Banda kiboli, która w kilkadziesiąt minut zdemolowała wielomiesięczne, mozolne budowanie nowego wizerunku Polski w świecie, od czwartku rechocze z zadowolenia. Pięćset złotych za nielichą frajdę biegania po Warszawie i kopania kogo popadnie nie wydaje się wygórowaną ceną. Dodatkowo w gratisie stacje telewizyjne całego świata dołożyły długą i barwną promocję bandyterki.
W tej sytuacji kilka wyroków odsiadki i cała reszta w zawieszeniu daje wynik, o jakim przed ulicznym starciem Polska – Rosja bandyci mogli tylko pomarzyć.
Dobry obyczaj każe nie komentować sądowych orzeczeń. Ale tym razem trudno respektować obyczaj, skoro inne reguły: poczucie sprawiedliwości, wszystkie funkcje, jakie winna spełniać kara, wreszcie minimalna choćby potrzeba naprawy tego, co zniszczyli bandyci, w obliczu wyroku warszawskich sądów biorą w łeb. Było coś zdumiewająco abstrakcyjnego w wyjaśnieniach rzecznika jednego z sądów. Zderzenie obrazków bitwy ulicznej z tłumaczeniami, że to młodociani, że pierwszy konflikt z prawem, że nie pracują, że rozbieżne zeznania, tworzyło wrażenie, jakby orzeczenia zapadały w kompletnej próżni. Jakby nie chodziło o wizerunek Polski, o długie miesiące przygotowań, o szanse na pokazanie nowego oblicza kraju kojarzonego i tak zbyt często z bandyterką, rasizmem i antysemityzmem. Przez kilka dni piękniejsza twarz Polski przegrywała ze szpetną gębą kibola. To zderzenie „mordy” i „twarzy” było tym smutniejsze, że tę pierwszą w kilku przypadkach zasłaniała chusta z symbolem Polski walczącej.
Wydaje się, że cały dysonans między powszechnym oburzeniem a wysokością zasądzonych kar skłania do pilnej potrzeby zmiany prawa; że tylko wyznaczenie przez ustawodawcę wyższych widełek kary, niepozostawienie sądom zbyt dużej dowolności wymusi respekt, a przede wszystkim jasną, klarowną nawet dla najmniej rozgarniętego kibola alternatywę – łamiesz prawo, idziesz siedzieć. Albo – odpracowujesz grzywnę i pobyt za kratami. Bo jako podatnik niewielką mam ochotę na finansowanie pobytu w więzieniu osiłkowatego darmozjada. I zanim da się usłyszeć chór przestrzegający przed zmianą przepisów pod wpływem chwili, emocji i pojedynczych przypadków, warto przywołać dwie sceny. Pierwsza to obraz bezradności. Kibole ustawiają świat polskiej piłki od lat. Wrzaski, pohukiwania, rzucanie bananów, okrzyki „Żydzew” i „Do gazu”, regularne mordobicia dla niepoznaki zwane ustawkami, to nie jest ledwie dostrzegalny folklor trzecio- i czwartoligowych boisk. To jest norma. Tak jak normą stało się, że ludzie uprawiający ten proceder od lat nie ponoszą za to żadnych poważnych konsekwencji.
Obraz drugi. Tylko pozornie odległy i niezwiązany z futbolem. To tysiące wyroków skazujących młodych ludzi za posiadanie skręta. Obraz pierwszy daje poczucie bezsilności państwa i prawa. Obraz drugi jest symbolem bezrefleksyjnej represji stosowanej z upodobaniem, by poprawić statystyki i samopoczucie. Nobel dla tego, kto połączy te dwa obrazy i wyciągnie z nich wnioski o wspólnej filozofii społecznej, racji i argumentów stojących za systemem prawnym i, wreszcie, modelu wychowania w szacunku dla instytucji państwa. Minister sprawiedliwości ma co robić. Wydaje się, że zbudowanie frontu poparcia dla tych zmian zaraz po Euro nie powinno być problemem. Nawet chocholi taniec PiS z kibolami ma swoje granice. Jeśli Kaczyński nie poprze ostrych kar dla ulicznej bandyterki, słowo „kompromitacja” nabierze zupełnie nowego sensu. Minister Gowin powinien się wziąć do deregulacji kibolstwa. Najlepiej tak skutecznie, żeby tego fachu nikomu nie opłacało się uprawiać.
