Nie wiem, czy dziesięć lat temu można było wymusić na ministrze Kiszczaku zakaz filmowania i nagrywania niejawnych rozmów
Jakoś nie mogę się zdobyć na poważny stosunek do głośnych ostatnio taśm generała Kiszczaka. Być może nie doceniam powagi sprawy dlatego, że mnie na nich nie ma, bo w czasach "okrągłego stołu" byłem na szczęście skromnym ciurą przy podstoliku prawniczym, a fotografowano tylko rycerzy. W sumie całą sprawę uważam raczej za incydent komiczny i chyba już nie zmienię zdania.
Otóż sądzę, że jeżeli akceptuje się gościnę u ministra spraw wewnętrznych PRL, to każdy wie, iż wspomniany minister z zawodowej rutyny to i owo może uwiecznić na taśmie filmowej lub magnetofonowej. Myślę, że wszyscy nasi rycerze "okrągłego stołu", doświadczeni w bojach z bezpieką i milicją, dokładnie o tym wiedzieli. Nie wiem, czy dziesięć lat temu można było wymusić na ministrze Kiszczaku zakaz filmowania i nagrywania niejawnych rozmów. Dzisiaj zresztą nie chodzi o to, że ktoś coś filmował i nagrywał, ale o użytek uczyniony z historycznych taśm.
Myślę, że generał Kiszczak postąpił niezbyt honorowo, ale przecież cel, dla którego zdecydował się na publikację wybranych materiałów, jest wyłącznie polityczny, a w polityce, jak wiadomo, bardziej liczy się skuteczność niż godziwość postępowania. I cały naród może dzisiaj podziwiać golące wódę i koniak postacie ze świecznika. W znakomitej komitywie - rzec można nawet - serdecznej przyjaźni z generałem. Wszyscy mogą widzieć i słyszeć dość nieśmiało wznoszony toast: "Nie ma wolności bez ťSolidarnościŤ" i teatralny szept ministra Cioska: "My wam damy żyć, wy nam dacie żyć i wszystko będzie w porządku".
Dzisiaj nie chodzi o to, że ktoś coś filmował i nagrywał,
ale o użytek uczyniony z taśm
Głębsze przesłanie tych taśm dla ludu bożego jest mniej więcej następujące: "Patrzcie ludzie! Ci wasi mężni, legendarni rycerze jeszcze dziesięć lat temu nie byli tacy twardzi. Wcale nie zionęli antykomunizmem i nie dyszeli żądzą odwetu. Byli grzeczni, układni i szczęśliwi, że mogą walnąć kielicha z komunistyczną władzą". A jeszcze głębszy przekaz może być wręcz taki: "Sprzedali was przy gorzale, gwarantując nam bezkarność i pełnię praw".
Taka wymowa kiszczakowskich taśm niepomiernie wkurzyła niektórych prominentnych rycerzy. Najbardziej rozjuszył się nasz były Monarcha, niegdyś mój Szef, a dzisiaj m.in. felietonista "Wprost". Faktem jest, że przedstawienie Lecha Wałęsy jako człowieka, który wychyla kilka luf, jest nieprawdą, bo Prezydent nie pije. Jeden kieliszek może tak, ale nie tyle, ile na zdjęciach, wyraźnie pochodzących z różnych miejsc. Materiał jest zatem celowo zmontowany tak, by ludzie mogli powiedzieć: "Wałęsa odstawia wielkiego antykomunistę, a wódę z Kiszczakiem chlał jak z kumplem". Szef nie lubi być podstępnie kiwany i dlatego zareagował żywiołowo. "Zrobić Kiszczakowi przeszukanie, przekopać ogródek, skipiszować dom, zabrać wszystko i ukarać". Gdy trochę ochłonął, oświadczył, że widzi w tym początek kampanii prezydenckiej na rzecz osoby, której nie może podać ręki, oczywiście na wypadek, gdyby On, to znaczy Lech Wałęsa, zdecydował się kandydować.
Nie wiem, czy Lech Wałęsa wstydzi się swojego udziału w rozmowach "okrągłego stołu". Myślę, że nie, ale żart generała Kiszczaka - w stylu Skiby z Big Cyca - ugodził Szefa boleśnie. Tak czy inaczej, mecenas Olszewski wódki z Kiszczakiem nie pił i z tego punktu widzenia jest antykomunistą bardziej wiarygodnym. Zresztą Jan Olszewski wyraźnie wstydzi się swojego udziału w historycznej imprezie sprzed dziesięciu lat i utrzymuje, że był jedynie ekspertem. Jednakże sam na własne oczy widziałem, że prawda wyglądała inaczej.
