Rząd musi znaleźć doraźne sposoby poprawy sytuacji dochodowej ludności wiejskiej
Przejmuję tytuł felietonu od Edmunda Szota z "Rzeczpospolitej", który omawiając miesiąc temu wyniki badań koniunktury w rolnictwie, napisał, że okazały się "najbardziej pesymistyczne ze wszystkich dotychczas przeprowadzonych", i że tak niekorzystnych opinii rolników o ich sytuacji "nigdy do tej pory nie było".
Te opinie są w pełni uzasadnione. Oto, jak wyglądały średnie ceny skupu głównych produktów rolnych w listopadzie 1998 r. w porównaniu z listopadem 1997 r.: pszenica - spadek o 15 proc., żyto - o 18 proc., trzoda - o 31 proc., drób - o 10 proc., mleko - o 4 proc., zaś przeciętna inflacja - która przecież też dotyka dochody rolników - liczona od stycznia do listopada 1998 r. wyniosła 12 proc. W ubiegłym roku spadły więc poważnie realne dochody ludności wiejskiej, czyli około jednej trzeciej ludności kraju. Była to jedyna wielka grupa społeczna, która została mocno uderzona po kieszeni. Na dodatek na tym uderzeniu jeszcze zarobili wszyscy pozostali (także anestezjolodzy) w postaci wzrostu siły nabywczej ich dochodów na skutek nadzwyczajnego spadku inflacji.
Radosne surmy z powodu spadku inflacji brzmiały mocno fałszywie. Obecna fala protestów chłopskich nie wzięła się więc z niczego. Była może nawet do przewidzenia i do uniknięcia, gdyby wrażliwość reformatorska i budżetowa, obie bardzo cenne, była uzupełniona stosowną - i także cenną - wrażliwością na sprawy codziennego ludzkiego bytu. Być może o lepszym klimacie socjalnym mogło zdecydować kilka dziesiątych procentu deficytu budżetowego, które ani by Polski nie pogrążyły, ani jej nie zbawią. Ale się stało i mamy chłopską rewoltę, czyli teraz już problem zarówno ekonomiczny i socjalny, jak i polityczny. Być może tę falę jakoś ominiemy, lecz problemu nie ominiemy.
Gdy chodzi o wrażliwość na sprawy bytowe obywateli, to dają się u nas zauważyć dwa jej rodzaje. Pierwszy polega na mówieniu, że trzeba dbać o długofalowy wzrost gospodarczy, bo stanowi on podstawę do rozwiązywania wszystkich problemów socjalnych, a gdy chodzi o wieś, trzeba tworzyć miejsca pracy poza rolnictwem itd. Drugi rodzaj wrażliwości, szczery, ale czasami podszyty chęcią podlizania się "ludowi" i dlatego łatwo nazywany populizmem, polega na tym, by usuwać od razu wszystkie troski dnia dzisiejszego, mniej się oglądając na tego jutrzejsze skutki. Najgorzej, gdy te dwa rodzaje wrażliwości stają naprzeciw siebie jako wrogowie, a najlepiej by było, gdyby się wzajemnie uzupełniały i temperowały. Jest oczywistą prawdą, że długookresowy wzrost gospodarczy jest podstawą trwałej poprawy bytu wszystkich. Ekonomia dotyczy jednak nie tylko długich okresów, bo życie toczy się w krótkich okresach. W długim natomiast - jak to zauważył dawno John Maynard Keynes - i tak wszyscy będziemy nieboszczykami.
Dla działań na jutro i pojutrze ważne jest dociekanie przyczyn niskiego poziomu i gwałtownych wahań dochodów wsi, zresztą te przyczyny są znane i niewiele jest tu do dociekania. Ponadto dla obecnej sytuacji nie mają żadnego znaczenia. Teraz stoimy przed pytaniem: jak wyjść z tej sytuacji? Może, gdy ten felieton się ukaże, blokad nie będzie. Jeżeli jednak protestujący rozejdą się nie uzyskawszy niczego, a potem rząd wróci do swej rutyny, to jest bardzo prawdopodobne, że spotęgowana fala pojawi się na przednówku. Wtedy możliwe będą bardzo złe scenariusze, z upadkiem rządu, wcześniejszymi wyborami i powrotem do władzy SLD (może z Samoobroną) włącznie. To jest realne ryzyko, bo przednówek to ciężki czas dla rolnika. Moim zdaniem, rząd musi znaleźć doraźne sposoby poprawy sytuacji dochodowej ludności wiejskiej. Jest kwestią do dyskusji, czy powinno to nastąpić poprzez wsparcie socjalne, czy poprzez bardziej aktywną interwencję na rynku rolnym. Nie ma żadnego "spiżowego prawa niemocy finansowej". Pozostając nadal w granicach rozsądnej polityki budżetowej i podatkowej, można dać świadectwo rozumienia sytuacji i woli jej poprawy. Rolnicy stojący na drogach łamią prawo, ale gdy ich się słucha, słychać głos gniewu nie pozbawionego jednak rozsądku. A Andrzej Lepper powinien siedzieć.
