W Polsce działa sto tysięcy zawodowych żebraków
Proszę pójść ze mną, kupię pani obiad - zaproponowała nędznie wyglądającej żebraczce znana w Szczecinie notariuszka. - W d... wsadź sobie swój obiad - odpowiedziała poirytowana kobieta. - Dawaj kasę albo wynoś się stąd, bo mi odstraszysz klientów. "Kiełbasa - nie, bułka - nie. Dać pieniądz" - odpowiadają najczęściej cygańskie dzieci, którym przechodnie oferują pomoc. To typowe obrazki - wielu żebrzących w Polsce nie chce żywności, ubrań, pomocy organizacji charytatywnych. Chcą pieniędzy. Żebractwo stało się dla nich zawodem. Nie można jednak zapominać o tym, że tysiące ludzi wychodzą na ulicę z biedy. Osoby rzeczywiście znajdujące się w trudnej sytuacji przeważnie nie są agresywne, chętnie przyjmują pomoc rzeczową.
To nie ludzie naprawdę biedni są jednak problemem w centrach polskich miast. Problemem są zawodowi żebracy, którzy każdego ranka wyruszają do pracy. Bywa, że po mieście rozwożeni są samochodami. Po drodze przebierają się w żebracze stroje, niektórzy zakładają na kolana ochraniacze stosowane przez jeżdżących na łyżworolkach. Najlepsi zawodowcy zarabiają w ciągu dnia ponad 500 zł, zaś przeciętnie - 120-150 zł. Organizator grupy zabiera z tego 25-30 proc., reszta jest dzielona proporcjonalnie między wszystkich.
Przedsiębiorczy inaczej
- Żebractwo zawodowe to specjalny typ przedsiębiorczości. Dotyczy osób, które najprawdopodobniej już w dzieciństwie zmuszone były lawirować, wykorzystywać ludzkie słabości, ucząc się w ten sposób żonglerki cudzymi uczuciami - mówi Ireneusz Ścigała, psychoterapeuta, współpracownik berlińskiego Instytutu Ericksona. - Żebractwo zawodowe jest wynikiem świadomego wyboru, często pokoleniowego dziedziczenia i szkolenia - twierdzi Piotr Ławacz, psycholog społeczny, współpracownik Huthwaite International. - W Polsce ok. 300 tys. osób zajmuje się żebractwem społecznym. Grupa ta obejmuje zarówno profesjonalnych żebraków, jak i amatorów, ale także osoby, które z biedy uczyniły parawan umożliwiający wyciąganie pomocy od państwa i organizacji społecznych - tłumaczy Ławacz. Szacuje się, że w Polsce działa już sto tysięcy zawodowych żebraków.
- Zatrzymaliśmy Rosjanina mającego kartę stałego pobytu, który nadzorował prawie 40 osób żebrzących w trzech grupach - mówi funkcjonariusz gdańskiej policji. Trójmiejscy policjanci twierdzą, że zorganizowane żebractwo może być równie dochodową dziedziną działalności jak przemyt papierosów czy wymuszanie haraczy. - Dowodem na to, że niektórzy żebracy pracują w zorganizowanych grupach są jednakowe, laminowane kartki, którymi się posługują, a także swoisty system zmianowy - mówi Waldemar Walisiak, naczelnik wydziału operacyjnego łódzkiej straży miejskiej. Właśnie w Łodzi, na skrzyżowaniu alej Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego, policjanci przyłapują najwięcej żebraków rozwożonych do pracy furgonetkami.
- Zaledwie kilka dni temu zatrzymaliśmy zorganizowaną grupę Rumunów, którzy nagabywali przechodniów wyjątkowo agresywnie - opowiada Wiesław Magiera z krakowskiej straży miejskiej.
Rodzimi zawodowi żebracy wolą pracować pojedynczo. Pracownicy jednego z krakowskich banków opowiadają, jak co kilka dni do ich oddziału przychodzi "żebrząca staruszka", która na koncie (zresztą otwartym w ich banku) uzbierała już ponad 60 tys. zł - na mieszkanie dla córki. W Białymstoku jedna ze staruszek żebrzących przy ul. Lipowej posiada okazały dom, a do pracy dowożą ją samochodem synowie. - W naszym mieście jest spora grupa żebraków wcale nie cierpiących z powodu złej sytuacji materialnej. Czasem do żebractwa zachęcają ich własne rodziny - mówi Zdzisława Sawicka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.
