Cena życia

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce na leczenie niepłodności stać tylko bogatych
Co szóste małżeństwo na świecie nie może mieć dziecka. Zjawisko jest tak powszechne, że Świa- towa Organizacja Zdrowia uznała niepłodność za chorobę społeczną. - We wszystkich cywilizowanych krajach, w tym niemal w całej Europie, państwo, uznając niezbywalne prawo człowieka do posiadania potomstwa oraz obowiązek lekarza do niesienia pomocy chorym wszystkimi możliwymi sposobami, partycypuje w kosztach leczenia niepłodności. Polska należy do niechlubnych wyjątków - komentuje doc. Leszek Pawelczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu Akademii Medycznej w Poznaniu.

W imię specyficznie pojętej polityki prorodzinnej niesie się pomoc finansową wielodzietnym rodzinom, zapominając o tych, którzy z uwagi na stan zdrowia nie mogą się cieszyć macierzyństwem i ojcostwem.
- Za niepłodną uznaje się parę, która po roku współżycia bez zabezpieczenia nie doczekała się ciąży. Problem ten w równym stopniu dotyczy kobiet i mężczyzn. Przyjmuje się bowiem, że przyczyny niepłodności w 40 proc. leżą po stronie kobiet, w 40 proc. po stronie mężczyzn, a w 20 proc. nie można stwierdzić dostępnymi metodami diagnostycznymi, dlaczego para nie doczekała się potomka - tłumaczy prof. Marian Szamatowicz, kierownik Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku. - Dzięki współczesnym metodom leczenia, stosując środki farmakologiczne, techniki endoskopowe i chirurgiczne, można pomóc mniej więcej połowie par chorujących na bezpłodność. Pozostałym szansę na urodzenie dziecka stwarzają tzw. techniki wspomaganego rozrodu.
Okazuje się jednak, że ta terapia jest bardzo droga. Cykl leczniczy, którego skuteczność w przeliczeniu na 100 par wynosi 20-25 proc., kosztuje w białostockiej klinice od 1,7 tys. zł - przy zastosowaniu standardowej metody in vitro - do 2,3 tys. zł - w wypadku metody mikromanipulacyjnej (ICSI), polegającej na wprowadzeniu jednego plemnika do oocytu. Do tego dochodzą jeszcze koszty zużycia gonadotropin (hormonów działających na gruczoły płciowe): od 700 zł przy oszczędnym stosowaniu leków do 2,5 tys. zł przy bardziej intensywnej stymulacji. W innych ośrodkach kuracja jest przynajmniej dwukrotnie droższa. - Zanim trafiliśmy do Białegostoku, szukaliśmy pomocy u innych specjalistów. Niestety, wszędzie było drożej, a w prywatnej klinice leczenia niepłodności nOvum w Warszawie musielibyśmy zapłacić za całe leczenie nawet pięć razy więcej - wspomina jedna z pacjentek. Tymczasem zdarza się, że chorą parę trzeba poddać kilku cyklom leczniczym. Ze strony medycznej nie ma bowiem żadnych przeciwwskazań do powtarzania leczenia. Barierą są tylko pieniądze. Najczęściej ze względów finansowych kobiety rezygnują po trzech, czterech nieudanych cyklach. - W naszych warunkach rekordzistką jest para, która doczekała się potomka po jedenastu cyklach - mówi prof. Szamatowicz.
Korzystnym rozwiązaniem dla chorych byłoby wprowadzenie przez państwo znacznej ulgi na leki wykorzystywane w leczeniu bezpłodności oraz refundacji kosztów zabiegów medycznych. Takiej pomocy udziela się pacjentom w Czechach, gdzie refunduje się trzy cykle terapeutyczne, na Węgrzech (cztery cykle oraz ulgi na zakup leków), w Niemczech i Francji (trzy cykle) oraz w Szwecji, gdzie nie ma ograniczeń w refundacji, a problemem jest tylko czas oczekiwania na rozpoczęcie terapii. - Z Węgrami i Czechami wybieramy się do Europy, ale podczas gdy w tych krajach robi się wszystko, aby poziomem dorównać Zachodowi, my jesteśmy daleko z tyłu - komentuje prof. Szamatowicz. - Szczególnie dziwne jest to, że podstawowe techniki leczenia niepłodności uznawane są za dopuszczalne, a pacjenci mogą korzystać z pomocy państwa, tymczasem dwie najnowocześniejsze techniki pozostają na marginesie leczenia. Chcąc z nich skorzystać, pacjent musi pokryć wszystkie koszty leczenia. Myślę, że górę biorą tu względy doktrynalne. Nie rozumiem jednak dlaczego.
Kościół katolicki, który u nas sprzeciwia się technikom wspomaganego rozrodu, w innych krajach jest o wiele bardziej tolerancyjny. Na przykład najbardziej wyrafinowane techniki wspomaganego rozrodu powstały na katolickich uniwersytetach belgijskich, a w komisjach zatwierdzających możliwość przeprowadzenia tego typu zabiegów zasiadał ksiądz. Zastanawiające jest również, że w Izraelu wykonuje się niemal wszystkie zabiegi zapłodnienia in vitro, łącznie z dawstwem nasienia i komórek jajowych, a zdaniem głównego rabina tego kraju, taka forma pomocy bezpłodnym parom jest zgodna z wolą Boga.
