Mars na Arktyce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy w roku 2015 staniemy na czerwonej planecie?
Podczas prawie 40 lat badań Marsa Amerykanie i Rosjanie wysłali w kierunku tej planety 25 misji. Jedenaście z nich zakończyło się fiaskiem, w czterech nie udało się zrealizować wszystkich zadań. Dziennik "USA Today" przeprowadził w Internecie głosowanie, zapytując czytelników, czy wyprawy na Marsa należy kontynuować. 74 proc. udzieliło twierdzącej odpowiedzi. Entuzjastów tej planety więc nie brakuje. Porażki NASA nie zniechęcają również Mars Society. W pierwszych dniach stycznia Towarzystwo Marsjańskie wybrało głównych wykonawców prototypu marsjańskiej bazy na Arktyce. Powstanie ona na kanadyjskiej wyspie Devon (na archipelagu Wysp Królowej Elżbiety między Zatoką Baffina a Morzem Arktycznym).

Pod względem geologicznym wyspa w znacznym stopniu przypomina Marsa. Jest tam duży krater i kana- ły - w nich woda z topniejącego śniegu spływa do oceanu. Wyglądają jak prastare marsjańskie koryta, którymi w przeszłości płynęły gigantyczne powodzie. Temperatury na Devon są zbliżone do letnich na czerwonej planecie. Na większej części wyspy nie ma śniegu i lodu. Krater Haughtona (20 km średnicy) liczy 23 mln lat i znajduje się w środku polarnej pustyni. W takich warunkach badacze będą pracować nad nowatorskimi technologiami i testować sprzęt, który w przyszłości będzie można wykorzystać podczas wypraw załogowych na czerwoną planetę i prób jej zasiedlenia. Pierwsze pieniądze na budowę bazy (200 tys. USD) Mars Society otrzymało w maju ubiegłego roku od Steve and Michele Kirsch Foundation, założonej przez Steve?a Kirscha, prezesa Infoseek. Projekt finansuje też Foundation for the International Non-governmental Development of Space, Bushnell Sports Optics i członkowie Mars Society. Budowa ma ruszyć latem tego roku. Wiadomo już, jaka flaga załopocze nad bazą. Oczywiście marsjańska: czerwono-zielono-błękitna (barwy odwołują się do słynnej trylogii marsjańskiej autorstwa Kima Stanleya Robinsona). Głównymi wykonawcami projektu będą amerykańskie firmy Infrastructure Composites Intl. i Mesa Fiberglass. Wykorzystując specjalne plastry z włókna szklanego, postawią podstawowy element stacji, złożony z dwupoziomowego budynku i prototypowego laboratorium. Pierwsi naukowcy rozpoczną pracę na tej stacji latem 2001 r.
Czy biorąc pod uwagę porażki NASA, możemy liczyć na to, że podobna baza stanie w przyszłości na Marsie? Dla wielu badaczy wyprawa tamże jest życiowym marzeniem. Czerwona planeta bardziej niż jakakolwiek inna przypomina Ziemię. Prawdopodobnie tam moglibyśmy całkowicie wyjaśnić tajemnicę powstania planet i życia poza naszym globem. Wprawdzie idea wysłania tam ludzi ma zwolenników, ale dominuje opinia, że taka ekspedycja nie ma większego sensu. Byłby to największy i najbardziej kosztowny projekt w historii naszego gatunku. Grupa studentów z Kalifornii i wschodniego wybrzeża Ameryki zbiera od grudnia podpisy pod petycją skierowaną do Kongresu i prezydenta Stanów Zjednoczonych, nawołującą do wysłania misji załogowej na Marsa. Wniosek wskazuje rok 2015 jako termin, kiedy ludzie powinni stanąć na czerwonej planecie. W ciągu kilkunastu dni w sieci podpisało ją kilkanaście tysięcy osób - nie tylko Amerykanie, także obywatele ok. 70 innych krajów. Jeśli poprze ją milion osób, w 2001 r. petycja trafi na forum Kongresu i zostanie przekazana prezydentowi. Druzgocące porażki sond Polar Lander i Climate Orbiter na pewno nie działają na korzyść NASA czy wyprawy załogowej. Do katastrofy lądownika doszło zaledwie trzy miesiące po utracie orbitera, który wskutek żenującej pomyłki spłonął w marsjańskiej atmosferze. Inżynierowie w Jet Propulsion Laboratory posługiwali się bowiem systemem metrycznym, a specjaliści z Lock- heed Martin Astronautics w Denver dostarczyli im dane w jednostkach angielskich. Do dziś NASA ma niewiele danych o ostatnich minutach lądownika. Na razie nikt nie wybierze się na Marsa, by przekonać się, jaki los spotkał sondę. W ostatnich tygodniach próbowano nawet wykorzystać statek Global Surveyor, który z marsjańskiej orbity wykonał wiele zdjęć miejsca planowanego lądowania, do odnalezienia śladów Polar Landera lub jego spadochronu. Na fotografiach jednak nic nie widać. Najmniejsze obiekty, jakie kamera sondy dostrzega na powierzchni planety, są pod względem wielkości porównywalne z lądownikiem. Na szczęście zdjęcia o wysokiej rozdzielczości dostarczą cennych informacji, a badaczom dadzą przynajmniej namiastkę tego, co zobaczyliby, gdyby sonda osiadła na planecie.
