Ja od wielu lat zazdroszczę Skandynawom, Kanadyjczykom i Amerykanom tego, że flagi przed ich domami są zjawiskiem powszechnym, bo to jest powód do dumy z tego, kim jestem i w jakim kraju żyję. Kilkanaście lat temu byłem w Holandii, gdzie jest podobnie, i zdziwiło mnie, że na wielu masztach wiszą również tornistry. Kiedy zapytałem miejscowych, co to za obyczaj, wytłumaczyli, że w ten sposób powiadamia się przyjaciół, sąsiadów i okolicę, że w tym domu ich ukochany syn lub córka zdali właśnie maturę i w taki sposób żegnają się z dzieciństwem. U nas pewnie i dzisiaj byłoby to nie do pomyślenia. Oburzyłyby się wszystkie organizacje rządowe i pozarządowe, wymyślając dziesiątki absurdalnych powodów, dlaczego to fatalny pomysł, łącznie z tym, że nie ma powodu chwalić się tym, że ktoś wreszcie dojrzał.
Byłem na słynnym już Zjeździe Grunwaldzkim, który zaszczyciły obecnością rząd i partia na czele z towarzyszem „Wiesławem" Władysławem Gomułką i z okazji tej uroczystości pole pod Grunwaldem oflagowano jedwabnymi biało-czerwonymi chorągwiami. Następnego dnia świtem zauważyliśmy, że w całej okolicy stoją tylko gołe maszty. To miejscowe społeczeństwo je pozdejmowało, a być może i szabrownicy, którzy wtedy jeszcze jeździli po kraju, szukając łatwego zarobku, a w tamtych czasach, jak zresztą i w dzisiejszych, jedwab piechotą nie chodził. I winą za ten ubytek został obarczony kwatermistrz chorągwi warmińsko-mazurskiej, do której i ja należałem.
Kwatermistrz był harcerzem przedwojennym, który nie pił, nie palił, nie przeklinał, miał wszystkie możliwe do zdobycia sprawności i był przez wszystkich uznawany za wzorzec uczciwości i doskonałości. I ten kryształowy człowiek został od razu, tego samego dnia, wezwany do Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, w którym poinformowano go, bez tłumaczenia z jego strony, że ma napisać wiarygodny raport na temat tego, co się stało w nocy. Kładąc nacisk na słowo „wiarygodny".
Wrócił do obozu i pierwsze zdanie, jakie od niego usłyszeliśmy, brzmiało: „I co ja im, kurwa, mam napisać!" – i wtedy zapadła straszna cisza, bo nawet nie podejrzewaliśmy druha, że takie słowo może znać. Następnie pojechał do niedalekiego Dąbrówna, gdzie w miejscowym sklepie nabył drogą kupna paczkę papierosów o nazwie Sport, do tego dołożył pół litra czystej z czerwoną kartką, zamknął się na całą noc w namiocie, z którego wydobywały się kłęby dymu i kaszel, a rano wyszedł i wyglądał tak jak nigdy wcześniej i nigdy później. Mundur niedopięty, krajka, bo chorągiew nasza nosiła krajki, przekoślawiona, oczy czerwone jak nalepka na butelce, twarz nieogolona, szara od dymu i oświadczył osłupiałej kadrze: „Napisałem tak, że bardziej już, kurwa, wiarygodne być nie może”. I przeczytał: „Z powodu wiatru flagi wyłopotały się na wietrze!”.
Partia tłumaczenie przyjęła. Ja wsiadam teraz do samochodu i jadę połopotać przed meczem z Rosją.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.