Z teorii bałaganu Bałagan jako rodzaj porządku naturalnego jest niezniszczalny i silniejszy od wszystkich sztucznych porządków
Ponieważ zbytnio krakałem w ubiegłym tygodniu, strasząc, że wchodzimy w jeden z najtrudniejszych okresów naszej historii, spróbuję dzisiaj moje czarnowidztwo złagodzić lekką nutką optymizmu. Przypomnę mianowicie pewną teoryjkę, którą stworzyłem na własny użytek i od czasu do czasu staram się rozwinąć i uzupełnić. Głosi ona, że bałagan jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej i nawiązuje oczywiście do znanych przed wiekami powiedzonek, że "Polska nierządem stoi" i że "wolno w Polsce jak kto chce".
Być może pisałem już kiedyś o wyższości naszego bałaganu nad wszelkim porządkiem, ale podstawowe obserwacje i tezy należy powtarzać, by wryły się w pamięć. Otóż nie można wykluczyć, że dzięki bałaganowi jeszcze istniejemy jako niepodległe państwo i wolny naród. Jesteśmy bowiem krajem, w którym żaden okupant na dłuższą metę nie wytrzyma. Niemiec ucieka do domu, kiedy tylko może, chyba że ożeni się z Polką, ale wtedy szybko staje się Polakiem, o czym świadczy długa lista niemieckich nazwisk w historii polskiej nauki, kultury i wojskowości. Ruski natomiast myśli, że jesteśmy jakąś szczególną i niepojętą odmianą cywilizacji europejskiej - "bajzel prawie taki sam jak u nas, ale jakoś tak bogato, po pańsku i z fasonem". Proszę mi pokazać drugi taki kraj, który mimo anarchii, "nierządu", złotej wolności, sobiepaństwa i ogólnego braku porządku był przez kilka wieków liczącą się w Europie potęgą?
Bałagan jako rodzaj porządku naturalnego jest niezniszczalny i silniejszy od wszystkich sztucznych porządków. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Ponieważ w Polsce nie da się zaprowadzić jakiegokolwiek porządku, z góry wiadomo, że żaden zły system nie potrwa długo i prędzej czy później upadnie pod naporem bałaganu. Może trochę szkoda, że na dłuższą metę nie wytrwa również żaden dobry system, ale można się pocieszać, że gdyby był naprawdę dobry, to by wytrwał, a skoro upadł, to chyba taki dobry nie był. O tym, że bałagan jest rodzajem naturalnego porządku, przekonuje spojrzenie choćby na własne biurko i jego okolice z niesamowitą ilością papierów. Wszystko niby leży gdzie chce, a jednak na ogół dobrze wiemy, gdzie czego szukać i jakoś dajemy sobie radę. Gdy zaczynamy się gubić w papierach, robimy "porządek", to znaczy wywalamy zbędne, aby do tych, które pozostaną, móc znowu swobodnie dorzucać nowe. Nie daj Boże, aby wiatr, żona lub ktoś obcy odmienił nasz szczególny ład. Wtedy dopiero następuje tragedia i trzeba wiele czasu, aby wszystko było jak dawniej. Bałagan, tak jak świat natury, tym się jeszcze różni od sztucznego porządku, że nigdy w całości nad nim nie panujemy i tylko w ograniczony sposób możemy go kontrolować. Na tym też polega wyższość demokracji nad wszelkimi totalitaryzmami. Obsesja porządku i dyscypliny każe budować systemy zapewniające totalne panowanie i kontrolę. Jakiś czas mogą one nawet uchodzić za silne, ale wystarczy jedno pęknięcie w jakimś newralgicznym punkcie i wszystko się wali. A bałaganiarska demokracja okazuje się niezastąpiona, bo trwać może mimo wielu pęknięć i dziur. Tak jak świat przyrody, zdolny do zachowania fantastycznej równowagi, mimo pozorów, że wszystko w nim jest dziełem przypadku. Wygląda na to, że nasz potężny, wieczny i niezniszczalny bałagan jest w gruncie rzeczy darem bożym. Bo pozwala wierzyć, że cokolwiek złego nas dotknie, nie potrwa długo i kraj szybko wróci do normy. I to jest właśnie przesłanie, które chciałbym przekazać w obliczu gigantycznego spiętrzenia tegorocznych reform. Potraktujmy je jak usuwanie zbędnych papierów, a nie jako próbę zaprowadzenia nowego porządku. W końcu trzeba od czasu do czasu coś wyrzucić, aby się nie zgubić do cna w naszym ulubionym bałaganie. Zachowajmy tylko polską normę, a wszystko będzie dobrze.
