Konserwatyzm Unii Wolności okazał się nowoczesny i choć w społecznej pamięci często utracił swą unijną metrykę,to jednak współkształtował dzisiejszą Polskę
Osiem lat temu powstała Unia Demokratyczna, a wkrótce minie pięć lat od jej przekształcenia w Unię Wolności. UD uchodziła za ugrupowanie debat i sporów ideowych, ale zarazem odwrócone od przyziemnych problemów, od których zależą szanse wyborcze. Inaczej UW, postrzegana jako partia skupiona na bieżącej polityce , budująca aparat, "sprzedająca się" medialnie, szukająca przestrzeni dla polityki "na co dzień" i wolna od ideowych dylematów. Uproszczony bilans wskazuje, że UD budowała podstawy ideowe (z pewną szkodą dla codziennej skuteczności), zaś UW skoncentrowała się na codzienności, odwołując się jakoś do tamtych podstaw, lecz nie posuwając naprzód refleksji nad celami polityki. Choćby z tego powodu warto się zainteresować powołaniem Klubu Obywatelskiego, który w intencji matki-założycielki (a więc UW) ma za zadanie reanimować dyskusję na temat wartości i myśli politycznej zarówno wśród członków i sympatyków Unii, jak i wśród osób nie uczestniczących czynnie w życiu politycznym.
Partie potrzebują ideowego kanonu. UD tworzyła go wraz z odbudową instytucji demokratycznych i dlatego tak mocny akcent położyliśmy na stosunek do państwa i społeczeństwa obywatelskiego. Wyczulenie to posłużyło do określenia UD jako partii "etosowej" i elitarnej, co miało być obraźliwym zarzutem. "Etosowy elitaryzm" przeciwstawiono podejściu praktycznemu, akcentującemu istnienie obiektywnego konfliktu interesów, i potrzebie zdefiniowania zaplecza wyborczego, na rzecz którego partia działa. To prawda, UD nie koncentrowała się na pytaniu, czy reprezentuje bardziej inteligentów, chłopów czy emerytów. Operowała pojęciem obywatelskości i w ten sposób odwoływała się do właściwej polskiej inteligencji tradycji szczególnej odpowiedzialności za sprawy publiczne. Odpowiedzialności każącej interesy poszczególnych grup społecznych podporządkować imperatywowi interesu ogólnokrajowego. No i wkrótce Mazowiecki przegrał kampanię prezydencką, a w kolejnych wyborach parlamentarnych Unia zatrzymywała się na swych kilkunastu procentach.
Tamta tradycja pozostawiła jednak ślad widoczny do dzisiaj. Mimo wszystkich modernizacji programu UD-UW, przetrwał w nim pewien konserwatyzm. Niechęć do rewolucji i skłonność do ewolucji, szacunek dla tradycji i historii bez ograniczenia się do spoglądania wyłącznie w przeszłość, osobiste powiązania większości polityków unii nie tylko z pierwszą "Solidarnością", ale i z Kościołem tamtych czasów, a także ugruntowane przekonanie o trwałości związków Kościoła z narodem - wszystko to można dość precyzyjnie opisać w politycznych kategoriach centroprawicowych (jakkolwiek ułomne są tu "lewicowo-prawicowe" skróty myślowe).
Skierowana przeciw Unii retoryka "konkurentów" do tego samego miejsca na scenie operowała zarzutem uzurpacji, jakiej miała się ona dopuścić. Zarzut był słabo udokumentowany, zwłaszcza wobec postawy obu Unii w kwestiach gospodarczych, choć nie tylko. Warto przypomnieć historię stosunków państwo-Kościół i modelu zaangażowania Kościoła w sprawy publiczne. Dobrze, że model ten ułożył się tak, jak się ostatecznie ułożył, ale wiemy, ile kosztowało dochodzenie do niego. Dziś wróciliśmy do tego, co premier i późniejszy przewodniczący UD Mazowiecki postulował od samego początku. Wróciliśmy także do logiki planu Balcerowicza z lat 1989/1990, którą czas zweryfikował jako mądrą i skuteczną. Także lata 1993-1997, gdy Unia samotnie pozostawała na parlamentarnym placu boju, a reszta polityków solidarnościowych oczekiwała na następne rozdanie, przypominają, kto wtedy bronił "barw polskiej centroprawicy" i jej ideowych zasad.
