Dwanaście niemieckich przedsiębiorstw chce od września tego roku uruchomić Fundusz Pamięci, Odpowiedzialności i Przyszłości, z którego mają być wypłacane odszkodowania dla byłych pracowników przymusowych, w tym Polaków.
Niestety, inicjatywa ta ma niewiele wspólnego z zadośćuczynieniem niewolnikom III Rzeszy. Jest raczej próbą kupienia spokoju za możliwie najmniejszą cenę.
Jeszcze do niedawna rząd RFN uważał temat odszkodowań za zamknięty. Ponowne otwarcie tego rozdziału wymusiła diaspora żydowska i sądy w USA. Na niemieckie firmy spadła lawina roszczeń, uruchomiona dzięki precedensowi szwajcarskich banków: pół wieku po wojnie operowały one pieniędzmi i złotem zrabowanym Żydom przez III Rzeszę i długo odrzucały żądania ofiar Holocaustu. Na ujawnienie kont i wypłacenie odszkodowań zdecydowały się dopiero wtedy, gdy Amerykanie zagrozili bojkotem szwajcarskich instytucji finansowych oraz tamtejszych producentów. Niemieccy bankierzy również zaprzeczali, jakoby robili interesy na tzw. aryzacji majątków i pożydowskim złocie. Do roz- rachunku z niechlubną przeszłością skłoniła ich rosnąca liczba pozwów sądowych oraz groźba utraty rynków nie tylko w USA.
W pozwach, jakie do czerwca ubiegłego roku wpłynęły z USA przeciw Dresdner Bank, ofiary Holocaustu domagają się odszkodowań w wysokości 32 mld marek. W nie lepszej sytuacji znalazł się Deutsche Bank. Tylko jedno roszczenie, złożone w sądzie w Brooklynie przez 75-letnią Gabrielę Hammerstein, opiewa na miliard marek. Członków jej rodziny wymordowano w KL Theresienstadt, a Deutsche Bank przejął wszystkie konta Hammersteinów. Jesienią ubiegłego roku rzecznik Allianz AG Galli Zugaro potwierdził, że również do niemieckich ubezpieczalni trafiły pozwy z nowojorskich sądów. Wcześniej skargi otrzymały koncerny samochodowe BMW i Volkswagena oraz wiele przedsiębiorstw z innych branż. Zaspokojenie wszystkich roszczeń ofiar Holocaustu i pracowników przymusowych zrujnowałoby finanse Niemiec. RFN jest największym eksporterem towarów przemysłowych na świecie. W dobie globalizacji gospodarki i ekspansji na rynku kapitałowym dopuszczenie do bojkotu niemieckich koncernów oznaczałoby zbiorowe harakiri. Fakt ten zobligował nowego kanclerza Gerharda Schrödera do przejęcia inicjatywy. Kanclerz wyszedł z założenia, że państwo wyłożyło już wystarczająco dużo pieniędzy na odszkodowania dla ofiar nazizmu, i zaapelował do przedsiębiorstw, które czerpały zyski z niewolniczej pracy obcokrajowców. Już na pierwszym spotkaniu z przemysłowcami i bankierami Schröder zaproponował uruchomienie wspólnego funduszu. Początkowo Manfred Gentz, członek zarządu koncernu Daimler-Chrysler, żądał wykluczenia z tego gremium przedstawicieli banków; co innego praca, choćby przymusowa, co innego interesy robione dzięki zrabowanemu majątkowi. Kanclerz zdołał jednak usadzić wszystkich przy stole, w czym pomogły mu argumenty finansowe.
Gerhard Schröder nie pozostawił złudzeń co do swych intencji. Powiedział: "Fundusz ma przede wszystkim zapobiec zbiorowym pozwom z USA, a także uniemożliwić kampanię godzącą w wizerunek kraju i w niemiecką gospodarkę". Równocześnie kanclerz zastrzegł, iż "wypłaty z funduszu nastąpią tylko wtedy, gdy będzie jasne, że uczestniczące w nim przedsiębiorstwa zostaną definitywnie uwolnione od sądowych roszczeń". W tym celu zawarte mają być bilateralne umowy międzyrządowe. Według nieoficjalnych informacji, na koncie nowego funduszu znajdą się 3 mld marek. Ponadto płatnicy będą mogli odliczyć dokonane przelewy od podatku. W ten sposób kanclerz nie lubianego w kołach gospodarczych rządu SPD/Zieloni stał się rzecznikiem wielkiej finansjery.
