Bez poparcia środowiska medycznego nie uda się wprowadzić reformy systemu ochrony zdrowia
KRZYSZTOF MADEJ, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej:
- Niska ocena służby zdrowia i zniecierpliwienie kadry medycznej sprawiają, że bardzo duże jest dziś przyzwolenie na głębokie reformy systemu ochrony zdrowia. Często pojawia się nawet przewrotny sąd: skoro nie może być lepiej, niech przynajmniej będzie inaczej. Tymczasem słyszymy o znacznych redukcjach zatrudnienia, o upadku placówek ochrony zdrowia. Pacjenci niepokojeni są informacjami o spodziewanej niewydolności finansowej służby zdrowia w nowym systemie i konieczności ponoszenia większych kosztów leczenia.
Wprowadzana w tym roku reforma budzi wiele wątpliwości. Jedni twierdzą, że instytucja lekarza rodzinnego jako osoby "wprowadzającej" do systemu obniży koszty ochrony zdrowia. Gatekeeper sam taniej udzieli pomocy w wielu wypadkach, nie dopuści również do niepotrzebnego zatrudniania specjalistów czy korzystania z usług zamkniętych, kwalifikowanych placówek służby zdrowia. Przeciwnicy tego rozwiązania uważają, że lekarz rodzinny będzie niepotrzebnie angażowany do tych wypadków, które mają już utorowaną drogę w procesie diagnostyki czy leczenia.
Zwolennicy reformy przekonują, że realizacja zadań publicznego zakładu opieki zdrowotnej przez lekarzy pracujących na własny rachunek uelastyczni rynek świadczeń zdrowotnych, usprawni pracę i zarządzanie finansami przychodni i szpitali. Zawód lekarza stanie się "wolny", bo medyk będzie pracodawcą sam dla siebie, a swoje wynagrodzenie ustali podczas negocjacji z dyrektorem placówki. Niektórzy zaś twierdzą, że w polskich warunkach takie novum zdezorganizuje pracę szpitali i szybko doprowadzi do przeczących wolnej konkurencji, patologicznych i spetryfikowanych układów personalnych. Jedni dowodzą, że to, co finansuje się zbiorczo, z definicji jest tańsze od tego, co podzielono i skalkulowano osobno. Według innych, właśnie wgląd w poszczególne procedury medyczne i kontrola kosztów spowoduje zauważalne oszczędności w ochronie zdrowia; będą one tak duże, że zrównoważą deficyt środków, wynikający z wysokości składki ubezpieczeniowej.
Nowy system ochrony zdrowia ma polegać na tym, że ustanowiony zostanie rynek świadczeń zdrowotnych, na którym będą działać suwerenni, samodzielni i wolni uczestnicy gry rynkowej. Istotą tych stosunków mają być mechanizmy przetargowe i negocjacyjne. Powołana została nowa, niezależna instytucja prawa finansowego w postaci kas chorych, zdolna do samodzielnych decyzji finansowych. Dyrektorzy i kierownicy zakładów opieki zdrowotnej zyskują status menedżerów. Pacjenci odzyskują prawo do suwerennych wyborów na rynku usług medycznych. Więcej obowiązków będą miały samorządy terytorialne, które zaczną łożyć na utrzymanie placówek ochrony zdrowia.
Korzyści płynące z wprowadzenia reformy to wzrost bezpieczeństwa i satysfakcji społecznej, wynikający z zauważalnej w krótkim czasie poprawy dostępności i jakości leczenia, a także większe możliwości zawodowe pracowników opieki zdrowotnej. Poważnym zagrożeniem jest natomiast to, że reforma zatrzyma się w połowie drogi, a jej realizacja podważy główne założenia nowej ustawy. Zmiany wprowadzane są w wariancie politycznie atrakcyjnym, jest on jednak ryzykowny. Podstawą realizowania świadczeń zdrowotnych mają być kontrakty zawierane z kasami chorych. W tej chwili nie bardzo wiadomo, wedle jakich kryteriów będą podpisywane te umowy. Ten styl przeprowadzania reformy może wywołać wojnę wszystkich ze wszystkimi, a także radykalizację nastrojów pracowników ochrony zdrowia. Nie mogę wykluczyć także dalszej eskalacji protestów i strajków środowiska medycznego. Tymczasem bez poparcia pracowników ochrony zdrowia żadnej reformy wprowadzić się nie da.
