To była jedna z najpiękniejszych wrzutek turnieju. Nic dziwnego. Autor przez lata trenował to zagranie, podpatrywał najlepszych i kiedy przyszła chwila próby – zagrał fenomenalnie. W sekundzie wielka złość, nerwowa ciekawość, emocje, wściekłość, żal – wszystko to niemal straciło sens. Energia poszła na analizę. Czy zagranie było celowe, jak bardzo trafione i czy dało upragnioną chwilę wytchnienia. Piałbym z zachwytu nad tym wszystkim, gdyby nie to, że rzecz cała nie zdarzyła się na boisku. Starannie reżyserowane zagranie miało bowiem miejsce na konferencyjnej sali. A sprawca nie kopał piłki – tylko zawodników naszej kadry. I to zaraz po tym, jak przegrali mecz o wszystko z Czechami. We wtorek wszyscy czekali, jak w kwestii swojej dymisji zagra Grzegorz Lato. Prezes PZPN, ofiara własnej arogancji i trzech zbędnych zdań o tym, że niewyjście z grupy na Euro równa się dymisji – tuż przed utratą punktu (chciałoby się powiedzieć: twarzy, ale aż tak ryzykownego stwierdzenia nawet papier może nie wytrzymać) postanowił ruszyć do szaleńczej kontry. Kiedy więc cała społeczność polskich kibiców mimo przegranej krzyczała do kadrowiczów: Dziękujemy!, prezes Lato postanowił sięgnąć po niezawodną amunicję i z precyzją godną sarajewskiego snajpera strzelił kwotami, jakie – za było nie było przegrany turniej – skasują kadrowicze. Podziałało.
Pytania o blamaż prezesa, obiecaną rezygnację, o to, czy w ogóle słowo ma dla Laty jakąkolwiek wartość, ograniczyły się do dwóch. Zamknięty w ten sposób sprawnie temat dymisji szybko zamienił się w ciąg pytań o szmal. A prezes przestał być samotnym celem dziennikarskiej wściekłości i stał się co najmniej równorzędnym obiektem kłopotliwych pytań o to, czy godzi się zarabiać na Euroklęsce. Gdy minie złość pomieszana z osłupieniem, to zagraniu trudno odmówić iście europejskiego kunsztu. Wyjść z sytuacji, z której honorowym (wiem, znowu kłopotliwe słowo… ) wyjściem była tylko dymisja, to zagranie na miarę gola strzelonego przez Balotelliego Irlandczykom.
Gdyby nie objawiona na nowo gigantyczna miłość Polaków do futbolu, można by uznać, że Grzegorz Lato jest problemem wyłącznie dla swoich kolegów z PZPN. Oni go wybrali, oni się z nim mordują, oni ewentualnie za niego wstydzą (przepraszam, wszystkie te wątpliwe słowa jakoś same się dzisiaj cisną na usta…). Problem w tym, że widać autentyczne nadzieje milionów ludzi na to, że znowu możemy coś w futbolu znaczyć. Widać nadzieje tysięcy młodych chłopaków, którzy chcą być Lewandowskim, Błaszczykowskim, Ronaldo i Torresem. Widać sportowe zacięcie, wielką ambicję i pasję. Widać kibiców, dla których futbol to nie „je hra”. Futbol to pół życia! Albo całe. Im wszystkim prezes Lato rechocze prosto w twarz, rzuca kwoty i zdaje się mówić – wszyscy jesteśmy umoczeni.
Otóż nie, panie prezesie! Nie wszyscy. Jakoś trudno mi znaleźć słowa potępienia na to, co o braku biletów dla rodzin mówił Jakub Błaszczykowski. To zawodnicy, a nie pan, gryźli w tym turnieju trawę. I choć futbol jest mi doskonale obojętny, nie jest obojętne, czy i w jakim stylu nasi z niego odpadli. A prawda jest taka, że zrobili to w niezłym stylu. Walcząc do końca. Zrobili to w stylu, o którym pan, będąc prezesem, nie może nawet marzyć. Grzegorz Lato, rządząc polską piłką, nie dorobił się autorytetu, który pozwoliłby na załatwianie takich kwestii jak te nieszczęsne bilety, w zaciszu szatni albo gabinetu. Tak pana, prezesie, szanują ci, którzy są od pana w miarę niezależni. Warto nad tym pomyśleć, a nie pouczać dziennikarzy, że nie wiedzą, co piszą.