Te opinie są w pełni uzasadnione. Oto, jak wyglądały średnie ceny skupu głównych produktów rolnych w listopadzie 1998 r. w porównaniu z listopadem 1997 r.: pszenica - spadek o 15 proc., żyto - o 18 proc., trzoda - o 31 proc., drób - o 10 proc., mleko - o 4 proc., zaś przeciętna inflacja - która przecież też dotyka dochody rolników - liczona od stycznia do listopada 1998 r. wyniosła 12 proc. W ubiegłym roku spadły więc poważnie realne dochody ludności wiejskiej, czyli około jednej trzeciej ludności kraju. Była to jedyna wielka grupa społeczna, która została mocno uderzona po kieszeni. Na dodatek na tym uderzeniu jeszcze zarobili wszyscy pozostali (także anestezjolodzy) w postaci wzrostu siły nabywczej ich dochodów na skutek nadzwyczajnego spadku inflacji.
Radosne surmy z powodu spadku inflacji brzmiały mocno fałszywie. Obecna fala protestów chłopskich nie wzięła się więc z niczego. Była może nawet do przewidzenia i do uniknięcia, gdyby wrażliwość reformatorska i budżetowa, obie bardzo cenne, była uzupełniona stosowną - i także cenną - wrażliwością na sprawy codziennego ludzkiego bytu. Być może o lepszym klimacie socjalnym mogło zdecydować kilka dziesiątych procentu deficytu budżetowego, które ani by Polski nie pogrążyły, ani jej nie zbawią. Ale się stało i mamy chłopską rewoltę, czyli teraz już problem zarówno ekonomiczny i socjalny, jak i polityczny. Być może tę falę jakoś ominiemy, lecz problemu nie ominiemy.
Gdy chodzi o wrażliwość na sprawy bytowe obywateli, to dają się u nas zauważyć dwa jej rodzaje. Pierwszy polega na mówieniu, że trzeba dbać o długofalowy wzrost gospodarczy, bo stanowi on podstawę do rozwiązywania wszystkich problemów socjalnych, a gdy chodzi o wieś, trzeba tworzyć miejsca pracy poza rolnictwem itd. Drugi rodzaj wrażliwości, szczery, ale czasami podszyty chęcią podlizania się "ludowi" i dlatego łatwo nazywany populizmem, polega na tym, by usuwać od razu wszystkie troski dnia dzisiejszego, mniej się oglądając na tego jutrzejsze skutki. Najgorzej, gdy te dwa rodzaje wrażliwości stają naprzeciw siebie jako wrogowie, a najlepiej by było, gdyby się wzajemnie uzupełniały i temperowały. Jest oczywistą prawdą, że długookresowy wzrost gospodarczy jest podstawą trwałej poprawy bytu wszystkich. Ekonomia dotyczy jednak nie tylko długich okresów, bo życie toczy się w krótkich okresach. W długim natomiast - jak to zauważył dawno John Maynard Keynes - i tak wszyscy będziemy nieboszczykami.
Dla działań na jutro i pojutrze ważne jest dociekanie przyczyn niskiego poziomu i gwałtownych wahań dochodów wsi, zresztą te przyczyny są znane i niewiele jest tu do dociekania. Ponadto dla obecnej sytuacji nie mają żadnego znaczenia. Teraz stoimy przed pytaniem: jak wyjść z tej sytuacji? Może, gdy ten felieton się ukaże, blokad nie będzie. Jeżeli jednak protestujący rozejdą się nie uzyskawszy niczego, a potem rząd wróci do swej rutyny, to jest bardzo prawdopodobne, że spotęgowana fala pojawi się na przednówku. Wtedy możliwe będą bardzo złe scenariusze, z upadkiem rządu, wcześniejszymi wyborami i powrotem do władzy SLD (może z Samoobroną) włącznie. To jest realne ryzyko, bo przednówek to ciężki czas dla rolnika. Moim zdaniem, rząd musi znaleźć doraźne sposoby poprawy sytuacji dochodowej ludności wiejskiej. Jest kwestią do dyskusji, czy powinno to nastąpić poprzez wsparcie socjalne, czy poprzez bardziej aktywną interwencję na rynku rolnym. Nie ma żadnego "spiżowego prawa niemocy finansowej". Pozostając nadal w granicach rozsądnej polityki budżetowej i podatkowej, można dać świadectwo rozumienia sytuacji i woli jej poprawy. Rolnicy stojący na drogach łamią prawo, ale gdy ich się słucha, słychać głos gniewu nie pozbawionego jednak rozsądku. A Andrzej Lepper powinien siedzieć.
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.