W ciągu ostatnich kilku lat rozrywka stała się głównym daniem telewizyjnego menu i najskuteczniejszym narzędziem w walce o masową publiczność.
Rewie teledysków, kabarety, talk shows i teleturnieje stanowią już prawie 60 proc. oferty polskich stacji. Aby obejrzeć wszystkie programy tego typu, nadawane w ciągu tygodnia, widz musiałby spędzić przed telewizorem pięć dni i nocy lub ok. 18 godzin w ciągu doby.
Telewizyjnymi konkursami interesuje się 20 proc. Polaków, tyle samo osób chętnie ogląda programy muzyczne i kabaretowe, a 9 proc. regularnie śledzi talk shows. Rekordowe wydania tych programów gromadzą przed odbiornikami telewizyjnymi ponad 11 mln widzów, co daje wynik porównywalny z oglądalnością "Wiadomości". Eksperci oceniają te wskaźniki jako bardzo wysokie. Nadawcy dawno już wyciągnęli wnioski z badań i systematycznie rozszerzają ofertę programową w dziedzinie rozrywki. Pod koniec 1998 r. mieliśmy do wyboru ponad 40 teleturniejów, kilkanaście talk shows oraz kilkadziesiąt programów muzycznych i kabaretowych. Polak na oglądanie tego typu programów poświęcił przeciętnie ok. 40 minut dziennie.
Scena rozrywkowa ma swoich rekordzistów. Dane OBOP wykazują, że w drugim półroczu 1998 r. Polacy najchętniej oglądali teleturnieje, na przykład "Idź na całość" (Polsat), a także programy "Decyzja należy do ciebie" (TVP 1) i "Zwyczajni niezwyczajni" (TVP 1). W kategorii programów rozrywkowych prowadziły zaś "Świąteczne marzenia Marcina Dańca" (TVP 2) oraz powtórki relacji z koncertów w Opolu i Sopocie.
Wprowadzanie na naszą antenę odpowiedników programów o stosunkowo krótkim stażu ekranowym za granicą powoduje, że rodzimi dziennikarze, zmuszeni opanować żurnalistyczne arkana, "w biegu" tworzą ze zmiennym szczęściem polskie odmiany gatunkowe programów o ustalonej na Zachodzie poetyce. Amerykańskie i niemieckie talk shows unikają rozmów na poważne tematy. Polscy prowadzący starają się wypośrodkować - interesuje ich zarówno praca, jak i kwestie najbardziej prywatne czy wręcz intymne. Wojciech Jagielski w "Wywiadzie z wampirem" (RTL 7 i Nasza TV) pytał prof. Zbigniewa Religę o jego życie erotyczne oraz sposób, w jaki udało mu się zdobyć pieniądze na uruchomienie kliniki. W wypadku Violetty Villas interesowało go natomiast, czy prawdą jest to, że hodowane przez nią kozy mają oddzielny pokój i oglądają telewizję.
Podobnie Krzysztof Ibisz swą "Ibisekcję" przeprowadza zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej. Rozmówców pyta o pracę, ale najbardziej interesuje go na przykład to, jak często piosenkarze sięgają po alkohol oraz czy zażywają narkotyki. Mija natomiast moda na zapraszanie do studia dziwaków i osób eksponujących swoje problemy seksualne. Mariusz Szczygieł w pierwszych latach emisji "Na każdy temat" gościł między innymi modelki porno czy striptizerów. "Dominująca" Jadzia z salonu masochistycznego w Poznaniu chętnie opowiadała, a nawet demonstrowała, w jaki sposób okłada pejczem swoich klientów. W ostatnich tygodniach ten talk show zmienia klientelę - zapraszane są gwiazdy polskich filmów odcinkowych ("Życie jak serial"), a także świadkowie zdarzeń nagłych, na przykład napadów na taksówkarzy ("Śmierć zamawia Radio-Taxi").
