Oto historia mrożąca krew w żyłach. Tak bardzo, że na rozgrzewkę nie pomaga nawet radziecki samogon, co owej gawędy bohater własnym przykładem poświadczył.
To będzie opowieść inspirująca i umoralniająca. Ktoś młody i zdolny skarżył mi się, jak trudno jest wyjechać na dobrą zagraniczną uczelnię, by tam dalej się rozwijać. Eee, tam – pomyślałem. Cóż to jest w porównaniu do perypetii Georgija Gamowa, jednego z najważniejszych architektów teorii Wielkiego Wybuchu opisującej genezę Wszechświata. Przypomnijmy zatem te przygody, ku pokrzepieniu serc. By udowodnić, że nie ma takich przeszkód, których nie sposób pokonać, gdy chce się główkować w murach markowej Alma Mater.
Georgij Antonowicz Gamow był absolutnym geniuszem. I oryginałem. Barrow określa go jako „ekstrawertyka o niekonwencjonalnym stylu życia”, ale powiedzieć, że to niedopowiedzenie, byłoby niedopowiedzeniem. Gamow był postrzeleńcem i skończonym wariatem.
Władza radziecka ceniła młodego błyskotliwego fizyka. Dziennik „Prawda” poświęcił mu poemat, dzięki Gamowowi Sowieci mogli się chwalić, że mają „własnych Platonów i mądrych Newtonów”. Rzecz w tym, że Georgij Antonowicz nie odwzajemniał tej miłości. Otrzeźwiony represjami reżimu wobec intelektualistów, postanowił zwiać. W swoim zwariowanym stylu: gumowym kajakiem z Krymu do Turcji. Jakieś 250-300 km machania wiosłami przez Morze Czarne. Zapakował zatem do kajaka lubą żonę Lubę, pompę, pływaki z dętek od futbolówek, jajka na twardo, czekoladę, kompas i parę butelek bimbru na rozgrzewkę. 110 km od brzegu zziębniętych, zmęczonych i podtopionych Gamowów – utrzymywali, że zniósł ich wiatr – wyłowili rodzimi rybacy. I odtransportowali na Krym. Potem jeszcze Gamow próbował nawiać z Murmańska do Norwegii, przez wody arktyczne. Udało się dopiero, gdy na zaproszenie Nielsa Bohra Gamow wyjechał na konferencję fizyków w Brukseli.
Proszę zatem nie jęczeć, że trudno się stąd wyrwać. Czas załadować kajak.
Georgij Antonowicz Gamow był absolutnym geniuszem. I oryginałem. Barrow określa go jako „ekstrawertyka o niekonwencjonalnym stylu życia”, ale powiedzieć, że to niedopowiedzenie, byłoby niedopowiedzeniem. Gamow był postrzeleńcem i skończonym wariatem.
Władza radziecka ceniła młodego błyskotliwego fizyka. Dziennik „Prawda” poświęcił mu poemat, dzięki Gamowowi Sowieci mogli się chwalić, że mają „własnych Platonów i mądrych Newtonów”. Rzecz w tym, że Georgij Antonowicz nie odwzajemniał tej miłości. Otrzeźwiony represjami reżimu wobec intelektualistów, postanowił zwiać. W swoim zwariowanym stylu: gumowym kajakiem z Krymu do Turcji. Jakieś 250-300 km machania wiosłami przez Morze Czarne. Zapakował zatem do kajaka lubą żonę Lubę, pompę, pływaki z dętek od futbolówek, jajka na twardo, czekoladę, kompas i parę butelek bimbru na rozgrzewkę. 110 km od brzegu zziębniętych, zmęczonych i podtopionych Gamowów – utrzymywali, że zniósł ich wiatr – wyłowili rodzimi rybacy. I odtransportowali na Krym. Potem jeszcze Gamow próbował nawiać z Murmańska do Norwegii, przez wody arktyczne. Udało się dopiero, gdy na zaproszenie Nielsa Bohra Gamow wyjechał na konferencję fizyków w Brukseli.
Proszę zatem nie jęczeć, że trudno się stąd wyrwać. Czas załadować kajak.
Więcej możesz przeczytać w 34/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.