MICHAEL HANEKE: Tak, bo ułatwiają znalezienie producenta i dopięcie budżetu następnego filmu. To ważne w czasach, w których kino artystyczne musi walczyć o przetrwanie.
„Miłość" – delikatna opowieść o umieraniu, poświęceniu i cierpieniu – zachwyciła uczestników festiwalu canneńskiego, ale też zaskoczyła. Dotychczas – w „Funny Games”, „Pianistce”, „Ukrytych” „Białej wstążce” – pokazywał pan głównie gwałt, przemoc.
Przemoc mnie niepokoi. Zwłaszcza że przestaje być domeną marginesu społecznego. W dzisiejszym, pozornie ułożonym świecie tracimy równowagę. Nie umiemy zaakceptować własnych niedoskonałości, więc narasta w nas frustracja, rodzi się agresja. Chcę zrozumieć jej genezę. Poza tym tak naprawdę opowiadam o własnym przerażeniu. W kinie rozrywkowym przemoc bywa atrakcyjna, ale ja nie pozwalam tkwić w samozadowoleniu ani widzowi, ani sobie. Pokazuję to, czego się boję. Także w „Miłości".
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.