Lepper ma na razie tylko 72 kondemnatki i musi jeszcze trochę popracować, by sprawić sobie delię równą Łaszczowej
Gdy temperatura życia politycznego wzrasta do 40 stopni, ludzie zaczynają pleść jak w chorobie. Później, kiedy gorączka już opadnie, okazuje się, że za słowa rzucane w stanie ograniczonej przytomności nie warto nikogo ciągać po sądach i trybunałach.
Prawdziwym mistrzem w rzucaniu inwektyw i grożeniu swoim przeciwnikom jest bohater ostatnich dni Andrzej Lepper. Potrafi znakomicie urażać, szokować i niepokoić, bić słowem poniżej pasa - jak Gołota pięścią - prominentnych polityków i rząd III Rzeczypospolitej. Po każdym bardziej ognistym wywiadzie naszego bohatera wszystkie kodeksy karne nerwowo podskakują na biurkach i same otwierają się na odpowiednich stronach: zniesławienie, zniewaga funkcjonariusza publicznego, poniżenie konstytucyjnego organu RP, groźba bezprawna i karalna. I nawet najlepsi dziennikarze, prawdziwe wilki mikrofonu, takie jak Monika Olejnik czy Krzysztof Skowroński, nie mogą sobie poradzić z arcytrudnym rozmówcą. "Kogo pan straszy, panie przewodniczący - biskupa?" - nie mógł wyjść z podziwu redaktor Krzysztof w rozmowie z niezwykłym gościem Radia Zet.
Można by sądzić, że Andrzej Lepper jest współczesną chłopską wersją słynnego siedemnastowiecznego strażnika koronnego Samuela Łaszcza, warchoła i narwańca, na którym ciążyło 37 infamii i 236 banicji. Lepper ma na razie tylko 72 kondemnatki i musi jeszcze trochę popracować, by sprawić sobie delię równą Łaszczowej. I podgolony jest jeszcze nieregulaminowo jak na takiego zabijakę i wyrokowca. Łaszcz mógł rozrabiać jak dziki, bo chroniła go protekcja potężnego hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Lepper też ma możnego protektora. A jest nim wcale nie ten, o którym myślicie, lecz... Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. On to bowiem udziela ochrony prawnej wypowiedziom agresywnym, szokującym, urażającym lub zakłócającym spokój; uznaje także niezwykle szerokie ramy dopuszczalnej krytyki polityków i jeszcze szersze, gdy chodzi o krytykę rządu.
Dzięki Lepperowi część polskich chłopów jest już jedną nogą w Europie
Nasz dzisiejszy Łaszcz jest więc w istocie bojownikiem o nieskrępowaną wolność wypowiedzi w sferze polityki, czego nie dostrzegają nie tylko funkcjonariusze państwa, ale również wytrawni dziennikarze. Gdy ci ostatni dziwią się, jak można blokować drogi i utrudniać życie Bogu ducha winnym ludziom, Lepper rzuca krótko: "Europejski standard". Zna on - jak widać - także europejskie standardy wolności wypowiedzi, bo stara się unikać takich określeń, jak "ćwok" czy "głupek", a mówi tylko na przykład "roztrzepany Sellin".
Mieszcząc się w europejskich standardach, przypomina również zdumionym politykom i dziennikarzom, że on tylko w inteligentny sposób korzysta z dotychczasowego dorobku walki o wolność słowa w Polsce. Spokojnie może nazywać rząd antypolskim i antyludzkim, bo ci, którzy są w rządzie, o swoich przeciwnikach mówią, że są partią zdrady narodowej. Mówiąc o rzeczniku rządu, że jest roztrzepany, nie nazywa go jednak "popaprańcem" ani "insektem". A przecież ci, co dzisiaj rządzą, też to i owo kiedyś krzyczeli: "złodzieje", "znajdzie się kij na (odpowiedniego człowieka) ryj", "komunistyczny kapuś" itp. itd. Gdy minister Janiszewski ze zgrozą stwierdza, że spalono flagę Unii Europejskiej, Lepper lekceważąco macha ręką: "Europejski standard". Przecież to nie on palił kiedyś kukłę prezydenta Wałęsy pod Belwederem, a kukłę Balcerowicza pod Sejmem walili kijami na oczach kamer również znani posłowie PSL.