Dobry obyczaj każe nie komentować sądowych orzeczeń. Ale tym razem trudno respektować obyczaj, skoro inne reguły: poczucie sprawiedliwości, wszystkie funkcje, jakie winna spełniać kara, wreszcie minimalna choćby potrzeba naprawy tego, co zniszczyli bandyci, w obliczu wyroku warszawskich sądów biorą w łeb. Było coś zdumiewająco abstrakcyjnego w wyjaśnieniach rzecznika jednego z sądów. Zderzenie obrazków bitwy ulicznej z tłumaczeniami, że to młodociani, że pierwszy konflikt z prawem, że nie pracują, że rozbieżne zeznania, tworzyło wrażenie, jakby orzeczenia zapadały w kompletnej próżni. Jakby nie chodziło o wizerunek Polski, o długie miesiące przygotowań, o szanse na pokazanie nowego oblicza kraju kojarzonego i tak zbyt często z bandyterką, rasizmem i antysemityzmem. Przez kilka dni piękniejsza twarz Polski przegrywała ze szpetną gębą kibola. To zderzenie „mordy” i „twarzy” było tym smutniejsze, że tę pierwszą w kilku przypadkach zasłaniała chusta z symbolem Polski walczącej.
Wydaje się, że cały dysonans między powszechnym oburzeniem a wysokością zasądzonych kar skłania do pilnej potrzeby zmiany prawa; że tylko wyznaczenie przez ustawodawcę wyższych widełek kary, niepozostawienie sądom zbyt dużej dowolności wymusi respekt, a przede wszystkim jasną, klarowną nawet dla najmniej rozgarniętego kibola alternatywę – łamiesz prawo, idziesz siedzieć. Albo – odpracowujesz grzywnę i pobyt za kratami. Bo jako podatnik niewielką mam ochotę na finansowanie pobytu w więzieniu osiłkowatego darmozjada. I zanim da się usłyszeć chór przestrzegający przed zmianą przepisów pod wpływem chwili, emocji i pojedynczych przypadków, warto przywołać dwie sceny. Pierwsza to obraz bezradności. Kibole ustawiają świat polskiej piłki od lat. Wrzaski, pohukiwania, rzucanie bananów, okrzyki „Żydzew” i „Do gazu”, regularne mordobicia dla niepoznaki zwane ustawkami, to nie jest ledwie dostrzegalny folklor trzecio- i czwartoligowych boisk. To jest norma. Tak jak normą stało się, że ludzie uprawiający ten proceder od lat nie ponoszą za to żadnych poważnych konsekwencji.
Obraz drugi. Tylko pozornie odległy i niezwiązany z futbolem. To tysiące wyroków skazujących młodych ludzi za posiadanie skręta. Obraz pierwszy daje poczucie bezsilności państwa i prawa. Obraz drugi jest symbolem bezrefleksyjnej represji stosowanej z upodobaniem, by poprawić statystyki i samopoczucie. Nobel dla tego, kto połączy te dwa obrazy i wyciągnie z nich wnioski o wspólnej filozofii społecznej, racji i argumentów stojących za systemem prawnym i, wreszcie, modelu wychowania w szacunku dla instytucji państwa. Minister sprawiedliwości ma co robić. Wydaje się, że zbudowanie frontu poparcia dla tych zmian zaraz po Euro nie powinno być problemem. Nawet chocholi taniec PiS z kibolami ma swoje granice. Jeśli Kaczyński nie poprze ostrych kar dla ulicznej bandyterki, słowo „kompromitacja” nabierze zupełnie nowego sensu. Minister Gowin powinien się wziąć do deregulacji kibolstwa. Najlepiej tak skutecznie, żeby tego fachu nikomu nie opłacało się uprawiać.
Więcej możesz przeczytać w 25/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.