To, że pół miliona ludzi obejrzało film o mieście, które zamiera, by czcić powstanie, można zrozumieć. Ale żeby sucha i zmielona bagietka zawładnęła wyobraźnią internautów?
Było tak: w zeszły poniedziałek właściciele znanej knajpki umieścili na swojej facebookowej stronie zdjęcie papierowej torby do połowy wypełnionej brązowawymi okruszkami i czarnej tabliczki, na której kredą wypisano cenę 7 zł. I się zaczęło. Natychmiast pojawiły się fan page’e tartej bułki z Charlotte, nazywanej też „suchą karmą dla hipsterów”. W sumie przez kilkadziesiąt godzin strony te (analizowałam trzy) zyskały wyraźnie ponad 2 tys. lajków i więcej niż 800 komentarzy. A tekst „bułka tarta za siedem zeta” stał się jednym z najpopularniejszych memów polskiego internetu 2012 r.
Wygłup w służbie marketingu
Justyna Kosmala, właścicielka Charlotte, twierdzi, że to nie była zaplanowana akcja marketingu wirusowego, tylko przypadek, z którego, owszem, umiejętnie skorzystali: – Zawsze zamieszczamy na Facebooku informacje o nowych produktach. Ale to, że nasza bułka tarta wywoła taką sensację, było nie do przewidzenia. Okazało się, że jest tematem bardziej nośnym niż wizyta gościa z Ameryki.
Nie zmienia to faktu, że całość akcji wokół tartej bagiety jest jak z podręcznika. Opublikowane zdjęcie uderza w normę, zgodnie z którą wielu osobom cena 7 zł za bułkę tartą wydaje się absurdalna. Fotka rozprzestrzenia się bardzo szybko, wywołując lawinę komentarzy. Każdy kryzys otwiera jednak okno, poprzez które można nie tylko załagodzić sytuację, ale wręcz odwrócić ją na swoją korzyść. I Charlotte to okno doskonale wykorzystuje. – Szybkie podbicie stawki przez opublikowanie zdjęcia z ceną 17 zł zupełnie odwróciło sytuację. Efekt? Umocnienie wizerunku, publikacje medialne, dziesiątki memów, tysiące nowych fanów i kolejne setki tysięcy osób, które dzięki całej sytuacji dowiedziały się o istnieniu kawiarni – tłumaczy Jędrzej Deryło, strategy manager w agencji social media Link Me Up. Tak więc „bułka tarta za siedem zeta” w ekspresowym tempie stała się memem. Czyli czym? Jedna z definicji memu głosi, że to zaraźliwy wzorzec informacji powielany przez pasożytniczo zainfekowane ludzkie umysły i modyfikujący ich zachowanie tak, że ci zarażeni ludzie rozprzestrzeniają ten wzorzec. Memami mogą stać się hasła, melodie, obrazy. – Mem sam w sobie nie gwarantuje powodzenia kampanii, jej rozprzestrzeniania się w populacji. Jeśli ludzie zaczną przekazywać sobie stworzoną przez marketerów wariację mema, zaadaptują ją i na jej podstawie zaczną tworzyć własne wersje, wtedy możemy mówić o dobrze wykonanej robocie – wyjaśnia Piotr Pal, strategy planner w agencji Opcom.
Wygłup w służbie marketingu
Justyna Kosmala, właścicielka Charlotte, twierdzi, że to nie była zaplanowana akcja marketingu wirusowego, tylko przypadek, z którego, owszem, umiejętnie skorzystali: – Zawsze zamieszczamy na Facebooku informacje o nowych produktach. Ale to, że nasza bułka tarta wywoła taką sensację, było nie do przewidzenia. Okazało się, że jest tematem bardziej nośnym niż wizyta gościa z Ameryki.
Nie zmienia to faktu, że całość akcji wokół tartej bagiety jest jak z podręcznika. Opublikowane zdjęcie uderza w normę, zgodnie z którą wielu osobom cena 7 zł za bułkę tartą wydaje się absurdalna. Fotka rozprzestrzenia się bardzo szybko, wywołując lawinę komentarzy. Każdy kryzys otwiera jednak okno, poprzez które można nie tylko załagodzić sytuację, ale wręcz odwrócić ją na swoją korzyść. I Charlotte to okno doskonale wykorzystuje. – Szybkie podbicie stawki przez opublikowanie zdjęcia z ceną 17 zł zupełnie odwróciło sytuację. Efekt? Umocnienie wizerunku, publikacje medialne, dziesiątki memów, tysiące nowych fanów i kolejne setki tysięcy osób, które dzięki całej sytuacji dowiedziały się o istnieniu kawiarni – tłumaczy Jędrzej Deryło, strategy manager w agencji social media Link Me Up. Tak więc „bułka tarta za siedem zeta” w ekspresowym tempie stała się memem. Czyli czym? Jedna z definicji memu głosi, że to zaraźliwy wzorzec informacji powielany przez pasożytniczo zainfekowane ludzkie umysły i modyfikujący ich zachowanie tak, że ci zarażeni ludzie rozprzestrzeniają ten wzorzec. Memami mogą stać się hasła, melodie, obrazy. – Mem sam w sobie nie gwarantuje powodzenia kampanii, jej rozprzestrzeniania się w populacji. Jeśli ludzie zaczną przekazywać sobie stworzoną przez marketerów wariację mema, zaadaptują ją i na jej podstawie zaczną tworzyć własne wersje, wtedy możemy mówić o dobrze wykonanej robocie – wyjaśnia Piotr Pal, strategy planner w agencji Opcom.
Więcej możesz przeczytać w 32/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.