Miło patrzeć, jak ludzie biorą sprawy w swoje ręce i poszerzają posiadane umiejętności. Sprzyja to rozwojowi twórczego myślenia. Rolnicy w Polsce wzięli w swoje ręce regulację ruchu drogowego i okazało się, że mają w tej kwestii wiele nowatorskich pomysłów. Ich koledzy we Francji zajęli się natomiast pracą nad wyposażeniem wnętrz jednego z ministerstw i jednej ze szkół wyższych. Oni również wykazali się nadzwyczajną inwencją.
Mogłoby się wydawać, że ministerialne gabinety są wszędzie mniej więcej takie same i nie da się w tej sprawie nic zmienić. Pomyłka! Kiedy zbierze się pięćdziesięciu krzepkich mężczyzn, w takim gabinecie może się zmienić dosłownie wszystko. Co pięćdziesiąt głów, to nie jedna. Dlaczego fotel przy biurku ma ciągle nudno stać, wyprostowany na baczność. Wystarczy wyłamać mu nogę lub dwie i oderwać oparcie od siedzenia, a układ przestrzenny gabinetu ulega od razu ciekawemu urozmaiceniu. Znika dotychczasowa monotonia i oko może się oprzeć na intrygujących załamaniach linii i powierzchni. Po tak zachęcającym doświadczeniu nie sposób powstrzymać się od wprowadzenia korekt w strukturze bryły samego biurka, ponieważ w nowej sytuacji ono już słabo pasuje do fotela. Dlatego kilkoma sprawnymi ruchami usuwamy niepotrzebne wybrzuszenia na blacie w postaci zdjęć rodziny pani minister, roślinek - które się na nim tylko męczą - oraz stert dokumentów, którymi malowniczo zaścielamy podłogę, a częściowo także ulicę: niech się dokumenty przewietrzą. W końcu jest to Ministerstwo Ochrony Środowiska i Gospodarki Terenowej, więc takie potrzeby dokumentów powinni tam zrozumieć bez trudu. Całość obrazu byłaby jednak estetycznie ułomna, gdyby nie wprowadzić doń nowych akcentów, pochodzących całkowicie z zewnątrz gabinetu. Niezależnie zatem od rozłożenia na czynniki pierwsze większości mebli i fantazyjnego rozsypania ziemi z doniczek pokrywamy całość warstwą mąki i grochu, zaś na ścianach rozbijamy jajka. Kiedy jajka spłyną ze ścian na podłogę i zmieszają się z mąką, pani minister pozostanie już tylko zgarnięcie całości do foremki i włożenie do piecyka. Ponieważ rolnicy nie hołdują zwyczajom kastowym i nie zwykli uprzyjemniać życia tylko ministrom, przeto podobne poprawki artystyczno-gastronomiczne wprowadzili również do wystroju biur około dwudziestu niższych rangą urzędników ministerstwa, koncentrując się w szczególności na nadaniu zupełnie nowych, mniej monotonnych i standardowych form ich komputerom. Nie zapomnieli także o korytarzach dwóch pięter ministerstwa i o kursującej między nimi windzie. W niektórych wypadkach nadali nowy wystrój również samym urzędnikom. Kiedy dawali oni do zrozumienia, że nie podoba im się posypywanie mąką, artyści występujący gościnnie w ministerstwie zaczynali się głośno zastanawiać, czy nie dałoby się wprowadzić w ich wyglądzie jeszcze śmielszych zmian, polegających na wprowadzeniu w niektórych miejscach elementów czerwieni i fioletu. Kilkudziesięciu innych rolników przeprowadziło podobne ćwiczenia z projektowania wnętrz w Krajowej Szkole Administracji. Uzupełnili je tam zajęciami plenerowymi. Na jej dziedzińcu utworzyli oryginalną plamę ziemi, powstałą po pracowitym wydobyciu zeń brukowców, które przesypali następnie stopniowo w miejsce, skąd nadciągały oddziały policji. Każdy prawdziwy esteta musi jednak doznać pewnego rozczarowania na wiadomość, że inspiracja nowego nurtu ma charakter finansowy: w końcu okazało się, że jego przedstawicielom chodzi o to, żeby pod wpływem ich twórczych fluidów Unia Europejska nie reformowała swojej polityki rolnej. Mogłoby to bowiem doprowadzić do obcięcia subwencji dla gospodarstw, które produkują za dużo i za drogo, a więc zupełnie niepotrzebnie. Jeśli już nawet znajdzie się ktoś, kto zechce kupować na zapas wieprzowinę i inne produkty, których i tak nie zdoła zjeść, to na pewno nie za tę cenę, której żądają wytwórcy. Unia Europejska wydaje na skup nadwyżek produkcyjnych, przechowywanie ich w magazynach i podtrzymywanie cen zbytu produktów rolnych ponad połowę swojego budżetu. Budżet ten pochodzi z kieszeni milionów podatników, w tym również tych, którzy nie korzystają z absolutnie żadnej ochrony państwa i UE - co oznacza, że jeśli podejmą nietrafną decyzję na temat kierunku swojej działalności zawodowej, mogą wylądować na ulicy. Wygląda więc na to, że dziesiątki milionów obywateli UE przekazuje obecnie urzędom podatkowym ciężkie pieniądze po to, żeby mieć następnie prawo do jak najdroższego płacenia za żywność z tych pieniędzy, które im zostaną po zapłaceniu podatków. Podatki te są zaś przeznaczane na utrzymanie gospodarstw, które nie są w stanie utrzymać się inaczej niż właśnie z cudzych podatków. Te dziesiątki milionów obywateli mogą doznać pewnego dnia olśnienia w kwestii swoich własnych interesów i wziąć sprawy w swoje ręce. Może nie będzie to zbyt ciekawe pod względem artystycznym, ale pożytek może z tego jednak być duży.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.