- Pewna staruszka stojąca obok kościoła na placu Trzech Krzyży w Warszawie miała ochroniarza, który dbał o to, by nikt jej nie okradł. A było czego strzec: przeciętnie otrzymywała 150 datków dziennie - opowiada prof. Julian Auleytner, specjalista polityki społecznej. Dzieli on żebractwo na eksportowe i rodzime, a to ostatnie na amatorskie i profesjonalne.
Dobrze sytuowanego żebrzącego staruszka zatrzymała w czerwcu tego roku przy ul. Świdnickiej policja we Wrocławiu. Zatrzymano go tylko dlatego, że wdał się w awanturę z rumuńskimi konkurentami. Przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie straż miejska wylegitymowała czterdziestokilkuletnią żebraczkę, która miała ładny dom w dzielnicy Pogodno. W maju w Toruniu zatrzymano żebraka, który okazał się emerytowanym oficerem wojska. Twierdził, że do żebrania zmusili go synowie. Właścicielka kamienicy w Przemyślu została w ubiegłym roku przyłapana na żebraniu w Lublinie. Doniesienie na policję złożyła skłócona z nią sąsiadka, która akurat przyjechała do Lublina i rozpoznała ją na ulicy.
Polska gościnność
- W Polsce można zarobić więcej niż w Niemczech. Z naszej wsi przyjechało do was ponad 20 osób. Jedna rodzina kupiła już w Warszawie mieszkanie - opowiada Mircea C. z rumuńskiej wioski położonej niedaleko Aradu. Spotkaliśmy go, gdy własnym samochodem rozwoził rodzinę na stanowiska w okolicach warszawskiej filharmonii. Twierdzi, że tylko w Warszawie pracuje kilka-dziesiąt rodzin z Rumunii (przeciętnie liczą po 10-12 członków).
Od Mircei dowiedzieliśmy się, że w maju tego roku do Warszawy przeniosła się międzynarodowa grupa żebrząca dotychczas w Amsterdamie. Dwóch członków tej "komuny" udało się nam odnaleźć w Poznaniu. Przyłączyli się do grupy żebrzącej w centrum miasta. W grupie żebrzą właściwie tylko kobiety - jedna może bez wysiłku zebrać 150 zł dziennie. W czerwcu grupa działała we Wrocławiu, niebawem chce się przenieść do Gdańska. Mówią, że w Polsce można się z żebrania znacznie łatwiej utrzymać niż w Amsterdamie czy Kopenhadze.
Żebraków, w tym przybyszów z zagranicy, szybko w Polsce przybywa, głównie ze względu na łagodne prawo i brak zainteresowania policji tym zjawiskiem. Efektem liberalnego traktowania żebraków w Polsce jest przenoszenie się do nas grup żebrzących w Czechach, na Węgrzech, w Austrii, Niemczech. - Otrzymujemy sygnały, że w Warszawie działają zorganizowane grupy żebraków, ale kiedy chcemy, by ktoś złożył obciążające zeznania, spotykamy się z odmową - skarży się Krystyna Delej, rzeczniczka straży miejskiej w gminie Warszawa-Centrum.
