Wkrótce ma się odbyć spotkanie najsilniejszych grup szalikowców, na którym ustalony zostanie kodeks ligi chuliganów
Uczniowie słupskich szkół średnich, badani przez studentów warszawskiej WSPS, tuż po zabójstwie Przemka Czai mówili o sobie: "Jesteśmy kibicami i pseudokibicami spragnionymi symboliki patriotycznej". Gdy państwo zaczyna pełnić wyłącznie funkcje administracyjne, małe grupy kibiców zaczynają na swój użytek tworzyć namiastki ideologii patriotycznej z własnymi bohaterami, językiem i prasą oraz toczyć - według określonych zasad - wojny o terytorium, klubowe barwy i honor grupy. W pierwszym półroczu ubiegłego roku 737 kibiców zostało zatrzymanych przez policję, 46 na rok zakazano wstępu na stadiony, a za pieniądze podatników przez sześć miesięcy prawie 150 tys. policjantów ( o 30 proc. więcej niż w 1997 r.) pilnowało porządku na trybunach. Co trzeci zatrzymany za agresywne zachowanie nie ukończył osiemnastego roku życia.
"Agresja jest formą lęku przed otoczeniem, jest odpowiedzią nawet na najprostsze zranienie" - napisał uczeń katowickiej szkoły zawodowej. Z badań przeprowadzonych przez Grażynę Czop-Śliwińską wynika, że uczniowie śląskich zawodówek za najbardziej agresywnych uważają tzw. szalikowców, przy czym "agresja w ostatecznym rozrachunku jest zawsze skierowana ku sobie".
W rocznicę śmierci Przem- ka Czai, trzynastoletniego sympatyka Czarnych Słupsk, do miasta przybyło kilkuset kibiców z całej Polski. Z wiaduktów zrzucali kamienie na przejeżdżające samochody, zdewastowali trzy radiowozy, wybijali szyby wystawowe, niszczyli billboardy. Okazji do zadymy szukali też rok temu podczas pogrzebu, skandując: "Rozjebiemy to miasto i tych gliniarzy". Nie kontrolowana agresja łączyła się z sentymentalizmem i zapewnianiem sobie miejsca w pamięci innych: "Odszedłeś od nas, ale na każdym meczu w naszym sektorze będzie czekało na ciebie wolne miejsce" - deklarował szef kibiców Czarnych Słupsk. Prezydent miasta podkreślał: "Jestem z wami, nie z policją". Przemek Czaja stał się bohaterem, a osoby, które pośrednio doprowadziły do jego śmierci, chciały postawić mu pomnik.
Przed tworzeniem "mitologii śmierci" nie cofnęli się także kibice Górnika Zabrze, którzy zabili nożem fana Ruchu Chorzów. Gdy szalikowiec Pogoni Szczecin został zamordowany przez kibica Cracovii, podczas kolejnych spotkań tych zespołów na trybunach wciąż pojawiał się transparent z napisem: "Cracovia - Pogoń 1:0", sugerujący, że "prawdziwe" mecze rozgrywane są poza stadionami. Szalikowcy chorzowskiego Ruchu obrzucili kamieniami sędziego liniowego, który w trakcie meczu lubił sobie podyskutować z kibicami. Gdy nie zdołali "przekonać" go do swoich racji, usiłowali się wedrzeć na boisko, by wymierzyć sprawiedliwość. Mecz trzeba było przerwać na dziesięć minut.
Nowością ostatnich lat jest przenoszenie agresji szalikowców poza stadiony: tylko 186 spośród 500 ubiegłorocznych awantur wydarzyło się podczas meczów. Prawdziwe walki rozgrywają się na ulicach i dworcach, a szansę na wywołanie zadymy dają już pierwsze minuty podróży pociągiem. Gdy szalikowcy Legii jechali na mecz z Górnikiem Zabrze, pociąg trzeba było dwukrotnie zatrzymywać. Za pierwszym razem po to, by podjęte zostały negocjacje w sprawie opłaty za przejazd - od grupy liczącej 30 osób konduktor zażądał 200 zł, lecz ostatecznie zadowolił się kwotą 130 zł. Ponownie pociąg stanął przed Dąbrową Górniczą, gdyż kolejarze chcieli uniknąć starcia z szalikowcami GKS Katowice, którzy wybierali się na mecz do Krakowa. Po spotkaniu kibice obrzucali się butelkami z płynem zapalającym - jedenastu z nich trafiło do izby wytrzeźwień, jeden do kolegium. Pozostali zdemolowali tramwaj.
