Szefowie grup przestępczych z Gdańska stali się w ciągu ostatnich trzech lat właścicielami atrakcyjnych terenów między Puckiem a Nowym Dworem Gdańskim.
Skarbnicy Pruszkowa spędzili pod koniec ubiegłego roku kilka tygodni w Zakopanem: kupili kilkanaście pensjonatów i nieruchomości. Jeden z bossów mafii pruszkowskiej przejął przynajmniej trzy pensjonaty w Sopocie, drugi rozwija sieć dużych dyskotek (pod koniec ubiegłego roku posiadał ich co najmniej 14 w różnych częściach kraju). Łódzcy gangsterzy są właściciela- mi fabryk włókienniczych. Członkowie gangu Janusza T., Krakowiaka, kupowali na Śląsku kawiarnie i restauracje. Poznańscy przestępcy przejęli ekskluzywne perfumerie oraz sklepy z biżuterią i skórzaną odzieżą. Gangsterzy z Pomorza Zachodniego zainwestowali "brudną kasę" w salony telefonii komórkowej, rozlewnie wódek, zakłady poligraficzne oraz sklepy ze sprzętem sportowym i AGD.
W ciągu ostatnich kilku lat rosyjska mafia próbowała przejąć dwa polskie banki: w 1993 r. przez podstawione firmy hiszpańskie, w 1995 r. - przez firmy portugalskie. Pod koniec ubiegłego roku mieszkanka Ukrainy, posiadająca zaświadczenie wwozu do Polski 18 mln zł, w ciągu jednego dnia - korzystając z tego samego dokumentu - wpłaciła po 18 mln zł do 19 biur maklerskich, zlecając kupno akcji spółek na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. W ciągu doby zalegalizowała w ten sposób 342 mln zł (suma taka z nawiązką wystarczyłaby na interwencyjny skup mięsa w roku 1999). Okazało się przy tym, że Ukrainka pomogła też grupie inwestorów (podejrzewa się, iż została wręcz przez nich wynajęta). Tak wywindowali oni ceny akcji wybranych spółek, że zabrakło chętnych na ich zakup. Akcje kupiła więc podstawiona Ukrainka, lecz wpłaciła - zgodnie z przyjętymi zwyczajami - 30 proc. wartości akcji. Resztę miała dopłacić. Tymczasem inwestorzy "skasowali" 100 proc. za akcje. Na transakcji straciło biuro maklerskie.
W jednym z banków na Pomorzu podczas przygotowywania okresowego sprawozdania wyszło na jaw, że obcokrajowiec założył kon- to walutowe i wkrótce na podstawie deklaracji celnej wpłacił milion dolarów, po czym polecił przetransferować te pieniądze do spółek w Rosji. Kiedy bank się zorientował, że uczestniczył w "praniu" pieniędzy, klient zniknął, a konto pozostało martwe. - Bankom udaje się wyśledzić właściwie tylko "dziwne" transakcje: powtarzające się w krótkim czasie i dokonywane przez jedną lub kilka osób pojawiających się znikąd. Wpłacają one duże sumy na konta, potem przelewają je za granicę i znikają. Średnio taka operacja trwa nie dłużej niż trzy miesiące - mówi prokurator Jerzy Iwanicki, nadzorujący w Prokuraturze Krajowej postępowania w sprawach o podejrzenie "prania" pieniędzy.
Przestępcy prześcigają się w wynajdywaniu nowych metod legalizowania swoich dochodów. Popularne jest występowanie (przez własną lub podstawioną spółkę) o duży kredyt inwestycyjny w banku. Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku pozyskane środki natychmiast lokuje się w innym banku jako depozyt, natomiast inwestycja realizowana jest z "brudnych" pieniędzy, które tym samym zostały "wyprane". Policjanci mają dowody, że najczęściej wykorzystywano do takich operacji małe filie zachodnich banków. Inna, popularna w ostatnich latach metoda "prania" polega na kupowaniu w kantorze dużej sumy dolarów (lub tylko zaświadczenia o ich nabyciu) i jej wpłaceniu na konto w banku. Następnego dnia można te środki wypłacić i legalnie wywieźć za granicę.
W najświeższym policyjnym raporcie o stanie bezpieczeństwa publicznego w Polsce autorzy alarmują: klasyczni przestępcy - czerpiący zyski m.in. z produkcji narkotyków, z okupów, wymuszeń, haraczy i nielegalnego handlu bronią - przechodzą do szarej strefy w gospodarce (według GUS, jej obroty to ok. 62 mld zł, czyli 19 mld USD), a po dwóch, trzech latach prowadzą już legalne interesy. Inwestują w lombardy, komisy, agencje towarzyskie i ochrony mienia, sklepy, restauracje, hurtownie, nieruchomości, punkty sprzedaży telefonii komórkowej, ośrodki wypoczynkowe, grunty rolne. Od niedawna lokują pieniądze w sektorze bankowym, kupują akcje spółek giełdowych, przejmują firmy leasingowe i inne instytucje finansowe.
