Rozmowa z JANUSZEM STEINHOFFEM ministre gospodarki
"Wprost": - Tona polskiego węgla w Rotterdamie kosztuje 41 dolarów. Eksperci szacują, że jest to o 12 dolarów za mało. Czy brytyjskie oskarżenie o stosowanie dumpingu przyspieszy reformę polskiego górnictwa?
Janusz Steinhoff: - Żadna skarga nie wpłynęła do Komisji Europejskiej. Rozmowy z Brytyjczykami wskazują, że problem polskiego eksportu na tamtejszy rynek obie strony chcą rozwiązać we własnym zakresie. Do Wielkiej Brytanii eksportujemy nieco więcej niż milion ton węgla. Jest to przede wszystkim tzw. węgiel opałowy, sprzedawany po dobrych cenach. Trudno byłoby udowodnić, że stosujemy tutaj dumping. Brytyjczycy rozumieją problemy związane z restrukturyzacją polskiego górnictwa. Dotychczas jest ona realizowana konsekwentnie. W minionym roku odeszło z górnictwa - bez żadnych niepokojów społecznych - 35 tys. osób. Rozpoczynamy też likwidację trwale nierentownych kopalń.
- Górnicy twierdzą, że to nie jest program restrukturyzacji, lecz likwidacji. Czy nie obawia się pan, że grozi nam rumuński scenariusz?
- Program, który kosztuje 14 mld zł, nie może być programem likwidacji. Przewidujemy, że górnictwo w 2001 r. będzie już zyskowne. Trudno jednak tolerować obecne straty w wysokości 3 mld zł rocznie. Państwo - właściciel kopalń - nie może udawać, że tego nie zauważa. Długi kopalń ktoś kiedyś będzie musiał zapłacić. Niektórzy działacze związkowi chcieliby, abyśmy utrzymywali każdą, nawet nierentowną kopalnię. Zapominają oni, że w minionym roku krajowy popyt spadł o 17 mln ton, a eksport zmniejszył się o kolejne 3 mln ton. Nie można produkować czegoś, na co nie ma zbytu.
- Na restrukturyzację czeka także polskie hutnictwo. Od 1 stycznia 2000 r. znikają cła na wyroby hutnicze. W ciągu najbliższych czterech lat powinno odejść z hutnictwa ponad 37 tys. osób. Czy na tę restrukturyzację wystarczy 30 mln ECU, jakie otrzymaliśmy na ten cel z funduszu PHARE?
- Połowa zwalnianych osób znajdzie zatrudnienie w spółkach tworzonych z majątku przekształcanych hut. Mamy pieniądze na osłony socjalne, którymi obejmiemy 17 tys. osób. Nie jest to program tak kosztowny jak w górnictwie. Restrukturyzacja hutnictwa to przede wszystkim szybka prywatyzacja pozostałych zakładów, głównie Huty Katowice i Huty im. Sendzimira, które wytwarzają 60 proc. całej produkcji.
- Jednak z negocjacji w sprawie prywatyzacji tych największych hut wycofali się Austriacy.
- Zakładaliśmy, że do 2001 r. sprywatyzujemy wszystkie huty. Połowę już sprywatyzowaliśmy. W nasze huty trzeba zainwestować 1,7 mld dolarów. Z ubolewaniem konstatuję fakt wycofania się firmy Voest Alpine. Nie wiem, w jakim stopniu ich decyzja była spowodowana załamaniem się rynku w Europie, a na ile jest to taktyczne zagranie. Mam wrażenie, że ich decyzja nie jest jeszcze ostateczna.
- Ponad miliarda złotych potrzebuje przemysł zbrojeniowy. Czy opłacalne będzie inwestowanie w fabryki, które nie będą miały odbiorców na swoje produkty, ponieważ znaczną część sprzętu wojskowego będziemy zobligowani kupować u naszych sojuszników?