Specjaliści zajmujący się mass mediami twierdzą zgodnie, że talk shows zaczynają "pożerać" same siebie. Powtarzają się nie tylko tematy, lecz także bohaterowie programów. Czasem z braku obsady zapraszają się prowadzący - na przykład Krzysztof Ibisz w "Ibisekcji" gościł Piotra Najsztuba. W celu uatrakcyjnienia programu gospodarze stosują coraz nowsze chwyty, m.in. obdarowują gości skromnymi upominkami. Agnieszka Chylińska otrzymała od Krzysztofa Ibisza kasetę wideo z filmem erotycznym, Violetta Villas dostała od Wojciecha Jagielskiego również kasetę, tyle że z bajkami, które będą mogły oglądać jej zwierzęta. Autorzy programów coraz częściej rezygnują z monopolu na zadawanie pytań. Teresa Torańska w "Teraz wy!" dopuszcza do głosu publiczność, natomiast Ewę Michalską w "Ręce do góry" wspomagają zaproszeni do studia dziennikarze i publicyści.
Klasą samą dla siebie jest telewizyjna debata pod nazwą "Tok szok", prowadzona przez Jacka Żakowskiego i Piotra Najsztuba. Nad doborem zagadnień pracuje tu siedmioosobowy zespół. Mimo podejmowania trudnych tematów, program utrzymuje stałą, wysoką oglądalność. Poruszane problemy są wprawdzie często bardzo odległe, układają się jednak w komplementarną całość. Jako przykład modelowy Żakowski i Najsztub najczęściej przywołują wydanie, w którym najpierw wystąpiły dzieci, które przyszły na świat dzięki zapłodnieniu in vitro, a następnie odbyły się rozmowy z Lechem Grobelnym i Lechem Wałęsą.
O sukcesie programu rozrywkowego w dużej mierze przesądzają predyspozycje osoby prowadzącej. Największe szanse przetrwania na telewizyjnej antenie mają programy prowadzone przez wyraziste osobowości i utytułowane gwiazdy. Mistrzami w tej dziedzinie na długo pozostaną Jacek Żakowski i Piotr Najsztub, którzy nie eksponują własnych poglądów, lecz potrafią skłonić rozmówców do bardzo szczerych wyznań lub zażartych dysput. Wierną publiczność ma także "MdM", czyli "Mann do Materny, Materna do Manna", a Krzysztof Ibisz z licznej rzeszy swoich wielbicieli uczynił publiczność "Ibisekcji". Kayah wydatnie pomogła programowi rozrywkowemu "To było grane", który obecnie zajmuje piąte miejsce wśród hitów stacji TVN. Natomiast Piotr Bałtroczyk - niezastąpiony konferansjer kabaretonów - który poczuciem humoru potrafi przyćmić popisy satyryków, swoją błyskotliwość i takt spożytkował w rozmowach z bohaterami "Zwyczajnych niezwyczajnych".
Największą popularność wśród teleturniejów zyskały te, które nie wymagają od uczestników jakichkolwiek umiejętności czy wiedzy. W "Idź na całość" szczęśliwcy wytypowani z publiczności przez Krzysztofa Chajzera mogą wybierać - przyjmują gotówkę bez ryzyka lub ryzykują i zamieniają ją na podjęcie ukrytych w kapeluszu bądź bramce nagród, a tymi mogą być zarówno pluszowa maskotka, jak i samochód. Kontynuację "Czaru par", przeboju pierwszej połowy lat 90., zaproponowała swoim widzom TVN. W turnieju "Wszystko albo nic" uczestnikami są jednak nie małżeństwa, lecz całe rodziny, które startują w graniczących często z absurdem konkurencjach, jak przenoszenie rybek w ustach z miski do akwarium. O zdrowym rozsądku muszą też zapomnieć uczestnicy zabawy "Zwariowana forsa", czyli przypadkowi przechodnie, którzy chcąc zdobyć tysiąc złotych, golą brwi, wyjmują ustami piłeczki z mis wypełnionych gęstą mazią lub pozwalają wlać sobie do buta rozbite jajko.
Telewizji nie udało się wykreować w ciągu ostatnich kilku lat ważnego programu satyrycznego. Niedościgniony "Kabarecik" Olgi Lipińskiej ma rodowód PRL-owski, a programy kabaretowe są najczęściej transmisjami z koncertów. Rzadko udają się prowadzone na bieżąco komentarze satyryczne - tu chlubnym wyjątkiem jest "Ale plama!". Wysoką oglądalność mają polskie kalki zagranicznych hitów: "Śmiechu warte" czy "Ukryta kamera". Sprawdziła się także formuła najprostsza, czyli opowiadanie dowcipów ("Maraton uśmiechu" w TVN).