Być może pisałem już kiedyś o wyższości naszego bałaganu nad wszelkim porządkiem, ale podstawowe obserwacje i tezy należy powtarzać, by wryły się w pamięć. Otóż nie można wykluczyć, że dzięki bałaganowi jeszcze istniejemy jako niepodległe państwo i wolny naród. Jesteśmy bowiem krajem, w którym żaden okupant na dłuższą metę nie wytrzyma. Niemiec ucieka do domu, kiedy tylko może, chyba że ożeni się z Polką, ale wtedy szybko staje się Polakiem, o czym świadczy długa lista niemieckich nazwisk w historii polskiej nauki, kultury i wojskowości. Ruski natomiast myśli, że jesteśmy jakąś szczególną i niepojętą odmianą cywilizacji europejskiej - "bajzel prawie taki sam jak u nas, ale jakoś tak bogato, po pańsku i z fasonem". Proszę mi pokazać drugi taki kraj, który mimo anarchii, "nierządu", złotej wolności, sobiepaństwa i ogólnego braku porządku był przez kilka wieków liczącą się w Europie potęgą?
Bałagan jako rodzaj porządku naturalnego jest niezniszczalny i silniejszy od wszystkich sztucznych porządków. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Ponieważ w Polsce nie da się zaprowadzić jakiegokolwiek porządku, z góry wiadomo, że żaden zły system nie potrwa długo i prędzej czy później upadnie pod naporem bałaganu. Może trochę szkoda, że na dłuższą metę nie wytrwa również żaden dobry system, ale można się pocieszać, że gdyby był naprawdę dobry, to by wytrwał, a skoro upadł, to chyba taki dobry nie był. O tym, że bałagan jest rodzajem naturalnego porządku, przekonuje spojrzenie choćby na własne biurko i jego okolice z niesamowitą ilością papierów. Wszystko niby leży gdzie chce, a jednak na ogół dobrze wiemy, gdzie czego szukać i jakoś dajemy sobie radę. Gdy zaczynamy się gubić w papierach, robimy "porządek", to znaczy wywalamy zbędne, aby do tych, które pozostaną, móc znowu swobodnie dorzucać nowe. Nie daj Boże, aby wiatr, żona lub ktoś obcy odmienił nasz szczególny ład. Wtedy dopiero następuje tragedia i trzeba wiele czasu, aby wszystko było jak dawniej. Bałagan, tak jak świat natury, tym się jeszcze różni od sztucznego porządku, że nigdy w całości nad nim nie panujemy i tylko w ograniczony sposób możemy go kontrolować. Na tym też polega wyższość demokracji nad wszelkimi totalitaryzmami. Obsesja porządku i dyscypliny każe budować systemy zapewniające totalne panowanie i kontrolę. Jakiś czas mogą one nawet uchodzić za silne, ale wystarczy jedno pęknięcie w jakimś newralgicznym punkcie i wszystko się wali. A bałaganiarska demokracja okazuje się niezastąpiona, bo trwać może mimo wielu pęknięć i dziur. Tak jak świat przyrody, zdolny do zachowania fantastycznej równowagi, mimo pozorów, że wszystko w nim jest dziełem przypadku. Wygląda na to, że nasz potężny, wieczny i niezniszczalny bałagan jest w gruncie rzeczy darem bożym. Bo pozwala wierzyć, że cokolwiek złego nas dotknie, nie potrwa długo i kraj szybko wróci do normy. I to jest właśnie przesłanie, które chciałbym przekazać w obliczu gigantycznego spiętrzenia tegorocznych reform. Potraktujmy je jak usuwanie zbędnych papierów, a nie jako próbę zaprowadzenia nowego porządku. W końcu trzeba od czasu do czasu coś wyrzucić, aby się nie zgubić do cna w naszym ulubionym bałaganie. Zachowajmy tylko polską normę, a wszystko będzie dobrze.
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.