Policjanci szacują, że najwięcej "brudnych" pieniędzy gangi lokują ostatnio w obligacje skarbu państwa, a w dalszej kolejności w akcje spółek giełdowych (ocenia się, że wartość akcji posiadanych przez gangi to ok. 7 mld zł, czyli 8 proc. skapitalizowanych akcji całej giełdy) oraz nieruchomości. Aktywność gangów na giełdzie jest o tyle niebezpieczna, że mogą one wpływać na zachowania spółek (ich zarządów i rad nadzorczych), a także całej giełdy. - Ostatecznym celem przestępców jest wejście na giełdę: nie ma czystszych pieniędzy niż uzyskiwane na giełdzie. Udowodnienie przestępstwa jest w tym wypadku praktycznie niemożliwe - mówi warszawski policjant z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej. Prokurator Iwanicki przyznaje, że z żadnego biura maklerskiego nie otrzymał dotychczas doniesienia o podejrzeniu "prania" pieniędzy na giełdzie: - Nie mają obowiązku, więc nie zgłaszają.
- Zrozumiałe jest też, że świat przestępczy interesuje się giełdą, bo można na niej popełniać przestępstwa, na przykład poprzez manipulowanie akcjami - mówi Jacek Socha, przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. - Ale obecnie nie można ocenić, w jakim stopniu giełda wykorzystywana jest do "prania" pieniędzy ani w jakim stopniu opanowana jest przez nieuczciwych klientów. Nie ma po prostu instytucji, która by zbierała i analizowała informacje z poszczególnych domów maklerskich.
Znakomite alibi dla swoich interesów zyskują gangi wchodzące do legalnej gospodarki poprzez towa- rzystwa ubezpieczeniowe.
- Przestępcy założyli na przykład w latach 90. towarzystwo ubezpieczeniowe (spó- łkę akcyjną), w którym założyciele ubezpieczali się bardzo wysoko. W ten sposób rósł kapitał akcyjny - opowiada oficer z Komendy Głównej Policji. - Kiedy firma była już dostatecznie mocna, zaczęła inwestować i była bardzo bliska wykupienia jednej z poważnych spółek giełdowych. W ostatniej chwili dzięki interwencji NBP udało się wstrzymać transakcję.
Przed kilku laty głośna była sprawa wykupywania przez "ojca chrzestnego" trójmiejskich gangów, Nikodema S. - Nikosia, udziałów w pewnym towarzystwie ubezpieczeniowym. Formalnie należały one do pana K. Kiedy w lokalnej prasie ukazała się seria artykułów opisujących powiązania Nikosia z K., inwestor strategiczny zamierzający kupić towarzystwo postawił warunek: wykupi akcje spółki, jeśli K. się z niej wycofa. Pozostali udziałowcy przekonali K. do takiego rozwiązania.
Pralka automatyczna
Klasyczna operacja "prania" pieniędzy - jak informuje Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego NBP - składa się z trzech etapów: lokaty - wprowadzenia gotówki do systemu finansowego; maskowania - wielu operacji finansowych, których celem jest zatarcie lub utrudnienie możliwości dotarcia do źródła pochodzenia środków finansowych; integracji - próby uzyskania świadectwa bądź przynajmniej stworzenia wrażenia, że posiadane środki pochodzą z legalnych źródeł. Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego nie zamierza propagować instruktażu, wskazując operacje bankowe, które są lub mogą być wykorzystywane do "prania" pieniędzy. GINB nie są też znane podstawy i źródła szacunków przyjmujących, że w Polsce "wyprano" jakoby 10 mld USD. W krajach zachodnich proponuje się różne metody pomiaru skali tego zjawiska, ale wszystkie mają charakter szacunkowy i są obarczone ryzykiem poważnego błędu.
- Wiemy, że za pieniądze z handlu narkotykami Pruszków i Wołomin kupowały w latach 1997-1998 - przez podstawione firmy - popegeerowską ziemię w obecnych województwach pomorskim, zachodniopomorskim oraz warmińsko-mazurskim. Kupowały też upadające firmy; przez następne lata będą one przynosić straty, są więc idealną "pralką" - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Mniejsze gangi inwestują w firmy budowlane: nie dość, że dają one zyski, to jeszcze pozwalają obracać lewymi fakturami. Przestępcy są również właścicielami coraz większej liczby firm developerskich, mają własne agencje handlu nieruchomościami. - Wkrótce może się okazać, że mafia ma monopolistyczną pozycję w wielu segmentach rynku: żaden uczciwy przedsiębiorca nie wytrzyma konkurencji z firmą zasilaną przez szarą strefę, może ona bowiem tak zaniżać ceny, aż przejmie wszystkich klientów - ostrzega prokurator Iwanicki.