- Nie podzielam tej opinii, chociaż twierdzę, że program restrukturyzacji przemysłu zbrojeniowego jest spóźniony. Szkoda, że tą sprawą nie zajęto się trzy lata temu. Inwestorzy deklarują duże zainteresowanie prywatyzacją zakładów zbrojeniowych. Chcielibyśmy, aby przyszli dostawcy sprzętu produkowali go w Polsce. Poza tym program restrukturyzacji przemysłu zbrojeniowego jest względnie tani. Według naszych obliczeń, będzie kosztował ok. 300 mln zł.
- Jednak upływ czasu wyraźnie działa na niekorzyść tych zakładów.
- Do końca marca planujemy zakończenie prac specjalnego zespołu międzyresortowego. Potem rozpiszemy przetargi na dostawę samolotu wielozadaniowego i wyposażenie śmigłowca. Minister skarbu rozpocznie zaś szybką prywatyzację.
- Ile jeszcze będzie kosztowało zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki?
- Państwo nie powinno z pieniędzy podatników finansować wszystkich programów restrukturyzacyjnych. Jest to zadanie inwestora. Ze względów społecznych budżet musi jednak finansować modernizację górnictwa węgla kamiennego, hutnictwa i zbrojeniówki. Nie sądzę, by wymagały tego inne branże. Inną kwestią jest wspieranie przez państwo rozwoju drobnej przedsiębiorczości. Realizują to specjalne strefy ekonomiczne, chociaż uważam, że nie są one zbyt racjonalnym narzędziem wspierania inwestycji.
- Podatnik wspiera jednak branże, które zatrudniają zbyt dużo osób, produkują zbyt wiele, za drogo, a na dodatek ich wyroby są złej jakości.
- Trudno mówić o złej jakości sprzętu wojskowego czy wyrobów hutniczych. W Hucie im. Sendzimira produkcja jest nowoczesna, ale nie dostosowana do oczekiwań odbiorcy, jakim jest na przykład fabryka Opla. Zgadzam się, że o kierunkach inwestowania powinien decydować prywatny właściciel, którego celem jest osiąganie jak największych zysków.
Pospiesznej likwidacji i upadku kopalń nie przeżyłby Śląsk, żaden rząd ani w efekcie żadna koalicja
- Od państwa-właściciela zależy sposób wykorzystania pieniędzy. Górnicy otrzymali wysokie odprawy, na które z kolei nie mogą liczyć hutnicy, pracownicy przemysłu lekkiego bądź zbrojeniówki. Nie obawia się pan, że przedstawiciele tych ostatnich grup zawodowych pójdą w ślady protestujących rolników?
- W polityce trzeba być pragmatykiem. Być może - zgodnie z ekonomicznym elementarzem - zamiast restrukturyzować górnictwo, należałoby rozwiązać spółki węglowe i doprowadzić do upadłości kopalnie przynoszące straty. Pytanie jednak: czy jest to realne? Przerost zatrudnienia w górnictwie to ok. 70 tys. osób. Chciałbym zrestrukturyzować tę branżę bez wstrząsów społecznych. Moim zdaniem, lepiej zapewnić górnikom byt w postaci pięcioletniego urlopu, pomocy kredytowej albo jednorazowej odprawy, niż tolerować sytuację, w której miejsce pracy w górnictwie jest zbyt kosztowne, generować straty i odsuwać w czasie rozwiązanie problemu. Nie można też zapominać, że inne grupy zawodowe, uczestnicząc w prywatyzacji swoich zakładów, otrzymały w postaci akcji spore pieniądze.
- Z tego wynika, że bardziej nam są potrzebni sprawni technokraci niż politycy, którzy dbają o to, by następnego dnia wygrać wybory?
- Jeśli ktoś chce być skuteczny w uprawianiu polityki, musi ważyć argumenty wszystkich stron. Powodzenie restrukturyzacji górnictwa zależy od dialogu z partnerami społecznymi. Tempo pełnej sanacji tej branży musi być takie, by nie zostało całkowicie zakwestionowane przez środowisko. Bo cóż z tego, że można by przyspieszyć ten proces, doprowadzając do likwidacji i upadku kopalń. Tego nie przeżyłby Śląsk, żaden rząd ani w efekcie żadna koalicja.