Zaspokojenie wszystkich roszczeń ofiar Holocaustu
i pracowników przymusowych zrujnowałoby finanse Niemiec
Dla Rolfa-Ernsta Breuera, członka zarządu Deutsche Bank, nowy fundusz odszkodowawczy jest "milowym krokiem". Dla Michaela Witti, monachijskiego adwokata, reprezentanta 30 tys. amerykańskich ofiar, informacje z Bonn są zaledwie "pierwszym krokiem we właściwym kierunku". Jak skomentował Witti, w funduszu powinno uczestniczyć znacznie więcej koncernów, stan konta powinien być kilkakrotnie wyższy, a odszkodowania winny objąć co najmniej milion osób. Bodo Hombach, minister i szef Urzędu Kanclerskiego, twierdzi tymczasem, że odszkodowania powinno otrzymać 200-300 tys. byłych pracowników przymusowych.
Według danych z sierpnia 1944 r., do pracy w III Rzeszy zmuszono 7 651 970 obcokrajowców, w tym ok. 1,7 mln Polaków. Nieoficjalnie ogólną liczbę robotników przymusowych szacuje się na 10 mln osób. O skali tego zjawiska świadczy fakt, że wywiezieni na roboty stanowili w Rzeszy aż 46,4 proc. wszystkich zatrudnionych w rolnictwie. Najwięcej obaw budzi kwestia rekompensat dla ofiar z Europy Środkowej i Wschodniej. Do czasu upadku komunizmu Polacy, Rosjanie, Ukraińcy i Czesi nie mogli się ubiegać o niemieckie odszkodowania. Dotychczas RFN wypłaciła z tytułu wojennych reparacji 104 mld marek, prawie wszystko otrzymali Niemcy i obywatele krajów zachodnich.
W 1991 r. powstała Fundacja Niemiecko-Polskie Pojednanie. Na jej koncie znalazło się 500 mln marek. W Moskwie, Kijowie i Mińsku powołano fundacje Porozumienie i Pojednanie, które dysponują miliardem marek, od niedawna istnieje też Niemiecko-Czeski Fundusz Przyszłości, mający do 2007 r. otrzymać 90 mln marek. Poszkodowani w Europie Środkowej i Wschodniej, ich adwokaci, a także niektórzy deputowani do Bundestagu uznają te kwoty za niewystarczające i niewspółmierne do sum wypłaconych na Zachodzie. Podobnego zdania jest adwokat Dieter Wissgott, który reprezentuje 21 844 polskich byłych więźniów obozów koncentracyjnych i w ich imieniu domaga się od piętnastu przedsiębiorstw ponad 7 mld marek odszkodowań. Wissgott ostrzega też przed podejmowaniem poufnych ustaleń i zobowiązań międzyrządowych, mogących uszczuplić prawa poszkodowanych.
Podobne zastrzeżenia mają amerykańscy adwokaci. Przed kilkoma dniami wrócił z Waszyngtonu minister Bodo Hombach, któremu Stuart Eizenstat, przedstawiciel rządu USA, oświadczył, że nie zgadza się na stawianie porozumienia międzyrządowego ponad prawem i oczekuje, iż pełnomocnicy ofiar będą mogli wpływać na podejmowane decyzje. Amerykanie nie chcą dać Niemcom gwarancji, że po zawarciu porozumienia nie będzie procesów przeciw poszczególnym koncernom. Ignatz Bubis, przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, zauważył, że przedstawiciele rządu RFN skoncentrowali się na dialogu z USA, pomijając kraje środkowo- i wschodnioeuropejskie. Bubis radzi, by reprezentanci tych państw dołączyli do Amerykanów.
