Kariery demagogów żerujących na naiwności, niezadowoleniu i desperacji grup społecznych wygasają równie szybko jak wzniecane przez nich pożary. Gorzej, gdy zostawiają po sobie zgliszcza
Uczestnicząc od kilku już lat w życiu politycznym kraju - najpierw jako działacz związkowy, obecnie jako członek rządu - wielokrotnie zastanawiałem się, jakie elementy decydują o chwilowym nawet odgrywaniu przez jednostki (nie zawsze zresztą wybitne) dominującej roli w życiu publicznym. Co decyduje o ich atrakcyjności w odbiorze społecznym?
Nie chcę się zajmować rolą mediów w kreowaniu "mizernych" skądinąd postaci na wielkich ojców narodu. To zadanie pozostawiam specjalistom od tzw. public relations, magom od wmawiania konsumentom, że proponowany przez nich "produkt" pozwoli rozwiązać nawet najbardziej zagmatwane problemy. Najlepiej skonstruowane programy, dorobione życiorysy, opracowane w najdrobniejszych szczegółach kampanie propagandowe nie tłumaczą jednak tego swoistego fenomenu popularności egzotycznych bohaterów - przypominających nierzadko demony nieodległych jeszcze "wojen". Niestety, także Polska ma w tym względzie bogate doświadczenia. Wynikające - jak mi się wydaje - przynajmniej częściowo z "zachłystywania" się przez nasze społeczeństwo dopiero co odzyskaną niepodległością oraz głębokiej potrzeby gruntownych przemian - niestety, kojarzonych powszechnie z szybką, bezbolesną poprawą sytuacji materialnej. Taki płynny stan struktur państwa, nie dysponującego jeszcze ugruntowanymi w świadomości społecznej instytucjami, nie posiadającego też wypracowanych demokratycznych mechanizmów rozwiązywania problemów, w zestawieniu z rozbujanymi oczekiwaniami obywateli tworzył zawsze w historii, także - jak się okazało - naszej, doskonałe miejsce dla zawrotnych, niekiedy podejrzanych politycznych karier.
Przypominam sobie czasy pierwszych całkowicie wolnych wyborów prezydenckich i niezwykły sukces jednego z kandydatów - słusznie określanego mianem człowieka znikąd. Osoby o niezupełnie jasnych powiązaniach politycznych i finansowych, z czarną teczką rodem z "Archiwum X", prezentującej na co dzień i od święta demagogiczną retorykę zamiast rzeczowych argumentów. Nasz bohater stawiał siebie w roli przyszłego ojca narodu, obdarzonego ponoć nie określonymi bliżej zdolnościami parapsychicznymi. Jego "sukces", jakim było przejście do drugiej tury wyborów, zaskoczył wtedy nas wszystkich, zaangażowanych czynnie w autentyczny proces przebudowy państwa. Stanowił jednak także pierwsze poważne ostrzeżenie, pierwszy znaczący sygnał, że polskiemu społeczeństwu brakuje dostatecznej odporności na wyrafinowaną lub tylko pospolitą demagogię.
Kolejne zmagania o fotel prezydencki, choć w mniejszym stopniu, również nie były wolne od wpływu owych tajemniczych postaci, serwujących obywatelom zestaw wymarzonych przez nich rozwiązań, wydobywają- cych - zdawałoby się, dawno już umarłe - demony, fobie, lęki, ożywione dodatkowo społecznym niepokojem wywołanym reformami. Mam w pamięci jakby wyjęte z innej epoki wypowiedzi Janusza Bryczkowskiego, nawołującego do narodowościowych waśni, do antyeuropejskiej krucjaty. Do obrony polskiej tożsamości, polskiego rynku, co prowadziło przecież wprost do pełnej gospodarczej i politycznej izolacji kraju leżącego na styku dwóch wielkich organizmów: Unii Europejskiej i NATO oraz Rosji.
