Film "Ogniem i mieczem" nabiera niezwykłej aktualności wobec protestów rolników i wchodzenia Polski do UE
Ósmego lutego roku pańskiego 1999 w Warszawie wejście do Teatru Wielkiego zasnuł dym setek pochodni. Słabe płomienie ledwo rozjaśniały mrok zimowego wieczoru. Złowrogo dudnił wielki bęben wzywający do ataku. W ciemnościach majaczyły nieruchome postacie jeźdźców. Trudno było rozeznać: nasi to czy obcy.
W teatrze byli już i kanclerz Buzek, i hetman Balcerowicz. Hetmana powitało owacją zgromadzone rycerstwo, gotowe do ostatniej złotówki (dawniej: kropli krwi) bronić Ojczyzny i Wiary przed czernią i kozactwem. Twarz hetmana, chmurna i blada, zdradzała zatroskanie. Skłonił lekko głowę w geście podziękowania, a serca zgromadzonych napełniła otucha. Z wolna przygasały światła. Można było rozpocząć dzieło... Mowa oczywiście o premierowym pokazie "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana w Teatrze Wielkim w Warszawie. Być może moja relacja z tego wydarzenia jest nieco subiektywna, ale chciałbym dziś rozwinąć tezę, że reżyser pojawił się ze swoim filmem w wyjątkowo stosownym momencie. Bajecznie kolorowa opowieść o wydarzeniach sprzed trzystu pięćdziesięciu lat nabiera nagle niezwykłej aktualności wobec protestów rolników i wchodzenia Polski do Unii Europejskiej. Nie wiem, czy Hoffman to przewidział i dlatego spieszył się ze swoim dziełem. Okazuje się bowiem, że nie tylko po Polsce, ale i po całej Europie krąży widmo chłopskiego powstania. Burzą się chłopi włoscy i francuscy. Armia unijnych chłopów zajmuje Strasburg. Panie Jerzy, co Pan - na Boga! - uczynił? Polscy chłopi na wieść o premierze filmu Hoffmana nie poszli jednak pod Teatr Wielki, mimo że bęben wzywał do rzezi. Przeciwnie! Przerwali blokady, aby obejrzeć film, i powrócą bogatsi o historyczną mądrość, którą chciał im przekazać reżyser. Zobaczą więc, że wódz powstania Chmielnicki to wytrawny i pełen godności mąż stanu. Człek spokojny, łagodny, o żelaznych nerwach. Wierny Rzeczypospolitej, a szukający jeno sprawiedliwości. A książę Jeremi Wiśniowiecki to nie znający litości okrutnik. Nie widziałem wprawdzie twarzy naszych dzisiejszych premierów, bo było ciemno, ale wyobrażam sobie, co czuli, gdy z wielkiego ekranu straszny Jarema obwieszczał, że bunt chłopski zdusi ogniem, mieczem, palem i szubienicą. Że utopi go we krwi. Andrzej Lepper powinien się przyjrzeć filmowemu Krzywonosowi. Fantastyczna postać! Nos prosty, wręcz arystokratyczny, dzika, zniewalająca uroda. I prowadzi do boju piechotę zaporoską z fajeczką w zębach niczym książę Józef Poniatowski. Film Hoffmana trzeba natychmiast wysłać do Europy. Niech się chłopy unijne trochę poduczą od wschodnich sąsiadów, a brukselscy rycerze biurokracji, zakuci w zalecenia i dyrektywy, niech przejrzą na oczy, z kim mają sprawę i nabiorą respektu. Nie tylko przed polskimi rycerzami, lecz także przed chłopami, Kozakami i Tatarami. Polacy wiedzą, gdzie ich miejsce. Od wieków uczyli się na Zachodzie, a interesy robili ze Wschodem. To prawda, że nie zawsze dobre, ale przecież Zachód tak naprawdę nigdy Polski nie potrzebował. A Sobieski i Piłsudski ratowali Europę dla własnych egoistycznych interesów, bo przecież chodziło im tylko o własny kraj. Nie wiem, czy film Pana Jerzego doprowadzi do rozruchów chłopskich w kraju i za granicą. Nie wiem też, czy nasza stara ciotka Europa pokocha nagle wschodnich kuzynów, czy też wygoni nas na Dzikie Pola, bo tam nasze miejsce. Martwi mnie co innego. Mały cytat z Sienkiewicza, który przytaczam za tekstem Andrzeja Rudnickiego, zawartym w rozdawanej na premierze kolorowej broszurce jednego z banków: "Strzeżcie się (...). Ze społeczeństwa rycerzy możecie zejść na arendarzy, giełdziarzy, pachciarzy, kramarzy i tym podobnych łapigroszów, którzy, byle geszeft szedł dobrze, nie będą dbali o nic innego". Tytuł broszurki: "Ogniem, mieczem i kredytem". W sam raz dla polskich chłopów.