Rzym, Amsterdam, Moskwa, Warszawa
Zgodnie z polskim prawem, zatrzymać można jedynie natarczywego żebraka (art. 58 par. 2 kodeksu wykroczeń), a deportować (w wypadku cudzoziemców) tylko wtedy, gdy dochodzi do popełnienia przestępstwa lub serii wykroczeń. Problemem jest to, że przed deportacją należy ustalić personalia żebraka. Tymczasem na przykład rumuńscy Romowie celowo niszczą swoje paszporty, co bardzo przedłuża procedurę. Policja stanowczo traktuje żebraków właściwie tylko w Katowicach. - W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy zatrzymaliśmy kilkuset cudzoziemców trudniących się żebractwem - potwierdza Alicja Hytrek, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
W Europie konkurencyjną wobec Polski przystanią żebraków są Włochy, a właściwie Rzym. - Spotyka się ich na wszystkich dworcach i głównych ulicach. Nie są jednak tak natarczywi jak w Polsce. Żebraków przyciąga do Rzymu ogromna liczba pielgrzymów i zwyczajnych turystów - mówi ksiądz Kazimierz Sowa, dziennikarz Radia Plus. Jednym z centrów europejskiego żebractwa jest również Amsterdam, gdzie od lat żebracy okupują plac Dam. Sporo żebraków, jednak znacznie mniej niż w Warszawie czy Krakowie, spotkać można w Hamburgu, szczególnie w okolicach dworca kolejowego, a także we wschodnim Berlinie. Żebractwo szerzy się też w Mos-kwie i Sankt Petersburgu. Bardzo niewielu zdecydowało się natomiast żebrać w Lizbonie, podobnie jak w Madrycie, Sztokholmie czy Oslo. Znacznie mniej żebraków niż w Warszawie spotkać można w kilkakrotnie większym Londynie bądź Paryżu. - W Indiach żebractwo jest często kunsztem. Istnieją tam bardzo wyrafinowane formy wyłudzania pieniędzy - mówi Ireneusz Ścigała. - W Chinach żebraków wręcz produkowano, specjalnie zniekształcając w tym celu wygląd dzieci, by je potem sprzedać - dodaje Piotr Ławacz.
Teatr żebraczy
- W schorowaną staruszkę można się przemienić w ciągu pięciu minut - opowiada 22-letnia Agnieszka, żebrząca na gdańskim Długim Targu. - Wystarczy potargać włosy i przyprószyć je roztartą kredą lub wyschniętą plakatówką. Bruzdy na twarzy można robić węglem albo kredkami do makijażu - dodaje. Do datków zachęca się też płaczem bądź symulowaniem ślepoty lub ciężkiej choroby dermatologicznej. - Pomaga ustawienie obok żebrzącego kul, żebranie w towarzystwie osoby na wózku inwalidzkim, z małym dzieckiem na ręku. Do większej hojności skłania również nakładanie wszelkiego rodzaju protez, uwidacznianie blizn i śladów oparzeń - wylicza dr Dariusz Niedźwiecki, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Dziecko musi mieć kosztowną operację. Proszę o wsparcie" - tak mówią skromnie, lecz czysto ubrane kobiety w towarzystwie dzieci na wózkach lub w ortopedycznych szynach. Zainteresowanym chętnie pokazują obszerną dokumentację choroby.
- Nie wiemy, jak postępować z tymi kobietami, gdyż o pomoc proszą też osoby, które rzeczywiście jej potrzebują - mówi Wiesław Magiera. Wykorzystują to zawodowi żebracy. W opublikowanej przez krakowskich socjologów książce "Żebracy w Polsce" opisano eksperyment, w którym dwóch aktorów udawało żebraka staruszka i żebraka ślepca. Okazało się, że ten drugi otrzymał od przechodniów trzykrotnie więcej pieniędzy niż aktor udający staruszka. Nie dziwi więc, że fałszywi chorzy kombatanci potrafią zebrać kilkaset złotych dziennie - na aparaty słuchowe bądź nowe protezy.
"Okradziono mnie i zabrakło mi kilku złotych na bilet do domu" - tak najczęściej proszą o małe datki żebracy na dworcach. Żeby uwiarygodnić takie opowieści, żebracy szczegółowo opowiadają, gdzie doszło do kradzieży, nakazują przezorność, pokazują dowód osobisty z zameldowaniem w odległym mieście. "Nie będę ściemniać - potrzebuję paru groszy na piwo" - tak z kolei zaczepiają przechodniów zwolennicy metody "na szczerość". Starają się wyglądać jak studenci bądź licealiści. Zaczepiają raczej osoby młode (najczęściej płci przeciwnej), ubrane w markowe dżinsy. - Jeden z żebrzących metodą "na szczerość" zaczepił naszego funkcjonariusza po cywilnemu. Ten rozpoznał go jako osobę zatrzymaną kilka razy w areszcie za handel marihuaną. Okazało się, że stracił zaufanie swoich szefów, postanowił więc utrzymywać się z żebrania - opowiada oficer operacyjny szczecińskiej policji.
