. Jest to o tyle ważne, że diaspora ta kontroluje przepływ pieniędzy zarobionych nielegalnie na Zachodzie i "pranych" między innymi w Polsce, na przykład w restauracjach i sklepach. Często przypadek naprowadzał policjantów na trop przestępczej działalności. Tak się stało między innymi w Lublinie, gdzie w 1995 r. zamordowano legalnie mieszkającego Wietnamczyka. - Sytuacja wymaga dziś radykalnych kroków nie tylko ze strony policji, ale i całego państwa. W przeciwnym razie powielimy błędy Czechów i Słowaków, którzy kilkanaście lat temu zorientowali się, że Wietnamczycy zmonopolizowali handel walutą - mówi nadkomisarz Andrzej Przemyski, doradca komendanta głównego policji.
Dotychczas polskie organa ścigania nie mogły się pochwalić sukcesami w walce z wietnamskimi gangami. Na początku zeszłego roku szczecińska prokuratura oskarżyła dwóch Wietnamczyków o wymuszenia rozbójnicze. Do procesu jednak nie doszło. Wietnamczyków zwolniono z aresztu za poręczeniem majątkowym, po czym zniknęli. Najprawdopodobniej uciekli za granicę, podobnie jak ich zleceniodawca i domniemany szef szczecińskiego gangu, niejaki Tran Q.H. Właśnie Szczecin był pierwszym, a potem najważniejszym wietnamskim "przyczółkiem" w Polsce. Stanowił bazę wypadową dla gangów z Berlina. W Szczecinie stacjonują ich rezydenci, kontrolujący kontrabandę ze Wschodu do Niemiec i dodatkowo "dorabiający" wymuszaniem haraczy od swoich ziomków i pośrednictwem w zatrudnianiu prostytutek zza Buga.
Najwięcej Wietnamczyków mieszka w Warszawie i okolicach. - Tworzą kolonie, na przykład przy ul. Grzybowskiej, która już niedługo może się przekształcić w warszawskie Viettown - mówi Teresa Halik. Także tutaj policji dotychczas nie udało się przyłapać Wietnamczyków na poważnej działalności przestępczej. W 1993 r. prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie wietnamskiej Fundacji Indochiny-Polska. Ustalono, że w statucie sfałszowano podpisy dwóch fundatorów, ale postępowanie zostało umorzone z powodu niemożności wykrycia sprawców. Fundacja mogła się spokojnie zająć tworzeniem tzw. azjatyckiego jarmarku na Stadionie Dziesięciolecia.
Bazarowy handel i mała gastronomia to oficjalnie najważniejszy przedmiot zainteresowania Wietnamczyków mieszkających w Polsce. Pracowici właściciele fast-foodów i handlarze tanią konfekcją podtrzymują stereotyp Wietnamczyka ukształtowany jeszcze w czasach PRL. Na ulicach nie widać wietnamskich żebraków, a drobni przedsiębiorcy są zawsze grzeczni i uśmiechnięci.
- Utrata kapitału, jakim jest dobra opinia, mogłaby boleśnie ich dotknąć, dlatego właściciele firm sami rugują osoby zagrażające pozytywnemu wizerunkowi. Przyjeżdżający mają wytyczony cel. W ich działaniach nie ma przypadkowości. Pogłębia to solidaryzm społeczny wpisany w kulturę ich kraju - twierdzi Teresa Halik. Wietnamska szara strefa jest praktycznie zamknięta: nie narażają się w ten sposób Polakom, ale trudno też rozpoznać skalę ich interesów. Przyjeżdżający z Niemiec lub Wietnamu ziomkowie natychmiast znajdują zatrudnienie w wietnamskich firmach.
Policję zainteresowało to, że tak liczna grupa narodowościowa, zajmująca się w dodatku handlem, popełnia tak mało przestępstw związanych z przemytem. Świadczyłoby to o obracaniu towarami produkowanymi w Polsce. Dzięki temu natrafiono na "podziemne" fabryczki. Należy też pamiętać, że podczas gdy dla innych nacji Polska jest krajem tranzytowym, Wietnamczycy robią tu przede wszystkim interesy. Nie dziwi więc, że - według danych zespołu prasowego komendanta głównego Straży Granicznej - w minionym roku próbę nielegalnego przekroczenia granicy podjęło jedynie 67 Wietnamczyków (w 1997 r. - 30).
W ostatnich latach Wietnamczycy stali się trzecią - po Rosjanach i Ukraińcach - grupą narodowościową ubiegającą się o wizy pobytowe w Polsce i czwartą starającą się o pozwolenie na pracę. Wkrótce Wietnamczyków może być jeszcze więcej, gdyż należy się liczyć z ich wzmożonym napływem z Niemiec. Na mocy podpisanej w lipcu 1995 r. umowy rządowej między Niemcami i Wietnamem, do 2000 r. do Wietnamu ma powrócić ok. 40 tys. osób, które pracowały w Niemczech jako gastarbeiterzy. W obawie przed wydaleniem wielu z nich - legalnie i nielegalnie - przenosi się do Polski.
