Po sześciu latach do Jarocina wraca festiwal rockowy
Wierzymy, że do Jarocina przyjadą Europejczycy w pełnym tego słowa znaczeniu, którzy chcą posłuchać dobrej muzyki, a nie bandyci - mówi Przemysław Jankowski, producent Start Festival - Jarocin 2000. Imprezę zaplanowano na 12 sierpnia. Siedemnastogodzinny koncert ma być próbą generalną przed reaktywowaniem corocznej prezentacji alternatywnego rocka. Sześcioletnią przerwę spowodowały uliczne walki publiczności z policją w trakcie koncertu w 1994 r. W latach 80. festiwal był jedyną imprezą między Łabą i Władywostokiem, w trakcie której młodzież mogła manifestować przywiązanie do wolności w muzyce i polityce. Organizatorzy starają się, by impreza odzyskała choć część dawnego blasku.
Nie będzie to łatwe. Ekscesy, które jeszcze na początku dekady interpretowano w kategoriach młodzieżowych wybryków, dzisiaj zyskują miano bandytyzmu i awanturnictwa. - Zaledwie 50 metrów od estrady jest osiedle, które w 80 proc. zamieszkują emeryci, wielu po zawałach serca. Ilu z nich zniesie takie natężenie decybeli? - pyta przewodniczący zarządu Osiedla 700-lecia Stanisław Kycia, który już w maju wysłał list protestacyjny do burmistrza Jarocina Mariana Michalaka. Do sprzeciwu dołączyła się również Akcja Katolicka. - Czekamy na odpowiedź, a następnie będziemy szukać pomocy u rzecznika praw obywatelskich - zapowiada Kycia. Burmistrz natomiast na podstawie wyników sondaży twierdzi, że mieszkańcy zżyli się z rockową imprezą. - Przede wszystkim chodzi nam o promocję miasta. Dzięki festiwalowi nikomu w Polsce nie trzeba tłumaczyć, gdzie leży Jarocin - podkreśla Michalak. Przeciwnicy imprezy przypominają jednak, że w 1994 r. w regularnych walkach z policją i ochroniarzami rannych zostało 77 osób i zniszczono sześć samochodów. Kiedy funkcjonariusze rozpoczęli ostrzał tłumu gumowymi kulami, jeden z fanów rocka użył broni palnej. - Pamiętając wypadki sprzed sześciu lat, ochronę uznaliśmy za priorytetową sprawę - mówi Mariusz Gryska, sekretarz gminy Jarocin. Podobne obietnice mieszkańcy słyszeli każdego roku.
Utrzymanie porządku i bezpieczeństwa jest trudne, gdyż do tradycji imprezy należały zadymy kończące się w najlepszym razie zbiorowym taplaniem się w błocie w ramach tańca pogo. "Świadomie wybierałem zespoły walczące. One napędzały publiczność" - mówi Walter Chełstowski, pomysłodawca i organizator pierwszych festiwali. Kiedy w 1982 r. wystąpiły formacje WC, Kontrola W, Śmierć Kliniczna czy SS-20, ich koncerty przerodziły się w brawurową kontestację stanu wojennego. Od tego czasu Jarocin stał się mekką outsiderów, podejrzliwie odnoszących się do coraz częstszych prób zawłaszczenia imprezy.
W czasie festiwali intensywną działalność wśród punków prowadziło duszpasterstwo oazowe, postawy obywatelskie promowali działacze Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, agitowali także świadkowie Jehowy. Na estradę, która stała się retortą do kariery w show-biznesie, usiłowały się dostać nawet gwiazdy ze sporym dorobkiem. Dla niektórych kończyło się to fatalnie. Republika została wygwizdana i obrzucona pomidorami. Publiczność wyraźnie faworyzowała "swoje" zespoły. Pierwsze kroki stawiały tu takie grupy, jak TSA, Dżem, Piersi, Hey i Big Cyc.
W 1986 r. na estradzie po raz pierwszy pojawili się muzycy grający heavy metal. Nastolatkom imponował wokalista grupy Test, Fobia Kreon, który występował w czarnych wysokich butach i czerwonych spodniach z wymalowanymi na nich odwróconymi krzyżami. Dla niektórych uczestników imprezy była to inspiracja do odprawiania czarnych mszy. Również w Jarocinie po raz pierwszy w Polsce doszło do masowej dystrybucji niebezpiecznych używek.