Gang prezesów
- Najczęściej stałem "na świecy". Ustawiałem się przed bankiem, siedzibą bogatej firmy i obserwowałem, jakimi samochodami przyjeżdżają pracownicy, jak są ubrani, jakie mają zegarki, czy są roztargnieni itp. Dyżurowałem też na stacjach benzynowych, w hotelach, a nawet przed kościołami - opowiada Sebastian R., zatrzymany niedawno przez szczecińskich policjantów. Sebastian R. udawał żebraka, a swoje obserwacje przekazywał dalej. Na ich podstawie kradziono konkretne auta, dokonywano kradzieży kieszonkowych bądź włamywano się do mieszkań.
Przy okazji spraw tzw. łódzkiej ośmiornicy oraz krakowskich białych kołnierzyków okazało się, że w kilku wypadkach nie doszłoby do wielomilionowych wyłudzeń, gdyby nie ścisła współpraca zorganizowanych grup żebraków i największych polskich gangów. Za niewielką prowizję żebracy zgadzali się odgrywać rolę prezesów spółek, które wyłudzały podatek, towary lub zajmowały się praniem brudnych pieniędzy. Formalnie nic nie posiadali, więc wymiar sprawiedliwości był wobec nich bezradny. Zdarzało się, że gdy zaczynali za dużo mówić, po prostu znikali bez wieści. Żebracy menele występowali też w głównych rolach w bydgoskiej grupie przestępczej Dombasa. Podczas toczącego się właśnie przed sądem w Bydgoszczy procesu ujawniono, że żebracy zwani "prezesami" założyli sieć firm wyłudzających towary. Żebracy pracują też dla handlarzy narkotyków - jako dealerzy lub "skrzynki kontaktowe", za których pośrednictwem porozumiewają się klienci i detaliści.
Kiedy w 1892 r. w Warszawie gwałtownie wzrosła liczba żebrzących dzieci, okazało się, że stało się tak za sprawą szkoły żebraczej, założonej w jednym z domów na Powiślu przez dwóch mieszkańców Galicji. Kilkudziesięciorgu dzieciom wpajano tam najbardziej wyrafinowane techniki żebrania. Zdaniem policjantów, takich szkół obecnie w Polsce nie ma. Czy rzeczywiście?
To nie ludzie naprawdę biedni są jednak problemem w centrach polskich miast. Problemem są zawodowi żebracy, którzy każdego ranka wyruszają do pracy. Bywa, że po mieście rozwożeni są samochodami. Po drodze przebierają się w żebracze stroje, niektórzy zakładają na kolana ochraniacze stosowane przez jeżdżących na łyżworolkach. Najlepsi zawodowcy zarabiają w ciągu dnia ponad 500 zł, zaś przeciętnie - 120-150 zł. Organizator grupy zabiera z tego 25-30 proc., reszta jest dzielona proporcjonalnie między wszystkich.
Przedsiębiorczy inaczej
- Żebractwo zawodowe to specjalny typ przedsiębiorczości. Dotyczy osób, które najprawdopodobniej już w dzieciństwie zmuszone były lawirować, wykorzystywać ludzkie słabości, ucząc się w ten sposób żonglerki cudzymi uczuciami - mówi Ireneusz Ścigała, psychoterapeuta, współpracownik berlińskiego Instytutu Ericksona. - Żebractwo zawodowe jest wynikiem świadomego wyboru, często pokoleniowego dziedziczenia i szkolenia - twierdzi Piotr Ławacz, psycholog społeczny, współpracownik Huthwaite International. - W Polsce ok. 300 tys. osób zajmuje się żebractwem społecznym. Grupa ta obejmuje zarówno profesjonalnych żebraków, jak i amatorów, ale także osoby, które z biedy uczyniły parawan umożliwiający wyciąganie pomocy od państwa i organizacji społecznych - tłumaczy Ławacz. Szacuje się, że w Polsce działa już sto tysięcy zawodowych żebraków.
