Zrównane z ziemią kolumbijskie miasto Armenia przypomina plan hollywoodzkiego filmu grozy, jednak sceneria apokalipsy jest jak najbardziej realna
Tydzień po największym od 15 lat kataklizmie w Kolumbii nie wiadomo, ilu ludzi zginęło. Spod gruzów wydobyto ponad 900 zwłok, ale ponura statystyka jest jeszcze niepełna. Rannych zostało ok. 4 tys. osób; tylko część z nich trafiła do przepełnionych szpitali. W 20 miejscowościach bez dachu nad głową znalazło się ćwierć miliona ludzi. Większość koczuje pod gołym niebem w strugach rzęsistego deszczu, który zaczął padać tuż po katastrofie. Brakuje wszystkiego: lekarstw i pomocy medycznej, żywności, namiotów. Na miejsce katastrofy przybyły amerykańskie, japońskie, meksykańskie i brytyjskie ekipy poszukujące zasypanych, ale tym razem spod gruzów wydobyto zaledwie kilku żywych ludzi. Jak ironicznie mówią zdesperowani mieszkańcy Armenii, najbardziej deficytowym dobrem w okolicy stała się... organizacja pomocy. Na lotnisku utkwił ładunek 95 ton żywności dla ofiar trzęsienia. Nie istnieje żaden centralny ośrodek koordynacji pomocy i akcji ratowniczej. Jeden z działaczy Czerwonego Krzyża oburzony mówił dziennikarzom: "Wzywają nas na nie kończące się zebrania, podczas gdy ludzie umierają pod ruinami". Tymczasem prezydent Kolumbii Andres Pastrana, który zamiast do Monachium i Davos poleciał w rejon kataklizmu, zalecił policji i wojsku zwalczanie kradzieży i utrzymanie porządku. Policjanci bez przekonania rozpraszają tłumy rabujące sklepy. Dobrze wiedzą, że próby powstrzymania tysięcy głodnych i zdesperowanych ludzi to walka z wiatrakami. Pojawiły się jednak dobrze zorganizowane bandy, wykorzystujące chaos do terroryzowania i rabowania ofiar trzęsienia. Koszty choćby prowizorycznej rekonstrukcji budynków mieszkalnych ocenia się na 100 mln dolarów, nie mówiąc o nakładach na naprawę infrastruktury. Borykająca się z kłopotami gospodarczymi i nękana nie kończącą się wojną partyzancką Kolumbia nie ma jednak tych pieniędzy - prezydent mógł obiecać ofiarom trzęsienia pomoc, która ma pokryć zaledwie nieco ponad 10 proc. kosztów odbudowy; być może jeszcze raz tyle pochodzić będzie z zagranicy. Na domiar złego katastrofa dotknęła najważniejszy dla kraju rejon uprawy kawy, której eksport stanowi jedno z głównych źródeł dochodu państwa.
Więcej możesz przeczytać w 6/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.