W orkiestrze Owsiaka łączą się w zgodną społeczność lekarze i pacjenci; bez wycierania ust przysięgą Hipokratesa dążą do tego właśnie, o co Hipokratesowi chodziło
Początek nowego roku upłynął nam pod znakiem znieczulania, a raczej jego braku. Zastrajkowali anestezjolodzy, protestując przeciwko tym założeniom reformy służby zdrowia, które skazują ich na niepewność zawodową i finansową. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że mają rację, ale strajk lekarzy zawsze prowadzi do ostrych sporów i patetycznych argumentów. Anestezjo- logów poddano szantażowi psychicznemu, przypominając, że składali przysięgę Hipokratesa, zobowiązującą ich do ratowania życia ludzkiego. Skoro przysięgaliście, to teraz nie wolno wam strajkować; musicie ratować zdrowie i życie pacjentów - wykrzykują urzędnicy Ministerstwa Zdrowia, którzy też składali przysięgę (mowa o lekarzach), ale z racji swoich obowiązków również nikogo nie ratują.
Burzy się krew, rosną emocje, zdarzają się nawet prowokacje (jak ta z Centrum Matki Polki w Łodzi). Tak było zawsze. Pamiętam, jak w 1981 r. moja mama, która jest lekarzem, przyszła do domu i powiedziała, że "Solidarność" (do której należała) zapowiedziała na następny dzień strajk w ich placówce.
- Jak to - zdziwiłem się - przecież składałaś przysięgę Hipokratesa. Nie wolno ci strajkować!
- Ale nie mogę się wyłamać z szeregów "Solidarności". Jak wszyscy, to wszyscy.
- Jesteś przede wszystkim lekarzem, dopiero potem członkiem "Solidarności". Jeśli będziesz strajkować, przestanę się do ciebie odzywać - zagroziłem.
- Mój Boże, co ja mam robić, co robić?! - zaszlochała mama.
Po rodzinnej naradzie z ojcem uchwaliliśmy wtedy, że mama założy opaskę z napisem "strajk", ale strajkować nie będzie, to znaczy nie przestanie świadczyć pomocy chorym i nie złamie w ten sposób przysięgi Hipokratesa. Tak zresztą postąpiło wówczas wielu lekarzy, choć solidarnościowi aktywiści nie byli z tego zadowoleni i zachęcali do bardziej wyrazistych form protestu. Teraz koło się odwróciło: lekarze strajkują przeciwko solidarnościowemu Ministerstwu Zdrowia. Tym razem walczą nie o ideę, lecz o godność swego zawodu i poziom życia, jakim od dawna cieszą się ich koledzy w krajach Unii Europejskiej, do której niebawem mamy dołączyć. Ministerstwo Zdrowia wymawia się od dyskusji, mówiąc, że teraz o wszystkim decydują kasy chorych i dyrektorzy szpitali. Powołuje się też na prawo, które - jak wiadomo - bywa ułomne i pełne przeoczeń.
Obserwuję falę dyskusji przetaczających się codziennie przez wszystkie kanały polskiej telewizji i mam wrażenie, że zaangażowane w nią strony dokonują aktu pozbawienia nas poczucia bezpieczeństwa. Na dodatek czynią to bez znieczulenia. Anestezjolodzy są twardzi i chciałbym im sekundować, ale fakt, że w szpitalach odwołuje się z ich powodu operacje ciężko chorych pacjentów, budzi grozę. Co z tego, że wykonywane są zabiegi bezpośrednio ratujące życie, skoro nikt nie może zagwarantować, iż te pozornie mniej pilne jutro nie okażą się spóźnione? Tak to na przykład wygląda w wypadku wielu nowotworów, gdzie o pomyślności leczenia decydują dni, a czasem godziny - efektem obecnego opóźnienia operacji mogą być zgony ludzi, które nastąpią za kilka miesięcy! Ministerstwo Zdrowia zaś właściwie nie daje sobie rady z niczym: ani z anestezjologami, ani z reformą, ani z opinią publiczną. Rodzi się nawet pytanie: czy w nowej sytuacji (po reformie) ministerstwo w ogóle ma rację bytu? Czy rezultatem jego działania nie będzie teraz utrudnianie funkcjonowania służby zdrowia?
Aż strach zachorować. Aż boli od tego strachu i na myśl o tym, co się stanie, jeśli obecny chaos i anarchia w szpitalach powiększą się w najbliższych miesiącach. W tej sytuacji prawdziwie zbawienne działanie miało znieczulenie Jurka Owsiaka, którego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, grająca już po raz siódmy, na chwilę uśmierzyła nasz ból. Przede wszystkim - przywróciła poczucie bezpieczeństwa. Młodzież w całej Polsce zbierała pieniądze przeznaczone na sprzęt medyczny dla szpitali. Tym razem ma to być sprzęt do ratowania życia noworodków i na karetki pogotowia. Zebrano rekordową sumę. Pozytywna histeria, do jakiej Polacy zawsze byli skorzy, znowu dała pragmatyczny skutek. A na dodatek wszystko to nie zmierza do stworzenia jakiejś alternatywnej służby zdrowia czy ruchu społecznego będącego w opozycji do państwowych szpitali. Odwrotnie - orkiestra wspiera istniejące placówki, uznając przy tym wszystkie lekarskie autorytety. W orkiestrze Owsiaka łączą się w jedną zgodną społeczność lekarze i pacjenci; bez wycierania ust przysięgą Hipokratesa dążą do tego właśnie, o co Hipokratesowi chodziło.