- Obowiązujące u nas procedury powoływania podmiotów gospodarczych czynią z Polski ważny ośrodek legalizowania pieniędzy przy wykorzystaniu fikcyjnych przedsiębiorstw. Zorganizowane grupy przestępcze wynajmują przy tym najwyższej klasy menedżerów - mówi dr Wiesław Jasiński, adiunkt w Samodzielnym Zakładzie Taktyki Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. - Doradcy, podpowiadający, jak inwestować środki z przestępstw w nowe produkty bankowe, są doskonałymi fachowcami, podczas gdy wiedza policjantów i prokuratorów pozwala zaledwie na wykrywanie wyłudzeń kredytów.
Prof. Oktawia Górniok ekspert ds. przestępczości gospodarczej z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Śląskiego
W Polsce nie ma instytucji zbierającej i analizującej informacje o "praniu" pieniędzy. Powstanie jej jest jednym z warunków przyjęcia nas do Unii Europejskiej i Polska zobowiązała się do tego już w 1991 r. Od 1994 r. w Ministerstwie Finansów trwały prace nad projektem ustawy o powołaniu Państwowej Agencji Informacji Finansowej, do której spływałyby informacje z banków, urzędów skarbowych, celnych, firm ubezpieczeniowych, kantorów i biur maklerskich. Mimo rekomendacji Unii Europejskiej, prace nad projektem wstrzymano w 1998 r. i rozpoczęto przygotowywanie nowej koncepcji - powołania Głównego Inspektoratu Informacji Finansowej, podlegającego Ministerstwu Finansów albo MSWiA.
Legalne interesy próbował prowadzić oczekujący na proces sądowy Marek K., Oczko, uznawany za bossa przestępczego świata na Pomorzu Zachodnim. Swoje ferrari i mercedesa zarejestrował na znajomych. Ekskluzywna rezydencja w Zalesiu Górnym należy do jego konkubiny, zaś właścicielami wartych miliony złotych nieruchomości w Szczecinie są emeryci otrzymujący z ZUS niewiele ponad 500 zł. Szczeciński biznesmen, wielokrotnie publicznie poniżany i bity przez Marka K., nagle został szefem dochodowych firm budowlanych. Policja nie ma wątpliwości, że należą one do Oczka. Leszek K., Kasza, skazany latem ubiegłego roku na dziewięć lat więzienia, jest z kolei współwłaścicielem kopalni kruszyw mineralnych. Przed aresztowaniem kierował też legalnie działającą firmą L. oraz kilkunastoma innymi spółkami w całym kraju. Wpadł na fikcyjnym reeksporcie towarów. Edward S., Tatuś, był przez wiele lat szanowanym toruńskim biznesmenem. W całym kraju kontrolował kilkadziesiąt firm zarejestrowanych na podstawione osoby. Udowodniono mu wyłudzenia i usiłowania wyłudzenia towarów o wartości 6 mln zł. Simon z Katowic był właścicielem klubów nocnych, restauracji, sieci agencji towarzyskich i salonu gry. Bracia D. z Wrocławia, którym udowodniono kradzież 40 tirów, prowadzili firmę spedycyjno-transportową. Wiesław N., Wariat, zastrzelony w ubiegłym roku brat Dziada z Wołomina, posiadał jeden z egzemplarzy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych (w neseserze gangstera policja znalazła nawet dokument zaświadczający jej autentyczność - miała być warta milion dolarów). Okazało się, że deklaracja była fałszywa. Być może chciał nią zapłacić za którąś z transakcji, gdyż przestępcy często w ramach rozliczeń przekazywali sobie dzieła sztuki, cenne manuskrypty, monety itp. W mieszkaniu Wariata znaleziono też dokumenty potwierdzające wykup kilku hektarów gruntów w stolicy i okolicach. M., boss narkotykowy z Gdyni, jest właścicielem kilkunastu nieruchomości (m.in. w pobliżu trójmiejskiej obwodnicy), wspólnikiem w kilku lokalach gastronomicznych oraz w trzech hotelach.
