Albo się zagryzą, albo jeden polegnie, a drugi zgarnie całą pulę. Na razie Miller wygrywa doświadczeniem, Palikot świeżością. Na razie jest remis, czyli punkty dla Millera.
Na twarzy Leszka Millera widać delikatny uśmiech satysfakcji. Spacerujemy z nim w warszawskim parku Rydza-Śmigłego: w tle bawią się tysiące ludzi, którzy przyjechali na pierwszomajowy pochód Sojuszu. Szef SLD wyśpiewując „Międzynarodówkę", wymachuje do wielobarwnego tłumu. Jak za dawnych lat. – Czy pan ma jeszcze patent na lewicę? – pytam z powątpiewaniem, chociaż dzień wcześniej „Fakty” TVN pokazały sondaż, w którym Miller zdecydowanie wyprzedził Palikota jako lider lewicy. Były premier zaciera ręce: – Bardzo mi się podobały te wyniki – przyznaje triumfalnie. I ma do tego powody, bo na jego partię jako najlepiej reprezentującą interesy lewicy wskazała ponad połowa badanych, na Ruch Palikota – 19 proc.
– Nie będzie żadnego zjednoczenia, który raz ja już to pani powtarzam – żachnął się Miller.
Palikot iluzjonista
Kiedy Miller śpiewa hymn socjalistów, kilka kilometrów dalej ciemna sala zapełnia się młodymi ludźmi wymachującymi pomarańczowymi tabliczkami Ruchu Palikota. Na scenie zamiast kurtyny wielkie ekrany. Na nich migające kolorowe graffiti, w tle ostra muzyka.
Więcej możesz przeczytać w 19/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.