- Szalikowcy doskonalą sposoby walki i komunikacji. Nowoczesne metody nie czynią jednak kibiców bardziej cywilizowanymi, gdyż prowadzą do tego samego celu: komuś trzeba dokopać - mówi Stanisław Wanat, socjolog z warszawskiej AWF. Na perfekcyjną organizację zwraca uwagę kibic poznańskiego Lecha: - Wynajmujemy od PKP wagony, które figurują w rozkładzie jako "pociąg specjalny". Podpisując specjalne umowy, kolej woli dać nam osobny skład, niż pozwolić jechać na przykład ekspresem InterCity. Za kilka wagonów płacimy 4 tys. zł, drukujemy własne bilety. Gdy wyruszamy w trasę, trzech chłopaków sprzedaje je wszystkim pasażerom szalikowcom. Bilet do Warszawy i z powrotem kosztuje 25 zł. Na dłuższych trasach tracimy, na krótszych możemy sporo zarobić.
Wynajmowane pociągi nie są niszczone, lecz ochraniane. Szalikowcy pełnią też funkcje ochroniarzy na własnym stadionie - specjalni "delegaci" pilnują porządku za 50 zł. Są to przede wszystkim uczniowie, którzy w ten sposób zbierają pieniądze na kolejne wyjazdy. Najstarsi i najlepiej zarabiający kibice tworzą "rezerwy budżetowe", dzięki czemu grupa może udzielać finansowego wsparcia w trudnych chwilach. "Był jednym z nas, kibicem gdańskiej Lechii, członkiem starej gwardii. Pomóżmy jego rodzinie. Już tylko tyle możemy zrobić dla Grabarza"- taki apel pojawił się w jednym z fanzinów szalikowców.
Polscy kibice coraz częściej oprócz łańcuchów, noży i kastetów dysponują telefonami komórkowymi. - Nie palę, nie ćpam, kocham sztukę, malarstwo i Widzew - wyznaje Anna, studentka, szalikowiec Widzewa. Często korzystają z telefonów komórkowych, dzięki czemu mogą ominąć patrole policji i zorganizować sprawny doping w trzech dużych sektorach. Większość klubów ma już swoje oficjalne i nieoficjalne strony w Internecie. Prowadzi się na nich "kronikę wydarzeń" oraz zapowiada programy telewizyjne, dzięki czemu kibice zyskują poczucie nieformalnej i spontanicznej wspólnoty.
Pod jednym z internetowych adresów można wypełnić ankietę, odpowiadając na pytania: "Jaki zespół jest najbliższy twemu sercu?", "Czy uważasz, że bilety na mecze piłkarskie są zbyt drogie?". Pisma szalikowców ("Fanatic Hooligans", "Szalikowcy", "Polish Football Zin") prowadzą rankingi "najciekawszych" walk. Pod uwagę bierze się skuteczność potyczki z policją bądź wartość estetyczną tzw. młyna (dopingu i efektów pirotechnicznych). Poczucie "bycia razem" osiąga się także poprzez używanie specyficznego "narodowego" języka. Dzięki niemu świat staje się prostszy: policjant to "pies", a kilkunastoletni chłopcy, którzy dopiero przystąpili do grupy, to "szczyle". Nobilituje ich walka z "cwelami", czyli kibicami wrogiej drużyny. W poznańskim Lechu grupa starszych szalikowców to Brygada Banici, młodsi wybrali dla siebie nazwę Młodzi Popierdoleńcy. W Łodzi wśród kilku grup kibiców Widzewa i ŁKS wyróżniają się Red Gladiators (elitarna grupa zadymiarzy z najdłuższym stażem), Destroyers (najbardziej aktywna bojówka Widzewa, słynna ze starć z fanami Legii), Cool Boys (fanatycy Widzewa i marihuany) oraz Brygada Peners (zwolennicy tanich win i wizyt w izbie wytrzeźwień).
O działaniach grupy kibiców decyduje rada złożona z najstarszych chuliganów. Często ich władza jest tak duża, że są zapraszani na spotkania z klubowymi działaczami. Do jednego z liderów szalikowców kilka godzin po przegranym meczu zadzwonił kapitan zespołu, by wytłumaczyć się z porażki. Wzorem państw grupy chuliganów zawierają również własne sojusze nazywane "wielkimi zgodami". Trzy największe to Arka-Lech-Cracovia, Śląsk-Wisła-Lechia oraz Legia-Pogoń-Zagłębie.