Tylko w Warszawie policja odkryła 17 salonów sprzedaży telefonów komórkowych, w których sprzęt oferowany jest po cenie niższej od kosztów produkcji. W innych przez cały tydzień pojawia się nie więcej niż dwóch, trzech klientów. W Szczecinie telefony komórkowe sprzedaje K., czerpiący dochody z handlu kradzionymi samochodami. W Poznaniu i Szczecinie mnożą się ostatnio sklepy ze skórzaną odzieżą i butami. Ceny są w nich dwukrotnie wyższe niż u konkurencji, więc klienci niczego nie kupują, a mimo to właściciele wykazują zyski. Sklepy są ekskluzywne, wyłożone marmurami, a liczny personel nie wie, dla kogo pracuje. Po kilku tygodniach sklep jest likwidowany, personel otrzymuje odprawy, zaś towar przewozi się do innego miasta, do nowego ekskluzywnego salonu.
- Sporą część kantorów wymiany walut w kraju opanowali ludzie "piorący" pieniądze. Wystarczy dołożyć do normalnego obrotu zyski pochodzące z przestępstwa i "wyprane" w ten sposób dolary są gotowe do drogi w świat - mówi warszawski policjant zajmujący się przestępczością gospodarczą. Nie przypadkiem szef wołomińskiej mafii, Dziad, prowadził kantory w stolicy, zaś Wojciech K., Malarz, zarabiający na handlu kradzionymi samochodami, był współwłaścicielem co najmniej dwóch punktów wymiany walut w centrum Warszawy. Kantory posłużyły też gangom do skupowania świadectw NFI - policjanci szacują, że przestępcy weszli w posiadanie co najmniej dziesiątej części świadectw. Poprzez zamianę świadectw udziałowych na akcje przedsiębiorstw uzyskali przynajmniej kilka miliardów złotych, które teraz wprowadzają do legalnego obrotu.
Przestępcy stali się też w ostatnich latach potentatami na rynku usług turystycznych i hotelowych, zwłaszcza najbardziej ekskluzywnych.
- Firmy te są legalnie zarejestrowane, ceny są tam horrendalne, a klientów trudno spotkać. Okazuje się jednak, że interes idzie świetnie, właściciel odprowadza podatki - mówi oficer stołecznej policji. Rosnącą popularnością cieszą się hurtownie, szczególnie branży spożywczej. Łatwo w nich ukryć rzeczywiste dochody i wykazać straty, ponieważ "towar się zepsuł". Gangsterzy wykupują też udziały w klubach sportowych (piłka nożna, koszykówka, hokej na lodzie, rugby), bowiem system ich finansowania, sposób liczenia dochodów z meczów, zawierania umów i przeprowadzania transferów umożliwiają bezproblemowe "pranie" pieniędzy. Równie przydatne są komisy samochodowe. Gdańscy policjanci byli zaskoczeni, gdy kilka dni po śmierci Nikosia przestało istnieć co najmniej pięć z nich. To nagłe zniknięcie było dowodem na to, że należały do sieci interesów Nikosia.
Policjanci z Poznania, Warszawy, Szczecina i Gdańska zdobyli już "wiedzę operacyjną" na temat inwestowania gangów w niektóre media. - Trudno uwierzyć, że dochodowe mogą być rozgłośnie radiowe, których słucha kilka tysięcy osób, lub gazety wykazujące zwroty ponad 90 proc. nakładu - mówi wysoki oficer Komendy Głównej Policji. Właścicielem "namierzanego" ostatnio przez policję wydawnictwa jest na przykład były polityk, a obecnie biznesmen. Policja zwróciła na niego uwagę, gdy aresztowano i skazano głośnego gangstera, jak się później okazało - wspólnika i przyjaciela wydawcy. Gazeta rozpoczęła wtedy kampanię przeciwko "konfidentom, złym policjantom i dziennikarzom na ich usługach, którzy niewinnego człowieka wykreowali na przestępcę".
Mechanizm legalizowania przestępczych interesów odbywał się dotychczas na dwóch poziomach: najpierw mniej więcej dwie trzecie pieniędzy "zarobionych" przez gangi inwestowano w szarej strefie (jedna trzecia wypływała za granicę) i tam pomnażano, po czym - po dwóch, trzech latach - środki te służyły do zakładania legalnych firm, kupowano za nie obligacje, akcje, świadectwa NFI. Obecnie - według szacunków policji - prawie połowa pieniędzy gangów od razu przeznaczana jest na nowe legalne przedsięwzięcia lub dofinansowanie już istniejących firm. Nowością jest też łączenie przestępczego kapitału z interesami osób nie mających dotychczas konfliktu z prawem. W szczególności dotyczy to firm zadłużonych: gangsterzy wykupują długi i narzucają własne reguły gry lub tylko wymieniają radę nadzorczą i zarząd. Część członków tych ciał może się nawet nie orientować, dla kogo aktualnie pracuje - zdarza się, że w radach tych firm zatrudnieni są znani adwokaci, profesorowie wyższych szkół, a nawet politycy. Tylko krok dzieli wówczas gangi od finansowania - formalnie czystymi pieniędzmi - kampanii politycznych "swoich" kandydatów na posłów, senatorów i radnych. Policja i UOP obawiają się, że takie osoby już zasiadają w sejmikach województw i powiatów.