Uwierzyliśmy też w nie obronione dyplomy kilku polityków i w obietnicę mieszkań dla wszystkich młodych ludzi, tak samo jak wcześniej wierzyliśmy w kredyty dla młodych małżeństw. Może niektórzy z nas ciągle czekają na obiecane sto milionów, rozumiejąc zbyt dosłownie wyborcze hasła. Na przekór trzeźwemu rozsądkowi, wybraliśmy na naszych reprezentantów w parlamencie przedstawicieli Partii Przyjaciół Piwa.
Ostatnie lata to także początek kariery innej osoby, która skupia zainteresowanie nie tylko mediów, ale i sporej części naszego społeczeństwa - przywódcy jednej z rolniczych central związkowych. Na lep jego niedorzecznych wypowiedzi dało się złapać kilka grup związkowych (może chciało się złapać), spora rzesza niezadowolonych, a nawet bezdomni. Taka polityczna naiwność Polaków przypomina doświadczenia Albańczyków, których naiwna wiara w piramidy finansowe, mające dać im szybki dobrobyt, doprowadziła to państwo na skraj wojny domowej. Podobne doświadczenia ma za sobą społeczeństwo Rosji. To ostatnie cechuje się również dużą polityczną naiwnością, czego przykładem kariera Żyrinowskiego oraz nie umierająca w świadomości Rosjan wiara w zdobycze komunizmu i jego wciąż żywych przywódców. O dziwo, także społeczeństwa zachodnie nie są wolne od tego typu politycznej naiwności i też ulegają demagogii politycznych hochsztaplerów. Przykładem Le Pen i jego cudowne recepty uzdrowienia francuskiego społeczeństwa z drążącej je choroby bezrobocia i rzekomego napływu tanich produktów rolnych ze wschodniej Europy. Ani proponowane przez Le Pena wyrzucenie obcokrajowców nie spowoduje, że każdy Francuz znajdzie pracę, ani zablokowanie granic nie uzdrowi francuskiego rolnictwa, pożerającego ogromne dotacje z budżetu narodowego i unijnego.
Wadą demagogów jest proponowanie przez nich łatwych recept na dobrobyt, ład i porządek, których spełnienie rzadko przynosi pożądany efekt. Żerują na naiwności, niezadowoleniu i desperacji grup społecznych, działają jednak w efekcie na ich niekorzyść. Ich kariery wygasają równie szybko jak wzniecane przez nich pożary. Gorzej, gdy zostawiają po sobie zgliszcza.
Nie chcę się zajmować rolą mediów w kreowaniu "mizernych" skądinąd postaci na wielkich ojców narodu. To zadanie pozostawiam specjalistom od tzw. public relations, magom od wmawiania konsumentom, że proponowany przez nich "produkt" pozwoli rozwiązać nawet najbardziej zagmatwane problemy. Najlepiej skonstruowane programy, dorobione życiorysy, opracowane w najdrobniejszych szczegółach kampanie propagandowe nie tłumaczą jednak tego swoistego fenomenu popularności egzotycznych bohaterów - przypominających nierzadko demony nieodległych jeszcze "wojen". Niestety, także Polska ma w tym względzie bogate doświadczenia. Wynikające - jak mi się wydaje - przynajmniej częściowo z "zachłystywania" się przez nasze społeczeństwo dopiero co odzyskaną niepodległością oraz głębokiej potrzeby gruntownych przemian - niestety, kojarzonych powszechnie z szybką, bezbolesną poprawą sytuacji materialnej. Taki płynny stan struktur państwa, nie dysponującego jeszcze ugruntowanymi w świadomości społecznej instytucjami, nie posiadającego też wypracowanych demokratycznych mechanizmów rozwiązywania problemów, w zestawieniu z rozbujanymi oczekiwaniami obywateli tworzył zawsze w historii, także - jak się okazało - naszej, doskonałe miejsce dla zawrotnych, niekiedy podejrzanych politycznych karier.