Oprócz idei powołania funduszu w Niemczech nie ma dziś żadnych podstaw prawnych do wypłaty odszkodowań pracownikom przymusowym i ofiarom tzw. aryzacji majątków. Przekonało się o tym 21 oskarżycieli z Polski i Węgier, którzy dochodzili swych roszczeń przed sądem w Kolonii. Byli oni więźniami KL Auschwitz, skierowanymi z rozkazu SS do pracy w fabryce amunicji Weichsel Metall Union. Ponieważ firma ta nie istnieje, domagali się odszkodowania od Republiki Federalnej Niemiec. Pozew oddalono, uzasadniając, że "nie ma podstawy prawnej do zasądzania odszkodowania od państwa". Trzech oskarżycieli w wieku 76-86 lat zmarło, nie doczekawszy ogłoszenia werdyktu sądu.
Kanclerz Gerhard Schröder uważa, że pieniądze na nowy fundusz powinny wyłożyć wyłącznie kręgi gospodarczo-finansowe. Już sama liczba założycieli funduszu (Allianz, Deutsche Bank, Dresdner Bank, Volkswagen, BMW, Daimler-Chrysler, Degussa, Krupp, Hoechst, Siemens, BASF i Bayer) budzi zdziwienie, gdyż w czasach III Rzeszy nie było właściwie zakładu i instytucji, które nie czerpałyby zysków z wykorzystywania przymusowej siły roboczej. Co prawda we "wspólnym oświadczeniu" grupa inicjatywna funduszu zaapelowała o włączanie się następnych firm, ale - jak zauważył Manfred Pohl z Towarzystwa Badania Dziejów Przedsiębiorstw - zaledwie 2 proc. zakładów podjęło rozrachunek z własną przeszłością. Nawet gdyby zgłosiło się więcej koncernów, udział państwa i tak jest nieunikniony. Tylko rolnictwo III Rzeszy zatrudniało przymusowo ponad 2,7 mln osób, setki tysięcy ludzi pracowało na kolei, poczcie, przy odgruzowywaniu miast. W Stuttgarcie zarząd miasta wykorzystywał 5 tys. osób. Kolonia, Karlsruhe, Monachium, Lüdenscheid czy Ulm zaprosiły poszkodowanych z Europy Środkowej i Wschodniej do złożenia "wizyt pojednawczych". O odszkodowaniach nie mówił nikt, choć ludzie ci mają takie same prawa jak przymusowi pracownicy zakładów przemysłowych.
Zgodnie z planem Schrödera fundusz ma dysponować dwoma subkontami: "humanitarnym" - będą z niego wypłacane odszkodowania z tytułu roszczeń wobec niemieckich koncernów - oraz "przyszłościowym" - służącym międzynarodowej współpracy w badaniach nad narodowym socjalizmem. Pominąwszy fakt, że nie wiadomo, kto zapłaci za pracę poza sektorem przemysłowym, rząd federalny nie zalicza do grupy pracowników przymusowych więźniów wojennych. Jak zapowiedziano, wypłaty mają następować "bez biurokracji, szybko i indywidualnie". Nie powiedziano natomiast, według jakich kryteriów ma być dokonywany podział odszkodowań.
Lothar Evers z Federalnego Związku Informacji i Poradnictwa dla Prześladowanych przez Narodowy Socjalizm nie pozostawił na kanclerskiej inicjatywie (w jej obecnej formie) suchej nitki. Jego zdaniem, fundusz "ogranicza prawa ofiar", a Schröder "nie występuje w interesie poszkodowanych, lecz chroni niemiecki przemysł". Trudno się też nie zgodzić z opinią Eversa, że założyciele funduszu ideologizują zamiar wyrównania szkód ofiarom, z których większość już zresztą nie żyje, czyli uprawiają polityczne krasomówstwo. Bez nacisku USA tematem odszkodowań w ogóle by się nie zainteresowano. Podjęcie problemu odszkodowań 54 lata po wojnie mówi samo za siebie. Na koncie funduszu nie może się znaleźć suma wyssana z urzędniczego palca, lecz zapewniająca godną rekompensatę za doznane krzywdy. Czy ofiary doczekają się sprawiedliwości przed 1 września 1999 r., przed 60. rocznicą napaści Niemiec na Polskę i wybuchu II wojny światowej?