W ciągu ostatnich kilku lat rosyjska mafia próbowała przejąć dwa polskie banki: w 1993 r. przez podstawione firmy hiszpańskie, w 1995 r. - przez firmy portugalskie. Pod koniec ubiegłego roku mieszkanka Ukrainy, posiadająca zaświadczenie wwozu do Polski 18 mln zł, w ciągu jednego dnia - korzystając z tego samego dokumentu - wpłaciła po 18 mln zł do 19 biur maklerskich, zlecając kupno akcji spółek na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. W ciągu doby zalegalizowała w ten sposób 342 mln zł (suma taka z nawiązką wystarczyłaby na interwencyjny skup mięsa w roku 1999). Okazało się przy tym, że Ukrainka pomogła też grupie inwestorów (podejrzewa się, iż została wręcz przez nich wynajęta). Tak wywindowali oni ceny akcji wybranych spółek, że zabrakło chętnych na ich zakup. Akcje kupiła więc podstawiona Ukrainka, lecz wpłaciła - zgodnie z przyjętymi zwyczajami - 30 proc. wartości akcji. Resztę miała dopłacić. Tymczasem inwestorzy "skasowali" 100 proc. za akcje. Na transakcji straciło biuro maklerskie.
W jednym z banków na Pomorzu podczas przygotowywania okresowego sprawozdania wyszło na jaw, że obcokrajowiec założył kon- to walutowe i wkrótce na podstawie deklaracji celnej wpłacił milion dolarów, po czym polecił przetransferować te pieniądze do spółek w Rosji. Kiedy bank się zorientował, że uczestniczył w "praniu" pieniędzy, klient zniknął, a konto pozostało martwe. - Bankom udaje się wyśledzić właściwie tylko "dziwne" transakcje: powtarzające się w krótkim czasie i dokonywane przez jedną lub kilka osób pojawiających się znikąd. Wpłacają one duże sumy na konta, potem przelewają je za granicę i znikają. Średnio taka operacja trwa nie dłużej niż trzy miesiące - mówi prokurator Jerzy Iwanicki, nadzorujący w Prokuraturze Krajowej postępowania w sprawach o podejrzenie "prania" pieniędzy.
Przestępcy prześcigają się w wynajdywaniu nowych metod legalizowania swoich dochodów. Popularne jest występowanie (przez własną lub podstawioną spółkę) o duży kredyt inwestycyjny w banku. Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku pozyskane środki natychmiast lokuje się w innym banku jako depozyt, natomiast inwestycja realizowana jest z "brudnych" pieniędzy, które tym samym zostały "wyprane". Policjanci mają dowody, że najczęściej wykorzystywano do takich operacji małe filie zachodnich banków. Inna, popularna w ostatnich latach metoda "prania" polega na kupowaniu w kantorze dużej sumy dolarów (lub tylko zaświadczenia o ich nabyciu) i jej wpłaceniu na konto w banku. Następnego dnia można te środki wypłacić i legalnie wywieźć za granicę.
W najświeższym policyjnym raporcie o stanie bezpieczeństwa publicznego w Polsce autorzy alarmują: klasyczni przestępcy - czerpiący zyski m.in. z produkcji narkotyków, z okupów, wymuszeń, haraczy i nielegalnego handlu bronią - przechodzą do szarej strefy w gospodarce (według GUS, jej obroty to ok. 62 mld zł, czyli 19 mld USD), a po dwóch, trzech latach prowadzą już legalne interesy. Inwestują w lombardy, komisy, agencje towarzyskie i ochrony mienia, sklepy, restauracje, hurtownie, nieruchomości, punkty sprzedaży telefonii komórkowej, ośrodki wypoczynkowe, grunty rolne. Od niedawna lokują pieniądze w sektorze bankowym, kupują akcje spółek giełdowych, przejmują firmy leasingowe i inne instytucje finansowe.