Organizatorzy tegorocznego koncertu zapowiadają występy zarówno Kasi Nosowskiej, Pudelsów, jak i Armii - wszyscy ci wykonawcy zadomowili się już w rodzimym show-biznesie. Jeżeli młoda widownia nie zobaczy na estradzie debiutanta, który wyrazi nastroje roku 2000, Jarocin może się okazać sentymentalnym koncertem wspomnień.
Nie będzie to łatwe. Ekscesy, które jeszcze na początku dekady interpretowano w kategoriach młodzieżowych wybryków, dzisiaj zyskują miano bandytyzmu i awanturnictwa. - Zaledwie 50 metrów od estrady jest osiedle, które w 80 proc. zamieszkują emeryci, wielu po zawałach serca. Ilu z nich zniesie takie natężenie decybeli? - pyta przewodniczący zarządu Osiedla 700-lecia Stanisław Kycia, który już w maju wysłał list protestacyjny do burmistrza Jarocina Mariana Michalaka. Do sprzeciwu dołączyła się również Akcja Katolicka. - Czekamy na odpowiedź, a następnie będziemy szukać pomocy u rzecznika praw obywatelskich - zapowiada Kycia. Burmistrz natomiast na podstawie wyników sondaży twierdzi, że mieszkańcy zżyli się z rockową imprezą. - Przede wszystkim chodzi nam o promocję miasta. Dzięki festiwalowi nikomu w Polsce nie trzeba tłumaczyć, gdzie leży Jarocin - podkreśla Michalak. Przeciwnicy imprezy przypominają jednak, że w 1994 r. w regularnych walkach z policją i ochroniarzami rannych zostało 77 osób i zniszczono sześć samochodów. Kiedy funkcjonariusze rozpoczęli ostrzał tłumu gumowymi kulami, jeden z fanów rocka użył broni palnej. - Pamiętając wypadki sprzed sześciu lat, ochronę uznaliśmy za priorytetową sprawę - mówi Mariusz Gryska, sekretarz gminy Jarocin. Podobne obietnice mieszkańcy słyszeli każdego roku.
Utrzymanie porządku i bezpieczeństwa jest trudne, gdyż do tradycji imprezy należały zadymy kończące się w najlepszym razie zbiorowym taplaniem się w błocie w ramach tańca pogo. "Świadomie wybierałem zespoły walczące. One napędzały publiczność" - mówi Walter Chełstowski, pomysłodawca i organizator pierwszych festiwali. Kiedy w 1982 r. wystąpiły formacje WC, Kontrola W, Śmierć Kliniczna czy SS-20, ich koncerty przerodziły się w brawurową kontestację stanu wojennego. Od tego czasu Jarocin stał się mekką outsiderów, podejrzliwie odnoszących się do coraz częstszych prób zawłaszczenia imprezy.
W czasie festiwali intensywną działalność wśród punków prowadziło duszpasterstwo oazowe, postawy obywatelskie promowali działacze Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, agitowali także świadkowie Jehowy. Na estradę, która stała się retortą do kariery w show-biznesie, usiłowały się dostać nawet gwiazdy ze sporym dorobkiem. Dla niektórych kończyło się to fatalnie. Republika została wygwizdana i obrzucona pomidorami. Publiczność wyraźnie faworyzowała "swoje" zespoły. Pierwsze kroki stawiały tu takie grupy, jak TSA, Dżem, Piersi, Hey i Big Cyc.
W 1986 r. na estradzie po raz pierwszy pojawili się muzycy grający heavy metal. Nastolatkom imponował wokalista grupy Test, Fobia Kreon, który występował w czarnych wysokich butach i czerwonych spodniach z wymalowanymi na nich odwróconymi krzyżami. Dla niektórych uczestników imprezy była to inspiracja do odprawiania czarnych mszy. Również w Jarocinie po raz pierwszy w Polsce doszło do masowej dystrybucji niebezpiecznych używek.
Organizatorzy tegorocznego koncertu zapowiadają występy zarówno Kasi Nosowskiej, Pudelsów, jak i Armii - wszyscy ci wykonawcy zadomowili się już w rodzimym show-biznesie. Jeżeli młoda widownia nie zobaczy na estradzie debiutanta, który wyrazi nastroje roku 2000, Jarocin może się okazać sentymentalnym koncertem wspomnień.
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.