Konserwatyzm Unii okazał się nowoczesny i choć w społecznej pamięci często utracił swą unijną metrykę, to jednak współkształtował dzisiejszą Polskę. Polskę wchodzącą do NATO, bliższą Unii Europejskiej, Polskę spadającej inflacji, szans dla tych, którzy gotowi są odpowiadać za własne sprawy, wreszcie Polskę pozostającą krajem katolickim i zarazem konstytucyjnym państwem "wszystkich obywateli (...) zarówno wierzących w Boga (...), jak i nie podzielających tej wiary". Ani nasz konserwatyzm, ani liberalizm nie oznaczały braku troski o tych, którzy nie potrafią dać sobie rady sami. Obraz Unii odsyłającej do przytułku wszystkich nie radzących sobie z wyzwaniem przekształceń rynkowych jest równie skłamany jak obraz Unii lewicowej, hołdującej światopoglądowym nowinkom, głoszącej śmierć Boga i historii lub inne nonsensy. Decyzja o zmianie nazwy z Unii Demokratycznej na Unię Wolności włączyła w grę pojęcie liberalizmu, co w zewnętrznym opisie posłużyło do zastosowania prymitywnej kliszy. Klisza przerobiła liberałów na libertynów, a Frommowską "wolność do" na "wolność od".
W poprzedniej kadencji Sejmu należałem do upartych zwolenników zawarcia historycznego aliansu Unii z polityczną reprezentacją "Solidarności". Obecna formuła tej ostatniej nie jest najzgrabniejsza ani najmniej skomplikowana. Akcja Wyborcza pozostała akcją wyborczą, a kształt ideowy AWS budzi wciąż wiele pytań. Zawieszenie nad nią "chadeckiego" szyldu nie załatwia sprawy i jeśli z AWS miałaby się wyłonić jakaś trwała partia, to czeka ją rozstrzygnięcie wielu zasadniczych dylematów. Problemem jest też sztuczne połączenie "nurtu katolicko-narodowego" z resztą AWS-owskiego spektrum, dodające niezdrowej temperatury każdemu sporowi o model cywilizacyjny państwa. Twierdzę jednak, że nadal nie ma alternatywy dla trwałego i dobrego dla Polski aliansu wychodzącego z dzisiejszej koalicji AWS-UW. Wcześniej RS AWS wraz ze środowiskami SKL muszą wykonać pracę, którą na rzecz UW wykonała kiedyś UD. Trzeba też tak ukierunkować pracę Klubu Obywatelskiego, by uaktualnić i rozwinąć podstawy ideowe stworzone w czasach UD, nie czyniąc z nich narzędzia na rzecz konfliktu z AWS. Chodzi o ułatwienie współpracy i zapewnienie trwałości kierunkowi dalszego rozwoju Polski. W przeciwnym razie wygra SLD.
Partie potrzebują ideowego kanonu. UD tworzyła go wraz z odbudową instytucji demokratycznych i dlatego tak mocny akcent położyliśmy na stosunek do państwa i społeczeństwa obywatelskiego. Wyczulenie to posłużyło do określenia UD jako partii "etosowej" i elitarnej, co miało być obraźliwym zarzutem. "Etosowy elitaryzm" przeciwstawiono podejściu praktycznemu, akcentującemu istnienie obiektywnego konfliktu interesów, i potrzebie zdefiniowania zaplecza wyborczego, na rzecz którego partia działa. To prawda, UD nie koncentrowała się na pytaniu, czy reprezentuje bardziej inteligentów, chłopów czy emerytów. Operowała pojęciem obywatelskości i w ten sposób odwoływała się do właściwej polskiej inteligencji tradycji szczególnej odpowiedzialności za sprawy publiczne. Odpowiedzialności każącej interesy poszczególnych grup społecznych podporządkować imperatywowi interesu ogólnokrajowego. No i wkrótce Mazowiecki przegrał kampanię prezydencką, a w kolejnych wyborach parlamentarnych Unia zatrzymywała się na swych kilkunastu procentach.