Policjanci szacują, że najwięcej "brudnych" pieniędzy gangi lokują ostatnio w obligacje skarbu państwa, a w dalszej kolejności w akcje spółek giełdowych (ocenia się, że wartość akcji posiadanych przez gangi to ok. 7 mld zł, czyli 8 proc. skapitalizowanych akcji całej giełdy) oraz nieruchomości. Aktywność gangów na giełdzie jest o tyle niebezpieczna, że mogą one wpływać na zachowania spółek (ich zarządów i rad nadzorczych), a także całej giełdy. - Ostatecznym celem przestępców jest wejście na giełdę: nie ma czystszych pieniędzy niż uzyskiwane na giełdzie. Udowodnienie przestępstwa jest w tym wypadku praktycznie niemożliwe - mówi warszawski policjant z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej. Prokurator Iwanicki przyznaje, że z żadnego biura maklerskiego nie otrzymał dotychczas doniesienia o podejrzeniu "prania" pieniędzy na giełdzie: - Nie mają obowiązku, więc nie zgłaszają.
- Zrozumiałe jest też, że świat przestępczy interesuje się giełdą, bo można na niej popełniać przestępstwa, na przykład poprzez manipulowanie akcjami - mówi Jacek Socha, przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. - Ale obecnie nie można ocenić, w jakim stopniu giełda wykorzystywana jest do "prania" pieniędzy ani w jakim stopniu opanowana jest przez nieuczciwych klientów. Nie ma po prostu instytucji, która by zbierała i analizowała informacje z poszczególnych domów maklerskich.
Znakomite alibi dla swoich interesów zyskują gangi wchodzące do legalnej gospodarki poprzez towa- rzystwa ubezpieczeniowe.
- Przestępcy założyli na przykład w latach 90. towarzystwo ubezpieczeniowe (spó- łkę akcyjną), w którym założyciele ubezpieczali się bardzo wysoko. W ten sposób rósł kapitał akcyjny - opowiada oficer z Komendy Głównej Policji. - Kiedy firma była już dostatecznie mocna, zaczęła inwestować i była bardzo bliska wykupienia jednej z poważnych spółek giełdowych. W ostatniej chwili dzięki interwencji NBP udało się wstrzymać transakcję.
Przed kilku laty głośna była sprawa wykupywania przez "ojca chrzestnego" trójmiejskich gangów, Nikodema S. - Nikosia, udziałów w pewnym towarzystwie ubezpieczeniowym. Formalnie należały one do pana K. Kiedy w lokalnej prasie ukazała się seria artykułów opisujących powiązania Nikosia z K., inwestor strategiczny zamierzający kupić towarzystwo postawił warunek: wykupi akcje spółki, jeśli K. się z niej wycofa. Pozostali udziałowcy przekonali K. do takiego rozwiązania.
Pralka automatyczna
Klasyczna operacja "prania" pieniędzy - jak informuje Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego NBP - składa się z trzech etapów: lokaty - wprowadzenia gotówki do systemu finansowego; maskowania - wielu operacji finansowych, których celem jest zatarcie lub utrudnienie możliwości dotarcia do źródła pochodzenia środków finansowych; integracji - próby uzyskania świadectwa bądź przynajmniej stworzenia wrażenia, że posiadane środki pochodzą z legalnych źródeł. Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego nie zamierza propagować instruktażu, wskazując operacje bankowe, które są lub mogą być wykorzystywane do "prania" pieniędzy. GINB nie są też znane podstawy i źródła szacunków przyjmujących, że w Polsce "wyprano" jakoby 10 mld USD. W krajach zachodnich proponuje się różne metody pomiaru skali tego zjawiska, ale wszystkie mają charakter szacunkowy i są obarczone ryzykiem poważnego błędu.
- Wiemy, że za pieniądze z handlu narkotykami Pruszków i Wołomin kupowały w latach 1997-1998 - przez podstawione firmy - popegeerowską ziemię w obecnych województwach pomorskim, zachodniopomorskim oraz warmińsko-mazurskim. Kupowały też upadające firmy; przez następne lata będą one przynosić straty, są więc idealną "pralką" - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Mniejsze gangi inwestują w firmy budowlane: nie dość, że dają one zyski, to jeszcze pozwalają obracać lewymi fakturami. Przestępcy są również właścicielami coraz większej liczby firm developerskich, mają własne agencje handlu nieruchomościami. - Wkrótce może się okazać, że mafia ma monopolistyczną pozycję w wielu segmentach rynku: żaden uczciwy przedsiębiorca nie wytrzyma konkurencji z firmą zasilaną przez szarą strefę, może ona bowiem tak zaniżać ceny, aż przejmie wszystkich klientów - ostrzega prokurator Iwanicki.