Dzięki Andrzejowi Lepperowi część polskich chłopów jest już jedną nogą w Europie. Na pytanie, czy nasi rolnicy wejdą do Unii Europejskiej na własnych nogach, czy też nogami do przodu, nie umiem - niestety - odpowiedzieć. Poczekajmy, aż opadnie gorączka.
Prawdziwym mistrzem w rzucaniu inwektyw i grożeniu swoim przeciwnikom jest bohater ostatnich dni Andrzej Lepper. Potrafi znakomicie urażać, szokować i niepokoić, bić słowem poniżej pasa - jak Gołota pięścią - prominentnych polityków i rząd III Rzeczypospolitej. Po każdym bardziej ognistym wywiadzie naszego bohatera wszystkie kodeksy karne nerwowo podskakują na biurkach i same otwierają się na odpowiednich stronach: zniesławienie, zniewaga funkcjonariusza publicznego, poniżenie konstytucyjnego organu RP, groźba bezprawna i karalna. I nawet najlepsi dziennikarze, prawdziwe wilki mikrofonu, takie jak Monika Olejnik czy Krzysztof Skowroński, nie mogą sobie poradzić z arcytrudnym rozmówcą. "Kogo pan straszy, panie przewodniczący - biskupa?" - nie mógł wyjść z podziwu redaktor Krzysztof w rozmowie z niezwykłym gościem Radia Zet.
Można by sądzić, że Andrzej Lepper jest współczesną chłopską wersją słynnego siedemnastowiecznego strażnika koronnego Samuela Łaszcza, warchoła i narwańca, na którym ciążyło 37 infamii i 236 banicji. Lepper ma na razie tylko 72 kondemnatki i musi jeszcze trochę popracować, by sprawić sobie delię równą Łaszczowej. I podgolony jest jeszcze nieregulaminowo jak na takiego zabijakę i wyrokowca. Łaszcz mógł rozrabiać jak dziki, bo chroniła go protekcja potężnego hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Lepper też ma możnego protektora. A jest nim wcale nie ten, o którym myślicie, lecz... Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. On to bowiem udziela ochrony prawnej wypowiedziom agresywnym, szokującym, urażającym lub zakłócającym spokój; uznaje także niezwykle szerokie ramy dopuszczalnej krytyki polityków i jeszcze szersze, gdy chodzi o krytykę rządu.
Dzięki Lepperowi część polskich chłopów jest już jedną nogą w Europie
Nasz dzisiejszy Łaszcz jest więc w istocie bojownikiem o nieskrępowaną wolność wypowiedzi w sferze polityki, czego nie dostrzegają nie tylko funkcjonariusze państwa, ale również wytrawni dziennikarze. Gdy ci ostatni dziwią się, jak można blokować drogi i utrudniać życie Bogu ducha winnym ludziom, Lepper rzuca krótko: "Europejski standard". Zna on - jak widać - także europejskie standardy wolności wypowiedzi, bo stara się unikać takich określeń, jak "ćwok" czy "głupek", a mówi tylko na przykład "roztrzepany Sellin".
Mieszcząc się w europejskich standardach, przypomina również zdumionym politykom i dziennikarzom, że on tylko w inteligentny sposób korzysta z dotychczasowego dorobku walki o wolność słowa w Polsce. Spokojnie może nazywać rząd antypolskim i antyludzkim, bo ci, którzy są w rządzie, o swoich przeciwnikach mówią, że są partią zdrady narodowej. Mówiąc o rzeczniku rządu, że jest roztrzepany, nie nazywa go jednak "popaprańcem" ani "insektem". A przecież ci, co dzisiaj rządzą, też to i owo kiedyś krzyczeli: "złodzieje", "znajdzie się kij na (odpowiedniego człowieka) ryj", "komunistyczny kapuś" itp. itd. Gdy minister Janiszewski ze zgrozą stwierdza, że spalono flagę Unii Europejskiej, Lepper lekceważąco macha ręką: "Europejski standard". Przecież to nie on palił kiedyś kukłę prezydenta Wałęsy pod Belwederem, a kukłę Balcerowicza pod Sejmem walili kijami na oczach kamer również znani posłowie PSL.
Dzięki Andrzejowi Lepperowi część polskich chłopów jest już jedną nogą w Europie. Na pytanie, czy nasi rolnicy wejdą do Unii Europejskiej na własnych nogach, czy też nogami do przodu, nie umiem - niestety - odpowiedzieć. Poczekajmy, aż opadnie gorączka.
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.