Rozmowa z FILIPEM BAJONEM, reżyserem
Wiesław Kot: - Wiosną zaczyna pan zdjęcia do "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego według własnego scenariusza. Przedsięwzięcie wydaje się bezpieczne - kolejna superprodukcja oparta na lekturze szkolnej. To gwarantuje, jak wykazało powodzenie "Ogniem i mieczem" oraz "Pana Tadeusza", sukces frekwencyjny i kasowy.
Filip Bajon: - Pomysł nakręcenia "Przedwiośnia" wyszedł od telewizji publicznej jeszcze w czasach, kiedy nikomu nie śniły się takie sukcesy polskich filmów, jakie stały się udziałem Hoffmana i Wajdy. Ale dopiero one spowodowały, że taką superprodukcję jak "Przedwiośnie" zaczęto traktować w kategoriach opłacalności komercyjnej. Film jest więc finansowany zarówno przez telewizję publiczną, jak i stacje prywatne oraz banki. Producent Dariusz Jabłoński, autor znakomitych filmów dokumentalnych, prowadzi rozmowy z wieloma instytucjami, które mogłyby potraktować nasz film jako opłacalną inwestycję.
- Nie może więc powstać kameralny dramat z dziejów inteligencji polskiej.
- Nakręcimy widowiskowy film kinowy, nieco dłuższy niż zwykle, a na podstawie tego samego materiału również czteroczęściowy serial telewizyjny. Planujemy dzieło epickie. Będzie więc rozbudowana sekwencja rozgrywająca się w Baku, Moskwie i podczas wojny polsko-bolszewickiej. Chcemy zdążyć z premierą do listopada tego roku - na 75. rocznicę śmierci Żeromskiego.
- To wręcz ekspresowe tempo.
- Zasadniczo wszystkie polskie filmy, jakie powstały w ostatnim dziesięcioleciu, kręci się o jedną trzecią szybciej w stosunku do limitów obowiązujących w PRL. Dyscyplina pracy jest bez porównania większa. Przestoje kosztują. "Czerwiec ?56" nakręciłem w czterdzieści dni, a w PRL trwałoby to co najmniej dwadzieścia dni dłużej. Z dawnych czasów pamiętam na przykład niepisaną regułę, że ekipa elektryków zjawiała się na planie nietrzeźwa. Tymczasem teraz film obsługują zadbani, schludnie ubrani i oczywiście trzeźwi panowie, którzy pojawiają się odpowiednio wcześnie i pracują bez zarzutu.
- Nie obawia się pan anachroniczności "Przedwiośnia", powieści o niepokojach inteligenta, które miałyby być przeniesione na ekran w czasach, gdy inteligencja i jej posłannictwo schodzą z areny dziejowej?
- Ależ w "Przedwiośniu" tak rozumianego inteligenta nie ma. Cezary Baryka to nie typ przywódcy, który ma pociągnąć za sobą masy. To inteligent zagubiony, stawiający pytania, niepewny swoich racji. Jest to raczej wzór Polaka myślącego. Nie pozwala, by nim manipulowano, i nie chce się dać wciągnąć rozmaitym ideologiom. Proszę pamiętać, że ten młody człowiek przyjeżdża do kraju, o którym nie wie nic pewnego, a opowieść o szklanych domach okazuje się wyjątkowo zakłamana. Nie może się odwołać do romantycznych wzorców patriotycznych, bo ich nie zna. Trudno mu się zaangażować w budowę kraju, ponieważ niewiele rozumie z tego, co się w nim dzieje. Właśnie to pociągało mnie w tej postaci - ostatecznie mamy dziś podobną sytuację. Etos romantyczny upadł, pojawiła się klasa średnia, która z dawną inteligencją nie ma wiele wspólnego, mnożą się ideologie polityczne. Młodzi, wrażliwi i wykształceni ludzie stają przed takimi samymi problemami, jakie zajmowały Cezarego Barykę osiemdziesiąt lat temu.
- Pański Cezary to zatem ani rozczarowany romantyk, ani inteligent nastawiony na pracę u podstaw, ani rewolucjonista?
- To po prostu młody człowiek, który w odrodzonej Polsce przeżywa przygodę młodości. "Przedwiośnie" jest dla mnie rodzajem Bildungsroman, opowieścią o dorastaniu. Baryka to młody człowiek, który przechodzi bolesny proces pozbywania się złudzeń romantycznych, a jednocześnie przeżywa silne porywy związane z inicjacją seksualną - w tym samym czasie zwraca na siebie uwagę aż trzech kobiet. Ważne więc, by aktor, który go zagra - a nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, kto wcieli się w tę postać - podobał się nie tylko reżyserowi, ale widowni, zwłaszcza damskiej. Wyobrażam sobie, że pod względem zachowania i urody Baryka powinien być kimś pośrednim pomiędzy Jamesem Deanem a Leonardem DiCaprio.
- A co z tradycyjną lewicowością polskiego inteligenta?
- Skłonności lewicowe polskich inteligentów to kwadratura koła, co Żeromski wykazał dobitnie. Owszem, inteligent był tradycyjnie uwrażliwiony na ludzką biedę, co było podejściem szlachetnym i humanitarnym. Tyle że inteligencja często szła krok dalej i próbowała ten humanitaryzm wprowadzać w praktykę społeczną - wdrażała idee socjalistyczne bądź komunistyczne i szybko okazywało się, że te wzniosłe idee w ostateczności obracają się przeciwko tym najbiedniejszym i uciemiężonym.
