Jesteśmy u progu XXI wieku, a ma się wrażenie, że w opisie funkcjonowania francuskiego systemu penitencjarnego brakuje tylko łamania kołem i przypiekania gorącym żelazem
Nareszcie prasa ma temat, który i dreszczyk wzbudza, i refleksje. Wystarczyło, że naczelna lekarka paryskiego więzienia La Santé - co nomen omen znaczy "zdrowie" - postanowiła opowiedzieć w formie książkowej, jak to więzienie wygląda od środka, żeby wywiązała się publiczna dyskusja na temat tego, jak ono wyglądać powinno i jakie powinny być cele jego działania.
W książce dr Véronique Vasseur świat penitencjarny jest światem gwałtu, korupcji, sadyzmu, rozpaczy, samobójstw, brudu, szczurów i karaluchów, a nawet głodu. To także najlepsza szkoła bezprawia i zbrodni oraz rozsadnik najgorszych chorób - z AIDS na czele. Jesteśmy u progu XXI wieku, w samym centrum stolicy jednego z krajów najlepiej rozwiniętych kulturowo i gospodarczo, a ma się wrażenie, że brakuje tu tylko łamania kołem i przypiekania gorącym żelazem.
Oczywiście, więzienie to nie wczasy - i jeśli ktoś nie życzy sobie tam przebywać, to najlepiej żyć w zgodzie z prawem, a jeśli się je złamało, to ma się za swoje. Brzmi to prosto, ale realia nie są takie proste. Przede wszystkim - jak czytamy w tygodniku "Le Nouvel Observateur" - na 55 tys. osób zamkniętych we francuskich zakładach karnych prawie połowa, czyli 27 tys., to ludzie poddani tzw. uwięzieniu prewencyjnemu i do chwili wydania ewentualnego wyroku skazującego objęci domniemaniem niewinności. Rocznie dwa tysiące z nich uzyskuje wyroki uniewinniające, lecz także oni muszą długie miesiące żyć w takich samych warunkach jak ukarani przez sąd przestępcy.
Kiedy czyta się relację dr Vasseur i publikowane w prasie liczne świadectwa osób, które osobiście przeszły przez to piekło, nieuchronnie pojawia się pytanie, czy nawet skazanych przez sąd przestępców wolno nam karać w taki sposób, czyli stwarzając im niegodne człowieka warunki życia w niewoli. Pojawia się tu zasadniczy problem prawno-psychologiczny. Otóż wyrok, na którego podstawie trafia się do więzienia, dotyczy pozbawienia wolności, a jeśli mowa w nim o jakichś karach dodatkowych, są to grzywny, pozbawienie praw obywatelskich i tym podobne. Nie są to jednak rzeczy związane z warunkami pobytu w więzieniu. Wynika stąd, iż ustawodawca przyjął, że odebranie wolności jest już samo w sobie karą bardzo dotkliwą, i nie przewidywał "dorzucania" do niej kar prowadzących do fizycznego, psychicznego i moralnego wyjałowienia. Jego założenia były chyba nawet przeciwne...
Tymczasem w publikowanym w "Le Nouvel Observateur" manifeście znanych we Francji osób (między innymi byłych ministrów, prezesów i burmistrzów, którzy odbyli kary więzienia) na pierwszym miejscu pojawia się zarzut, że "kara wymierzana więźniom nie ogranicza się do pozbawienia wolności". "Więzienie" - piszą oni do ministra sprawiedliwości - "jest światem upokorzeń, skandalicznych nierówności, gdzie rządzi prawo silniejszego i przywileje pieniężne (...) Więzienie naraża każdego więźnia na przemoc, groźby, dręczenie seksualne i gwałty". Redakcja publikuje zaś sążnisty artykuł, stanowiący w istocie litanię nieformalnych kar dodatko- wych - i często dosłownie nieludzkich - jakie przez cały czas odbywania kary są aplikowane więźniom.
Jeśli wspomniałem o problemie prawno-psychologicznym, to dlatego, że pojawia się tu nie tylko kwestia zasadności wykonywania w ten sposób kary w sensie prawnym, ale także jej skuteczności w sensie psychologicznym. Warunkiem skuteczności kary jest jej nieuchronność, szybkość wymierzenia i, powiedzmy, jednorazowość. Innymi słowy, nie należy mnożyć kar za to samo przewinienie. Jeżeli odstęp między wykroczeniem a karą jest zbyt wielki i jeżeli oprócz konkretnej kary za konkretne przewinienie rusza lawina kar "towarzyszących" (niekiedy co najmniej równie dokuczliwych jak "główna"), człowiek przestaje dostrzegać związek przyczynowo-skutkowy między winą a karą i ogarnia go poczucie nie zasłużonego zaszczucia i prześladowania, a w konsekwencji - żądza zemsty i pogarda dla instytucji wymiaru sprawiedliwości, które zaczyna postrzegać właśnie jako... niesprawiedliwe. Jeśli zaś wierzyć opisom częstokroć średniowiecznych warunków i stosunków panujących we francuskich więzieniach, przestaje dziwić, że ich byli lokatorzy przedstawiają je jako "szkołę zbrodni", a 60 proc. z nich staje się recydywistami. Nie dziwi też, że odsetek samobójstw w populacji więziennej jest znacznie wyższy niż wśród osób przebywających na wolności... Może sytuacja zacznie dojrzewać do tego, by więzienie było traktowane jako kara wyjątkowa, a nie standardowa, i by zaczęto stosować środki rozumniejsze i skuteczniejsze od pozbawienia wolności? Dyrektor La Santé powiada w wywiadzie dla "Le Figaro Magazine": "Problemem zasadniczym jest to, że nie wiadomo już za dobrze, czemu służy więzienie". Nawołuje społeczeństwo do refleksji nad rolą kary i dodaje: "Więzienie jest dziś wygodnym sposobem załatwiania problemów społecznych: spycha się je poza nawias i już!".