Polscy szalikowcy pracują już nad kodeksem honorowym. Wkrótce ma się odbyć spotkanie najsilniejszych grup, na którym ustalony zostanie kodeks ligi chuliganów. - Nie chcemy nikogo zabić, rzucać nożami butterfly. Chcemy walczyć jak prawdziwi hools - na pięści - mówi jeden ze starszych kibiców poznańskiego Lecha. Zdaniem amerykańskiego psychologa Abrahama P. Sperlinga, o atrakcyjności przynależności do nieformalnych grup kibiców decyduje to, że w jej obrębie nie trzeba rywalizować i bać się utraty statusu w wypadku porażki. Potrzeba zakładania "gangów" jest wyrazem marzenia o społeczności, w której dziecko może być sobą i która zapewnia minimalny poziom zagrożenia, krytyki i porównywania osiągnięć.
"Agresja jest formą lęku przed otoczeniem, jest odpowiedzią nawet na najprostsze zranienie" - napisał uczeń katowickiej szkoły zawodowej. Z badań przeprowadzonych przez Grażynę Czop-Śliwińską wynika, że uczniowie śląskich zawodówek za najbardziej agresywnych uważają tzw. szalikowców, przy czym "agresja w ostatecznym rozrachunku jest zawsze skierowana ku sobie".
W rocznicę śmierci Przem- ka Czai, trzynastoletniego sympatyka Czarnych Słupsk, do miasta przybyło kilkuset kibiców z całej Polski. Z wiaduktów zrzucali kamienie na przejeżdżające samochody, zdewastowali trzy radiowozy, wybijali szyby wystawowe, niszczyli billboardy. Okazji do zadymy szukali też rok temu podczas pogrzebu, skandując: "Rozjebiemy to miasto i tych gliniarzy". Nie kontrolowana agresja łączyła się z sentymentalizmem i zapewnianiem sobie miejsca w pamięci innych: "Odszedłeś od nas, ale na każdym meczu w naszym sektorze będzie czekało na ciebie wolne miejsce" - deklarował szef kibiców Czarnych Słupsk. Prezydent miasta podkreślał: "Jestem z wami, nie z policją". Przemek Czaja stał się bohaterem, a osoby, które pośrednio doprowadziły do jego śmierci, chciały postawić mu pomnik.
Przed tworzeniem "mitologii śmierci" nie cofnęli się także kibice Górnika Zabrze, którzy zabili nożem fana Ruchu Chorzów. Gdy szalikowiec Pogoni Szczecin został zamordowany przez kibica Cracovii, podczas kolejnych spotkań tych zespołów na trybunach wciąż pojawiał się transparent z napisem: "Cracovia - Pogoń 1:0", sugerujący, że "prawdziwe" mecze rozgrywane są poza stadionami. Szalikowcy chorzowskiego Ruchu obrzucili kamieniami sędziego liniowego, który w trakcie meczu lubił sobie podyskutować z kibicami. Gdy nie zdołali "przekonać" go do swoich racji, usiłowali się wedrzeć na boisko, by wymierzyć sprawiedliwość. Mecz trzeba było przerwać na dziesięć minut.
Nowością ostatnich lat jest przenoszenie agresji szalikowców poza stadiony: tylko 186 spośród 500 ubiegłorocznych awantur wydarzyło się podczas meczów. Prawdziwe walki rozgrywają się na ulicach i dworcach, a szansę na wywołanie zadymy dają już pierwsze minuty podróży pociągiem. Gdy szalikowcy Legii jechali na mecz z Górnikiem Zabrze, pociąg trzeba było dwukrotnie zatrzymywać. Za pierwszym razem po to, by podjęte zostały negocjacje w sprawie opłaty za przejazd - od grupy liczącej 30 osób konduktor zażądał 200 zł, lecz ostatecznie zadowolił się kwotą 130 zł. Ponownie pociąg stanął przed Dąbrową Górniczą, gdyż kolejarze chcieli uniknąć starcia z szalikowcami GKS Katowice, którzy wybierali się na mecz do Krakowa. Po spotkaniu kibice obrzucali się butelkami z płynem zapalającym - jedenastu z nich trafiło do izby wytrzeźwień, jeden do kolegium. Pozostali zdemolowali tramwaj.
- Szalikowcy doskonalą sposoby walki i komunikacji. Nowoczesne metody nie czynią jednak kibiców bardziej cywilizowanymi, gdyż prowadzą do tego samego celu: komuś trzeba dokopać - mówi Stanisław Wanat, socjolog z warszawskiej AWF. Na perfekcyjną organizację zwraca uwagę kibic poznańskiego Lecha: - Wynajmujemy od PKP wagony, które figurują w rozkładzie jako "pociąg specjalny". Podpisując specjalne umowy, kolej woli dać nam osobny skład, niż pozwolić jechać na przykład ekspresem InterCity. Za kilka wagonów płacimy 4 tys. zł, drukujemy własne bilety. Gdy wyruszamy w trasę, trzech chłopaków sprzedaje je wszystkim pasażerom szalikowcom. Bilet do Warszawy i z powrotem kosztuje 25 zł. Na dłuższych trasach tracimy, na krótszych możemy sporo zarobić.
