W Polsce znacznie bardziej przydałyby się strajki za wprowadzeniem w szkole etyki, edukacji seksualnej, ekologicznej i obywatelskiej niż za zwiększeniem liczby godzin historii. Przydałyby się też skuteczne decyzje rządu mające na celu odebranie szarej wszechwładzy katechetom, i to nawet nie dlatego, że są ludźmi Kościoła i wiary, ale dlatego, że najczęściej nie mają żadnego wykształcenia.
Polskiej szkole potrzeba otwartości, nowoczesności, różnorodności. Młodzi ludzie powinni w niej nabywać umiejętności budowania społeczeństwa opartego na zaufaniu i dobrobycie i bycia obywatelami Europy, a nie umierania za ojczyznę, podziwiania narodowych klęsk i ich wątpliwych bohaterów czy modlenia się.
Strajkujący twierdzą, że „wszelkie działania degradujące polską naukę, kulturę i Kościół katolicki naruszają podstawy polskiej państwowości". Ja bym powiedziała, że podstawy polskiej państwowości narusza głupota, ignorancja i hucpa oraz że nauka jest degradowana głównie przez brak środków, tak jak Kościół przez ich nadmiar.
Z tezą strajkujących zgadza się jednak naczelny „Rzeczpospolitej". Dlaczego? Może jako naczelny prawicowego pisma po prostu musi wspierać inicjatywy „bez sensu”, bo mają charakter zgodny z aksjologiczną linią pisma. A o jaką aksjologię chodzi? O tradycyjne wartości. A jakie? Nikt nie wie, ale wiadomo, że trzeba ich bronić. Jeśli nie można oddać za nie życia, to trzeba – chociażby – zdrowy rozsądek.
Może redaktor Wróblewski nigdy nie rozmawiał z młodymi ludźmi i nie wie, że nic bardziej nie zniechęca do Polski niż wmuszany romantyczny, powstańczy i martyrologiczny patriotyzm propagowany przez wykładaną w XIX-wieczny sposób historię Polski. Panu redaktorowi polecam przejrzenie polskich podręczników lub co najmniej zajrzenie do ich syntetycznej analizy stworzonej przez Fundację Batorego i kilkadziesiąt organizacji pozarządowych („Wielka nieobecna"), które badały szkołę pod względem edukacji antydyskryminacyjnej i równościowej. Otóż takiej edukacji w polskiej szkole nie ma. Podręczniki historii niemal wszystkie wyglądają jak napisane przez IPN. Wróblewski pisze o kształceniu „neolewicowym i genderowym”. Nie wiem, skąd pan redaktor posiadł taką wiedzę, ale nawet takie przymiotniki nie funkcjonują w żadnej szkole. Gdyby pan redaktor miał córkę, to może dowiedziałby się od niej, że – zgodnie ze szkolnym patriotycznym przesłaniem – dziewczynki powinny przede wszystkim zajmować się domem, że ruchy emancypacyjne zbliżone są do komunizmu i faszyzmu (no bo po co kobietom edukacja i praca?), że mężczyźni powinni ginąć na wojnie, ewentualnie zarabiać jako „wodzowie, magowie i przywódcy”, czyli w tradycyjnych rolach (o tym informuje jeden z podręczników do przygotowania do życia w rodzinie).
W polskiej szkole na wszystkich lekcjach są reprodukowane wzorce tradycyjne, zupełnie nieprzystające do współczesności. I dzieje się tak niezależnie od partii rządzącej. Giertycha, Hall i Szumilas nie dzielą żadne różnice merytoryczne (prócz stylu). Łączy ich karykaturalna wizja patriotyzmu i przekonanie, że duchowość sprowadza się do wiary i kultywowania tradycji, a patriotyzm – do wydumanych działań bez sensu.
I tak rosną pokolenia, które gotowe są albo do strajków, albo do emigracji, albo do zbawienia. No i jak ten orzeł polski może nie mieć depresji? Profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, etyczka, filozofka, publicystka
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.