*
Z okna luksusowego hotelu President (nazwa Prezydent nadana w roku 1922, w hołdzie Narutowiczowi), mając za plecami Bielsko, patrzę na Białą w dolinie. Jest noc, a gdzieś w dole jak gwiazdka mruga światełko, skąd się wziąłem, tam urodziła się moja mama. A obok dom, gdzie do rodziny żony przyjeżdżał mój dziadek, legionista, oficer, gorący piłsudczyk, kłócił się z endecką rodziną mej babci, aż pierze leciało. Kiedyś w gniewie dobył paradnej szabli i wbił ją w podłogę. Wszyscy zamilkli i patrzyli, jak się kołysze. Wkrótce pogodzi ich wojna, w której zginie, broniąc Warszawy. Dzisiaj nie mamy szabel, tylko języki wężowe. Co nas pogodzi?
*
Gdy jeżdżę po Polsce, poruszają mnie dobre zmiany, jakie zachodzą. I jak wiele z tego, co można nazwać bujnym rozwojem, ukryte jest pod zwałami brudu i śmieci, codziennego niechlujstwa. Ile bram, drzwi, słupów, ścian wystarczy pomalować, chodniki umyć, coś naprostować, by otoczenie ogromnie zyskało. To niewielki wysiłek, a małe, indywidualne, estetyczne akty właścicieli posesji i lokali, które w wielu społecznościach są odruchem. Możemy na razie liczyć na dobrotliwą wiosnę z jej liśćmi, one potrafią wiele ukryć.
Po tym mieście chodzę jak po śnie o piękniejszej Polsce. Pisałem kiedyś, że Polska to nie jest kraj dla miłośników szczegółu – co stało się mottem albumu o reklamie szpecącej nasz kraj. W Opolu jednak nawet reklamy zdają się wieszane rozumniej, szczegół tu ważny, wszędzie kamienne posadzki, co ważne dla wyglądu miasta jak dywan w mieszkaniu. Sporo udanej architektury, taktownie wpisanej w starą zabudowę. Domy zabytkowe i nowe nad kanałem Odry tworzą jedną z ładniejszych w Polsce pierzei. To miasto w porządku swoim dorównuje wschodnioniemieckim. A ludzie już bez kompleksów przyznają, że to głównie zasługa Niemców i Ślązaków, których po wojnie zostało tu więcej niż gdzie indziej na ziemiach zwanych kiedyś odzyskanymi. Są gminy, które wchodzą w Opolskie klinem, gdzie wysiedlono niemal wszystkich mieszkańców, a przywieziono ludzi z dawnego carskiego zaboru. Widać zaniedbanie i alkoholizm. Ze wszystkich materiałów, z których buduje się kraj, najcenniejszy jest ten ludzki. Nie można jednak idealizować niemieckiego zmysłu do porządku, wiemy, jak porządny był ich przemysł mordu.
*
Widzę, jak budynki z lat 70., projektowane z myślą o sztuce, stają się zabytkami i zyskują nowe walory, smaki i zapachy. Nigdy bym tej architektury o to nie podejrzewał. Wchodzę do Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu w nadziei, że umknę na chwilę dramatom realnym, gdy dzwoni przyjaciel. Słyszę, jak mroczne jakieś echo hula, gdzie milczenia między słowami. Mówi: „Żona ma raka... bardzo złego". Myślę, jaka szkoda, to straszne, i myśl druga: „Strzał był blisko, coraz celniej strzelają...”. W teatrze wspominamy Adama Hanuszkiewcza. Tak mocno świeciła jego gwiazda, że groziło jej wypalenie. Minione życie kruszy się, a potem lśnią już tylko okruszki wspomnień, ledwie mieszczą się w jednej dłoni. Człowiek bywa wypieczony z jasnego i z ciemnego chleba. Zbieramy te jasne. Kiedy widziałem ostatni raz Adama, byłem pewien, że widzę go po raz ostatni. Było w nim już coś ostatecznego. On, który zawsze musiał trzymać kierownicę, stał się nagle pasażerem własnej starości i depresji. Zerkając w ekran, powiedział: „Patrzę na telewizję – stado baranów. I czasami wydaje mi się, że to jest Polska. Zmieniają się ustroje, zmieniają się partie. A barany te same”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.