- Jakie są gwarancje, że pieniądze podatników przeznaczone na restrukturyzację będą efektywnie wykorzystane?
- Często spotykam się z opinią, że państwo powinno dać pieniądze i nie ingerować w sposób ich wydawania. Jestem temu przeciwny. Wykorzystanie pieniędzy powinno być kontrolowane przez ministerstwo i komisje parlamentarne. Ubolewam, że musimy wydawać duże pieniądze na restrukturyzację przemysłu, gdy tymczasem na wsparcie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw w ciągu czterech lat wydamy ok. 270 mln zł. W krajach UE wsparcie dla tego najbardziej dynamicznego sektora w gospodarce jest bardzo duże. Należałoby się skoncentrować na aktywnej polityce na rynku pracy poprzez wspieranie małej i średniej przedsiębiorczości, aby częściowo zniwelować skutki restrukturyzacji przemysłu.
- Dlaczego jednak tak powoli zachodzą zmiany legislacyjne. W połowie ubiegłego roku Zespół ds. Odbiurokratyzowania Gospodarki przedstawił projekt nowego prawa o działalności gospodarczej, które dotychczas nie zostało przez Sejm uchwalone.
- Ustawa "Prawo o działalności gospodarczej", będąca "konstytucją systemu gospodarczego", powstała w resorcie gospodarki. Wspomniany zespół ma raczej charakter doradczy i nie przeceniałbym jego roli. Uważam, że nikt nie zdejmie z ministra odpowiedzialności za przekształcenia legislacyjne, ale ubolewam, że tak długo trwały konsultacje z poszczególnymi resortami na temat ostatecznego kształtu ustawy. Sądzę jednak, że złożoność materii częściowo to tłumaczy. Obecnie debatują nad nią komisje sejmowe. Jest to ustawa w pełni koherentna z ustawodawstwem Unii Europejskiej, rozstrzygająca m.in. problem równości podmiotów polskich i zagranicznych, przedstawicielstw firm zagranicznych. Projekt ustawy otrzymał już bardzo dobre recenzje w krajach UE. Równie długo trwały uzgodnienia dotyczące fundamentalnego aktu prawnego: ustawy o dopuszczalności i nadzorze pomocy publicznej, którą nazywam kręgosłupem gospodarki.
- Największym zagrożeniem dla gospodarki jest rosnący deficyt w obrotach handlowych. Działania mające doprowadzić do zwiększenia eksportu nie przynoszą rezultatów. Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych nie odgrywa żadnej roli w zwiększaniu naszego eksportu.
- Zgadzam się, że działa ona źle i potrzebna jest jej głęboka reforma. Zamiast wspomagać firmy, ubezpieczając ich kredyty eksportowe, KUKE czerpie zyski z lokat kapitałowych. A przecież nie po to powołano tę instytucję. Polska ma ponad 10 mld dolarów deficytu w obrotach z krajami Unii Europejskiej, co znaczy, że utrzymuje ponad 400 tys. miejsc pracy w UE. Jednak struktura deficytu nie jest tak niepokojąca, bo jest on spowodowany m.in. importem inwestycyjnym. Na ujemny bilans wpływa także liberalizacja taryf celnych. Nadal jednak dochodzi do takich paradoksów, że cło na surowiec jest wyższe niż cena wyrobu. Cło na tranzystor z Azji wynosi na przykład 3-6 proc., a na gotowy komputer z UE - 0 proc. Jeśli ktoś wylicza, ile budżet stracił na obniżeniu ceł na surowce do produkcji, a nie liczy, ile więcej można dzięki tej obniżce wyprodukować i sprzedać, to - moim zdaniem - upraszcza rachunek ekonomiczny.