- Zatrzymaliśmy Rosjanina mającego kartę stałego pobytu, który nadzorował prawie 40 osób żebrzących w trzech grupach - mówi funkcjonariusz gdańskiej policji. Trójmiejscy policjanci twierdzą, że zorganizowane żebractwo może być równie dochodową dziedziną działalności jak przemyt papierosów czy wymuszanie haraczy. - Dowodem na to, że niektórzy żebracy pracują w zorganizowanych grupach są jednakowe, laminowane kartki, którymi się posługują, a także swoisty system zmianowy - mówi Waldemar Walisiak, naczelnik wydziału operacyjnego łódzkiej straży miejskiej. Właśnie w Łodzi, na skrzyżowaniu alej Piłsudskiego i Rydza-Śmigłego, policjanci przyłapują najwięcej żebraków rozwożonych do pracy furgonetkami.
- Zaledwie kilka dni temu zatrzymaliśmy zorganizowaną grupę Rumunów, którzy nagabywali przechodniów wyjątkowo agresywnie - opowiada Wiesław Magiera z krakowskiej straży miejskiej.
Rodzimi zawodowi żebracy wolą pracować pojedynczo. Pracownicy jednego z krakowskich banków opowiadają, jak co kilka dni do ich oddziału przychodzi "żebrząca staruszka", która na koncie (zresztą otwartym w ich banku) uzbierała już ponad 60 tys. zł - na mieszkanie dla córki. W Białymstoku jedna ze staruszek żebrzących przy ul. Lipowej posiada okazały dom, a do pracy dowożą ją samochodem synowie. - W naszym mieście jest spora grupa żebraków wcale nie cierpiących z powodu złej sytuacji materialnej. Czasem do żebractwa zachęcają ich własne rodziny - mówi Zdzisława Sawicka z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.
- Pewna staruszka stojąca obok kościoła na placu Trzech Krzyży w Warszawie miała ochroniarza, który dbał o to, by nikt jej nie okradł. A było czego strzec: przeciętnie otrzymywała 150 datków dziennie - opowiada prof. Julian Auleytner, specjalista polityki społecznej. Dzieli on żebractwo na eksportowe i rodzime, a to ostatnie na amatorskie i profesjonalne.
Dobrze sytuowanego żebrzącego staruszka zatrzymała w czerwcu tego roku przy ul. Świdnickiej policja we Wrocławiu. Zatrzymano go tylko dlatego, że wdał się w awanturę z rumuńskimi konkurentami. Przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie straż miejska wylegitymowała czterdziestokilkuletnią żebraczkę, która miała ładny dom w dzielnicy Pogodno. W maju w Toruniu zatrzymano żebraka, który okazał się emerytowanym oficerem wojska. Twierdził, że do żebrania zmusili go synowie. Właścicielka kamienicy w Przemyślu została w ubiegłym roku przyłapana na żebraniu w Lublinie. Doniesienie na policję złożyła skłócona z nią sąsiadka, która akurat przyjechała do Lublina i rozpoznała ją na ulicy.
Polska gościnność
- W Polsce można zarobić więcej niż w Niemczech. Z naszej wsi przyjechało do was ponad 20 osób. Jedna rodzina kupiła już w Warszawie mieszkanie - opowiada Mircea C. z rumuńskiej wioski położonej niedaleko Aradu. Spotkaliśmy go, gdy własnym samochodem rozwoził rodzinę na stanowiska w okolicach warszawskiej filharmonii. Twierdzi, że tylko w Warszawie pracuje kilka-dziesiąt rodzin z Rumunii (przeciętnie liczą po 10-12 członków).
Od Mircei dowiedzieliśmy się, że w maju tego roku do Warszawy przeniosła się międzynarodowa grupa żebrząca dotychczas w Amsterdamie. Dwóch członków tej "komuny" udało się nam odnaleźć w Poznaniu. Przyłączyli się do grupy żebrzącej w centrum miasta. W grupie żebrzą właściwie tylko kobiety - jedna może bez wysiłku zebrać 150 zł dziennie. W czerwcu grupa działała we Wrocławiu, niebawem chce się przenieść do Gdańska. Mówią, że w Polsce można się z żebrania znacznie łatwiej utrzymać niż w Amsterdamie czy Kopenhadze.
