Sondaże opinii publicznej jednoznacznie wskazują, że większość społeczeństwa domaga się zasadniczej zmiany sposobu sprawowania władzy. Obniżenie notowań to cena za wprowadzenie reform, ale też i za popełnione błędy: brak precyzyjnej, szybkiej informacji, nieumiejętność przewidywania rozwoju wydarzeń, wypadki złego dysponowania publicznymi pieniędzmi. Dlatego strajki rolników czy pracowników służby zdrowia są akceptowane nawet przez wielu zwolenników koalicji. W tej sytuacji dla rządzących byłoby opłacalne przyspieszenie planowanych na 1 kwietnia zmian w strukturze rządu. Gdyby równocześnie usunięto ze stanowisk tych ministrów, którzy najwyraźniej się nie sprawdzili, zatrudniono fachowców od public relations, zorganizowano dla szefa rządu sprawne zaplecze ekspertów, wreszcie forsowano inicjatywy mogące owocować popularnością (na przykład ustawowe ograniczenie zarobków działaczy samorządowych), to rząd łatwiej przetrwałby do jesieni, kiedy powinny być widoczne pozytywne skutki reform. Brak igrzysk w sytuacji, gdy chleb dopiero się wypieka, spowoduje tak znaczne osłabienie władzy państwowej, że będzie ona w stanie jedynie dryfować, czekając na cud spełnienia reform. Liderzy koalicji nie mogą demonstrować nerwowości, jeśli jednak już w marcu nie przeprowadzą, choćby spektakularnych zmian, to popełnią zasadniczy błąd. Błąd, który - wedle Talleyranda - jest czymś gorszym od zbrodni.
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.