W latach 70. prace teoretyczne Friedmana i Phelpsa pokazały, że nie ma zależności między bezrobociem a inflacją w długim okresie, a Brunner i Meltzer zaproponowali odejście od kontroli stóp procentowych na rzecz kontroli masy pieniądza w obiegu. Teoria Lucasa, że tylko nieoczekiwane zmiany w polityce pieniężnej mogą wpłynąć na gospodarkę, wzmocniła poprzednie prace i banki centralne świata zajęły się kontrolą podaży pieniądza. I znów wielu teoretyków dostało Nobla z ekonomii. Niestety, pod koniec lat 80. okazało się, że nie da się skutecznie kontrolować podaży pieniądza. Polityka pieniężna zbankrutowała po raz drugi.
W latach 90. karierę zrobiła polityka pieniężnaoparta na bezpośrednim celu inflacyjnym. Prace teoretyczne Kydlanda, Prescotta, Calvo, Barro i Gordona (niektórzy z nich także dostali Nobla) wskazywały na zjawisko niespójności celów polityki pieniężnej w czasie, co może prowadzić do wysokiej inflacji. W odpowiedzi pojawiły się niezależne od polityków banki centralne, które realizowały przewidywalną politykę pieniężną opartą na głoszeniu celu inflacyjnego. Okazało się, że strategia nakierowana na stabilizację inflacji w okresie jednego roku – trzech lat na niskim poziomie przegapiła potężne nierównowagi na rynkach finansowych. Zbyt długo utrzymywano stopy procentowe na zbyt niskim poziomie i doprowadzono do potężnego kryzysu finansowego. Teoria i praktyka polityki pieniężnej zbankrutowała po raz trzeci.
Teraz mamy kolejną modyfikację polityki pieniężnej, kolejni ekonomiści obsypani Nagrodami Nobla ( jak Krugman) argumentują, że jedynym słusznym rozwiązaniem obecnych problemów jest drukowanie pieniędzy na masową skalę i doprowadzenie do podwyższonej inflacji. Blanchard mówi, że właściwy poziom to 4 proc. rocznie, Rogoff, że 6 proc., wszyscy zaś głosiciele nowej teorii przekonują, że dodruk pieniądza rozwiąże problemy z zadłużeniem i doprowadzi do wysokiego wzrostu gospodarczego. Silnym wyznawcą tej teorii jest szef banku centralnego w USA Ben Bernanke oraz prezes EBC Mario Draghi. Ten pierwszy w to wierzy, drugi musi wierzyć z powodów politycznych, bo jako Włoch chce uchronić swój kraj przed bankructwem. Koło się zamknęło i znowu wierzymy, iż trochę więcej inflacji doprowadzi do mniejszego bezrobocia. Tylko że tym razem postulowana skala aktywności banków centralnych jest o wiele większa niż w latach 60.
Bankierzy centralni zawsze są niewolnikami teorii jakiegoś ekonomisty, który potem dostaje Nagrodę Nobla z ekonomii. Po jakimś czasie dochodzi do nieprawdopodobnych patologii, za które spadkiem standardu życia płacą ludzie – na skutek wysokiej inflacji albo wysokiego bezrobocia. Wtedy pojawia się inny ekonomista, który pokazuje, że ten poprzedni – który dostał Nobla – był idiotą, i wymyśla nową teorię, która prędzej czy później znajduje posłuch u jakiegoś wpływowego bankiera centralnego. I historia zatacza kolejne koło.
Jak zatem zakończy się obecny epizod polityki pieniężnej opartej na masowym druku pieniądza? Pierwsze objawy już widać, pogłębia się patologiczny związek sektorów bankowych i polityki w krajach południa Europy, bo za wydrukowane przez EBC pieniądze banki włoskie zamiast dawać kredyty firmom, kupują na potęgę obligacje swojego rządu. To samo robią banki hiszpańskie w Hiszpanii. Jeżeli ceny tych obligacji pójdą w dół, to upadną sektory bankowe w tych krajach, a ryzyko tego scenariusza wzrosło, a nie spadło w wyniku prowadzonej przez EBC polityki drukowania pieniędzy. W USA drukowanie pieniędzy prowadzi do kolejnych baniek spekulacyjnych na rynkach akcji czy kredytów konsumenckich.
Za kilka lat szkody spowodowane obecną polityką pieniężną w światowej gospodarce będą tak duże, że z pewnością pojawi się kolejna teoria pokazująca absurdalność tej polityki. Będzie kolejny Nobel z ekonomii. Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze ludzie będą akceptowali rolę świnek doświadczalnych w rękach bankierów cierpiących na neurozę i alzheimera.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.