Wynajmowane pociągi nie są niszczone, lecz ochraniane. Szalikowcy pełnią też funkcje ochroniarzy na własnym stadionie - specjalni "delegaci" pilnują porządku za 50 zł. Są to przede wszystkim uczniowie, którzy w ten sposób zbierają pieniądze na kolejne wyjazdy. Najstarsi i najlepiej zarabiający kibice tworzą "rezerwy budżetowe", dzięki czemu grupa może udzielać finansowego wsparcia w trudnych chwilach. "Był jednym z nas, kibicem gdańskiej Lechii, członkiem starej gwardii. Pomóżmy jego rodzinie. Już tylko tyle możemy zrobić dla Grabarza"- taki apel pojawił się w jednym z fanzinów szalikowców.
Polscy kibice coraz częściej oprócz łańcuchów, noży i kastetów dysponują telefonami komórkowymi. - Nie palę, nie ćpam, kocham sztukę, malarstwo i Widzew - wyznaje Anna, studentka, szalikowiec Widzewa. Często korzystają z telefonów komórkowych, dzięki czemu mogą ominąć patrole policji i zorganizować sprawny doping w trzech dużych sektorach. Większość klubów ma już swoje oficjalne i nieoficjalne strony w Internecie. Prowadzi się na nich "kronikę wydarzeń" oraz zapowiada programy telewizyjne, dzięki czemu kibice zyskują poczucie nieformalnej i spontanicznej wspólnoty.
Pod jednym z internetowych adresów można wypełnić ankietę, odpowiadając na pytania: "Jaki zespół jest najbliższy twemu sercu?", "Czy uważasz, że bilety na mecze piłkarskie są zbyt drogie?". Pisma szalikowców ("Fanatic Hooligans", "Szalikowcy", "Polish Football Zin") prowadzą rankingi "najciekawszych" walk. Pod uwagę bierze się skuteczność potyczki z policją bądź wartość estetyczną tzw. młyna (dopingu i efektów pirotechnicznych). Poczucie "bycia razem" osiąga się także poprzez używanie specyficznego "narodowego" języka. Dzięki niemu świat staje się prostszy: policjant to "pies", a kilkunastoletni chłopcy, którzy dopiero przystąpili do grupy, to "szczyle". Nobilituje ich walka z "cwelami", czyli kibicami wrogiej drużyny. W poznańskim Lechu grupa starszych szalikowców to Brygada Banici, młodsi wybrali dla siebie nazwę Młodzi Popierdoleńcy. W Łodzi wśród kilku grup kibiców Widzewa i ŁKS wyróżniają się Red Gladiators (elitarna grupa zadymiarzy z najdłuższym stażem), Destroyers (najbardziej aktywna bojówka Widzewa, słynna ze starć z fanami Legii), Cool Boys (fanatycy Widzewa i marihuany) oraz Brygada Peners (zwolennicy tanich win i wizyt w izbie wytrzeźwień).
O działaniach grupy kibiców decyduje rada złożona z najstarszych chuliganów. Często ich władza jest tak duża, że są zapraszani na spotkania z klubowymi działaczami. Do jednego z liderów szalikowców kilka godzin po przegranym meczu zadzwonił kapitan zespołu, by wytłumaczyć się z porażki. Wzorem państw grupy chuliganów zawierają również własne sojusze nazywane "wielkimi zgodami". Trzy największe to Arka-Lech-Cracovia, Śląsk-Wisła-Lechia oraz Legia-Pogoń-Zagłębie.
Polscy szalikowcy pracują już nad kodeksem honorowym. Wkrótce ma się odbyć spotkanie najsilniejszych grup, na którym ustalony zostanie kodeks ligi chuliganów. - Nie chcemy nikogo zabić, rzucać nożami butterfly. Chcemy walczyć jak prawdziwi hools - na pięści - mówi jeden ze starszych kibiców poznańskiego Lecha. Zdaniem amerykańskiego psychologa Abrahama P. Sperlinga, o atrakcyjności przynależności do nieformalnych grup kibiców decyduje to, że w jej obrębie nie trzeba rywalizować i bać się utraty statusu w wypadku porażki. Potrzeba zakładania "gangów" jest wyrazem marzenia o społeczności, w której dziecko może być sobą i która zapewnia minimalny poziom zagrożenia, krytyki i porównywania osiągnięć.
Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.