Program 2 TVP poważnie zaangażował się w patronat nad wieloma koncertami kabaretowymi (m.in. PAKA w Krakowie), które wspiera finansowo, a następnie upowszechnia na antenie. Niekwestionowanymi gwiazdami Dwójki stały się już kabarety Potem, Koń Polski, a także Marcin Daniec. Tradycją polskiej telewizji są gale piosenki biesiadnej, krakowskie "Spotkania z balladą" i muzyczne pikniki prowadzone przez prezenterów telewizyjnych. - Odchodzimy od promowania popu na rzecz pojedynczych, lecz spektakularnych wydarzeń, jak występ Gorana Bregovicia nad poznańską Maltą czy jubileuszowy koncert Maryli Rodowicz - twierdzi Anna Wójcik z Dwójki. - Nasi widzowie preferują programy, w których temat traktowany jest z dystansem, przymrużeniem oka. Swoją wierną publiczność ma "Bezludna wyspa", która mimo zmieniającej się formuły, zachowała charakter ciepłego gadania bez ambicji politycznych.
Masową publiczność zdobywają programy łączące w jednej formule rozrywkę, sensację, sport i reportaż. Magazyn "Zoom" (RTL 7 i Nasza TV) w pierwszym tygodniu emisji we wrześniu 1998 r. oglądało pół tysiąca osób, a w pierwszych tygodniach grudnia już 2 mln widzów. Szerokie ramy programu pozwalają podejmować prowadzącym tak odległe zagadnienia, jak afery kryminalne, ekstremalne sporty, dokonania genialnych dzieci czy pornobiznes. Od ubiegłego tygodnia "Zoom" ma swój odpowiednik w TVN. "Telewizjer" zaproponował w pierwszym wydaniu między innymi spotkanie z męską prostytutką i striptizerem oraz rozmowy z więźniami połykającymi ostre przedmioty, co staje się ich przepustką z celi do nie strzeżonego szpitala.
Między publicznymi a prywatnymi nadawcami emitującymi programy rozrywkowe toczy się zażarta wojna o widza. Jej przebieg oraz rezultaty zmienią się jednak niebawem bardzo drastycznie. Na rynek wchodzi już bowiem oferta rozrywkowa Wizji TV i Cyfry Plus, dzięki którym menu telewizyjnej rozrywki rozszerzy się niemal dwukrotnie.
Telewizyjnymi konkursami interesuje się 20 proc. Polaków, tyle samo osób chętnie ogląda programy muzyczne i kabaretowe, a 9 proc. regularnie śledzi talk shows. Rekordowe wydania tych programów gromadzą przed odbiornikami telewizyjnymi ponad 11 mln widzów, co daje wynik porównywalny z oglądalnością "Wiadomości". Eksperci oceniają te wskaźniki jako bardzo wysokie. Nadawcy dawno już wyciągnęli wnioski z badań i systematycznie rozszerzają ofertę programową w dziedzinie rozrywki. Pod koniec 1998 r. mieliśmy do wyboru ponad 40 teleturniejów, kilkanaście talk shows oraz kilkadziesiąt programów muzycznych i kabaretowych. Polak na oglądanie tego typu programów poświęcił przeciętnie ok. 40 minut dziennie.
Scena rozrywkowa ma swoich rekordzistów. Dane OBOP wykazują, że w drugim półroczu 1998 r. Polacy najchętniej oglądali teleturnieje, na przykład "Idź na całość" (Polsat), a także programy "Decyzja należy do ciebie" (TVP 1) i "Zwyczajni niezwyczajni" (TVP 1). W kategorii programów rozrywkowych prowadziły zaś "Świąteczne marzenia Marcina Dańca" (TVP 2) oraz powtórki relacji z koncertów w Opolu i Sopocie.
Wprowadzanie na naszą antenę odpowiedników programów o stosunkowo krótkim stażu ekranowym za granicą powoduje, że rodzimi dziennikarze, zmuszeni opanować żurnalistyczne arkana, "w biegu" tworzą ze zmiennym szczęściem polskie odmiany gatunkowe programów o ustalonej na Zachodzie poetyce. Amerykańskie i niemieckie talk shows unikają rozmów na poważne tematy. Polscy prowadzący starają się wypośrodkować - interesuje ich zarówno praca, jak i kwestie najbardziej prywatne czy wręcz intymne. Wojciech Jagielski w "Wywiadzie z wampirem" (RTL 7 i Nasza TV) pytał prof. Zbigniewa Religę o jego życie erotyczne oraz sposób, w jaki udało mu się zdobyć pieniądze na uruchomienie kliniki. W wypadku Violetty Villas interesowało go natomiast, czy prawdą jest to, że hodowane przez nią kozy mają oddzielny pokój i oglądają telewizję.
