Kontynuowanie stylu z roku 1989 może przynieść wzrost napięć społecznych
Ruch chłopski pokazał dobitnie, że pokój społeczny w kraju ma swoją cenę, wymierną w pieniądzu, także budżetowym. Udowodnił też, że taniej jest pokój społeczny utrzymać, niż go przywracać. Obecny wzrost niepokojów na wsi (przytłumionych, nie wygaszonych) i wśród różnych grup ludności nierolniczej zmusza do postawienia pytania: skąd się to wzięło akurat teraz?
Najłatwiej jest odpowiedzieć, że "zrozumiałe niezadowolenie" wykorzystuje OPZZ i SLD do swoich knowań albo że buntują się egoistyczne grupy, by wyrwać grosz reszcie podatników. Oba wytłumaczenia zawierają drobiny prawdy, ale główny problem tkwi gdzie indziej, a mianowicie w bardzo głębokim pęknięciu koalicji rządowej i polityki rządowej w dziedzinie gospodarczej. Polega ono na tym, że co innego jest najważniejsze dla jednej części koalicji, a co innego dla drugiej, przy czym granica w dużym stopniu przebiega między AWS i UW.
Nie należy lekceważyć niepokojów, żeby nagle nie stanąć w obliczu jakiejś "wiosny ludu"
Jeżeli zamierzało się rozpocząć jednocześnie cztery wielkie reformy społeczne, dotyczące wszystkich obywateli jako odbiorców usług publicznych i ogromnej ich grupy jako pracowników, to należało dostosować do tych reform politykę budżetową, nie tracąc jednocześnie z pola widzenia nadzwyczajnej sytuacji, jaka powstała na wsi w roku ubiegłym. Niewykluczone, że kalkulacja związanych z reformami potrzeb, które trzeba sfinansować z tegorocznego budżetu, nakazywałaby rozłożenie ich w czasie. Z drugiej jednak strony, rozległe zamierzenia reformatorskie rządu oraz sytuacja w rolnictwie narzucały potrzebę odejścia od budżetowej ortodoksji, graniczącej wręcz z mistycyzmem obowiązku corocznej redukcji deficytu budżetowego. Można powiedzieć, że w rządzie i w koalicji zderzyło się "dwu sztywnych": AWS-owski od reform i Unii Wolności od budżetu, a o trzecim zapomniano, aż wyszedł na drogi (jeszcze parę dni przed rozpoczęciem blokad opanowana przez większość koalicyjną komisja sejmowa "wycięła" Agencji Rynku Rolnego większość środków na interwencję). Groźba niepokojów społecznych zawarta w kolizji między ekspansywną polityką reform a restrykcyjną polityką budżetową została wzmocniona przez gorszą koniunkturę gospodarczą i intensywne straszenie skutkami kryzysu rosyjskiego oraz światowego. Choć było ono adresowane głównie do posłów, by nie podskakiwali z wydatkami budżetowymi, to docierało do wszystkich, wzmacniając niepokoje na tle różnych bytowych spraw. Jeżeli dodać do tego fakt, że część społeczeństwa (wcale niemała) czuje się - nie tylko w Polsce, gdzie indziej też - bezpieczniej od strony socjalnej przy rządach lewicy, a niepewnie przy rządach prawicy, to mogły powstać warunki sprzyjające załamaniu stabilizacji społecznej w kraju. Nie należy ich lekceważyć, żeby nagle nie stanąć w obliczu jakiejś "wiosny ludu".
Przyrównuje się czasem rok 1999 do 1989, mówiąc, że weszliśmy w drugą falę reform. Istotnie, mamy spiętrzenie reform w dziedzinach, które ich wymagały, ale tło ekonomiczne jest nieporównywalne z rokiem 1989. Wtedy reformy ruszały przy gospodarce całkowicie wykolejonej, z ogromnym deficytem bud- żetowym i hiperinflacją. Wtedy stabilizacja, czyli ograniczenie siły nabywczej ludności, redukcja deficytu budżetowego i inflacji musiały być nie tylko najważniejszymi, lecz wręcz jedynymi celami polityki gospodarczej, warunkującymi wszystkie następne. Dzisiaj żaden z tych celów nie może być przekształcany w świętość, która podporządkowuje sobie wszystkie inne. Kontynuowanie stylu właściwego wojnie z roku 1989 może przynieść nadmierne, niepotrzebne zduszenie koniunktury i wzrost napięć społecznych. Dzisiaj należy sobie raczej zadać pytania: czy inflacja nie spada za szybko (właśnie przez to chłopi są na drogach), czy złoty nie jest za mocny, czy nie lepiej byłoby zrezygnować w 1999 r. ze zmniejszania skali deficytu budżetowego? Nie chodzi o populistyczne szaleństwa, lecz o rozsądną elastyczność i wyobraźnię nie pętaną schematami.
