Na froncie wojen ideologicznych, którymi nabrzmiewa nasza polityka, minister Gowin awansował na generała. Nie tylko prowadzi batalie, ale je inspiruje. Sam wymyśla wroga, opracowuje strategię, zagrzewa do walki, dodaje ducha wyznawcom jego linii strategicznej i osobiście troszczy się o poprawną i konsekwentną linię propagandową. Jego pierwszą wielką batalią ideologiczną – jeszcze jako kaprala – była działalność w sejmowym zespole do spraw konwencji bioetycznej. Zespół ten został powołany, by dostosować polskie prawodawstwo do wymogów europejskich, a „przy okazji” dać podstawy do refundacji in vitro. Przewodnicząc jego pracom, Gowin spowodował, że zespół złożony ze specjalistów (i przy votum separatum części) wyprodukował projekt ustawy, która zainicjowaławojnę ideologiczną w Polsce. Pomysł refundacji poszedł w zapomnienie, a zabieg in vitro stosowany powszechnie na świecie został zakwestionowany jako „niemoralny”. Uzasadnieniem tej oceny była zawarta w Katechizmie Kościoła katolickiego krytyka zabiegu ( jako niezgodnego z wolą bożą) oraz osobista „wrażliwość” posła Gowina na krzyk zamrażanych zarodków.
Chyba mniej więcej wtedy kierownictwo PO zorientowało się, że na szczególnej „wrażliwości”, cynizmie i politycznych umiejętnościach Gowina można zdobyć trochę głosów słuchaczy Radia Maryja, PiS i dawnego LPR. W konsekwencji pan poseł został mianowany ministrem, i to sprawiedliwości, by potencjalnemu prawicowemu wyborcy łatwiej kojarzył się z nazwą głównej opozycyjnej partii. Tak sobie w każdym razie tłumaczę to mianowanie, bo przecież ma się ono nijak do kompetencji mianowanego.
Rozpętana przez Gowina wojna bioetyczna trwa do dziś i właśnie szykuje się jej kolejna odsłona (w Sejmie złożonych jest znów kilka projektów ustaw). Możemy mieć więc absolutną pewność, że Polska nie podpisze konwencji bioetycznej, że nie będzie żadnych normatywnych regulacji zabiegów in vitro (bo gdyby miał wygrać ideologiczny projekt pana ministra, to lepiej, żeby ich nie było), a o refundacji nie ma co nawet marzyć.
Drugą wielką ideologiczną batalię Gowin rozpoczął w związku z konwencją RE o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Według ministra Gowina (streszczam najświeższą wersję jego stanowiska już po obietnicy premiera podpisania konwencji, TVN 24, 7.07, rozmowa z Kolendą-Zaleską) za konwencją stoją trzy potężne lobby: jedno to lobby homoseksualistów, drugie – feministek, trzecie – „ciał międzynarodowych”. Jedno zagraża rodzinie, drugie macierzyństwu, trzecie suwerenności Polski.
Potężne lobby homoseksualne dąży do zniszczenia heteroseksualnej rodziny i doprowadzenia do małżeństw i adopcji homoseksualnych. Po ratyfikowaniu konwencji – jak można się domyślić – wszyscy będziemy musieli być homoseksualistami lub ich adoptowanymi dziećmi. To drugie, lobby feministyczne, atakuje macierzyństwo i zmierza do tego, by kobiety przestały rodzić! Feministki są bowiem powszechnie znanymi wrogami zapłodnienia, ciąż, dzieci, rodzicielstwa i tradycji z tym związanych. Minister Gowin nie mógł sobie przypomnieć żadnego feministycznego tekstu na poparcie swojej wypowiedzi, ale po co? Bredzić każdy (minister) może.
Lobby trzecie to tajemnicze i nieprzewidywalne „ciało międzynarodowe”, które po ratyfikowaniu konwencji przejmie kontrolę nad polską rodziną (zapewne po to, by dopilnować, aby kobiety nie rodziły dzieci, a małżeństwa były homoseksualne).
Jak widać z wypowiedzi ministra Gowina, konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet jest nie tylko niezgodna z konstytucją, tradycją, wolą Boga oraz Watykanu, ale – mówiąc po wojskowemu – to tajna broń „obcych ciał międzynarodowych”, która użyta odbierze Polsce suwerenność. A do tego minister Gowin, jego wiceministrowie oraz bliski doradca Mirosław Barszcz (były minister budownictwa w rządzie PiS) nie dopuszczą.