Podobnie Krzysztof Ibisz swą "Ibisekcję" przeprowadza zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej. Rozmówców pyta o pracę, ale najbardziej interesuje go na przykład to, jak często piosenkarze sięgają po alkohol oraz czy zażywają narkotyki. Mija natomiast moda na zapraszanie do studia dziwaków i osób eksponujących swoje problemy seksualne. Mariusz Szczygieł w pierwszych latach emisji "Na każdy temat" gościł między innymi modelki porno czy striptizerów. "Dominująca" Jadzia z salonu masochistycznego w Poznaniu chętnie opowiadała, a nawet demonstrowała, w jaki sposób okłada pejczem swoich klientów. W ostatnich tygodniach ten talk show zmienia klientelę - zapraszane są gwiazdy polskich filmów odcinkowych ("Życie jak serial"), a także świadkowie zdarzeń nagłych, na przykład napadów na taksówkarzy ("Śmierć zamawia Radio-Taxi").
Specjaliści zajmujący się mass mediami twierdzą zgodnie, że talk shows zaczynają "pożerać" same siebie. Powtarzają się nie tylko tematy, lecz także bohaterowie programów. Czasem z braku obsady zapraszają się prowadzący - na przykład Krzysztof Ibisz w "Ibisekcji" gościł Piotra Najsztuba. W celu uatrakcyjnienia programu gospodarze stosują coraz nowsze chwyty, m.in. obdarowują gości skromnymi upominkami. Agnieszka Chylińska otrzymała od Krzysztofa Ibisza kasetę wideo z filmem erotycznym, Violetta Villas dostała od Wojciecha Jagielskiego również kasetę, tyle że z bajkami, które będą mogły oglądać jej zwierzęta. Autorzy programów coraz częściej rezygnują z monopolu na zadawanie pytań. Teresa Torańska w "Teraz wy!" dopuszcza do głosu publiczność, natomiast Ewę Michalską w "Ręce do góry" wspomagają zaproszeni do studia dziennikarze i publicyści.
Klasą samą dla siebie jest telewizyjna debata pod nazwą "Tok szok", prowadzona przez Jacka Żakowskiego i Piotra Najsztuba. Nad doborem zagadnień pracuje tu siedmioosobowy zespół. Mimo podejmowania trudnych tematów, program utrzymuje stałą, wysoką oglądalność. Poruszane problemy są wprawdzie często bardzo odległe, układają się jednak w komplementarną całość. Jako przykład modelowy Żakowski i Najsztub najczęściej przywołują wydanie, w którym najpierw wystąpiły dzieci, które przyszły na świat dzięki zapłodnieniu in vitro, a następnie odbyły się rozmowy z Lechem Grobelnym i Lechem Wałęsą.
O sukcesie programu rozrywkowego w dużej mierze przesądzają predyspozycje osoby prowadzącej. Największe szanse przetrwania na telewizyjnej antenie mają programy prowadzone przez wyraziste osobowości i utytułowane gwiazdy. Mistrzami w tej dziedzinie na długo pozostaną Jacek Żakowski i Piotr Najsztub, którzy nie eksponują własnych poglądów, lecz potrafią skłonić rozmówców do bardzo szczerych wyznań lub zażartych dysput. Wierną publiczność ma także "MdM", czyli "Mann do Materny, Materna do Manna", a Krzysztof Ibisz z licznej rzeszy swoich wielbicieli uczynił publiczność "Ibisekcji". Kayah wydatnie pomogła programowi rozrywkowemu "To było grane", który obecnie zajmuje piąte miejsce wśród hitów stacji TVN. Natomiast Piotr Bałtroczyk - niezastąpiony konferansjer kabaretonów - który poczuciem humoru potrafi przyćmić popisy satyryków, swoją błyskotliwość i takt spożytkował w rozmowach z bohaterami "Zwyczajnych niezwyczajnych".
