Kiedy piszę te słowa, półnagie kobiety, lśniące jak mokre wydry, grają w siatkówkę plażową na największym placu defilad w samym sercu Londynu.
Choć powyższe zdanie jest zgodne z prawdą, to – przyznaję bez bicia – nie ja je wymyśliłem, tylko inny, dużo lepiej opłacany dziennikarz. Za nieregularne pisywanie felietonów „The Telegraph” daje mu ćwierć miliona funtów rocznie. Może i dużo, ale należy pamiętać, że gość miał zostać naczelnym tego pisma. Wolał jednak politykę. Dziś rządzi miastem, w którym – w ocenie akredytowanych tam zagranicznych dziennikarzy – właśnie zakończyły się najlepsze igrzyska w historii. Rozdano na nich ponad 900 medali i choć nie zdobył żadnego z nich, to on został największym zwycięzcą. Impreza otworzyła przed nim drzwi do rezydencji przy 10 Downing Street, gdzie mieszka premier Wielkiej Brytanii. Przekroczy próg, jeśli tylko zechce.
Jeszcze kilka lat temu w swoim stylu wykluczał taką możliwość: „Bardziej prawdopodobne, że w następnym wcieleniu zostanę oliwką albo że frisbee utnie mi głowę”. Ale ostatnio zmienił ton: „Muszę sięgnąć po najwyższą władzę w tym kraju, choćby po to, żeby zbudować w Londynie nowe lotnisko”. Zresztą czego można się spodziewać po kimś, kto w dzieciństwie, gdy ciocie pytały, kim zostanie, kiedy dorośnie, odpowiadał bez zająknięcia: „Zostanę królem świata”.
Choć powyższe zdanie jest zgodne z prawdą, to – przyznaję bez bicia – nie ja je wymyśliłem, tylko inny, dużo lepiej opłacany dziennikarz. Za nieregularne pisywanie felietonów „The Telegraph” daje mu ćwierć miliona funtów rocznie. Może i dużo, ale należy pamiętać, że gość miał zostać naczelnym tego pisma. Wolał jednak politykę. Dziś rządzi miastem, w którym – w ocenie akredytowanych tam zagranicznych dziennikarzy – właśnie zakończyły się najlepsze igrzyska w historii. Rozdano na nich ponad 900 medali i choć nie zdobył żadnego z nich, to on został największym zwycięzcą. Impreza otworzyła przed nim drzwi do rezydencji przy 10 Downing Street, gdzie mieszka premier Wielkiej Brytanii. Przekroczy próg, jeśli tylko zechce.
Jeszcze kilka lat temu w swoim stylu wykluczał taką możliwość: „Bardziej prawdopodobne, że w następnym wcieleniu zostanę oliwką albo że frisbee utnie mi głowę”. Ale ostatnio zmienił ton: „Muszę sięgnąć po najwyższą władzę w tym kraju, choćby po to, żeby zbudować w Londynie nowe lotnisko”. Zresztą czego można się spodziewać po kimś, kto w dzieciństwie, gdy ciocie pytały, kim zostanie, kiedy dorośnie, odpowiadał bez zająknięcia: „Zostanę królem świata”.
Więcej możesz przeczytać w 33/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.