Filip Bajon: - Pomysł nakręcenia "Przedwiośnia" wyszedł od telewizji publicznej jeszcze w czasach, kiedy nikomu nie śniły się takie sukcesy polskich filmów, jakie stały się udziałem Hoffmana i Wajdy. Ale dopiero one spowodowały, że taką superprodukcję jak "Przedwiośnie" zaczęto traktować w kategoriach opłacalności komercyjnej. Film jest więc finansowany zarówno przez telewizję publiczną, jak i stacje prywatne oraz banki. Producent Dariusz Jabłoński, autor znakomitych filmów dokumentalnych, prowadzi rozmowy z wieloma instytucjami, które mogłyby potraktować nasz film jako opłacalną inwestycję.
- Nie może więc powstać kameralny dramat z dziejów inteligencji polskiej.
- Nakręcimy widowiskowy film kinowy, nieco dłuższy niż zwykle, a na podstawie tego samego materiału również czteroczęściowy serial telewizyjny. Planujemy dzieło epickie. Będzie więc rozbudowana sekwencja rozgrywająca się w Baku, Moskwie i podczas wojny polsko-bolszewickiej. Chcemy zdążyć z premierą do listopada tego roku - na 75. rocznicę śmierci Żeromskiego.
- To wręcz ekspresowe tempo.
- Zasadniczo wszystkie polskie filmy, jakie powstały w ostatnim dziesięcioleciu, kręci się o jedną trzecią szybciej w stosunku do limitów obowiązujących w PRL. Dyscyplina pracy jest bez porównania większa. Przestoje kosztują. "Czerwiec ?56" nakręciłem w czterdzieści dni, a w PRL trwałoby to co najmniej dwadzieścia dni dłużej. Z dawnych czasów pamiętam na przykład niepisaną regułę, że ekipa elektryków zjawiała się na planie nietrzeźwa. Tymczasem teraz film obsługują zadbani, schludnie ubrani i oczywiście trzeźwi panowie, którzy pojawiają się odpowiednio wcześnie i pracują bez zarzutu.
- Nie obawia się pan anachroniczności "Przedwiośnia", powieści o niepokojach inteligenta, które miałyby być przeniesione na ekran w czasach, gdy inteligencja i jej posłannictwo schodzą z areny dziejowej?
- Ależ w "Przedwiośniu" tak rozumianego inteligenta nie ma. Cezary Baryka to nie typ przywódcy, który ma pociągnąć za sobą masy. To inteligent zagubiony, stawiający pytania, niepewny swoich racji. Jest to raczej wzór Polaka myślącego. Nie pozwala, by nim manipulowano, i nie chce się dać wciągnąć rozmaitym ideologiom. Proszę pamiętać, że ten młody człowiek przyjeżdża do kraju, o którym nie wie nic pewnego, a opowieść o szklanych domach okazuje się wyjątkowo zakłamana. Nie może się odwołać do romantycznych wzorców patriotycznych, bo ich nie zna. Trudno mu się zaangażować w budowę kraju, ponieważ niewiele rozumie z tego, co się w nim dzieje. Właśnie to pociągało mnie w tej postaci - ostatecznie mamy dziś podobną sytuację. Etos romantyczny upadł, pojawiła się klasa średnia, która z dawną inteligencją nie ma wiele wspólnego, mnożą się ideologie polityczne. Młodzi, wrażliwi i wykształceni ludzie stają przed takimi samymi problemami, jakie zajmowały Cezarego Barykę osiemdziesiąt lat temu.
- Pański Cezary to zatem ani rozczarowany romantyk, ani inteligent nastawiony na pracę u podstaw, ani rewolucjonista?
- To po prostu młody człowiek, który w odrodzonej Polsce przeżywa przygodę młodości. "Przedwiośnie" jest dla mnie rodzajem Bildungsroman, opowieścią o dorastaniu. Baryka to młody człowiek, który przechodzi bolesny proces pozbywania się złudzeń romantycznych, a jednocześnie przeżywa silne porywy związane z inicjacją seksualną - w tym samym czasie zwraca na siebie uwagę aż trzech kobiet. Ważne więc, by aktor, który go zagra - a nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, kto wcieli się w tę postać - podobał się nie tylko reżyserowi, ale widowni, zwłaszcza damskiej. Wyobrażam sobie, że pod względem zachowania i urody Baryka powinien być kimś pośrednim pomiędzy Jamesem Deanem a Leonardem DiCaprio.
- A co z tradycyjną lewicowością polskiego inteligenta?
- Skłonności lewicowe polskich inteligentów to kwadratura koła, co Żeromski wykazał dobitnie. Owszem, inteligent był tradycyjnie uwrażliwiony na ludzką biedę, co było podejściem szlachetnym i humanitarnym. Tyle że inteligencja często szła krok dalej i próbowała ten humanitaryzm wprowadzać w praktykę społeczną - wdrażała idee socjalistyczne bądź komunistyczne i szybko okazywało się, że te wzniosłe idee w ostateczności obracają się przeciwko tym najbiedniejszym i uciemiężonym.
Więcej możesz przeczytać w 4/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.