Pomyślałem sobie, że może po prostu należałoby zrobić ministrem zdrowia Jurka Owsiaka? Coś mi się wydaje, że on umiałby się dogadać z anestezjologami...
Burzy się krew, rosną emocje, zdarzają się nawet prowokacje (jak ta z Centrum Matki Polki w Łodzi). Tak było zawsze. Pamiętam, jak w 1981 r. moja mama, która jest lekarzem, przyszła do domu i powiedziała, że "Solidarność" (do której należała) zapowiedziała na następny dzień strajk w ich placówce.
- Jak to - zdziwiłem się - przecież składałaś przysięgę Hipokratesa. Nie wolno ci strajkować!
- Ale nie mogę się wyłamać z szeregów "Solidarności". Jak wszyscy, to wszyscy.
- Jesteś przede wszystkim lekarzem, dopiero potem członkiem "Solidarności". Jeśli będziesz strajkować, przestanę się do ciebie odzywać - zagroziłem.
- Mój Boże, co ja mam robić, co robić?! - zaszlochała mama.
Po rodzinnej naradzie z ojcem uchwaliliśmy wtedy, że mama założy opaskę z napisem "strajk", ale strajkować nie będzie, to znaczy nie przestanie świadczyć pomocy chorym i nie złamie w ten sposób przysięgi Hipokratesa. Tak zresztą postąpiło wówczas wielu lekarzy, choć solidarnościowi aktywiści nie byli z tego zadowoleni i zachęcali do bardziej wyrazistych form protestu. Teraz koło się odwróciło: lekarze strajkują przeciwko solidarnościowemu Ministerstwu Zdrowia. Tym razem walczą nie o ideę, lecz o godność swego zawodu i poziom życia, jakim od dawna cieszą się ich koledzy w krajach Unii Europejskiej, do której niebawem mamy dołączyć. Ministerstwo Zdrowia wymawia się od dyskusji, mówiąc, że teraz o wszystkim decydują kasy chorych i dyrektorzy szpitali. Powołuje się też na prawo, które - jak wiadomo - bywa ułomne i pełne przeoczeń.
Obserwuję falę dyskusji przetaczających się codziennie przez wszystkie kanały polskiej telewizji i mam wrażenie, że zaangażowane w nią strony dokonują aktu pozbawienia nas poczucia bezpieczeństwa. Na dodatek czynią to bez znieczulenia. Anestezjolodzy są twardzi i chciałbym im sekundować, ale fakt, że w szpitalach odwołuje się z ich powodu operacje ciężko chorych pacjentów, budzi grozę. Co z tego, że wykonywane są zabiegi bezpośrednio ratujące życie, skoro nikt nie może zagwarantować, iż te pozornie mniej pilne jutro nie okażą się spóźnione? Tak to na przykład wygląda w wypadku wielu nowotworów, gdzie o pomyślności leczenia decydują dni, a czasem godziny - efektem obecnego opóźnienia operacji mogą być zgony ludzi, które nastąpią za kilka miesięcy! Ministerstwo Zdrowia zaś właściwie nie daje sobie rady z niczym: ani z anestezjologami, ani z reformą, ani z opinią publiczną. Rodzi się nawet pytanie: czy w nowej sytuacji (po reformie) ministerstwo w ogóle ma rację bytu? Czy rezultatem jego działania nie będzie teraz utrudnianie funkcjonowania służby zdrowia?
Aż strach zachorować. Aż boli od tego strachu i na myśl o tym, co się stanie, jeśli obecny chaos i anarchia w szpitalach powiększą się w najbliższych miesiącach. W tej sytuacji prawdziwie zbawienne działanie miało znieczulenie Jurka Owsiaka, którego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, grająca już po raz siódmy, na chwilę uśmierzyła nasz ból. Przede wszystkim - przywróciła poczucie bezpieczeństwa. Młodzież w całej Polsce zbierała pieniądze przeznaczone na sprzęt medyczny dla szpitali. Tym razem ma to być sprzęt do ratowania życia noworodków i na karetki pogotowia. Zebrano rekordową sumę. Pozytywna histeria, do jakiej Polacy zawsze byli skorzy, znowu dała pragmatyczny skutek. A na dodatek wszystko to nie zmierza do stworzenia jakiejś alternatywnej służby zdrowia czy ruchu społecznego będącego w opozycji do państwowych szpitali. Odwrotnie - orkiestra wspiera istniejące placówki, uznając przy tym wszystkie lekarskie autorytety. W orkiestrze Owsiaka łączą się w jedną zgodną społeczność lekarze i pacjenci; bez wycierania ust przysięgą Hipokratesa dążą do tego właśnie, o co Hipokratesowi chodziło.
Pomyślałem sobie, że może po prostu należałoby zrobić ministrem zdrowia Jurka Owsiaka? Coś mi się wydaje, że on umiałby się dogadać z anestezjologami...
Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.