Premier zapowiedział, że Polska konwencję podpisze, ale nie zamierza odwoływać Gowina. Obawiam się więc, że ten dokument podzieli los konwencji bioetycznej. Minister Gowin słyszy bowiem dziś nie tylko krzyk zamrażanych zarodków, ale również łomot oręża kutego przez homoseksualistów, feministki i „obce międzynarodowe ciała”. Wizja pana ministra jest zapewne koherentna i przez jakiś czas będzie na niej robił karierę, ale ja mam pomieszane w głowie. Czy to jest hucpa, cynizm, ignorancja, przebiegłość, czysta demagogia, jakieś prywatne kompleksy i problemy z identyfikacją seksualną, Opus Dei, czy koń trojański w PO? Bredzę? Bredzić każdy – nie tylko minister – może.
Chyba mniej więcej wtedy kierownictwo PO zorientowało się, że na szczególnej „wrażliwości”, cynizmie i politycznych umiejętnościach Gowina można zdobyć trochę głosów słuchaczy Radia Maryja, PiS i dawnego LPR. W konsekwencji pan poseł został mianowany ministrem, i to sprawiedliwości, by potencjalnemu prawicowemu wyborcy łatwiej kojarzył się z nazwą głównej opozycyjnej partii. Tak sobie w każdym razie tłumaczę to mianowanie, bo przecież ma się ono nijak do kompetencji mianowanego.
Rozpętana przez Gowina wojna bioetyczna trwa do dziś i właśnie szykuje się jej kolejna odsłona (w Sejmie złożonych jest znów kilka projektów ustaw). Możemy mieć więc absolutną pewność, że Polska nie podpisze konwencji bioetycznej, że nie będzie żadnych normatywnych regulacji zabiegów in vitro (bo gdyby miał wygrać ideologiczny projekt pana ministra, to lepiej, żeby ich nie było), a o refundacji nie ma co nawet marzyć.
Drugą wielką ideologiczną batalię Gowin rozpoczął w związku z konwencją RE o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Według ministra Gowina (streszczam najświeższą wersję jego stanowiska już po obietnicy premiera podpisania konwencji, TVN 24, 7.07, rozmowa z Kolendą-Zaleską) za konwencją stoją trzy potężne lobby: jedno to lobby homoseksualistów, drugie – feministek, trzecie – „ciał międzynarodowych”. Jedno zagraża rodzinie, drugie macierzyństwu, trzecie suwerenności Polski.
Potężne lobby homoseksualne dąży do zniszczenia heteroseksualnej rodziny i doprowadzenia do małżeństw i adopcji homoseksualnych. Po ratyfikowaniu konwencji – jak można się domyślić – wszyscy będziemy musieli być homoseksualistami lub ich adoptowanymi dziećmi. To drugie, lobby feministyczne, atakuje macierzyństwo i zmierza do tego, by kobiety przestały rodzić! Feministki są bowiem powszechnie znanymi wrogami zapłodnienia, ciąż, dzieci, rodzicielstwa i tradycji z tym związanych. Minister Gowin nie mógł sobie przypomnieć żadnego feministycznego tekstu na poparcie swojej wypowiedzi, ale po co? Bredzić każdy (minister) może.
Lobby trzecie to tajemnicze i nieprzewidywalne „ciało międzynarodowe”, które po ratyfikowaniu konwencji przejmie kontrolę nad polską rodziną (zapewne po to, by dopilnować, aby kobiety nie rodziły dzieci, a małżeństwa były homoseksualne).
Jak widać z wypowiedzi ministra Gowina, konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet jest nie tylko niezgodna z konstytucją, tradycją, wolą Boga oraz Watykanu, ale – mówiąc po wojskowemu – to tajna broń „obcych ciał międzynarodowych”, która użyta odbierze Polsce suwerenność. A do tego minister Gowin, jego wiceministrowie oraz bliski doradca Mirosław Barszcz (były minister budownictwa w rządzie PiS) nie dopuszczą.
Premier zapowiedział, że Polska konwencję podpisze, ale nie zamierza odwoływać Gowina. Obawiam się więc, że ten dokument podzieli los konwencji bioetycznej. Minister Gowin słyszy bowiem dziś nie tylko krzyk zamrażanych zarodków, ale również łomot oręża kutego przez homoseksualistów, feministki i „obce międzynarodowe ciała”. Wizja pana ministra jest zapewne koherentna i przez jakiś czas będzie na niej robił karierę, ale ja mam pomieszane w głowie. Czy to jest hucpa, cynizm, ignorancja, przebiegłość, czysta demagogia, jakieś prywatne kompleksy i problemy z identyfikacją seksualną, Opus Dei, czy koń trojański w PO? Bredzę? Bredzić każdy – nie tylko minister – może.
Więcej możesz przeczytać w 28/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.