- Niska ocena służby zdrowia i zniecierpliwienie kadry medycznej sprawiają, że bardzo duże jest dziś przyzwolenie na głębokie reformy systemu ochrony zdrowia. Często pojawia się nawet przewrotny sąd: skoro nie może być lepiej, niech przynajmniej będzie inaczej. Tymczasem słyszymy o znacznych redukcjach zatrudnienia, o upadku placówek ochrony zdrowia. Pacjenci niepokojeni są informacjami o spodziewanej niewydolności finansowej służby zdrowia w nowym systemie i konieczności ponoszenia większych kosztów leczenia.
Wprowadzana w tym roku reforma budzi wiele wątpliwości. Jedni twierdzą, że instytucja lekarza rodzinnego jako osoby "wprowadzającej" do systemu obniży koszty ochrony zdrowia. Gatekeeper sam taniej udzieli pomocy w wielu wypadkach, nie dopuści również do niepotrzebnego zatrudniania specjalistów czy korzystania z usług zamkniętych, kwalifikowanych placówek służby zdrowia. Przeciwnicy tego rozwiązania uważają, że lekarz rodzinny będzie niepotrzebnie angażowany do tych wypadków, które mają już utorowaną drogę w procesie diagnostyki czy leczenia.
Zwolennicy reformy przekonują, że realizacja zadań publicznego zakładu opieki zdrowotnej przez lekarzy pracujących na własny rachunek uelastyczni rynek świadczeń zdrowotnych, usprawni pracę i zarządzanie finansami przychodni i szpitali. Zawód lekarza stanie się "wolny", bo medyk będzie pracodawcą sam dla siebie, a swoje wynagrodzenie ustali podczas negocjacji z dyrektorem placówki. Niektórzy zaś twierdzą, że w polskich warunkach takie novum zdezorganizuje pracę szpitali i szybko doprowadzi do przeczących wolnej konkurencji, patologicznych i spetryfikowanych układów personalnych. Jedni dowodzą, że to, co finansuje się zbiorczo, z definicji jest tańsze od tego, co podzielono i skalkulowano osobno. Według innych, właśnie wgląd w poszczególne procedury medyczne i kontrola kosztów spowoduje zauważalne oszczędności w ochronie zdrowia; będą one tak duże, że zrównoważą deficyt środków, wynikający z wysokości składki ubezpieczeniowej.
Nowy system ochrony zdrowia ma polegać na tym, że ustanowiony zostanie rynek świadczeń zdrowotnych, na którym będą działać suwerenni, samodzielni i wolni uczestnicy gry rynkowej. Istotą tych stosunków mają być mechanizmy przetargowe i negocjacyjne. Powołana została nowa, niezależna instytucja prawa finansowego w postaci kas chorych, zdolna do samodzielnych decyzji finansowych. Dyrektorzy i kierownicy zakładów opieki zdrowotnej zyskują status menedżerów. Pacjenci odzyskują prawo do suwerennych wyborów na rynku usług medycznych. Więcej obowiązków będą miały samorządy terytorialne, które zaczną łożyć na utrzymanie placówek ochrony zdrowia.
Korzyści płynące z wprowadzenia reformy to wzrost bezpieczeństwa i satysfakcji społecznej, wynikający z zauważalnej w krótkim czasie poprawy dostępności i jakości leczenia, a także większe możliwości zawodowe pracowników opieki zdrowotnej. Poważnym zagrożeniem jest natomiast to, że reforma zatrzyma się w połowie drogi, a jej realizacja podważy główne założenia nowej ustawy. Zmiany wprowadzane są w wariancie politycznie atrakcyjnym, jest on jednak ryzykowny. Podstawą realizowania świadczeń zdrowotnych mają być kontrakty zawierane z kasami chorych. W tej chwili nie bardzo wiadomo, wedle jakich kryteriów będą podpisywane te umowy. Ten styl przeprowadzania reformy może wywołać wojnę wszystkich ze wszystkimi, a także radykalizację nastrojów pracowników ochrony zdrowia. Nie mogę wykluczyć także dalszej eskalacji protestów i strajków środowiska medycznego. Tymczasem bez poparcia pracowników ochrony zdrowia żadnej reformy wprowadzić się nie da.
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.