W teatrze byli już i kanclerz Buzek, i hetman Balcerowicz. Hetmana powitało owacją zgromadzone rycerstwo, gotowe do ostatniej złotówki (dawniej: kropli krwi) bronić Ojczyzny i Wiary przed czernią i kozactwem. Twarz hetmana, chmurna i blada, zdradzała zatroskanie. Skłonił lekko głowę w geście podziękowania, a serca zgromadzonych napełniła otucha. Z wolna przygasały światła. Można było rozpocząć dzieło... Mowa oczywiście o premierowym pokazie "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana w Teatrze Wielkim w Warszawie. Być może moja relacja z tego wydarzenia jest nieco subiektywna, ale chciałbym dziś rozwinąć tezę, że reżyser pojawił się ze swoim filmem w wyjątkowo stosownym momencie. Bajecznie kolorowa opowieść o wydarzeniach sprzed trzystu pięćdziesięciu lat nabiera nagle niezwykłej aktualności wobec protestów rolników i wchodzenia Polski do Unii Europejskiej. Nie wiem, czy Hoffman to przewidział i dlatego spieszył się ze swoim dziełem. Okazuje się bowiem, że nie tylko po Polsce, ale i po całej Europie krąży widmo chłopskiego powstania. Burzą się chłopi włoscy i francuscy. Armia unijnych chłopów zajmuje Strasburg. Panie Jerzy, co Pan - na Boga! - uczynił? Polscy chłopi na wieść o premierze filmu Hoffmana nie poszli jednak pod Teatr Wielki, mimo że bęben wzywał do rzezi. Przeciwnie! Przerwali blokady, aby obejrzeć film, i powrócą bogatsi o historyczną mądrość, którą chciał im przekazać reżyser. Zobaczą więc, że wódz powstania Chmielnicki to wytrawny i pełen godności mąż stanu. Człek spokojny, łagodny, o żelaznych nerwach. Wierny Rzeczypospolitej, a szukający jeno sprawiedliwości. A książę Jeremi Wiśniowiecki to nie znający litości okrutnik. Nie widziałem wprawdzie twarzy naszych dzisiejszych premierów, bo było ciemno, ale wyobrażam sobie, co czuli, gdy z wielkiego ekranu straszny Jarema obwieszczał, że bunt chłopski zdusi ogniem, mieczem, palem i szubienicą. Że utopi go we krwi. Andrzej Lepper powinien się przyjrzeć filmowemu Krzywonosowi. Fantastyczna postać! Nos prosty, wręcz arystokratyczny, dzika, zniewalająca uroda. I prowadzi do boju piechotę zaporoską z fajeczką w zębach niczym książę Józef Poniatowski. Film Hoffmana trzeba natychmiast wysłać do Europy. Niech się chłopy unijne trochę poduczą od wschodnich sąsiadów, a brukselscy rycerze biurokracji, zakuci w zalecenia i dyrektywy, niech przejrzą na oczy, z kim mają sprawę i nabiorą respektu. Nie tylko przed polskimi rycerzami, lecz także przed chłopami, Kozakami i Tatarami. Polacy wiedzą, gdzie ich miejsce. Od wieków uczyli się na Zachodzie, a interesy robili ze Wschodem. To prawda, że nie zawsze dobre, ale przecież Zachód tak naprawdę nigdy Polski nie potrzebował. A Sobieski i Piłsudski ratowali Europę dla własnych egoistycznych interesów, bo przecież chodziło im tylko o własny kraj. Nie wiem, czy film Pana Jerzego doprowadzi do rozruchów chłopskich w kraju i za granicą. Nie wiem też, czy nasza stara ciotka Europa pokocha nagle wschodnich kuzynów, czy też wygoni nas na Dzikie Pola, bo tam nasze miejsce. Martwi mnie co innego. Mały cytat z Sienkiewicza, który przytaczam za tekstem Andrzeja Rudnickiego, zawartym w rozdawanej na premierze kolorowej broszurce jednego z banków: "Strzeżcie się (...). Ze społeczeństwa rycerzy możecie zejść na arendarzy, giełdziarzy, pachciarzy, kramarzy i tym podobnych łapigroszów, którzy, byle geszeft szedł dobrze, nie będą dbali o nic innego". Tytuł broszurki: "Ogniem, mieczem i kredytem". W sam raz dla polskich chłopów.
Więcej możesz przeczytać w 8/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.