Tamta tradycja pozostawiła jednak ślad widoczny do dzisiaj. Mimo wszystkich modernizacji programu UD-UW, przetrwał w nim pewien konserwatyzm. Niechęć do rewolucji i skłonność do ewolucji, szacunek dla tradycji i historii bez ograniczenia się do spoglądania wyłącznie w przeszłość, osobiste powiązania większości polityków unii nie tylko z pierwszą "Solidarnością", ale i z Kościołem tamtych czasów, a także ugruntowane przekonanie o trwałości związków Kościoła z narodem - wszystko to można dość precyzyjnie opisać w politycznych kategoriach centroprawicowych (jakkolwiek ułomne są tu "lewicowo-prawicowe" skróty myślowe).
Skierowana przeciw Unii retoryka "konkurentów" do tego samego miejsca na scenie operowała zarzutem uzurpacji, jakiej miała się ona dopuścić. Zarzut był słabo udokumentowany, zwłaszcza wobec postawy obu Unii w kwestiach gospodarczych, choć nie tylko. Warto przypomnieć historię stosunków państwo-Kościół i modelu zaangażowania Kościoła w sprawy publiczne. Dobrze, że model ten ułożył się tak, jak się ostatecznie ułożył, ale wiemy, ile kosztowało dochodzenie do niego. Dziś wróciliśmy do tego, co premier i późniejszy przewodniczący UD Mazowiecki postulował od samego początku. Wróciliśmy także do logiki planu Balcerowicza z lat 1989/1990, którą czas zweryfikował jako mądrą i skuteczną. Także lata 1993-1997, gdy Unia samotnie pozostawała na parlamentarnym placu boju, a reszta polityków solidarnościowych oczekiwała na następne rozdanie, przypominają, kto wtedy bronił "barw polskiej centroprawicy" i jej ideowych zasad.
Konserwatyzm Unii okazał się nowoczesny i choć w społecznej pamięci często utracił swą unijną metrykę, to jednak współkształtował dzisiejszą Polskę. Polskę wchodzącą do NATO, bliższą Unii Europejskiej, Polskę spadającej inflacji, szans dla tych, którzy gotowi są odpowiadać za własne sprawy, wreszcie Polskę pozostającą krajem katolickim i zarazem konstytucyjnym państwem "wszystkich obywateli (...) zarówno wierzących w Boga (...), jak i nie podzielających tej wiary". Ani nasz konserwatyzm, ani liberalizm nie oznaczały braku troski o tych, którzy nie potrafią dać sobie rady sami. Obraz Unii odsyłającej do przytułku wszystkich nie radzących sobie z wyzwaniem przekształceń rynkowych jest równie skłamany jak obraz Unii lewicowej, hołdującej światopoglądowym nowinkom, głoszącej śmierć Boga i historii lub inne nonsensy. Decyzja o zmianie nazwy z Unii Demokratycznej na Unię Wolności włączyła w grę pojęcie liberalizmu, co w zewnętrznym opisie posłużyło do zastosowania prymitywnej kliszy. Klisza przerobiła liberałów na libertynów, a Frommowską "wolność do" na "wolność od".
W poprzedniej kadencji Sejmu należałem do upartych zwolenników zawarcia historycznego aliansu Unii z polityczną reprezentacją "Solidarności". Obecna formuła tej ostatniej nie jest najzgrabniejsza ani najmniej skomplikowana. Akcja Wyborcza pozostała akcją wyborczą, a kształt ideowy AWS budzi wciąż wiele pytań. Zawieszenie nad nią "chadeckiego" szyldu nie załatwia sprawy i jeśli z AWS miałaby się wyłonić jakaś trwała partia, to czeka ją rozstrzygnięcie wielu zasadniczych dylematów. Problemem jest też sztuczne połączenie "nurtu katolicko-narodowego" z resztą AWS-owskiego spektrum, dodające niezdrowej temperatury każdemu sporowi o model cywilizacyjny państwa. Twierdzę jednak, że nadal nie ma alternatywy dla trwałego i dobrego dla Polski aliansu wychodzącego z dzisiejszej koalicji AWS-UW. Wcześniej RS AWS wraz ze środowiskami SKL muszą wykonać pracę, którą na rzecz UW wykonała kiedyś UD. Trzeba też tak ukierunkować pracę Klubu Obywatelskiego, by uaktualnić i rozwinąć podstawy ideowe stworzone w czasach UD, nie czyniąc z nich narzędzia na rzecz konfliktu z AWS. Chodzi o ułatwienie współpracy i zapewnienie trwałości kierunkowi dalszego rozwoju Polski. W przeciwnym razie wygra SLD.
Więcej możesz przeczytać w 5/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.