Jasne, że generał Kiszczak nadepnął niektórym naszym rycerzom na honor i ci, którzy uważają się za mężów bez skazy, powinni go wyzwać na pojedynek. Tylko czy warto, w tym wieku i kondycji fizycznej? Spuśćmy więc zasłonę miłosierdzia na ten cały film i rozejrzyjmy się raczej za dobrym towarzystwem emerytalnym.
Otóż sądzę, że jeżeli akceptuje się gościnę u ministra spraw wewnętrznych PRL, to każdy wie, iż wspomniany minister z zawodowej rutyny to i owo może uwiecznić na taśmie filmowej lub magnetofonowej. Myślę, że wszyscy nasi rycerze "okrągłego stołu", doświadczeni w bojach z bezpieką i milicją, dokładnie o tym wiedzieli. Nie wiem, czy dziesięć lat temu można było wymusić na ministrze Kiszczaku zakaz filmowania i nagrywania niejawnych rozmów. Dzisiaj zresztą nie chodzi o to, że ktoś coś filmował i nagrywał, ale o użytek uczyniony z historycznych taśm.
Myślę, że generał Kiszczak postąpił niezbyt honorowo, ale przecież cel, dla którego zdecydował się na publikację wybranych materiałów, jest wyłącznie polityczny, a w polityce, jak wiadomo, bardziej liczy się skuteczność niż godziwość postępowania. I cały naród może dzisiaj podziwiać golące wódę i koniak postacie ze świecznika. W znakomitej komitywie - rzec można nawet - serdecznej przyjaźni z generałem. Wszyscy mogą widzieć i słyszeć dość nieśmiało wznoszony toast: "Nie ma wolności bez ťSolidarnościŤ" i teatralny szept ministra Cioska: "My wam damy żyć, wy nam dacie żyć i wszystko będzie w porządku".
Dzisiaj nie chodzi o to, że ktoś coś filmował i nagrywał,
ale o użytek uczyniony z taśm
Głębsze przesłanie tych taśm dla ludu bożego jest mniej więcej następujące: "Patrzcie ludzie! Ci wasi mężni, legendarni rycerze jeszcze dziesięć lat temu nie byli tacy twardzi. Wcale nie zionęli antykomunizmem i nie dyszeli żądzą odwetu. Byli grzeczni, układni i szczęśliwi, że mogą walnąć kielicha z komunistyczną władzą". A jeszcze głębszy przekaz może być wręcz taki: "Sprzedali was przy gorzale, gwarantując nam bezkarność i pełnię praw".
Taka wymowa kiszczakowskich taśm niepomiernie wkurzyła niektórych prominentnych rycerzy. Najbardziej rozjuszył się nasz były Monarcha, niegdyś mój Szef, a dzisiaj m.in. felietonista "Wprost". Faktem jest, że przedstawienie Lecha Wałęsy jako człowieka, który wychyla kilka luf, jest nieprawdą, bo Prezydent nie pije. Jeden kieliszek może tak, ale nie tyle, ile na zdjęciach, wyraźnie pochodzących z różnych miejsc. Materiał jest zatem celowo zmontowany tak, by ludzie mogli powiedzieć: "Wałęsa odstawia wielkiego antykomunistę, a wódę z Kiszczakiem chlał jak z kumplem". Szef nie lubi być podstępnie kiwany i dlatego zareagował żywiołowo. "Zrobić Kiszczakowi przeszukanie, przekopać ogródek, skipiszować dom, zabrać wszystko i ukarać". Gdy trochę ochłonął, oświadczył, że widzi w tym początek kampanii prezydenckiej na rzecz osoby, której nie może podać ręki, oczywiście na wypadek, gdyby On, to znaczy Lech Wałęsa, zdecydował się kandydować.
Nie wiem, czy Lech Wałęsa wstydzi się swojego udziału w rozmowach "okrągłego stołu". Myślę, że nie, ale żart generała Kiszczaka - w stylu Skiby z Big Cyca - ugodził Szefa boleśnie. Tak czy inaczej, mecenas Olszewski wódki z Kiszczakiem nie pił i z tego punktu widzenia jest antykomunistą bardziej wiarygodnym. Zresztą Jan Olszewski wyraźnie wstydzi się swojego udziału w historycznej imprezie sprzed dziesięciu lat i utrzymuje, że był jedynie ekspertem. Jednakże sam na własne oczy widziałem, że prawda wyglądała inaczej.
Jasne, że generał Kiszczak nadepnął niektórym naszym rycerzom na honor i ci, którzy uważają się za mężów bez skazy, powinni go wyzwać na pojedynek. Tylko czy warto, w tym wieku i kondycji fizycznej? Spuśćmy więc zasłonę miłosierdzia na ten cały film i rozejrzyjmy się raczej za dobrym towarzystwem emerytalnym.
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.