Jeszcze do niedawna rząd RFN uważał temat odszkodowań za zamknięty. Ponowne otwarcie tego rozdziału wymusiła diaspora żydowska i sądy w USA. Na niemieckie firmy spadła lawina roszczeń, uruchomiona dzięki precedensowi szwajcarskich banków: pół wieku po wojnie operowały one pieniędzmi i złotem zrabowanym Żydom przez III Rzeszę i długo odrzucały żądania ofiar Holocaustu. Na ujawnienie kont i wypłacenie odszkodowań zdecydowały się dopiero wtedy, gdy Amerykanie zagrozili bojkotem szwajcarskich instytucji finansowych oraz tamtejszych producentów. Niemieccy bankierzy również zaprzeczali, jakoby robili interesy na tzw. aryzacji majątków i pożydowskim złocie. Do roz- rachunku z niechlubną przeszłością skłoniła ich rosnąca liczba pozwów sądowych oraz groźba utraty rynków nie tylko w USA.
W pozwach, jakie do czerwca ubiegłego roku wpłynęły z USA przeciw Dresdner Bank, ofiary Holocaustu domagają się odszkodowań w wysokości 32 mld marek. W nie lepszej sytuacji znalazł się Deutsche Bank. Tylko jedno roszczenie, złożone w sądzie w Brooklynie przez 75-letnią Gabrielę Hammerstein, opiewa na miliard marek. Członków jej rodziny wymordowano w KL Theresienstadt, a Deutsche Bank przejął wszystkie konta Hammersteinów. Jesienią ubiegłego roku rzecznik Allianz AG Galli Zugaro potwierdził, że również do niemieckich ubezpieczalni trafiły pozwy z nowojorskich sądów. Wcześniej skargi otrzymały koncerny samochodowe BMW i Volkswagena oraz wiele przedsiębiorstw z innych branż. Zaspokojenie wszystkich roszczeń ofiar Holocaustu i pracowników przymusowych zrujnowałoby finanse Niemiec. RFN jest największym eksporterem towarów przemysłowych na świecie. W dobie globalizacji gospodarki i ekspansji na rynku kapitałowym dopuszczenie do bojkotu niemieckich koncernów oznaczałoby zbiorowe harakiri. Fakt ten zobligował nowego kanclerza Gerharda Schrödera do przejęcia inicjatywy. Kanclerz wyszedł z założenia, że państwo wyłożyło już wystarczająco dużo pieniędzy na odszkodowania dla ofiar nazizmu, i zaapelował do przedsiębiorstw, które czerpały zyski z niewolniczej pracy obcokrajowców. Już na pierwszym spotkaniu z przemysłowcami i bankierami Schröder zaproponował uruchomienie wspólnego funduszu. Początkowo Manfred Gentz, członek zarządu koncernu Daimler-Chrysler, żądał wykluczenia z tego gremium przedstawicieli banków; co innego praca, choćby przymusowa, co innego interesy robione dzięki zrabowanemu majątkowi. Kanclerz zdołał jednak usadzić wszystkich przy stole, w czym pomogły mu argumenty finansowe.
Gerhard Schröder nie pozostawił złudzeń co do swych intencji. Powiedział: "Fundusz ma przede wszystkim zapobiec zbiorowym pozwom z USA, a także uniemożliwić kampanię godzącą w wizerunek kraju i w niemiecką gospodarkę". Równocześnie kanclerz zastrzegł, iż "wypłaty z funduszu nastąpią tylko wtedy, gdy będzie jasne, że uczestniczące w nim przedsiębiorstwa zostaną definitywnie uwolnione od sądowych roszczeń". W tym celu zawarte mają być bilateralne umowy międzyrządowe. Według nieoficjalnych informacji, na koncie nowego funduszu znajdą się 3 mld marek. Ponadto płatnicy będą mogli odliczyć dokonane przelewy od podatku. W ten sposób kanclerz nie lubianego w kołach gospodarczych rządu SPD/Zieloni stał się rzecznikiem wielkiej finansjery.