- Obowiązujące u nas procedury powoływania podmiotów gospodarczych czynią z Polski ważny ośrodek legalizowania pieniędzy przy wykorzystaniu fikcyjnych przedsiębiorstw. Zorganizowane grupy przestępcze wynajmują przy tym najwyższej klasy menedżerów - mówi dr Wiesław Jasiński, adiunkt w Samodzielnym Zakładzie Taktyki Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. - Doradcy, podpowiadający, jak inwestować środki z przestępstw w nowe produkty bankowe, są doskonałymi fachowcami, podczas gdy wiedza policjantów i prokuratorów pozwala zaledwie na wykrywanie wyłudzeń kredytów.
Prof. Oktawia Górniok ekspert ds. przestępczości gospodarczej z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Śląskiego
W Polsce nie ma instytucji zbierającej i analizującej informacje o "praniu" pieniędzy. Powstanie jej jest jednym z warunków przyjęcia nas do Unii Europejskiej i Polska zobowiązała się do tego już w 1991 r. Od 1994 r. w Ministerstwie Finansów trwały prace nad projektem ustawy o powołaniu Państwowej Agencji Informacji Finansowej, do której spływałyby informacje z banków, urzędów skarbowych, celnych, firm ubezpieczeniowych, kantorów i biur maklerskich. Mimo rekomendacji Unii Europejskiej, prace nad projektem wstrzymano w 1998 r. i rozpoczęto przygotowywanie nowej koncepcji - powołania Głównego Inspektoratu Informacji Finansowej, podlegającego Ministerstwu Finansów albo MSWiA.
Legalne interesy próbował prowadzić oczekujący na proces sądowy Marek K., Oczko, uznawany za bossa przestępczego świata na Pomorzu Zachodnim. Swoje ferrari i mercedesa zarejestrował na znajomych. Ekskluzywna rezydencja w Zalesiu Górnym należy do jego konkubiny, zaś właścicielami wartych miliony złotych nieruchomości w Szczecinie są emeryci otrzymujący z ZUS niewiele ponad 500 zł. Szczeciński biznesmen, wielokrotnie publicznie poniżany i bity przez Marka K., nagle został szefem dochodowych firm budowlanych. Policja nie ma wątpliwości, że należą one do Oczka. Leszek K., Kasza, skazany latem ubiegłego roku na dziewięć lat więzienia, jest z kolei współwłaścicielem kopalni kruszyw mineralnych. Przed aresztowaniem kierował też legalnie działającą firmą L. oraz kilkunastoma innymi spółkami w całym kraju. Wpadł na fikcyjnym reeksporcie towarów. Edward S., Tatuś, był przez wiele lat szanowanym toruńskim biznesmenem. W całym kraju kontrolował kilkadziesiąt firm zarejestrowanych na podstawione osoby. Udowodniono mu wyłudzenia i usiłowania wyłudzenia towarów o wartości 6 mln zł. Simon z Katowic był właścicielem klubów nocnych, restauracji, sieci agencji towarzyskich i salonu gry. Bracia D. z Wrocławia, którym udowodniono kradzież 40 tirów, prowadzili firmę spedycyjno-transportową. Wiesław N., Wariat, zastrzelony w ubiegłym roku brat Dziada z Wołomina, posiadał jeden z egzemplarzy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych (w neseserze gangstera policja znalazła nawet dokument zaświadczający jej autentyczność - miała być warta milion dolarów). Okazało się, że deklaracja była fałszywa. Być może chciał nią zapłacić za którąś z transakcji, gdyż przestępcy często w ramach rozliczeń przekazywali sobie dzieła sztuki, cenne manuskrypty, monety itp. W mieszkaniu Wariata znaleziono też dokumenty potwierdzające wykup kilku hektarów gruntów w stolicy i okolicach. M., boss narkotykowy z Gdyni, jest właścicielem kilkunastu nieruchomości (m.in. w pobliżu trójmiejskiej obwodnicy), wspólnikiem w kilku lokalach gastronomicznych oraz w trzech hotelach.
Tylko w Warszawie policja odkryła 17 salonów sprzedaży telefonów komórkowych, w których sprzęt oferowany jest po cenie niższej od kosztów produkcji. W innych przez cały tydzień pojawia się nie więcej niż dwóch, trzech klientów. W Szczecinie telefony komórkowe sprzedaje K., czerpiący dochody z handlu kradzionymi samochodami. W Poznaniu i Szczecinie mnożą się ostatnio sklepy ze skórzaną odzieżą i butami. Ceny są w nich dwukrotnie wyższe niż u konkurencji, więc klienci niczego nie kupują, a mimo to właściciele wykazują zyski. Sklepy są ekskluzywne, wyłożone marmurami, a liczny personel nie wie, dla kogo pracuje. Po kilku tygodniach sklep jest likwidowany, personel otrzymuje odprawy, zaś towar przewozi się do innego miasta, do nowego ekskluzywnego salonu.