Snucie rozważań, czy i kiedy prezes Lato odspawa się od stołka, nie wydaje się szczególnym intelektualnym wyzwaniem. Ale warto się zastanowić, dlaczego piłkarska centrala nie widzi, że taka polityka to samobój. Że prędzej czy później znajdzie się ktoś tak zdeterminowany, że nie cackając się z legendarną ponoć autonomią związku, postanowi to towarzystwo rozpędzić. I nieważne, czy będziemy przed takim czy owakim turniejem, z którego wykluczenie dotąd studziło zapędy wściekłych na piłkarską samowolę. Warto by się zastanowić, czy nie opłaca się (O, wreszcie! To jest słowo, które powinno części działaczy trafić do przekonania…) postawić na kogoś, kto ma wizję, swoje zdanie i autorytet. Przynajmniej jedno nazwisko przychodzi do głowy w sekundzie, i bynajmniej nie trzeba go szukać długo i daleko od futbolowej centrali. I nawet jeśli ten ktoś dotąd mówił „nie” , to warto, by raz jeszcze przemyślał, czy ze swoim dorobkiem, wiedzą, uznaniem i poważaniem ma prawo dalej siedzieć w drugim rzędzie. Drugie Euro prędko się nam nie przydarzy. Chwila i wyzwanie są historyczne. I trzeba coś z tym zrobić. Oto prawdziwy entliczek, pentliczek…
Pytania o blamaż prezesa, obiecaną rezygnację, o to, czy w ogóle słowo ma dla Laty jakąkolwiek wartość, ograniczyły się do dwóch. Zamknięty w ten sposób sprawnie temat dymisji szybko zamienił się w ciąg pytań o szmal. A prezes przestał być samotnym celem dziennikarskiej wściekłości i stał się co najmniej równorzędnym obiektem kłopotliwych pytań o to, czy godzi się zarabiać na Euroklęsce. Gdy minie złość pomieszana z osłupieniem, to zagraniu trudno odmówić iście europejskiego kunsztu. Wyjść z sytuacji, z której honorowym (wiem, znowu kłopotliwe słowo… ) wyjściem była tylko dymisja, to zagranie na miarę gola strzelonego przez Balotelliego Irlandczykom.
Gdyby nie objawiona na nowo gigantyczna miłość Polaków do futbolu, można by uznać, że Grzegorz Lato jest problemem wyłącznie dla swoich kolegów z PZPN. Oni go wybrali, oni się z nim mordują, oni ewentualnie za niego wstydzą (przepraszam, wszystkie te wątpliwe słowa jakoś same się dzisiaj cisną na usta…). Problem w tym, że widać autentyczne nadzieje milionów ludzi na to, że znowu możemy coś w futbolu znaczyć. Widać nadzieje tysięcy młodych chłopaków, którzy chcą być Lewandowskim, Błaszczykowskim, Ronaldo i Torresem. Widać sportowe zacięcie, wielką ambicję i pasję. Widać kibiców, dla których futbol to nie „je hra”. Futbol to pół życia! Albo całe. Im wszystkim prezes Lato rechocze prosto w twarz, rzuca kwoty i zdaje się mówić – wszyscy jesteśmy umoczeni.
Otóż nie, panie prezesie! Nie wszyscy. Jakoś trudno mi znaleźć słowa potępienia na to, co o braku biletów dla rodzin mówił Jakub Błaszczykowski. To zawodnicy, a nie pan, gryźli w tym turnieju trawę. I choć futbol jest mi doskonale obojętny, nie jest obojętne, czy i w jakim stylu nasi z niego odpadli. A prawda jest taka, że zrobili to w niezłym stylu. Walcząc do końca. Zrobili to w stylu, o którym pan, będąc prezesem, nie może nawet marzyć. Grzegorz Lato, rządząc polską piłką, nie dorobił się autorytetu, który pozwoliłby na załatwianie takich kwestii jak te nieszczęsne bilety, w zaciszu szatni albo gabinetu. Tak pana, prezesie, szanują ci, którzy są od pana w miarę niezależni. Warto nad tym pomyśleć, a nie pouczać dziennikarzy, że nie wiedzą, co piszą.
Snucie rozważań, czy i kiedy prezes Lato odspawa się od stołka, nie wydaje się szczególnym intelektualnym wyzwaniem. Ale warto się zastanowić, dlaczego piłkarska centrala nie widzi, że taka polityka to samobój. Że prędzej czy później znajdzie się ktoś tak zdeterminowany, że nie cackając się z legendarną ponoć autonomią związku, postanowi to towarzystwo rozpędzić. I nieważne, czy będziemy przed takim czy owakim turniejem, z którego wykluczenie dotąd studziło zapędy wściekłych na piłkarską samowolę. Warto by się zastanowić, czy nie opłaca się (O, wreszcie! To jest słowo, które powinno części działaczy trafić do przekonania…) postawić na kogoś, kto ma wizję, swoje zdanie i autorytet. Przynajmniej jedno nazwisko przychodzi do głowy w sekundzie, i bynajmniej nie trzeba go szukać długo i daleko od futbolowej centrali. I nawet jeśli ten ktoś dotąd mówił „nie” , to warto, by raz jeszcze przemyślał, czy ze swoim dorobkiem, wiedzą, uznaniem i poważaniem ma prawo dalej siedzieć w drugim rzędzie. Drugie Euro prędko się nam nie przydarzy. Chwila i wyzwanie są historyczne. I trzeba coś z tym zrobić. Oto prawdziwy entliczek, pentliczek…
Więcej możesz przeczytać w 26/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.