- Możemy mieć wkrótce poważne problemy, z jakimi wcześniej borykały się Niemcy i inne kraje zachodnie. W tej sytuacji państwo powinno prowadzić rozsądną, ale i rygorystyczną politykę imigracyjną. Sama policja sobie nie poradzi z tym problemem - mówi Andrzej Przemyski.
Uregulowanie tej sprawy wymagałoby podjęcia kroków dyplomatycznych.
- Generalnie stosunki polsko-wietnamskie są poprawne. W ostatnich miesiącach odnotowujemy zainteresowanie strony wietnamskiej współpracą w przemyśle okrętowym. Być może będą jakieś zamówienia dla polskich stoczni - mówi Paweł Dobrowolski, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wietnamscy politycy chcą więc z nami rozmawiać o współpracy gospodarczej, zachęcają Polaków do inwestowania w ich kraju, ale sprawa ich rodaków przebywających nielegalnie nad Wisłą to ostatnia rzecz, o której chcieliby dyskutować. To zrozumiałe: część diaspory czerpiąca coraz większe zyski z nielegalnych interesów poważnie zasila budżety rodzin pozostających w Hanoi czy Hoszimin. W przyszłości może inwestować. Tymczasem państwo polskie ma z aktywności tych Wietnamczyków niewielkie korzyści: nielegalne firmy nie płacą przecież podatków, a już wkrótce "przedsiębiorcy" z szarej strefy będą dysponować kapitałem, który bardzo wzmocni siłę wietnamskiego lobby. Stąd już tylko krok do organizacji mafijnej w pełnym tego słowa znaczeniu.
Na ślad tej działalności trudno było trafić, gdyż polskie Viettown są ciągle niedostępne dla urzędów skarbowych, policji czy chociażby rodzimych biznesmenów. Porachunki między grupami przestępczymi, pomoc sąsiedzka i uroczystości są wewnętrzną sprawą hermetycznych grup. Już w 1994 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski powiedział w Sejmie: "Odnotowaliśmy powstanie gangów jednolitych narodowościowo, tworzonych przez obywateli wietnamskich, ściśle powiązanych z istniejącymi już na terenie Europy wietnamskimi organizacjami przestępczymi". Mimo to próżno dziś szukać w policyjnych statystykach śladów przestępstw popełnianych przez Wietnamczyków. Wyjątkiem było odkrycie przez szczecińską policję nielegalnej wietnamskiej centrali telefonicznej, która łączyła z całym światem rezydentów najważniejszych polskich gangów.
Oficjalnie w 1997 r. w całej Polsce zarzuty popełnienia różnych przestępstw postawiono 71 obywatelom Wietnamu. Wśród sprawców zabójstw był tylko jeden Wietnamczyk, pięciu podejrzewano o udział w rozboju, dwóch o udział w bójce, również dwóch - o uszkodzenie ciała. - Mimo że Wietnamczycy należą w tej chwili do najliczniejszej grupy migracyjnej w Polsce, nie figurują w statystykach kryminalnych. Należy bowiem pamiętać, że wewnętrzne - wręcz rytualne - organizacje i mechanizmy mają tworzyć pozytywny obraz wietnamskiej społeczności - mówi dr Teresa Halik z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, autorka pracy "Emigracja wietnamska w Polsce".
Policja i UOP największe kłopoty mają z rozpracowaniem międzynarodowej sieci powiązań przestępczej części diaspory wietnamskiej. Jest to o tyle ważne, że diaspora ta kontroluje przepływ pieniędzy zarobionych nielegalnie na Zachodzie i "pranych" między innymi w Polsce, na przykład w restauracjach i sklepach. Często przypadek naprowadzał policjantów na trop przestępczej działalności. Tak się stało między innymi w Lublinie, gdzie w 1995 r. zamordowano legalnie mieszkającego Wietnamczyka. - Sytuacja wymaga dziś radykalnych kroków nie tylko ze strony policji, ale i całego państwa. W przeciwnym razie powielimy błędy Czechów i Słowaków, którzy kilkanaście lat temu zorientowali się, że Wietnamczycy zmonopolizowali handel walutą - mówi nadkomisarz Andrzej Przemyski, doradca komendanta głównego policji.
Dotychczas polskie organa ścigania nie mogły się pochwalić sukcesami w walce z wietnamskimi gangami. Na początku zeszłego roku szczecińska prokuratura oskarżyła dwóch Wietnamczyków o wymuszenia rozbójnicze. Do procesu jednak nie doszło. Wietnamczyków zwolniono z aresztu za poręczeniem majątkowym, po czym zniknęli. Najprawdopodobniej uciekli za granicę, podobnie jak ich zleceniodawca i domniemany szef szczecińskiego gangu, niejaki Tran Q.H. Właśnie Szczecin był pierwszym, a potem najważniejszym wietnamskim "przyczółkiem" w Polsce. Stanowił bazę wypadową dla gangów z Berlina. W Szczecinie stacjonują ich rezydenci, kontrolujący kontrabandę ze Wschodu do Niemiec i dodatkowo "dorabiający" wymuszaniem haraczy od swoich ziomków i pośrednictwem w zatrudnianiu prostytutek zza Buga.