Największą popularność wśród teleturniejów zyskały te, które nie wymagają od uczestników jakichkolwiek umiejętności czy wiedzy. W "Idź na całość" szczęśliwcy wytypowani z publiczności przez Krzysztofa Chajzera mogą wybierać - przyjmują gotówkę bez ryzyka lub ryzykują i zamieniają ją na podjęcie ukrytych w kapeluszu bądź bramce nagród, a tymi mogą być zarówno pluszowa maskotka, jak i samochód. Kontynuację "Czaru par", przeboju pierwszej połowy lat 90., zaproponowała swoim widzom TVN. W turnieju "Wszystko albo nic" uczestnikami są jednak nie małżeństwa, lecz całe rodziny, które startują w graniczących często z absurdem konkurencjach, jak przenoszenie rybek w ustach z miski do akwarium. O zdrowym rozsądku muszą też zapomnieć uczestnicy zabawy "Zwariowana forsa", czyli przypadkowi przechodnie, którzy chcąc zdobyć tysiąc złotych, golą brwi, wyjmują ustami piłeczki z mis wypełnionych gęstą mazią lub pozwalają wlać sobie do buta rozbite jajko.
Telewizji nie udało się wykreować w ciągu ostatnich kilku lat ważnego programu satyrycznego. Niedościgniony "Kabarecik" Olgi Lipińskiej ma rodowód PRL-owski, a programy kabaretowe są najczęściej transmisjami z koncertów. Rzadko udają się prowadzone na bieżąco komentarze satyryczne - tu chlubnym wyjątkiem jest "Ale plama!". Wysoką oglądalność mają polskie kalki zagranicznych hitów: "Śmiechu warte" czy "Ukryta kamera". Sprawdziła się także formuła najprostsza, czyli opowiadanie dowcipów ("Maraton uśmiechu" w TVN).
Program 2 TVP poważnie zaangażował się w patronat nad wieloma koncertami kabaretowymi (m.in. PAKA w Krakowie), które wspiera finansowo, a następnie upowszechnia na antenie. Niekwestionowanymi gwiazdami Dwójki stały się już kabarety Potem, Koń Polski, a także Marcin Daniec. Tradycją polskiej telewizji są gale piosenki biesiadnej, krakowskie "Spotkania z balladą" i muzyczne pikniki prowadzone przez prezenterów telewizyjnych. - Odchodzimy od promowania popu na rzecz pojedynczych, lecz spektakularnych wydarzeń, jak występ Gorana Bregovicia nad poznańską Maltą czy jubileuszowy koncert Maryli Rodowicz - twierdzi Anna Wójcik z Dwójki. - Nasi widzowie preferują programy, w których temat traktowany jest z dystansem, przymrużeniem oka. Swoją wierną publiczność ma "Bezludna wyspa", która mimo zmieniającej się formuły, zachowała charakter ciepłego gadania bez ambicji politycznych.
Masową publiczność zdobywają programy łączące w jednej formule rozrywkę, sensację, sport i reportaż. Magazyn "Zoom" (RTL 7 i Nasza TV) w pierwszym tygodniu emisji we wrześniu 1998 r. oglądało pół tysiąca osób, a w pierwszych tygodniach grudnia już 2 mln widzów. Szerokie ramy programu pozwalają podejmować prowadzącym tak odległe zagadnienia, jak afery kryminalne, ekstremalne sporty, dokonania genialnych dzieci czy pornobiznes. Od ubiegłego tygodnia "Zoom" ma swój odpowiednik w TVN. "Telewizjer" zaproponował w pierwszym wydaniu między innymi spotkanie z męską prostytutką i striptizerem oraz rozmowy z więźniami połykającymi ostre przedmioty, co staje się ich przepustką z celi do nie strzeżonego szpitala.
Między publicznymi a prywatnymi nadawcami emitującymi programy rozrywkowe toczy się zażarta wojna o widza. Jej przebieg oraz rezultaty zmienią się jednak niebawem bardzo drastycznie. Na rynek wchodzi już bowiem oferta rozrywkowa Wizji TV i Cyfry Plus, dzięki którym menu telewizyjnej rozrywki rozszerzy się niemal dwukrotnie.
Więcej możesz przeczytać w 3/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.