Jako naród zawsze byliśmy miłośnikami wolności i nigdy nie przepadaliśmy za dyscypliną. Przepisy drogowe, regulaminy porządkowe, paragrafy administracyjne, komunikaty policyjne i wszelkie inne zarządzenia od rządowych po osiedlowe, które w naszym mniemaniu utrudniają życie wolnym ludziom, były i są u nas w głębokiej pogardzie. Ktoś, kto lubi dyscyplinę, to w Polsce agent, sadysta, donosiciel, wariat lub Niemiec.
Uwielbienie bałaganu i uraz na punkcie dyscypliny, pielęgnowane nad Wisłą przez stulecia, widoczne są także przy okazji igrzysk w Londynie. Właściwie nie ma już dyscypliny sportowej (może poza siatkówką), którą potrafilibyśmy uprawiać. W związku z pasmem klęsk we wszystkich praktycznie sportach istnieje pilna potrzeba wymyślenia nowych dyscyplin, w których jako ludzie z wrodzonym defektem okażemy się mistrzami.
Podczas audycji „Skiba z masłem” na antenie Radia Gdańsk ogłosiłem konkurs na nowe dyscypliny sportowe, w których dumny naród polski mógłby się sprawdzić. Zasugerowałem, że na pewno jesteśmy dobrzy w rzucaniu grochem o ścianę i mięsem na wyścigi oraz że całkiem dobrze moglibyśmy wypaść w skoku przez polityczne bagno. Obok dyscyplin kojarzących się politycznie zaproponowałem także te absurdalne, w których mielibyśmy szansę na złoty medal. Tu pojawiły się takie kategorie, jak gotowanie kapuśniaku bez maski tlenowej na czas, całowanie się podczas jazdy traktorem, rzut biustonoszem do celu czy taniec w kisielu w stroju regionalnym.
Naród potraktował mój konkurs z należytą powagą, a odzew był wielki, co dobrze świadczy o naszym poczuciu humoru. Z wielu dyscyplin zaproponowanych przez słuchaczy najciekawsze to sprint na promocje i wyprzedaże, maraton narzekania, łapówkarstwo ręczne, slalom między paragrafami oraz pływanie synchroniczne w sałatce śledziowej.
Klęska na igrzyskach olimpijskich jest tak wielka, a zainteresowanie nowymi sportami tak duże, że nawet Polski Komitet Olimpijski we współpracy ze Stowarzyszeniem Radiestetów postanowił zlecić gruntowne poszukiwania dyscyplin, w których mielibyśmy szanse na miejsca medalowe. Eksperci sportowi sugerują, że już dziś wygrywamy na arenach światowych w trójboju siłowym (piwo, wino, wódka) oraz jako chodziarze, bo zawsze idziemy w zaparte jak Władysław Serafin na konferencji prasowej. Do poszukiwań dyscyplin, w których moglibyśmy wygrać, włączył się nawet episkopat. Zdaniem biskupów polską dyscypliną narodową jest wiara w cuda. Na przykład wiara w to, że za 800 zł można wyjechać na dwa tygodnie na Wyspy Kanaryjskie i wrócić na koszt marszałka województwa.
Uwielbienie bałaganu i uraz na punkcie dyscypliny, pielęgnowane nad Wisłą przez stulecia, widoczne są także przy okazji igrzysk w Londynie. Właściwie nie ma już dyscypliny sportowej (może poza siatkówką), którą potrafilibyśmy uprawiać. W związku z pasmem klęsk we wszystkich praktycznie sportach istnieje pilna potrzeba wymyślenia nowych dyscyplin, w których jako ludzie z wrodzonym defektem okażemy się mistrzami.
Podczas audycji „Skiba z masłem” na antenie Radia Gdańsk ogłosiłem konkurs na nowe dyscypliny sportowe, w których dumny naród polski mógłby się sprawdzić. Zasugerowałem, że na pewno jesteśmy dobrzy w rzucaniu grochem o ścianę i mięsem na wyścigi oraz że całkiem dobrze moglibyśmy wypaść w skoku przez polityczne bagno. Obok dyscyplin kojarzących się politycznie zaproponowałem także te absurdalne, w których mielibyśmy szansę na złoty medal. Tu pojawiły się takie kategorie, jak gotowanie kapuśniaku bez maski tlenowej na czas, całowanie się podczas jazdy traktorem, rzut biustonoszem do celu czy taniec w kisielu w stroju regionalnym.
Naród potraktował mój konkurs z należytą powagą, a odzew był wielki, co dobrze świadczy o naszym poczuciu humoru. Z wielu dyscyplin zaproponowanych przez słuchaczy najciekawsze to sprint na promocje i wyprzedaże, maraton narzekania, łapówkarstwo ręczne, slalom między paragrafami oraz pływanie synchroniczne w sałatce śledziowej.
Klęska na igrzyskach olimpijskich jest tak wielka, a zainteresowanie nowymi sportami tak duże, że nawet Polski Komitet Olimpijski we współpracy ze Stowarzyszeniem Radiestetów postanowił zlecić gruntowne poszukiwania dyscyplin, w których mielibyśmy szanse na miejsca medalowe. Eksperci sportowi sugerują, że już dziś wygrywamy na arenach światowych w trójboju siłowym (piwo, wino, wódka) oraz jako chodziarze, bo zawsze idziemy w zaparte jak Władysław Serafin na konferencji prasowej. Do poszukiwań dyscyplin, w których moglibyśmy wygrać, włączył się nawet episkopat. Zdaniem biskupów polską dyscypliną narodową jest wiara w cuda. Na przykład wiara w to, że za 800 zł można wyjechać na dwa tygodnie na Wyspy Kanaryjskie i wrócić na koszt marszałka województwa.
Więcej możesz przeczytać w 32/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.