Najłatwiej jest odpowiedzieć, że "zrozumiałe niezadowolenie" wykorzystuje OPZZ i SLD do swoich knowań albo że buntują się egoistyczne grupy, by wyrwać grosz reszcie podatników. Oba wytłumaczenia zawierają drobiny prawdy, ale główny problem tkwi gdzie indziej, a mianowicie w bardzo głębokim pęknięciu koalicji rządowej i polityki rządowej w dziedzinie gospodarczej. Polega ono na tym, że co innego jest najważniejsze dla jednej części koalicji, a co innego dla drugiej, przy czym granica w dużym stopniu przebiega między AWS i UW.
Nie należy lekceważyć niepokojów, żeby nagle nie stanąć w obliczu jakiejś "wiosny ludu"
Jeżeli zamierzało się rozpocząć jednocześnie cztery wielkie reformy społeczne, dotyczące wszystkich obywateli jako odbiorców usług publicznych i ogromnej ich grupy jako pracowników, to należało dostosować do tych reform politykę budżetową, nie tracąc jednocześnie z pola widzenia nadzwyczajnej sytuacji, jaka powstała na wsi w roku ubiegłym. Niewykluczone, że kalkulacja związanych z reformami potrzeb, które trzeba sfinansować z tegorocznego budżetu, nakazywałaby rozłożenie ich w czasie. Z drugiej jednak strony, rozległe zamierzenia reformatorskie rządu oraz sytuacja w rolnictwie narzucały potrzebę odejścia od budżetowej ortodoksji, graniczącej wręcz z mistycyzmem obowiązku corocznej redukcji deficytu budżetowego. Można powiedzieć, że w rządzie i w koalicji zderzyło się "dwu sztywnych": AWS-owski od reform i Unii Wolności od budżetu, a o trzecim zapomniano, aż wyszedł na drogi (jeszcze parę dni przed rozpoczęciem blokad opanowana przez większość koalicyjną komisja sejmowa "wycięła" Agencji Rynku Rolnego większość środków na interwencję). Groźba niepokojów społecznych zawarta w kolizji między ekspansywną polityką reform a restrykcyjną polityką budżetową została wzmocniona przez gorszą koniunkturę gospodarczą i intensywne straszenie skutkami kryzysu rosyjskiego oraz światowego. Choć było ono adresowane głównie do posłów, by nie podskakiwali z wydatkami budżetowymi, to docierało do wszystkich, wzmacniając niepokoje na tle różnych bytowych spraw. Jeżeli dodać do tego fakt, że część społeczeństwa (wcale niemała) czuje się - nie tylko w Polsce, gdzie indziej też - bezpieczniej od strony socjalnej przy rządach lewicy, a niepewnie przy rządach prawicy, to mogły powstać warunki sprzyjające załamaniu stabilizacji społecznej w kraju. Nie należy ich lekceważyć, żeby nagle nie stanąć w obliczu jakiejś "wiosny ludu".
Przyrównuje się czasem rok 1999 do 1989, mówiąc, że weszliśmy w drugą falę reform. Istotnie, mamy spiętrzenie reform w dziedzinach, które ich wymagały, ale tło ekonomiczne jest nieporównywalne z rokiem 1989. Wtedy reformy ruszały przy gospodarce całkowicie wykolejonej, z ogromnym deficytem bud- żetowym i hiperinflacją. Wtedy stabilizacja, czyli ograniczenie siły nabywczej ludności, redukcja deficytu budżetowego i inflacji musiały być nie tylko najważniejszymi, lecz wręcz jedynymi celami polityki gospodarczej, warunkującymi wszystkie następne. Dzisiaj żaden z tych celów nie może być przekształcany w świętość, która podporządkowuje sobie wszystkie inne. Kontynuowanie stylu właściwego wojnie z roku 1989 może przynieść nadmierne, niepotrzebne zduszenie koniunktury i wzrost napięć społecznych. Dzisiaj należy sobie raczej zadać pytania: czy inflacja nie spada za szybko (właśnie przez to chłopi są na drogach), czy złoty nie jest za mocny, czy nie lepiej byłoby zrezygnować w 1999 r. ze zmniejszania skali deficytu budżetowego? Nie chodzi o populistyczne szaleństwa, lecz o rozsądną elastyczność i wyobraźnię nie pętaną schematami.
Więcej możesz przeczytać w 8/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.