W Polsce podziały na lewicę i prawicę nie mają sensu: Kaczyński czy Ziobro z pewnością byliby gotowi głosić najbardziej lewicowe idee ekonomiczne, gdyby to miało zmienić ich pozycję w sondażach. Jedynym punktem orientacyjnym polskiej prawicy jest dziś Watykan, względnie Rydzyk. Wszystko inne jest płynne. Z lewicą jest jednak jeszcze gorzej, bo nie ma nawet punktu orientacyjnego. Miller próbował zastąpić Moskwę Waszyngtonem, ale dla lewicy źle to się skończyło. W każdym razie z moralnego punktu widzenia.
Dziś dzielimy się raczej na tradycjonalistów i progresywistów. Ci pierwsi kultywują mityczną przeszłość, a właściwie jakiś jej fragment dostosowany do aktualnych politycznych potrzeb. Są to najczęściej pewne poetyckie wizje „narodowego bytu", w które obfitują nasza literatura i historia patriotyczna. Co ciekawe, tradycjonaliści kochają te statyczne wizje równie namiętnie jak dynamiczne wynalazki późnej nowoczesności. Nasza prawica (i politycy, i biskupi) uwielbia wypasione samochody, samoloty czy internet, choć zarazem brzydzi się innymi wynalazkami tejże nowoczesności, takimi jak prawa gejów i kobiet czy wielokulturowość. To trochę tak, jakby lubić zjeść ciastko i je zarazem zachować, lubić cywilizację, ale zarazem tęsknić do średniowiecznych mroków, lubić szybkość, ale zarazem cenić stanie w miejscu, lubić pieniądze z Parlamentu Europejskiego, ale zarazem głęboko nimi gardzić. Życie w tych antynomiach powoduje, że prawica nie wygląda najzdrowiej, jest bardzo znerwicowana, krzykliwa i zagubiona (widać to chociażby po antyniemieckich tekstach niemieckiego prof. Krasnodębskiego).
Progresywiści chcą z kolei ciągłej zmiany, nie tylko świata politycznego i społecznego, ale także indywidualnej wrażliwości. Świat społeczny według marzeń progresywistów powinien być bardziej sprawiedliwy, ludzie równo traktowani, a wrażliwość każdego powinna chronić słabszych (dzieci, kobiety, zwierzęta, „innych") przed realnym cierpieniem, opresją i wykluczeniem. Tradycja, historia i przywiązanie do „swojości” (plemię, rodzina, naród) nie grają dla progresywisty żadnej roli w obliczu możliwej równości, wolności i minimalizacji cierpień wszystkich. Progresywista świat swój widzi ogromnym, radosnym, zindywidualizowanym i sprawiedliwym (zarówno pod względem dystrybucji dóbr, jak i społecznego uznania). I tak jak progresywizm doprowadził do rozwoju techniki i medycyny (kościelni tradycjonaliści byli przeciwko), tak powinien doprowadzić do rozwoju jednostkowych praw i ich gwarancji.
Ja, która sprzyjam tej postawie, widzę mój świat jako wolny od: patriarchalizmu, dyskryminacji, fałszu, seksizmu, krzywdy, hipokryzji, tortur, cynizmu, politycznego oszołomstwa, ojca Rydzyka, „świętej rodziny", opresyjnej tradycji, zmitologizowanej przeszłości, katechezy, Kaczyńskiego, polityki historycznej, „absolutnych wartości”, teorii spiskowych, wiary w „układy”, w zbawczą moc ofiar i pomników, kultu powstań, rozliczeń, nauk papieża, strachu przed policją i Ziobrem, wątpliwych kompromisów, zniewolenia, hucpy, poddaństwa, przyzwolenia na dewastację środowiska, okrucieństwa wobec zwierząt, ogłupiania społeczeństwa przesądami, wyzysku, przemocy, niezrównoważonego wzrostu, niszczenia środowiska, niesprawiedliwości społecznej, indoktrynacji, biurokracji, manipulacji, kultu cierpienia.
Z tymi hasłami chętnie poszłabym na pochód. Tylko z kim?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.