Najwięcej Wietnamczyków mieszka w Warszawie i okolicach. - Tworzą kolonie, na przykład przy ul. Grzybowskiej, która już niedługo może się przekształcić w warszawskie Viettown - mówi Teresa Halik. Także tutaj policji dotychczas nie udało się przyłapać Wietnamczyków na poważnej działalności przestępczej. W 1993 r. prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie wietnamskiej Fundacji Indochiny-Polska. Ustalono, że w statucie sfałszowano podpisy dwóch fundatorów, ale postępowanie zostało umorzone z powodu niemożności wykrycia sprawców. Fundacja mogła się spokojnie zająć tworzeniem tzw. azjatyckiego jarmarku na Stadionie Dziesięciolecia.
Bazarowy handel i mała gastronomia to oficjalnie najważniejszy przedmiot zainteresowania Wietnamczyków mieszkających w Polsce. Pracowici właściciele fast-foodów i handlarze tanią konfekcją podtrzymują stereotyp Wietnamczyka ukształtowany jeszcze w czasach PRL. Na ulicach nie widać wietnamskich żebraków, a drobni przedsiębiorcy są zawsze grzeczni i uśmiechnięci.
- Utrata kapitału, jakim jest dobra opinia, mogłaby boleśnie ich dotknąć, dlatego właściciele firm sami rugują osoby zagrażające pozytywnemu wizerunkowi. Przyjeżdżający mają wytyczony cel. W ich działaniach nie ma przypadkowości. Pogłębia to solidaryzm społeczny wpisany w kulturę ich kraju - twierdzi Teresa Halik. Wietnamska szara strefa jest praktycznie zamknięta: nie narażają się w ten sposób Polakom, ale trudno też rozpoznać skalę ich interesów. Przyjeżdżający z Niemiec lub Wietnamu ziomkowie natychmiast znajdują zatrudnienie w wietnamskich firmach.
Policję zainteresowało to, że tak liczna grupa narodowościowa, zajmująca się w dodatku handlem, popełnia tak mało przestępstw związanych z przemytem. Świadczyłoby to o obracaniu towarami produkowanymi w Polsce. Dzięki temu natrafiono na "podziemne" fabryczki. Należy też pamiętać, że podczas gdy dla innych nacji Polska jest krajem tranzytowym, Wietnamczycy robią tu przede wszystkim interesy. Nie dziwi więc, że - według danych zespołu prasowego komendanta głównego Straży Granicznej - w minionym roku próbę nielegalnego przekroczenia granicy podjęło jedynie 67 Wietnamczyków (w 1997 r. - 30).
W ostatnich latach Wietnamczycy stali się trzecią - po Rosjanach i Ukraińcach - grupą narodowościową ubiegającą się o wizy pobytowe w Polsce i czwartą starającą się o pozwolenie na pracę. Wkrótce Wietnamczyków może być jeszcze więcej, gdyż należy się liczyć z ich wzmożonym napływem z Niemiec. Na mocy podpisanej w lipcu 1995 r. umowy rządowej między Niemcami i Wietnamem, do 2000 r. do Wietnamu ma powrócić ok. 40 tys. osób, które pracowały w Niemczech jako gastarbeiterzy. W obawie przed wydaleniem wielu z nich - legalnie i nielegalnie - przenosi się do Polski.
- Możemy mieć wkrótce poważne problemy, z jakimi wcześniej borykały się Niemcy i inne kraje zachodnie. W tej sytuacji państwo powinno prowadzić rozsądną, ale i rygorystyczną politykę imigracyjną. Sama policja sobie nie poradzi z tym problemem - mówi Andrzej Przemyski.
Uregulowanie tej sprawy wymagałoby podjęcia kroków dyplomatycznych.
- Generalnie stosunki polsko-wietnamskie są poprawne. W ostatnich miesiącach odnotowujemy zainteresowanie strony wietnamskiej współpracą w przemyśle okrętowym. Być może będą jakieś zamówienia dla polskich stoczni - mówi Paweł Dobrowolski, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wietnamscy politycy chcą więc z nami rozmawiać o współpracy gospodarczej, zachęcają Polaków do inwestowania w ich kraju, ale sprawa ich rodaków przebywających nielegalnie nad Wisłą to ostatnia rzecz, o której chcieliby dyskutować. To zrozumiałe: część diaspory czerpiąca coraz większe zyski z nielegalnych interesów poważnie zasila budżety rodzin pozostających w Hanoi czy Hoszimin. W przyszłości może inwestować. Tymczasem państwo polskie ma z aktywności tych Wietnamczyków niewielkie korzyści: nielegalne firmy nie płacą przecież podatków, a już wkrótce "przedsiębiorcy" z szarej strefy będą dysponować kapitałem, który bardzo wzmocni siłę wietnamskiego lobby. Stąd już tylko krok do organizacji mafijnej w pełnym tego słowa znaczeniu.
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.