Robią to, ale wstydzą się przyznać. Bo u nas operacje plastyczne to wciąż przejaw narcyzmu i lekka dewiacja.
Kiedy Gaja Grzegorzewska stała na podium, odbierając nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepszą książkę kryminalną roku, jej znajomi z sali skandowali „Nowy nos, nowy nos!”. Zdziwieni członkowie jury nie bardzo wiedzieli, o co chodzi, wszak w nagrodzonej książce „Topielica” o nosie nie ma ani słowa. – Odbierając czek na scenie, wytłumaczyłam, że nareszcie będzie mnie stać na operację plastyczną nosa. Gdy wypowiedziałam to publicznie, przypieczętowałam pakt, postawiłam kropkę nad i, nie mogłam już się wycofać – mówi pisarka. Wywołała powszechne zdziwienie, bo przecież nie musi jeszcze gonić za utraconą młodością (ma 31 lat), a o jej karierze decydują pisane książki, a nie to, jak wygląda. Ale do dziś dokładnie pamięta dzień, kiedy w siódmej klasie szkoły podstawowej złośliwa koleżanka wytknęła jej, że ma długi, gruby i garbaty nochal. – Uwierzyłam jej i znienawidziłam swój nos na resztę życia. Choć rodzina i wszyscy wokół pukali się w głowę, ja się uparłam.
Więcej możesz przeczytać w 29/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.