Zaspokojenie wszystkich roszczeń ofiar Holocaustu
i pracowników przymusowych zrujnowałoby finanse Niemiec
Dla Rolfa-Ernsta Breuera, członka zarządu Deutsche Bank, nowy fundusz odszkodowawczy jest "milowym krokiem". Dla Michaela Witti, monachijskiego adwokata, reprezentanta 30 tys. amerykańskich ofiar, informacje z Bonn są zaledwie "pierwszym krokiem we właściwym kierunku". Jak skomentował Witti, w funduszu powinno uczestniczyć znacznie więcej koncernów, stan konta powinien być kilkakrotnie wyższy, a odszkodowania winny objąć co najmniej milion osób. Bodo Hombach, minister i szef Urzędu Kanclerskiego, twierdzi tymczasem, że odszkodowania powinno otrzymać 200-300 tys. byłych pracowników przymusowych.
Według danych z sierpnia 1944 r., do pracy w III Rzeszy zmuszono 7 651 970 obcokrajowców, w tym ok. 1,7 mln Polaków. Nieoficjalnie ogólną liczbę robotników przymusowych szacuje się na 10 mln osób. O skali tego zjawiska świadczy fakt, że wywiezieni na roboty stanowili w Rzeszy aż 46,4 proc. wszystkich zatrudnionych w rolnictwie. Najwięcej obaw budzi kwestia rekompensat dla ofiar z Europy Środkowej i Wschodniej. Do czasu upadku komunizmu Polacy, Rosjanie, Ukraińcy i Czesi nie mogli się ubiegać o niemieckie odszkodowania. Dotychczas RFN wypłaciła z tytułu wojennych reparacji 104 mld marek, prawie wszystko otrzymali Niemcy i obywatele krajów zachodnich.
W 1991 r. powstała Fundacja Niemiecko-Polskie Pojednanie. Na jej koncie znalazło się 500 mln marek. W Moskwie, Kijowie i Mińsku powołano fundacje Porozumienie i Pojednanie, które dysponują miliardem marek, od niedawna istnieje też Niemiecko-Czeski Fundusz Przyszłości, mający do 2007 r. otrzymać 90 mln marek. Poszkodowani w Europie Środkowej i Wschodniej, ich adwokaci, a także niektórzy deputowani do Bundestagu uznają te kwoty za niewystarczające i niewspółmierne do sum wypłaconych na Zachodzie. Podobnego zdania jest adwokat Dieter Wissgott, który reprezentuje 21 844 polskich byłych więźniów obozów koncentracyjnych i w ich imieniu domaga się od piętnastu przedsiębiorstw ponad 7 mld marek odszkodowań. Wissgott ostrzega też przed podejmowaniem poufnych ustaleń i zobowiązań międzyrządowych, mogących uszczuplić prawa poszkodowanych.
Podobne zastrzeżenia mają amerykańscy adwokaci. Przed kilkoma dniami wrócił z Waszyngtonu minister Bodo Hombach, któremu Stuart Eizenstat, przedstawiciel rządu USA, oświadczył, że nie zgadza się na stawianie porozumienia międzyrządowego ponad prawem i oczekuje, iż pełnomocnicy ofiar będą mogli wpływać na podejmowane decyzje. Amerykanie nie chcą dać Niemcom gwarancji, że po zawarciu porozumienia nie będzie procesów przeciw poszczególnym koncernom. Ignatz Bubis, przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, zauważył, że przedstawiciele rządu RFN skoncentrowali się na dialogu z USA, pomijając kraje środkowo- i wschodnioeuropejskie. Bubis radzi, by reprezentanci tych państw dołączyli do Amerykanów.