- Czy to znaczy, że w Polsce liczy się straty, a nie potencjalne zyski?
- Niektórzy, niestety, tak właśnie liczą.
Janusz Steinhoff: - Żadna skarga nie wpłynęła do Komisji Europejskiej. Rozmowy z Brytyjczykami wskazują, że problem polskiego eksportu na tamtejszy rynek obie strony chcą rozwiązać we własnym zakresie. Do Wielkiej Brytanii eksportujemy nieco więcej niż milion ton węgla. Jest to przede wszystkim tzw. węgiel opałowy, sprzedawany po dobrych cenach. Trudno byłoby udowodnić, że stosujemy tutaj dumping. Brytyjczycy rozumieją problemy związane z restrukturyzacją polskiego górnictwa. Dotychczas jest ona realizowana konsekwentnie. W minionym roku odeszło z górnictwa - bez żadnych niepokojów społecznych - 35 tys. osób. Rozpoczynamy też likwidację trwale nierentownych kopalń.
- Górnicy twierdzą, że to nie jest program restrukturyzacji, lecz likwidacji. Czy nie obawia się pan, że grozi nam rumuński scenariusz?
- Program, który kosztuje 14 mld zł, nie może być programem likwidacji. Przewidujemy, że górnictwo w 2001 r. będzie już zyskowne. Trudno jednak tolerować obecne straty w wysokości 3 mld zł rocznie. Państwo - właściciel kopalń - nie może udawać, że tego nie zauważa. Długi kopalń ktoś kiedyś będzie musiał zapłacić. Niektórzy działacze związkowi chcieliby, abyśmy utrzymywali każdą, nawet nierentowną kopalnię. Zapominają oni, że w minionym roku krajowy popyt spadł o 17 mln ton, a eksport zmniejszył się o kolejne 3 mln ton. Nie można produkować czegoś, na co nie ma zbytu.
- Na restrukturyzację czeka także polskie hutnictwo. Od 1 stycznia 2000 r. znikają cła na wyroby hutnicze. W ciągu najbliższych czterech lat powinno odejść z hutnictwa ponad 37 tys. osób. Czy na tę restrukturyzację wystarczy 30 mln ECU, jakie otrzymaliśmy na ten cel z funduszu PHARE?
- Połowa zwalnianych osób znajdzie zatrudnienie w spółkach tworzonych z majątku przekształcanych hut. Mamy pieniądze na osłony socjalne, którymi obejmiemy 17 tys. osób. Nie jest to program tak kosztowny jak w górnictwie. Restrukturyzacja hutnictwa to przede wszystkim szybka prywatyzacja pozostałych zakładów, głównie Huty Katowice i Huty im. Sendzimira, które wytwarzają 60 proc. całej produkcji.
- Jednak z negocjacji w sprawie prywatyzacji tych największych hut wycofali się Austriacy.
- Zakładaliśmy, że do 2001 r. sprywatyzujemy wszystkie huty. Połowę już sprywatyzowaliśmy. W nasze huty trzeba zainwestować 1,7 mld dolarów. Z ubolewaniem konstatuję fakt wycofania się firmy Voest Alpine. Nie wiem, w jakim stopniu ich decyzja była spowodowana załamaniem się rynku w Europie, a na ile jest to taktyczne zagranie. Mam wrażenie, że ich decyzja nie jest jeszcze ostateczna.
- Ponad miliarda złotych potrzebuje przemysł zbrojeniowy. Czy opłacalne będzie inwestowanie w fabryki, które nie będą miały odbiorców na swoje produkty, ponieważ znaczną część sprzętu wojskowego będziemy zobligowani kupować u naszych sojuszników?