W książce dr Véronique Vasseur świat penitencjarny jest światem gwałtu, korupcji, sadyzmu, rozpaczy, samobójstw, brudu, szczurów i karaluchów, a nawet głodu. To także najlepsza szkoła bezprawia i zbrodni oraz rozsadnik najgorszych chorób - z AIDS na czele. Jesteśmy u progu XXI wieku, w samym centrum stolicy jednego z krajów najlepiej rozwiniętych kulturowo i gospodarczo, a ma się wrażenie, że brakuje tu tylko łamania kołem i przypiekania gorącym żelazem.
Oczywiście, więzienie to nie wczasy - i jeśli ktoś nie życzy sobie tam przebywać, to najlepiej żyć w zgodzie z prawem, a jeśli się je złamało, to ma się za swoje. Brzmi to prosto, ale realia nie są takie proste. Przede wszystkim - jak czytamy w tygodniku "Le Nouvel Observateur" - na 55 tys. osób zamkniętych we francuskich zakładach karnych prawie połowa, czyli 27 tys., to ludzie poddani tzw. uwięzieniu prewencyjnemu i do chwili wydania ewentualnego wyroku skazującego objęci domniemaniem niewinności. Rocznie dwa tysiące z nich uzyskuje wyroki uniewinniające, lecz także oni muszą długie miesiące żyć w takich samych warunkach jak ukarani przez sąd przestępcy.
Kiedy czyta się relację dr Vasseur i publikowane w prasie liczne świadectwa osób, które osobiście przeszły przez to piekło, nieuchronnie pojawia się pytanie, czy nawet skazanych przez sąd przestępców wolno nam karać w taki sposób, czyli stwarzając im niegodne człowieka warunki życia w niewoli. Pojawia się tu zasadniczy problem prawno-psychologiczny. Otóż wyrok, na którego podstawie trafia się do więzienia, dotyczy pozbawienia wolności, a jeśli mowa w nim o jakichś karach dodatkowych, są to grzywny, pozbawienie praw obywatelskich i tym podobne. Nie są to jednak rzeczy związane z warunkami pobytu w więzieniu. Wynika stąd, iż ustawodawca przyjął, że odebranie wolności jest już samo w sobie karą bardzo dotkliwą, i nie przewidywał "dorzucania" do niej kar prowadzących do fizycznego, psychicznego i moralnego wyjałowienia. Jego założenia były chyba nawet przeciwne...
Tymczasem w publikowanym w "Le Nouvel Observateur" manifeście znanych we Francji osób (między innymi byłych ministrów, prezesów i burmistrzów, którzy odbyli kary więzienia) na pierwszym miejscu pojawia się zarzut, że "kara wymierzana więźniom nie ogranicza się do pozbawienia wolności". "Więzienie" - piszą oni do ministra sprawiedliwości - "jest światem upokorzeń, skandalicznych nierówności, gdzie rządzi prawo silniejszego i przywileje pieniężne (...) Więzienie naraża każdego więźnia na przemoc, groźby, dręczenie seksualne i gwałty". Redakcja publikuje zaś sążnisty artykuł, stanowiący w istocie litanię nieformalnych kar dodatko- wych - i często dosłownie nieludzkich - jakie przez cały czas odbywania kary są aplikowane więźniom.
Jeśli wspomniałem o problemie prawno-psychologicznym, to dlatego, że pojawia się tu nie tylko kwestia zasadności wykonywania w ten sposób kary w sensie prawnym, ale także jej skuteczności w sensie psychologicznym. Warunkiem skuteczności kary jest jej nieuchronność, szybkość wymierzenia i, powiedzmy, jednorazowość. Innymi słowy, nie należy mnożyć kar za to samo przewinienie. Jeżeli odstęp między wykroczeniem a karą jest zbyt wielki i jeżeli oprócz konkretnej kary za konkretne przewinienie rusza lawina kar "towarzyszących" (niekiedy co najmniej równie dokuczliwych jak "główna"), człowiek przestaje dostrzegać związek przyczynowo-skutkowy między winą a karą i ogarnia go poczucie nie zasłużonego zaszczucia i prześladowania, a w konsekwencji - żądza zemsty i pogarda dla instytucji wymiaru sprawiedliwości, które zaczyna postrzegać właśnie jako... niesprawiedliwe. Jeśli zaś wierzyć opisom częstokroć średniowiecznych warunków i stosunków panujących we francuskich więzieniach, przestaje dziwić, że ich byli lokatorzy przedstawiają je jako "szkołę zbrodni", a 60 proc. z nich staje się recydywistami. Nie dziwi też, że odsetek samobójstw w populacji więziennej jest znacznie wyższy niż wśród osób przebywających na wolności... Może sytuacja zacznie dojrzewać do tego, by więzienie było traktowane jako kara wyjątkowa, a nie standardowa, i by zaczęto stosować środki rozumniejsze i skuteczniejsze od pozbawienia wolności? Dyrektor La Santé powiada w wywiadzie dla "Le Figaro Magazine": "Problemem zasadniczym jest to, że nie wiadomo już za dobrze, czemu służy więzienie". Nawołuje społeczeństwo do refleksji nad rolą kary i dodaje: "Więzienie jest dziś wygodnym sposobem załatwiania problemów społecznych: spycha się je poza nawias i już!".
Więcej możesz przeczytać w 6/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.