W styczniu rozpoczęła pracę szesnastoosobowa komisja, powołana przez szefa NASA Daniela Goldina. Ma ona sporządzić raport oceniający cały program eksploracji Marsa. Przewodniczy jej Thomas Young, emerytowany wiceprezes Lockheed Martin Astronautics (firma zbudowała sondy, które stracono). Komisja przyjrzy się ostatnim osiągnięciom i porażkom NASA, oceni misje statków Mars Pathfinder, Mars Global Surveyor, Mars Climate Orbiter, Mars Polar Lander, Deep Space 1 i Deep Space 2, przeanalizuje budżety, strukturę menedżerską i organizację wypraw od strony naukowej. Oceni też opracowywane w Jet Propulsion Laboratory korekty do obecnego programu badań Marsa. Na biurko Goldina raport trafi najpóźniej w połowie marca. Śledztwo powołanej przez Goldina komisji może opóźnić, a nawet odwołać misje, których start przewidziano na 2001 r., oraz wypraw w 2003 i 2005 r. (miałyby po raz pierwszy w historii dostarczyć na Ziemię próbki marsjańskich skał i gleby). Eksperci i naukowcy zaangażowani w badania czerwonej planety coraz głośniej kwestionują wymyślony przez Goldina program "szybciej, lepiej, taniej" (faster, better, cheaper). Projekt ten zakłada wysyłanie na Marsa co dwa lata pary lądownik - orbiter, zamiast organizowania drogich i sporadycznych wypraw, jak spektakularne misje sond Viking w latach 70. Badacze podkreślają, że koncepcja Goldina jest nierealna. Udana ekspedycja kosmiczna może być albo lepsza, droższa, a jej przygotowanie pochłonie dużo czasu, albo tańsza, szybsza i... prawdopodobnie się nie powiedzie. Richard Zurek z Jet Propulsion Laboratory, dyrektor naukowy misji Mars Polar Lander, przyznaje, że do porażki wyprawy mogło się przyczynić niedofinansowanie oraz ograniczanie funduszy na ludzi pracujących nad projektem. Benton Clark z Lock- heed Martin Astronautics podkreśla, że na eksplorację czerwonej planety - podobnie jak w czasach Vikingów - należy przeznaczać więcej pieniędzy i prowadzić więcej testów. Climate Orbiter, Polar Lander oraz sondy Deep Space 2 kosztowały 320 mln USD (to zaledwie jedna dziesiąta kwoty, jaką ponad 20 lat temu przekazano na wyjątkowo udane wyprawy sond Viking). Nawet Daniel Goldin przyznał, że z koncepcji "szybciej, lepiej, taniej" trzeba zrezygnować. Wielu pracowników NASA uważa, że agencja podnosi poprzeczki, gdy Kongres przyznaje jej coraz mniej pieniędzy. Większość funduszy przeznacza się na mało efektywną Międzynarodową Stację Kosmiczną. Badacze skarżą się, że starając się o kontrakty w NASA, muszą się koncentrować na tym, jak zminimalizować koszty proponowanych projektów, a nie na potencjalnych korzyściach dla nauki. Wielu powtarza, że eksploracja kosmosu jest droga. Nie można jednocześnie produkować taniego sprzętu i oczekiwać, że będzie lepszy od kosztownych i gruntowniej przetestowanych instrumentów. Daniel Goldin przyznaje, że misje "szybciej, lepiej, taniej" są ryzykowniejsze i mniej niezawodne niż drogie projekty typu Apollo, Viking czy Cassini.
Poszukiwany jest również kozioł ofiarny. Na początku stycznia dziennik "The Denver Post" doniósł, że zaginiony Mars Polar Lander rozbił się w kanionie w pobliżu marsjańskiego bieguna. Powołując się na anonimowe źródła w Lockheed Martin Astronautics, gazeta podała, że członkowie ekipy nawigacyjnej z Lockheed Martin uważają, iż porażkę spowodował zły wybór miejsca lądowania. Twierdzą również, że nie byli świadomi, iż inżynierowie z Jet Propulsion Laboratory próbowali osadzić sondę w kanionie głębokości półtora kilometra. Badacze z JPL wiedzieli jednak, że w pobliżu miejsca lądowania znajduje się nie tylko kanion, lecz także krater. Dysponowali doskonałymi zdjęciami i mapami topograficznymi okolicy, wykonanymi z orbity przez sondę Mars Global Surveyor, okrążającą planetę od 1997 r. Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy Polar Lander dotarł na powierzchnię Marsa. Tłumaczyłoby to brak sygnału zarówno od lądownika, jak i dwóch mikrosond Deep Space 2. Naukowcy podkreślają, że biegun południowy to jedno z najbardziej bezpiecznych miejsc czerwonej planety. Zdjęcia z kosmosu wyglądały niezwykle obiecująco, a sonda miała osiąść na wzniesieniu, z którego roztaczałby się widok na pobliski krater i kanion. Byłoby to wspaniałe miejsce na zatknięcie czerwono-zielono-błękitnej flagi.


Więcej możesz przeczytać w 6/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.