Trzeba czy nie wypada?

Trzeba czy nie wypada?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Redakcja tygodnika "L?Evénement du jeudi" skoncentrowała ostatnio znaczne siły i środki na próbie znalezienia odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego nie należy mówić wszystkiego o życiu prywatnym gwiazd i polityków?".
 Cóż, pytanie dobre jak każde inne w rodzaju: Dlaczego nie należy dłubać w nosie w towarzystwie? Dlaczego nie jest wskazane mlaskanie przy jedzeniu? Z jakich przyczyn pożądane jest pranie skarpetek? Jakie racje przemawiają za tym, żeby nie siusiać sąsiadom pod drzwiami? W imię czego odradza się używania wulgarnych wyrażeń? Wspólna odpowiedź na wszystkie te pytania - włącznie z cytowanym na wstępie, które na okładce zadaje wielkimi czcionkami "L?Evénement du jeudi" - brzmi: "Bo nie wypada".
Jeśli ktoś nie rozumie tej prostej, zaledwie trójwyrazowej odpowiedzi, to w zasadzie można uznać sprawę za beznadziejną, ciągle jednak znajdują się tacy, którzy żywią przekonanie, iż takie rzeczy można wytłumaczyć. Należy do nich niewątpliwie tygodnik "L?Evénement du jeudi" i dlatego na odpowiedź na postawione przez siebie pytanie nie poświęca trzech słów, tylko dziesięć stron. Są także różne tabelki i zdjęcia znanych osób z czarnymi prostokątami maskującymi na oczach.
Laurent Neumann, autor głównego artykułu, przedstawia istotę trapiącego redakcję problemu następująco: "Nowoczesne społeczeństwa odczuły potrzebę tajemnicy, by zagwarantować sobie stabilność. Nie ma państwa bez tajemnicy państwowej. Nie ma rodziny bez tajemnicy rodzinnej. Nie ma wymiaru sprawiedliwości bez tajemnicy śledztwa. Nie ma zaufania między pacjentem a jego lekarzem bez tajemnicy lekarskiej. Tajemnica jest kamieniem węgielnym demokracji. Ci, którzy odmawiają przyjęcia do wiadomości tej oczywistości, mówią o zmowie milczenia, wspominają o domniemanym istnieniu mafii ciszy - szeroko zakrojonego spisku uknutego przez elity polityczne i prasowe, winne wspólnictwa w tym samym zorganizowanym kłamstwie. Trzeba przyznać, że ich argumenty nie są pozbawione znaczenia. Powiadają oni, że życie publiczne jest zbyt ściśle związane z życiem prywatnym, żeby zabraniać sobie mówienia o jednym i o drugim. Czyż Claude Chirac nie jest doradczynią swojego ojca? Czyż Jean-Christophe Mitterrand nie rządził polityką afrykańską Francji, kiedy jego rodzic mieszkał w Pałacu Elizejskim? Zresztą - ciągną oni - życie prywatne wpływa bezpośrednio na życie publiczne. Podwójne życie Fran˜ois Mitterranda było prowadzone za pieniądze podatników, więc dlaczego je przemilczać? Jakże nie zagłębiać się w intymny świat Rolanda Dumasa (przewodniczącego Rady Konstytucyjnej i byłego ministra spraw zagranicznych - przyp. PM) i jego - jak sama się określa - 'republikańskiej ladacznicy', jeśli się chce zrozumieć mechanizmy afery związanej z firmą Elf?".
Jak widać, z politykami sprawa nie jest prosta. Szlachetnych szaleńców, którzy poświęcają dla Sprawy wszystko, z rodziną włącznie, nie jest zbyt wielu. A kiedy już dopuszcza się myśl, że bliscy tworzą pejzaż życia wraz z pracą zawodową i polityczną, jakoś łatwo się zauważa, iż są oni ludźmi zdolnymi, więc po co szukać daleko, skoro pod własnym dachem ma się kandydatów tak godnych polecenia. Niekiedy dzieci, żony, kochanki i kuzyni rzeczywiście sprawdzają się także w rolach pozarodzinnych. Kiedy jednak narobią bigosu, skandal jest podwójny i z podwójną siłą uderza w ich "patrona". A poza tym odbiera argumenty wszystkim innym, którzy próbują przekonać prasę, że nie należy się interesować wpływem życia rodzinnego na ich działalność publiczną. Należy, należy - słyszą w odpowiedzi - bo kto wie... Zresztą z gwiazdami show-businessu też nie jest prosto, bo zawsze można przecież powiedzieć, że kiedy ktoś zaczyna na przykład karierę aktorską, to doskonale wie od samego początku, iż w jakiś sposób "sprzedaje się" publiczności i staje się publiczną własnością. W zamian za to zyskuje niemałe przywileje w postaci sławy, wpływów i pieniędzy, więc musi się liczyć z konsekwencjami takiego stanu rzeczy, a nie udawać przy wtórze niewinnego trzepotu rzęs, że nic nie wiedział o tym, iż ludzie mogą się zacząć interesować i nim samym, i jego rodziną. Nie ma sensu mydlić sobie oczu. Wielu ludzi uważa - dopóki ich to nie spotka bezpośrednio w dużych dawkach - że to bardzo przyjemnie być obiektem zainteresowania prasy i aktywnie dąży do tego, żeby się takim obiektem stać. Jeśli ktoś nie chce, żeby publiczność wtykała nos w jego prywatne sprawy, to niech się nie pcha na świecznik, tylko zajmie się pracą, która nie niesie takiego ryzyka. W końcu są to sprawy dorosłych, więc trzeba się zachowywać dorośle.
Podsumowując, można powiedzieć, że właściwie najważniejsze nie jest pytanie, czy należy wszystko mówić, czy nie, tylko jak wyznaczyć granice między tym, co w danych okolicznościach i kontekście powiedzieć trzeba, a czego pod żadnym pozorem nie wypada. A na to pytanie już każdy musi sobie za każdym razem odpowiedzieć w swoim sumieniu... To też wymaga pewnej dorosłości.
Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.