Słynny ogier El Paso z janowskiej stadniny poszedł za milion dolarów. Wtedy to były gigantyczne pieniądze. Na ostatniej aukcji aż takich cen nie było, ale chętnych, by płacić za hodowane u nas konie arabskie, nie brak.
Shirley Watts jak zawsze licytowała chwilę. Kiedy w zeszłym tygodniu stanęła do walki o piękną klacz Epopeję, konkurenci odpadali jeden po drugim. Potrzebowała zaledwie paru minut i 370 tys. euro. Jej mąż Charlie, perkusista The Rolling Stones, który towarzyszy jej co roku na aukcjach, jak zwykle milczał i delikatnie się uśmiechał, patrząc, jak żona po raz kolejny uszczupla domowy budżet z powodu pięknej klaczy. Wiadomo, że jego pasją są raczej stare samochody niż piękne konie, ale wiadomo też, że kocha swoją żonę. Dlatego kiedy pani Watts staje do walki o araba, nigdy nie przegrywa. – Już tak ma, że jak chce jakiegoś konia, to go kupuje za każdą cenę. Nie ma zmiłuj – opowiada Marek Trela, prezes stadniny w Janowie Podlaskim, gdzie w ubiegły weekend odbyła się 43. aukcja koni arabskich.
We wszystkich aukcjach uzyskano 1,2 mln euro. Kwota robi wrażenie, ale specjaliści narzekają, że kryzys coraz mocniej odbija się na końskiej branży. Nawet arabscy szejkowie, których w Janowie zawsze jest przynajmniej kilkunastu, zaciskają pasa. Wciąż jednak na aukcji najdroższych koni arabskich na świecie Polish Pride panuje podniosła atmosfera. Kupcy w pięknej hali przy eleganckich stołach oglądają dziś konie, popijając drinki. Przed laty w Janowie drinków ani hali nie było. Prawdę mówiąc, w Janowie nie było właściwie niczego poza końmi. Ale to tam raz do roku w szarej socjalistycznej rzeczywistości wyrastała na kilka dni kolorowa wyspa dobrobytu, która kontrastowała z siermiężnym demoludem. – To był zupełnie inny świat. Dla nas, żyjących w tamtej rzeczywistości, ale też dla kupców milionerów. Przyjeżdżali na polską prowincję, która była dla nich kompletną egzotyką. Nie wiem, dla kogo było to większe przeżycie – mówi Marek Trela.
We wszystkich aukcjach uzyskano 1,2 mln euro. Kwota robi wrażenie, ale specjaliści narzekają, że kryzys coraz mocniej odbija się na końskiej branży. Nawet arabscy szejkowie, których w Janowie zawsze jest przynajmniej kilkunastu, zaciskają pasa. Wciąż jednak na aukcji najdroższych koni arabskich na świecie Polish Pride panuje podniosła atmosfera. Kupcy w pięknej hali przy eleganckich stołach oglądają dziś konie, popijając drinki. Przed laty w Janowie drinków ani hali nie było. Prawdę mówiąc, w Janowie nie było właściwie niczego poza końmi. Ale to tam raz do roku w szarej socjalistycznej rzeczywistości wyrastała na kilka dni kolorowa wyspa dobrobytu, która kontrastowała z siermiężnym demoludem. – To był zupełnie inny świat. Dla nas, żyjących w tamtej rzeczywistości, ale też dla kupców milionerów. Przyjeżdżali na polską prowincję, która była dla nich kompletną egzotyką. Nie wiem, dla kogo było to większe przeżycie – mówi Marek Trela.
Więcej możesz przeczytać w 34/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.