Rzeczpospolita piracka

Rzeczpospolita piracka

Dodano:   /  Zmieniono: 
A może by tak coś napisać w obronie Leppera?
 Nie, to za proste. Może coś w obronie skinów i dresiarzy? Eee, łatwizna... Spróbujmy coś w obronie partii politycznych. Kilka ciepłych słów o dotacjach, cegiełkach i finansowaniu aparatu partyjnego. To dopiero byłoby wyzwanie. Przekonać, że bez przejrzystych zasad lobbingu i finansowania partii nasza demokracja lepiej kwitnie od zachodniej. Nie boi się skandali korupcyjnych i szargania świętości, jak choćby byłego kanclerza Helmuta Kohla ("Pomnik w gruzach"). Argumenty się znajdą. Spróbujemy? Oczywiście, że nie. Oczywiście, że to tylko taka figura retoryczna. Wybieg dziennikarski, by zwrócić uwagę czytelnika. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie bronił systemu, który podtrzymuje proces gnilny własnego społeczeństwa ("Kup cegłę!"). Systemu, który "Washington Post" porównał ostatnio z XVIII-wiecznymi republikami pirackimi torpedującymi rozwój handlu i konkurencji, z ziemiami z góry skazanymi na gospodarcze wyjałowienie i kulturową degenerację.
Nie wiem, jak Transparency International naliczała nam te punkty karne, że ostatecznie wylądowaliśmy w grupie najbardziej skorumpowanych państw na świecie, ale wiem, gdzie zacząłbym liczenie. Nie od łapówki za łóżko w szpitalu, nie od przekupnych prokuratorów czy komisji przetargowych. Zacząłbym od partii. Od systemu, który pozwala politykom i urzędnikom bezkarnie pobierać opłaty za koncesje, zamówienia rządowe czy chronienie przestępców. Finansując swoje kampanie wyborcze, budują całą piramidą uzależnień. W imperium pirackim każdy bierze od każdego. Poglądy - nieważne. Przeszłość polityczna - kto by na to patrzył. Kryminalna - wszyscy będą rozgrzeszeni. Jeżeli płaci, to nawet gangster będzie dobrym obywatelem. Absurdalne luki prawne, zwolnienia z ceł, z podatków - wszystko może być mądrym prawem, jeżeli na czas w odpowiednie miejsce trafią odpowiednie pieniądze. Uczciwy polityk to ten, który za pomoc wyborczą odwdzięcza się koncesjami i sterowanymi przetargami. Jeżeli zapomni o swoich dobroczyńcach, niech się nie dziwi, że ktoś chce go potem odsunąć. Minister skarbu Emil Wąsacz ("Rozmowa wprost") aż zbyt obrazowo tłumaczy w tym numerze, dlaczego szybka prywatyzacja systemu bankowego przysporzyła mu tylu wrogów. Wyrwanie banków spod pirackiej kurateli pozbawiło wielu możnych preferencyjnych kredytów. To nie może przejść zapomniane. Kiedy jednak cierpliwość społeczna się kończy, kiedy rośnie niechęć do polityków piratów, kiedy anarchia finansów politycznych staje się kłodą u nóg integracji europejskiej czy zagranicznych inwestycji, wtedy posłowie obiecują nam regulacje dla regulacji. Żeby stworzyć wrażenie państwa prawa, trzeba natychmiast czegoś zakazać. A to reklamy skierowanej do dzieci, a to handlu w niedzielę, a to pornografii czy demonstracji ("Zakaz zakazywania"). Jeżeli to nie starcza, bierze się superregulatora. W rozwiniętej pirackiej republice Rosji rządy przejął sam Putin - stalowa szczęka. Człowiek co może pogryźć każdego w imię porządku i regulacji ("Mister Czeczenia"). Oczywiście, nie w imię ustawy o partyjnych finansach, bo tym w pirackich republikach nikt nie zaprząta sobie głowy.
Jeżeli coś naprawdę uderza w skandalu z udziałem Helmuta Kohla, to chyba tylko jego oświadczenie, że świadomie łamał prawo. No cóż, trzeba mieć takie prawo, żeby mieć takie skandale.
Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.