- Nie podzielam tej opinii, chociaż twierdzę, że program restrukturyzacji przemysłu zbrojeniowego jest spóźniony. Szkoda, że tą sprawą nie zajęto się trzy lata temu. Inwestorzy deklarują duże zainteresowanie prywatyzacją zakładów zbrojeniowych. Chcielibyśmy, aby przyszli dostawcy sprzętu produkowali go w Polsce. Poza tym program restrukturyzacji przemysłu zbrojeniowego jest względnie tani. Według naszych obliczeń, będzie kosztował ok. 300 mln zł.
- Jednak upływ czasu wyraźnie działa na niekorzyść tych zakładów.
- Do końca marca planujemy zakończenie prac specjalnego zespołu międzyresortowego. Potem rozpiszemy przetargi na dostawę samolotu wielozadaniowego i wyposażenie śmigłowca. Minister skarbu rozpocznie zaś szybką prywatyzację.
- Ile jeszcze będzie kosztowało zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki?
- Państwo nie powinno z pieniędzy podatników finansować wszystkich programów restrukturyzacyjnych. Jest to zadanie inwestora. Ze względów społecznych budżet musi jednak finansować modernizację górnictwa węgla kamiennego, hutnictwa i zbrojeniówki. Nie sądzę, by wymagały tego inne branże. Inną kwestią jest wspieranie przez państwo rozwoju drobnej przedsiębiorczości. Realizują to specjalne strefy ekonomiczne, chociaż uważam, że nie są one zbyt racjonalnym narzędziem wspierania inwestycji.
- Podatnik wspiera jednak branże, które zatrudniają zbyt dużo osób, produkują zbyt wiele, za drogo, a na dodatek ich wyroby są złej jakości.
- Trudno mówić o złej jakości sprzętu wojskowego czy wyrobów hutniczych. W Hucie im. Sendzimira produkcja jest nowoczesna, ale nie dostosowana do oczekiwań odbiorcy, jakim jest na przykład fabryka Opla. Zgadzam się, że o kierunkach inwestowania powinien decydować prywatny właściciel, którego celem jest osiąganie jak największych zysków.
Pospiesznej likwidacji i upadku kopalń nie przeżyłby Śląsk, żaden rząd ani w efekcie żadna koalicja
- Od państwa-właściciela zależy sposób wykorzystania pieniędzy. Górnicy otrzymali wysokie odprawy, na które z kolei nie mogą liczyć hutnicy, pracownicy przemysłu lekkiego bądź zbrojeniówki. Nie obawia się pan, że przedstawiciele tych ostatnich grup zawodowych pójdą w ślady protestujących rolników?
- W polityce trzeba być pragmatykiem. Być może - zgodnie z ekonomicznym elementarzem - zamiast restrukturyzować górnictwo, należałoby rozwiązać spółki węglowe i doprowadzić do upadłości kopalnie przynoszące straty. Pytanie jednak: czy jest to realne? Przerost zatrudnienia w górnictwie to ok. 70 tys. osób. Chciałbym zrestrukturyzować tę branżę bez wstrząsów społecznych. Moim zdaniem, lepiej zapewnić górnikom byt w postaci pięcioletniego urlopu, pomocy kredytowej albo jednorazowej odprawy, niż tolerować sytuację, w której miejsce pracy w górnictwie jest zbyt kosztowne, generować straty i odsuwać w czasie rozwiązanie problemu. Nie można też zapominać, że inne grupy zawodowe, uczestnicząc w prywatyzacji swoich zakładów, otrzymały w postaci akcji spore pieniądze.
- Z tego wynika, że bardziej nam są potrzebni sprawni technokraci niż politycy, którzy dbają o to, by następnego dnia wygrać wybory?
- Jeśli ktoś chce być skuteczny w uprawianiu polityki, musi ważyć argumenty wszystkich stron. Powodzenie restrukturyzacji górnictwa zależy od dialogu z partnerami społecznymi. Tempo pełnej sanacji tej branży musi być takie, by nie zostało całkowicie zakwestionowane przez środowisko. Bo cóż z tego, że można by przyspieszyć ten proces, doprowadzając do likwidacji i upadku kopalń. Tego nie przeżyłby Śląsk, żaden rząd ani w efekcie żadna koalicja.