- Sporą część kantorów wymiany walut w kraju opanowali ludzie "piorący" pieniądze. Wystarczy dołożyć do normalnego obrotu zyski pochodzące z przestępstwa i "wyprane" w ten sposób dolary są gotowe do drogi w świat - mówi warszawski policjant zajmujący się przestępczością gospodarczą. Nie przypadkiem szef wołomińskiej mafii, Dziad, prowadził kantory w stolicy, zaś Wojciech K., Malarz, zarabiający na handlu kradzionymi samochodami, był współwłaścicielem co najmniej dwóch punktów wymiany walut w centrum Warszawy. Kantory posłużyły też gangom do skupowania świadectw NFI - policjanci szacują, że przestępcy weszli w posiadanie co najmniej dziesiątej części świadectw. Poprzez zamianę świadectw udziałowych na akcje przedsiębiorstw uzyskali przynajmniej kilka miliardów złotych, które teraz wprowadzają do legalnego obrotu.
Przestępcy stali się też w ostatnich latach potentatami na rynku usług turystycznych i hotelowych, zwłaszcza najbardziej ekskluzywnych.
- Firmy te są legalnie zarejestrowane, ceny są tam horrendalne, a klientów trudno spotkać. Okazuje się jednak, że interes idzie świetnie, właściciel odprowadza podatki - mówi oficer stołecznej policji. Rosnącą popularnością cieszą się hurtownie, szczególnie branży spożywczej. Łatwo w nich ukryć rzeczywiste dochody i wykazać straty, ponieważ "towar się zepsuł". Gangsterzy wykupują też udziały w klubach sportowych (piłka nożna, koszykówka, hokej na lodzie, rugby), bowiem system ich finansowania, sposób liczenia dochodów z meczów, zawierania umów i przeprowadzania transferów umożliwiają bezproblemowe "pranie" pieniędzy. Równie przydatne są komisy samochodowe. Gdańscy policjanci byli zaskoczeni, gdy kilka dni po śmierci Nikosia przestało istnieć co najmniej pięć z nich. To nagłe zniknięcie było dowodem na to, że należały do sieci interesów Nikosia.
Policjanci z Poznania, Warszawy, Szczecina i Gdańska zdobyli już "wiedzę operacyjną" na temat inwestowania gangów w niektóre media. - Trudno uwierzyć, że dochodowe mogą być rozgłośnie radiowe, których słucha kilka tysięcy osób, lub gazety wykazujące zwroty ponad 90 proc. nakładu - mówi wysoki oficer Komendy Głównej Policji. Właścicielem "namierzanego" ostatnio przez policję wydawnictwa jest na przykład były polityk, a obecnie biznesmen. Policja zwróciła na niego uwagę, gdy aresztowano i skazano głośnego gangstera, jak się później okazało - wspólnika i przyjaciela wydawcy. Gazeta rozpoczęła wtedy kampanię przeciwko "konfidentom, złym policjantom i dziennikarzom na ich usługach, którzy niewinnego człowieka wykreowali na przestępcę".
Mechanizm legalizowania przestępczych interesów odbywał się dotychczas na dwóch poziomach: najpierw mniej więcej dwie trzecie pieniędzy "zarobionych" przez gangi inwestowano w szarej strefie (jedna trzecia wypływała za granicę) i tam pomnażano, po czym - po dwóch, trzech latach - środki te służyły do zakładania legalnych firm, kupowano za nie obligacje, akcje, świadectwa NFI. Obecnie - według szacunków policji - prawie połowa pieniędzy gangów od razu przeznaczana jest na nowe legalne przedsięwzięcia lub dofinansowanie już istniejących firm. Nowością jest też łączenie przestępczego kapitału z interesami osób nie mających dotychczas konfliktu z prawem. W szczególności dotyczy to firm zadłużonych: gangsterzy wykupują długi i narzucają własne reguły gry lub tylko wymieniają radę nadzorczą i zarząd. Część członków tych ciał może się nawet nie orientować, dla kogo aktualnie pracuje - zdarza się, że w radach tych firm zatrudnieni są znani adwokaci, profesorowie wyższych szkół, a nawet politycy. Tylko krok dzieli wówczas gangi od finansowania - formalnie czystymi pieniędzmi - kampanii politycznych "swoich" kandydatów na posłów, senatorów i radnych. Policja i UOP obawiają się, że takie osoby już zasiadają w sejmikach województw i powiatów.
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.