Żebraków, w tym przybyszów z zagranicy, szybko w Polsce przybywa, głównie ze względu na łagodne prawo i brak zainteresowania policji tym zjawiskiem. Efektem liberalnego traktowania żebraków w Polsce jest przenoszenie się do nas grup żebrzących w Czechach, na Węgrzech, w Austrii, Niemczech. - Otrzymujemy sygnały, że w Warszawie działają zorganizowane grupy żebraków, ale kiedy chcemy, by ktoś złożył obciążające zeznania, spotykamy się z odmową - skarży się Krystyna Delej, rzeczniczka straży miejskiej w gminie Warszawa-Centrum.
Rzym, Amsterdam, Moskwa, Warszawa
Zgodnie z polskim prawem, zatrzymać można jedynie natarczywego żebraka (art. 58 par. 2 kodeksu wykroczeń), a deportować (w wypadku cudzoziemców) tylko wtedy, gdy dochodzi do popełnienia przestępstwa lub serii wykroczeń. Problemem jest to, że przed deportacją należy ustalić personalia żebraka. Tymczasem na przykład rumuńscy Romowie celowo niszczą swoje paszporty, co bardzo przedłuża procedurę. Policja stanowczo traktuje żebraków właściwie tylko w Katowicach. - W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy zatrzymaliśmy kilkuset cudzoziemców trudniących się żebractwem - potwierdza Alicja Hytrek, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
W Europie konkurencyjną wobec Polski przystanią żebraków są Włochy, a właściwie Rzym. - Spotyka się ich na wszystkich dworcach i głównych ulicach. Nie są jednak tak natarczywi jak w Polsce. Żebraków przyciąga do Rzymu ogromna liczba pielgrzymów i zwyczajnych turystów - mówi ksiądz Kazimierz Sowa, dziennikarz Radia Plus. Jednym z centrów europejskiego żebractwa jest również Amsterdam, gdzie od lat żebracy okupują plac Dam. Sporo żebraków, jednak znacznie mniej niż w Warszawie czy Krakowie, spotkać można w Hamburgu, szczególnie w okolicach dworca kolejowego, a także we wschodnim Berlinie. Żebractwo szerzy się też w Mos-kwie i Sankt Petersburgu. Bardzo niewielu zdecydowało się natomiast żebrać w Lizbonie, podobnie jak w Madrycie, Sztokholmie czy Oslo. Znacznie mniej żebraków niż w Warszawie spotkać można w kilkakrotnie większym Londynie bądź Paryżu. - W Indiach żebractwo jest często kunsztem. Istnieją tam bardzo wyrafinowane formy wyłudzania pieniędzy - mówi Ireneusz Ścigała. - W Chinach żebraków wręcz produkowano, specjalnie zniekształcając w tym celu wygląd dzieci, by je potem sprzedać - dodaje Piotr Ławacz.
Teatr żebraczy
- W schorowaną staruszkę można się przemienić w ciągu pięciu minut - opowiada 22-letnia Agnieszka, żebrząca na gdańskim Długim Targu. - Wystarczy potargać włosy i przyprószyć je roztartą kredą lub wyschniętą plakatówką. Bruzdy na twarzy można robić węglem albo kredkami do makijażu - dodaje. Do datków zachęca się też płaczem bądź symulowaniem ślepoty lub ciężkiej choroby dermatologicznej. - Pomaga ustawienie obok żebrzącego kul, żebranie w towarzystwie osoby na wózku inwalidzkim, z małym dzieckiem na ręku. Do większej hojności skłania również nakładanie wszelkiego rodzaju protez, uwidacznianie blizn i śladów oparzeń - wylicza dr Dariusz Niedźwiecki, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Dziecko musi mieć kosztowną operację. Proszę o wsparcie" - tak mówią skromnie, lecz czysto ubrane kobiety w towarzystwie dzieci na wózkach lub w ortopedycznych szynach. Zainteresowanym chętnie pokazują obszerną dokumentację choroby.