Oprócz idei powołania funduszu w Niemczech nie ma dziś żadnych podstaw prawnych do wypłaty odszkodowań pracownikom przymusowym i ofiarom tzw. aryzacji majątków. Przekonało się o tym 21 oskarżycieli z Polski i Węgier, którzy dochodzili swych roszczeń przed sądem w Kolonii. Byli oni więźniami KL Auschwitz, skierowanymi z rozkazu SS do pracy w fabryce amunicji Weichsel Metall Union. Ponieważ firma ta nie istnieje, domagali się odszkodowania od Republiki Federalnej Niemiec. Pozew oddalono, uzasadniając, że "nie ma podstawy prawnej do zasądzania odszkodowania od państwa". Trzech oskarżycieli w wieku 76-86 lat zmarło, nie doczekawszy ogłoszenia werdyktu sądu.
Kanclerz Gerhard Schröder uważa, że pieniądze na nowy fundusz powinny wyłożyć wyłącznie kręgi gospodarczo-finansowe. Już sama liczba założycieli funduszu (Allianz, Deutsche Bank, Dresdner Bank, Volkswagen, BMW, Daimler-Chrysler, Degussa, Krupp, Hoechst, Siemens, BASF i Bayer) budzi zdziwienie, gdyż w czasach III Rzeszy nie było właściwie zakładu i instytucji, które nie czerpałyby zysków z wykorzystywania przymusowej siły roboczej. Co prawda we "wspólnym oświadczeniu" grupa inicjatywna funduszu zaapelowała o włączanie się następnych firm, ale - jak zauważył Manfred Pohl z Towarzystwa Badania Dziejów Przedsiębiorstw - zaledwie 2 proc. zakładów podjęło rozrachunek z własną przeszłością. Nawet gdyby zgłosiło się więcej koncernów, udział państwa i tak jest nieunikniony. Tylko rolnictwo III Rzeszy zatrudniało przymusowo ponad 2,7 mln osób, setki tysięcy ludzi pracowało na kolei, poczcie, przy odgruzowywaniu miast. W Stuttgarcie zarząd miasta wykorzystywał 5 tys. osób. Kolonia, Karlsruhe, Monachium, Lüdenscheid czy Ulm zaprosiły poszkodowanych z Europy Środkowej i Wschodniej do złożenia "wizyt pojednawczych". O odszkodowaniach nie mówił nikt, choć ludzie ci mają takie same prawa jak przymusowi pracownicy zakładów przemysłowych.
Zgodnie z planem Schrödera fundusz ma dysponować dwoma subkontami: "humanitarnym" - będą z niego wypłacane odszkodowania z tytułu roszczeń wobec niemieckich koncernów - oraz "przyszłościowym" - służącym międzynarodowej współpracy w badaniach nad narodowym socjalizmem. Pominąwszy fakt, że nie wiadomo, kto zapłaci za pracę poza sektorem przemysłowym, rząd federalny nie zalicza do grupy pracowników przymusowych więźniów wojennych. Jak zapowiedziano, wypłaty mają następować "bez biurokracji, szybko i indywidualnie". Nie powiedziano natomiast, według jakich kryteriów ma być dokonywany podział odszkodowań.
Lothar Evers z Federalnego Związku Informacji i Poradnictwa dla Prześladowanych przez Narodowy Socjalizm nie pozostawił na kanclerskiej inicjatywie (w jej obecnej formie) suchej nitki. Jego zdaniem, fundusz "ogranicza prawa ofiar", a Schröder "nie występuje w interesie poszkodowanych, lecz chroni niemiecki przemysł". Trudno się też nie zgodzić z opinią Eversa, że założyciele funduszu ideologizują zamiar wyrównania szkód ofiarom, z których większość już zresztą nie żyje, czyli uprawiają polityczne krasomówstwo. Bez nacisku USA tematem odszkodowań w ogóle by się nie zainteresowano. Podjęcie problemu odszkodowań 54 lata po wojnie mówi samo za siebie. Na koncie funduszu nie może się znaleźć suma wyssana z urzędniczego palca, lecz zapewniająca godną rekompensatę za doznane krzywdy. Czy ofiary doczekają się sprawiedliwości przed 1 września 1999 r., przed 60. rocznicą napaści Niemiec na Polskę i wybuchu II wojny światowej?
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.