W Polsce bezpłodność staje się coraz poważniejszym problemem. - Jeżeli przyjmiemy, że żyje u nas ok. 9 mln kobiet w wieku rozrodczym, a 15 proc. tworzonych przez nie związków ma kłopoty z rozrodem, daje to 1,35 mln par wymagających pomocy - tłumaczy prof. Szamatowicz. - Oczywiście, nie wszystkie z tych kobiet chcą w danym czasie rodzić dzieci. Przyjmuje się więc, że około miliona par ma problemy z prokreacją. Mniej więcej połowie można pomóc innymi sposobami niż techniki in vitro. Pozostaje 500 tys., z czego do zapłodnienia pozaustrojowego powinno się kwalifikować 20-30 proc., czyli 100-150 tys. par.
W białostockiej klinice przeprowadza się 1200-1300 zabiegów rocznie. Gdyby we wszystkich pozostałych klinikach przeprowadzano drugie tyle, to i tak byłoby to niewiele w porównaniu z oczekiwaniami. Zdarza się więc, że pacjenci narażeni są na spotkanie z nieuczciwymi lekarzami. Brakuje bowiem jakichkolwiek uregulowań prawnych i licencjonowania tego rodzaju terapii, co stwarza możliwość nadużyć i żerowania na pacjentach. - Szukając pomocy medycznej zetknęłam się z pewnym lekarzem z Warszawy, który pobierał od małżonków wysokie opłaty za leczenie, ale nie spotkałam u niego żadnej pacjentki, która by dzięki jego pomocy zaszła w ciążę - wspomina pacjentka z Koszalina.
Najczęstszymi przyczynami niepłodności, kwalifikującymi małżonków do korzystania z metod wspomaganego rozrodu, są niedrożność jajowodów u kobiet i stale pogarszająca się jakość nasienia u mężczyzn. Te dwie dolegliwości utrudniają lub wręcz uniemożliwiają spotkanie się komórki jajowej z plemnikiem. Stosu- jąc technikę zapłodnienia pozaustrojowego, lekarze ułatwiają tym komórkom połączenie.
- Program zapłodnienia pozaustrojowego zaczyna się od momentu stymulowania, a w zasadzie hiperstymulowania jajników - tłumaczy doc. Leszek Pawelczyk. Jest to pierwszy etap. Stymulacja jajeczkowania pozwala na równoczesne dojrzewanie kilku (zazwyczaj 8-14) pęcherzyków Graafa, dzięki czemu można pobrać więcej komórek jajowych, co zwiększa szanse uzyskania zarodków i zajścia w ciążę. W tym celu kobiety przyjmują ludzkie lub syntetyczne gonadotropi- ny - hormony powodujące wzrost i dojrzewanie pęcherzyków. Przeciętny czas stymulacji wynosi 14-15 dni. Im starsza jest pacjentka, tym więcej gonadotropin musi przyjąć, co zwiększa koszty leczenia. Kolejnym etapem terapii jest punkcja wszystkich pęcherzyków, kontrolowana na monitorze ultrasonografu. Wydobyte komórki jajowe - oocyty - zostają przeniesione na odpowiednie media hodowlane. Po kilku godzinach dodaje się do nich oczyszczone i odpowiednio zagęszczone nasienie partnera. - Jajeczka, do których wniknęły plemniki, zaczynają się dzielić: na dwie, cztery, osiem komórek. I na takim etapie, to znaczy po dwóch dobach od pobrania oocytów, dokonuje się transferu, czyli przeniesienia zapłodnionych komórek jajowych do macicy. Pozostaje tylko czekać na ciążę - tłumaczy doc. Pawelczyk.
Aby doszło do zapłodnienia komórki jajowej w warunkach naturalnych, w mililitrze nasienia musi się znajdować ok. 20 mln plemników. Do zapłodnienia tej samej komórki jajowej in vitro wystarczy już 50-100 tys. plemników. - Niestety, u niektórych mężczyzn w nasieniu nie można znaleźć tylu sprawnych plemników, aby móc metodą in vitro uzyskać zapłodnione komórki jajowe. Szansę na własne dziecko daje im udoskonalona metoda wspomaganego rozrodu, polegająca na wprowadzeniu pojedynczego plemnika za pomocą mikromanipulatorów do cytoplazmy oocytu (ICSI) - tłumaczy doc. Pawelczyk. Zastosowanie tej metody umożliwia ojcostwo również tym mężczyznom, którzy mają za mało plemników, są one słabe lub ich ruch jest zaburzony. W tym celu z pobranego nasienia wyłapuje się wszystkie plemniki, jakie uda się znaleźć. Niektórzy mężczyźni jednak w ogóle nie mają plemników w nasieniu. Wówczas możliwe jest wykonanie biopsji jądra. Jeśli w uzyskanym materiale znajdzie się plemniki, również ich można użyć do zapłodnienia pozaustrojowego.
Szanse na rodzicielstwo mają w Polsce tylko bogaci. Aby niepłodna para doczekała się potomka, musi mieć do dyspozycji 5-25 tys. zł. Jeżeli do tego kolejne cykle lecznicze kończą się porażką, koszty terapii ulegają zwielokrotnieniu. Wprawdzie w zamian państwo proponuje tym rodzinom adopcję, ale dla zdesperowanych małżonków ta forma pomocy jest tylko substytutem rodzicielstwa. Zawsze pozostaje gorzkie przeświadczenie, że gdyby żyli w innym kraju, mieliby szansę wziąć w ramiona własne dziecko. Czy mamy moralne prawo odmawiać im tej radości?

Więcej możesz przeczytać w 7/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.