Przypominam sobie czasy pierwszych całkowicie wolnych wyborów prezydenckich i niezwykły sukces jednego z kandydatów - słusznie określanego mianem człowieka znikąd. Osoby o niezupełnie jasnych powiązaniach politycznych i finansowych, z czarną teczką rodem z "Archiwum X", prezentującej na co dzień i od święta demagogiczną retorykę zamiast rzeczowych argumentów. Nasz bohater stawiał siebie w roli przyszłego ojca narodu, obdarzonego ponoć nie określonymi bliżej zdolnościami parapsychicznymi. Jego "sukces", jakim było przejście do drugiej tury wyborów, zaskoczył wtedy nas wszystkich, zaangażowanych czynnie w autentyczny proces przebudowy państwa. Stanowił jednak także pierwsze poważne ostrzeżenie, pierwszy znaczący sygnał, że polskiemu społeczeństwu brakuje dostatecznej odporności na wyrafinowaną lub tylko pospolitą demagogię.
Kolejne zmagania o fotel prezydencki, choć w mniejszym stopniu, również nie były wolne od wpływu owych tajemniczych postaci, serwujących obywatelom zestaw wymarzonych przez nich rozwiązań, wydobywają- cych - zdawałoby się, dawno już umarłe - demony, fobie, lęki, ożywione dodatkowo społecznym niepokojem wywołanym reformami. Mam w pamięci jakby wyjęte z innej epoki wypowiedzi Janusza Bryczkowskiego, nawołującego do narodowościowych waśni, do antyeuropejskiej krucjaty. Do obrony polskiej tożsamości, polskiego rynku, co prowadziło przecież wprost do pełnej gospodarczej i politycznej izolacji kraju leżącego na styku dwóch wielkich organizmów: Unii Europejskiej i NATO oraz Rosji.
Uwierzyliśmy też w nie obronione dyplomy kilku polityków i w obietnicę mieszkań dla wszystkich młodych ludzi, tak samo jak wcześniej wierzyliśmy w kredyty dla młodych małżeństw. Może niektórzy z nas ciągle czekają na obiecane sto milionów, rozumiejąc zbyt dosłownie wyborcze hasła. Na przekór trzeźwemu rozsądkowi, wybraliśmy na naszych reprezentantów w parlamencie przedstawicieli Partii Przyjaciół Piwa.
Ostatnie lata to także początek kariery innej osoby, która skupia zainteresowanie nie tylko mediów, ale i sporej części naszego społeczeństwa - przywódcy jednej z rolniczych central związkowych. Na lep jego niedorzecznych wypowiedzi dało się złapać kilka grup związkowych (może chciało się złapać), spora rzesza niezadowolonych, a nawet bezdomni. Taka polityczna naiwność Polaków przypomina doświadczenia Albańczyków, których naiwna wiara w piramidy finansowe, mające dać im szybki dobrobyt, doprowadziła to państwo na skraj wojny domowej. Podobne doświadczenia ma za sobą społeczeństwo Rosji. To ostatnie cechuje się również dużą polityczną naiwnością, czego przykładem kariera Żyrinowskiego oraz nie umierająca w świadomości Rosjan wiara w zdobycze komunizmu i jego wciąż żywych przywódców. O dziwo, także społeczeństwa zachodnie nie są wolne od tego typu politycznej naiwności i też ulegają demagogii politycznych hochsztaplerów. Przykładem Le Pen i jego cudowne recepty uzdrowienia francuskiego społeczeństwa z drążącej je choroby bezrobocia i rzekomego napływu tanich produktów rolnych ze wschodniej Europy. Ani proponowane przez Le Pena wyrzucenie obcokrajowców nie spowoduje, że każdy Francuz znajdzie pracę, ani zablokowanie granic nie uzdrowi francuskiego rolnictwa, pożerającego ogromne dotacje z budżetu narodowego i unijnego.
Wadą demagogów jest proponowanie przez nich łatwych recept na dobrobyt, ład i porządek, których spełnienie rzadko przynosi pożądany efekt. Żerują na naiwności, niezadowoleniu i desperacji grup społecznych, działają jednak w efekcie na ich niekorzyść. Ich kariery wygasają równie szybko jak wzniecane przez nich pożary. Gorzej, gdy zostawiają po sobie zgliszcza.
Więcej możesz przeczytać w 7/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.