- Nie wiemy, jak postępować z tymi kobietami, gdyż o pomoc proszą też osoby, które rzeczywiście jej potrzebują - mówi Wiesław Magiera. Wykorzystują to zawodowi żebracy. W opublikowanej przez krakowskich socjologów książce "Żebracy w Polsce" opisano eksperyment, w którym dwóch aktorów udawało żebraka staruszka i żebraka ślepca. Okazało się, że ten drugi otrzymał od przechodniów trzykrotnie więcej pieniędzy niż aktor udający staruszka. Nie dziwi więc, że fałszywi chorzy kombatanci potrafią zebrać kilkaset złotych dziennie - na aparaty słuchowe bądź nowe protezy.
"Okradziono mnie i zabrakło mi kilku złotych na bilet do domu" - tak najczęściej proszą o małe datki żebracy na dworcach. Żeby uwiarygodnić takie opowieści, żebracy szczegółowo opowiadają, gdzie doszło do kradzieży, nakazują przezorność, pokazują dowód osobisty z zameldowaniem w odległym mieście. "Nie będę ściemniać - potrzebuję paru groszy na piwo" - tak z kolei zaczepiają przechodniów zwolennicy metody "na szczerość". Starają się wyglądać jak studenci bądź licealiści. Zaczepiają raczej osoby młode (najczęściej płci przeciwnej), ubrane w markowe dżinsy. - Jeden z żebrzących metodą "na szczerość" zaczepił naszego funkcjonariusza po cywilnemu. Ten rozpoznał go jako osobę zatrzymaną kilka razy w areszcie za handel marihuaną. Okazało się, że stracił zaufanie swoich szefów, postanowił więc utrzymywać się z żebrania - opowiada oficer operacyjny szczecińskiej policji.
Gang prezesów
- Najczęściej stałem "na świecy". Ustawiałem się przed bankiem, siedzibą bogatej firmy i obserwowałem, jakimi samochodami przyjeżdżają pracownicy, jak są ubrani, jakie mają zegarki, czy są roztargnieni itp. Dyżurowałem też na stacjach benzynowych, w hotelach, a nawet przed kościołami - opowiada Sebastian R., zatrzymany niedawno przez szczecińskich policjantów. Sebastian R. udawał żebraka, a swoje obserwacje przekazywał dalej. Na ich podstawie kradziono konkretne auta, dokonywano kradzieży kieszonkowych bądź włamywano się do mieszkań.
Przy okazji spraw tzw. łódzkiej ośmiornicy oraz krakowskich białych kołnierzyków okazało się, że w kilku wypadkach nie doszłoby do wielomilionowych wyłudzeń, gdyby nie ścisła współpraca zorganizowanych grup żebraków i największych polskich gangów. Za niewielką prowizję żebracy zgadzali się odgrywać rolę prezesów spółek, które wyłudzały podatek, towary lub zajmowały się praniem brudnych pieniędzy. Formalnie nic nie posiadali, więc wymiar sprawiedliwości był wobec nich bezradny. Zdarzało się, że gdy zaczynali za dużo mówić, po prostu znikali bez wieści. Żebracy menele występowali też w głównych rolach w bydgoskiej grupie przestępczej Dombasa. Podczas toczącego się właśnie przed sądem w Bydgoszczy procesu ujawniono, że żebracy zwani "prezesami" założyli sieć firm wyłudzających towary. Żebracy pracują też dla handlarzy narkotyków - jako dealerzy lub "skrzynki kontaktowe", za których pośrednictwem porozumiewają się klienci i detaliści.
Kiedy w 1892 r. w Warszawie gwałtownie wzrosła liczba żebrzących dzieci, okazało się, że stało się tak za sprawą szkoły żebraczej, założonej w jednym z domów na Powiślu przez dwóch mieszkańców Galicji. Kilkudziesięciorgu dzieciom wpajano tam najbardziej wyrafinowane techniki żebrania. Zdaniem policjantów, takich szkół obecnie w Polsce nie ma. Czy rzeczywiście?
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.