- Jakie są gwarancje, że pieniądze podatników przeznaczone na restrukturyzację będą efektywnie wykorzystane?
- Często spotykam się z opinią, że państwo powinno dać pieniądze i nie ingerować w sposób ich wydawania. Jestem temu przeciwny. Wykorzystanie pieniędzy powinno być kontrolowane przez ministerstwo i komisje parlamentarne. Ubolewam, że musimy wydawać duże pieniądze na restrukturyzację przemysłu, gdy tymczasem na wsparcie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw w ciągu czterech lat wydamy ok. 270 mln zł. W krajach UE wsparcie dla tego najbardziej dynamicznego sektora w gospodarce jest bardzo duże. Należałoby się skoncentrować na aktywnej polityce na rynku pracy poprzez wspieranie małej i średniej przedsiębiorczości, aby częściowo zniwelować skutki restrukturyzacji przemysłu.
- Dlaczego jednak tak powoli zachodzą zmiany legislacyjne. W połowie ubiegłego roku Zespół ds. Odbiurokratyzowania Gospodarki przedstawił projekt nowego prawa o działalności gospodarczej, które dotychczas nie zostało przez Sejm uchwalone.
- Ustawa "Prawo o działalności gospodarczej", będąca "konstytucją systemu gospodarczego", powstała w resorcie gospodarki. Wspomniany zespół ma raczej charakter doradczy i nie przeceniałbym jego roli. Uważam, że nikt nie zdejmie z ministra odpowiedzialności za przekształcenia legislacyjne, ale ubolewam, że tak długo trwały konsultacje z poszczególnymi resortami na temat ostatecznego kształtu ustawy. Sądzę jednak, że złożoność materii częściowo to tłumaczy. Obecnie debatują nad nią komisje sejmowe. Jest to ustawa w pełni koherentna z ustawodawstwem Unii Europejskiej, rozstrzygająca m.in. problem równości podmiotów polskich i zagranicznych, przedstawicielstw firm zagranicznych. Projekt ustawy otrzymał już bardzo dobre recenzje w krajach UE. Równie długo trwały uzgodnienia dotyczące fundamentalnego aktu prawnego: ustawy o dopuszczalności i nadzorze pomocy publicznej, którą nazywam kręgosłupem gospodarki.
- Największym zagrożeniem dla gospodarki jest rosnący deficyt w obrotach handlowych. Działania mające doprowadzić do zwiększenia eksportu nie przynoszą rezultatów. Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych nie odgrywa żadnej roli w zwiększaniu naszego eksportu.
- Zgadzam się, że działa ona źle i potrzebna jest jej głęboka reforma. Zamiast wspomagać firmy, ubezpieczając ich kredyty eksportowe, KUKE czerpie zyski z lokat kapitałowych. A przecież nie po to powołano tę instytucję. Polska ma ponad 10 mld dolarów deficytu w obrotach z krajami Unii Europejskiej, co znaczy, że utrzymuje ponad 400 tys. miejsc pracy w UE. Jednak struktura deficytu nie jest tak niepokojąca, bo jest on spowodowany m.in. importem inwestycyjnym. Na ujemny bilans wpływa także liberalizacja taryf celnych. Nadal jednak dochodzi do takich paradoksów, że cło na surowiec jest wyższe niż cena wyrobu. Cło na tranzystor z Azji wynosi na przykład 3-6 proc., a na gotowy komputer z UE - 0 proc. Jeśli ktoś wylicza, ile budżet stracił na obniżeniu ceł na surowce do produkcji, a nie liczy, ile więcej można dzięki tej obniżce wyprodukować i sprzedać, to - moim zdaniem - upraszcza rachunek ekonomiczny.
- Czy to znaczy, że w Polsce liczy się straty, a nie potencjalne zyski?
- Niektórzy, niestety, tak właśnie liczą.
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.